Usłyszałam jak samochód wjeżdża na nasz podjazd. Miałam cichą nadzieję, że chłopcy wrócili wcześniej. Wyjrzałam przez okno.
- O kurwa. - powiedziałam cicho. Czarne Audi A6 podjechało pod dom. Chwilę potem z auta wysiadł Adam. Serce mi stanęło. Łapiąc komórkę, która leżała na kanapie, pobiegłam na górę zamykając się w pustym pokoju gościnnym. Wlazłam pod łóżko i szybko wykręciłam numer Finnicka.
*- Finn - szepnęłam łamiącym się głosem.
- Co się stało?
- Są tu, przyjechali przed chwilą.
- GA? O Boże... gdzie Harry i reszta?
- Jestem sama w domu, broń została w pokoju obok. Finn, co ja mam zrobić?
- Postaramy się być za jakieś 15 minut, postaraj się bronić, uciekać i spowalniać ich jak najdłużej. - powiedział Finnick, a ja usłyszałam jak drzwi domu powoli otworzyły się.
- Weszli do domu. - zapłakałam cicho. - Już po mnie.
- Nie bój się El, pamiętaj jesteś silna, dasz sobie radę. Będziemy za kilka minut.
- Finn, jeśli już nigdy więcej się nie zobaczymy, to wiedz, że dziękuję ci za wszystko.
- El, nie żegnaj się ze mną. Widzimy się za chwilę. Dokopiemy tym popierdoleńcom.
- Żegnaj Finn.
- Do zobaczenia Eli.*
Włożyłam telefon do kieszeni i w ciszy czekałam na wyrok. Znajdą mnie, czy może sobie odpuszczą, może zaraz WR wkroczą do akcji i uratują mnie. Nienawidzę czekania. Znajdą mnie prędzej czy później kurwa! Wyszłam spod łóżka i otworzyłam drzwi. Na końcu korytarza stał Adam i jacyś dwaj faceci.
- Witaj Elizabeth. - uśmiechnął się arogancko.
- Wypierdalaj stąd! - podniosłam głos.
- Oj Eli, Eli, Eli. Mała, głupiutka, naiwna Eli. Jesteś bezbronna. Nikt ci nie pomoże. Już jesteś moja.
- Po moim trupie.
- Da się załatwić. - usłyszałam w odpowiedzi. W tym momencie Adam ruszył w moją stronę. Zaczęła się walka. Ten świr atakował, ale unikałam jego ciosów. Gdyby nie miał pomocy, poradziłabym sobie z nim. Ale niestety ja jedna przeciwko trzem facetom nie dałam rady. Obezwładnili mnie i wynieśli z domu. Chciałam krzyczeć, ale zakryli mi usta, a do tego nie było ani żywej duszy na ulicy. No w sumie jest sobota, przed 9:00. Nie dziwię się, że ludzie siedzą w domach. Zostałam wrzucona na tylne siedzenie czarnego samochodu. Dziwiłam się, że nie wsadzili mnie do bagażnika czy coś. Siedziałam pomiędzy dwoma mięśniakami, a Adam prowadził. Byłam w tak beznadziejnym położeniu, że się poddałam. Nie walczyłam dłużej. Udało mu się. Zaplanował wszystko idealnie. Musiałby się stać jakiś cud, żebym się stąd wydostała. Jechaliśmy jakieś pół godziny. Adam zatrzymał samochód pod jakimś starym, opuszczonym budynkiem. Świr nacisnął klakson i na ten sygnał zaczęli wybiegać mężczyźni. O kurwa, ile ich tu jest! Zostałam wywleczona z samochodu i jeden z facetów zaczął mnie prowadzić w stronę budynku.
Kryjówka GA |
- Tylko pieprzyć, nic więcej. - słyszałam komentarze z ust tych dziwaków. Niedobrze mi się zrobiło. Mężczyzna, który mnie prowadził wręcz wrzucił mnie do ciemnego, pustego, małego pomieszczenia. Tam przykuł moje ręce łańcuchami.
- Na razie jesteś zbyt dzika. Zdejmiemy ci to gdy trochę się uspokoisz. - powiedział do mnie. I po prostu wyszedł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, było w nim tylko jedno malutkie okienko tuż przy suficie. Przyjrzałam się i zobaczyłam, że mogłabym się przecisnąć, ale jak na złość były w nim kraty. Westchnęłam cicho i zaczęłam myśleć. Szkoda, że nie pożegnałam się z bliskimi. Pewnie już żywa stąd nie wyjdę. Łzy sunęły po moich policzkach jednakże nie wydawałam z siebie żadnego dźwięku. Byłam zbyt oszołomiona całą sytuacją.
***Oczami Finnicka***
~~godzinę wcześniej~~
Gdy Elizabeth do mnie zadzwoniła, myślałem, że rozszarpię tego stukniętego debila. Jak najszybciej starałem się dojechać do domu. Gdy wreszcie dotarłem na miejsce, El już nie było. Wszedłem do jej domu w nadziei, że jednak ją zastanę, ale na samym wejściu przywitała mnie zimna cisza. Wybiegłem z domu i z piskiem opon ruszyłem w stronę hangaru, gdzie mieli wszyscy być. Jechałem ok. 10 minut. Wbiegłem do budynku.
- Chodźcie tu wszyscy! - wydarłem się. Byłem strasznie wkurwiony.
- Czego się drzesz? - zapytał Jake podchodząc do mnie razem z pozostałymi.
- Porwali Elizabeth.
- Co?! - krzyknął Mick.
- Jak to możliwe?! - zapytał Jake.
- Kurwa normalnie. Musimy ją odbić, bez względu na wszystko. Jak najszybciej. Ona nie może skończyć tak jak Paula.
- Nie skończy. Będziemy walczyć do końca i wygramy zobaczysz. - odezwał się David. Wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na ziemi i zacząłem rozmyślać. Strasznie przywiązałem się do tej cholernej wariatki. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do Stylesa. Nie będzie zadowolony.
***Oczami Harrego***
Wychodziliśmy z Modestu i już wracaliśmy do domu. Usiadłem za kółkiem szczęśliwy, że za chwilę przytulę moją ukochaną, usiądziemy sobie przy stole i zjemy śniadanie. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Zjechałem na pobocze i wyszedłem z pojazdu. Gdy zobaczyłem, że dzwoni Finnick, miałem same najgorsze myśli. Odebrałem.
*- Finnick? Co się stało?
- Stary, nie wiem jak mam ci to powiedzieć.
- O Boże... mów!
- Elizabeth, oni... oni ją porwali.
- Co?! - zapytałem łamiącym się głosem. Łzy zaczęły napływać mi do oczu.
- Porwali ją, dosłownie z pół godziny temu. Przyjeżdżajcie do hangaru, zadzwonię po resztę.*
Powiedział i rozłączył się. Schowałem telefon do kieszeni i ukryłem twarz w dłoniach.
- Nie mogę w to uwierzyć. To nie prawda. - szeptałem do siebie. Poczułem, że ktoś dotknął mojego ramienia. Podniosłem głowę i zobaczyłem Zayna. - Kurwa! - wydarłem się na cały głos i upadłem na kolana. Łzy samoistnie kapały na ziemię. Usiadł obok mnie.
- Harry, co się stało?
- Ja pierdolę. - nie przestawałem płakać. - Porwali ją. Zayn, oni porwali Elizabeth! - krzyknąłem. Wszyscy wysiedli z samochodu i usiedli obok mnie i Zayna.
- Czy ja dobrze słyszałem? Boże to niemożliwe. - odezwał się Louis.
- A jednak Lou. A jednak. Musimy jak najszybciej jechać do hangaru. - Pospiesznie wsiedliśmy do auta i po 15 minutach byliśmy na miejscu. Wszyscy usiedliśmy w ''salonie'' (tak nazywaliśmy pokój gdzie była kanapa, fotele, kuchnia itd.) i zaczęła się dyskusja. Po kilku minutach zapadła cisza.
- Powiem jedno. - odezwałem się po chwili. - Bez względu na wszystko, zabiję skurwysyna. - wszyscy się ze mną zgodzili. Dyskutowaliśmy aż do wieczora. Niestety nic z tego nie wynikło. Byłem zbyt wkurwiony, pozostali z resztą też. Rozeszliśmy się do domów. Od razu położyłem się łóżka, które bez mojej kochanej El, było puste. Nie mogłem spać całą noc, a gdy przysnąłem nad ranem, obudził mnie cholerny telefon. Nie patrząc na wyświetlacz, odebrałem.
*- Witaj Styles.
- Adam! - rozbudziłem się gdy tylko usłyszałem jego wkurwiający głos.
- Brawo, jeśli chcesz, możesz zobaczyć się z Elizabeth. Za 10 minut połączę się z tobą przez skypa. Porozmawiasz sobie z nią. Nie chcę, żeby mi tu umarła z tęsknoty.
- Błagam, nie rób jej krzywdy. Zrobię co zechcesz.
- Ciekawa propozycja, odezwę się w tej sprawie. Czekaj na połączenie. A tak na marginesie, twoja dziewczyna jest zajebista w łóżku. Wiedziałeś o tym? - krew w moich żyłach zaczęła wrzeć.
- Nie zrobiłeś jej tego prawda?! Kurwa powiedz, że tego nie zrobiłeś! - wkurwiłem się i to strasznie.
- Nie denerwuj się Harry, czekaj na połączenie. - powtórzył i rozłączył się. *
Chwyciłem laptopa i czekałem. Minuty dłużyły się w nieskończoność. Wreszcie usłyszałem ten upragniony dźwięk nadchodzącego połączenia. Bez wahania odebrałem i zobaczyłem Elizabeth. Była przykuta do ściany jakimiś łańcuchami. Jej głowa opadała, więc nie widziałem jej twarzy. Wtedy zobaczyłem jak Adam uwalnia jej ręce, a potem wyszedł. Chyba.
- Elizabeth? - zapytałem cicho. Podniosła głowę i zaczęła płakać.
- Harry... - załkała. Uśmiechnąłem się przez łzy.
- Nie płacz kochanie. Wszystko będzie dobrze. - starałem się ją pocieszyć, ale prawdę mówiąc gówno to dało. Rozmawialiśmy przez następne pięć minut. Niestety przyszedł czas na pożegnanie.
- El, posłuchaj mnie. Wydostaniemy cię stamtąd. Nie masz się poddawać. Jeszcze wszystko się ułoży. Jasne?!
- Ciemne Harry, nie wydostaniecie mnie. To ty mnie posłuchaj. Dajcie sobie spokój, błagam. Nie narażajcie się. To nie ma sensu, i tak już po mnie. Ale i tak zawszę będę cię kochać. Pamiętaj.
- Eli, nie żegnaj się ze mną. Jeszcze się zobaczymy i wszystko będzie ok. Będę walczył do ostatniej kropli krwi, wszyscy będziemy walczyć. Rozumiesz?
- Żegnaj Harry, Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej. - i tak zakończyła się nasza rozmowa. W głębi siebie błagałem Boga, żeby to nie była ostatnia.
***Oczami Elizabeth***
Po skończonej rozmowie do pokoju wpadł Adam. Zabrał laptopa i wyniósł go. Wrócił po kilku minutach i podszedł do mnie. Uważnie śledziłam każdy jego ruch, a gdy kucnął naprzeciwko mnie, serce waliło mi jak oszalałe. Zaczął mnie dotykać, coraz wyżej i wyżej. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam się na niego drzeć. W efekcie zostałam kopnięta wielokrotnie w brzuch. Ale na moje nieszczęście świr się dopiero rozkręcał. Zaczął mnie wręcz katować. Bił mnie bez opamiętania, jakby nagle stracił nad sobą kontrolę. Zaczęłam powoli tracić przytomność. Wtedy Adam wyjął pistolet i strzelił w ścianę tuż nad moją głową.
- Nigdy więcej mi się nie sprzeciwiaj. - powiedział i wyszedł, a ja odpłynęłam.
------------------------------------------------------------------------
Cześć wam skarby ♥
Wybaczcie tą przerwę, ale niestety w szpitalu nie było wi-fi ;c
Za to miałam laptopa i przez cały mój pobyt w tym okropnym miejscu zdążyłam napisać sporo następnych rozdziałów. Będzie się działo...
Więc tak, mam nadzieję, że rozdział się podobał i was nie zawiodłam.
Matko *o* 15 obserwatorów i ponad 8000 wyświetleń!
Kocham was skarby i dziękuję z góry za każdy komentarz i jeszcze raz proszę anonimowego komentatora, żeby zostawiał po sobie tylko jeden komentarz.
Dzięki jeszcze raz i do następnego rozdziału ♥
5 komentarzy = następny rozdział
Kocham was
♥♥♥