wtorek, 31 grudnia 2013

If you ever love somebody put your hands up ♥

Muzyka: klik


Z zamkniętymi oczami wspominałam wszystkie dobre i złe chwile. Wszystko jak film wyświetlało się po kolei w mojej głowie. Widziałam uśmiechniętego Harrego gdy oglądaliśmy jakąś denną komedię w telewizji. Chwilę potem ukazał mi się zapłakany Hazz, wymawiający te okropne słowa: '' Eli, my nie możemy już być razem... [...] Musimy zerwać.'' Te słowa jak echo rozchodziły się po mnie i wyciskały ze mnie kolejne krople słonych łez. Otworzyłam oczy i przetarłam je, żeby cokolwiek zobaczyć. Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra. Byłam blada, potargana, w pogniecionych ciuchach, cała opuchnięta od łez, nienaturalnie chuda. W środku mnie, było jeszcze gorzej. Stałam się oziębła, nie chciałam z nikim rozmawiać, cierpiałam jak jeszcze nigdy. Nie spędzałam z nikim czasu, tylko sama siedziałam w pokoju, płakałam i opijałam się wódką.
- Nie jestem już taka jak kiedyś. - szepnęłam sama do siebie. - Zniszczyłeś mnie Harry. Co ja gadam, sama siebie zniszczyłam. - powtarzałam. - Ale to ty mnie kurwa zostawiłeś! - krzyknęłam i uderzyłam pięścią w lustro, w efekcie czego rozbiło się na maleńkie kawałeczki. - Obiecałeś, że mnie nie skrzywdzisz...
Wybuchnęłam spazmatycznym płaczem i opadłam na podłogę. Gwałtownie wciągałam i wydychałam powietrze dusząc się łzami. Chciałam zastąpić czymś ból psychiczny. Leżąc na podłodze przeturlałam się w miejsce gdzie wylądowały kawałki potłuczonego przeze mnie lustra. Poczułam pierwsze ukłucia i przecięcia na skórze. Zaczęłam się uśmiechać. Nie myślałam o bólu, nie myślałam o krwi. Zaczęłam myśleć o śmierci. Co by było gdybym teraz umarła? Kolejny raz myślę o śmierci. Nie powinno tak być. Wstałam ze szkła i ruszyłam pod prysznic. Muszę wyjść wreszcie z pokoju. Odkąd Harry mnie zostawił minęło już 10 dni. Od tego czasu siedziałam u siebie. Gdy krople ciepłej wody otulały moje ramiona, odprężyłam się. Chciałam już na zawsze zostać pod tym prysznicem, ale niestety, trzeba było wyjść. Opuściłam kabinę i owinęłam swoje mokre ciało w ręcznik. Wyszłam z łazienki, a z szafy wyjęłam czystą bieliznę. Po nałożeniu jej, ubrałam to. Poprawiłam sobie jeszcze włosy, a rzęsy przeczesałam maskarą i byłam już gotowa. Spojrzałam na zegar, była 10:17. Sięgnęłam po mojego iPhona, włożyłam go do kieszeni i zeszłam na dół. Czułam się dziwnie wychodząc z pokoju, ale to musiało kiedyś nastąpić. Podeszłam do schodów i usłyszałam głosy pełne zniechęcenia i smutku. Zeszłam na dół i jakby nigdy nic weszłam do kuchni, gdzie wszyscy już siedzieli. No prawie wszyscy, nie było Lou.
- Cześć. - powiedziałam do chłopców i wstawiłam sobie wodę na kawę. Patrzyli na mnie jakbym była nie wiadomo czym. Ich miny były przekomiczne. Gdybym była w nastroju, roześmiałabym się. Ale niestety nie jestem. Nawet nie mogę się uśmiechnąć. Po chwili Niall wstał i przytulił mnie mocno.
- Tęskniliśmy za tobą mała. - szepnął mi blondyn do ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie i odwzajemniłam uścisk. Wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że potrzebuję bliskości. Odkleiłam się od Irlandczyka i zrobiłam sobie kawę. Usiadłam przy stole razem z chłopcami i popijałam ciemną ciecz. Obok mnie siedział Harry, nie byłam z tego powodu zadowolona, ale cóż mogę zrobić. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Mijały kolejne minuty i nic się nie działo. Wtedy do pomieszczenia wszedł zaspany Louis. Nie spojrzał na nas, tylko podszedł do szafki i wyciągnął z niej szklankę.
- Cześć Lou. - powiedziałam do przyjaciela. Oczekiwałam odpowiedzi, ale w zamian usłyszałam tłuczone szkło. - Boo Bear, czemu zbiłeś szklankę? - zaśmiałam się delikatnie. Na widok przyjaciela poprawił mi się humor. Louis podszedł do mnie i przytulił mnie równie mocno, co Niall chwilę wcześniej.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. - powiedział cicho przyjaciel. Łzy kolejny raz zaczęły napływać do moich oczu. Postanowiłam jednak opanować się. Chciałam pokazać wszystkim, że jestem twarda. Lou tulił mnie jeszcze jakiś czas, a potem sprzątnął kawałki szkła i zaczął robić sobie śniadanie.
- Dobra, ja się zbieram. - powiedziałam wstając od stołu.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał Liam.
- Dzwonili do mnie ci małżonkowie, którzy chcą kupić mój dom. Umówiliśmy się na dzisiaj. - wyjaśniłam krótko.
- Umawiają się dzień przed Wigilią?!
- Tak wyszło. - powiedziałam szybko i ruszyłam w stronę drzwi.
- Czekaj podwiozę cię. - odezwał się Harry, który jako jedyny z chłopaków był ubrany. Spojrzałam w jego piękne oczy w których widziałam, ból? Tęsknotę? Nie, to przecież nie możliwe. Moja wyobraźnia zaczęła płatać mi figle.
- Nie dzięki, obejdzie się. - rzuciłam krótko i wyszłam z domu w ręku trzymając kurtkę. Zamknęłam za sobą drzwi. Całe miasto okryte było białym puchem. Nawet nie wiedziałam, że spadł śnieg. Wyjście z domu w trampkach nie było dobrym pomysłem, ale trudno. Założyłam kurtkę i ruszyłam przed siebie. Do mojego domu nie jest zbyt blisko, ale spacer dobrze mi zrobi. Nim się obejrzałam byłam już pod drzwiami. Weszłam do środka i podeszłam do komody, na której leżała gotowa umowa. Usiadłam na kanapie i czekałam. Po 10 minutach, zjawili się. Zaczęła się rozmowa.

                                                                        ***Oczami Harrego***
Gdy El wyszła z domu wróciłem do kuchni. Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłonie.
- Jestem totalnym kretynem. Kurwa. - powiedziałem do siebie. - Jestem debilem.
- Potwierdzam. - powiedział Zayn. Spojrzałem na niego ze zrezygnowaną miną.
- Co ja mam zrobić?! - zapytałem cicho z nadzieją, że ktoś mi pomoże.
- Stary, popełniłeś strasznie głupi błąd i jest tylko jedno rozwiązanie. - odezwał się Lou.
- Jakie?
- Porozmawiaj z nią. Szczerze. Powiedz jej całą prawdę.
- A co jeśli ona mi nie uwierzy? Albo nie wybaczy? Albo już w ogóle mnie nie kocha? - mówiłem ze łzami w oczach.
- Ona nadal cię kocha. Kocha cię bardziej niż możesz to sobie wyobrazić. - powiedział Liam.
- Skąd to wiesz?
- Płacze w łazience, płacze w nocy, płacze bardzo dużo. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo za tobą tęskni.
- Jak mogłem ją tak skrzywdzić? - łzy zaczęły spływać po moim policzku.
- Nie mam pojęcia, ale jedno jest pewne. Nie możecie bez siebie żyć. Musisz z nią porozmawiać. - odezwał się Zayn.
- Boję się, że już jest za późno.
- Nie poznasz prawdy, gdy nie spróbujesz.

                                                                      ***Oczami Elizabeth***
Zakończyliśmy naszą rozmowę i podpisaliśmy umowę. Teraz oficjalnie ten dom nie jest mój. Opuściłam budynek i powolnym krokiem zmierzałam do mojego innego celu. Wyjęłam mój telefon z kieszeni i wpisałam numer Louisa, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Lou?
- El, gdzie ty jesteś?
- Idę na cmentarz. Powiesz mi gdzie dokładnie leży mój tata?
- ...  leży obok twojej mamy. - westchnął cicho.
- Dzięki.
- Kiedy wrócisz?
- Kiedyś na pewno. - rzuciłam i rozłączyłam się. Przyśpieszyłam kroku i po 25 minutach byłam na miejscu. Krążyłam między alejkami, aż wreszcie dotarłam. Usiadłam na ławce i spojrzałam na nagrobki moich rodziców. Stały obok siebie. Uśmiechnęłam się lekko myśląc o tym, że teraz pewnie patrzą na mnie, są gdzieś tu. Są razem, są szczęśliwi. U nich nie ma już cierpienia i bólu. Jest im tam dobrze. Łzy zaczęły wyciekać spod zamkniętych powiek. Wybuchnęłam płaczem i uklęknęłam na ziemi. Płakałam coraz bardziej, nawet nie zauważyłam, że zaczął padać śnieg. Dotykałam delikatnie płyt z granitu, a słone krople nawet nie chciały przestać kreślić kresek na mojej twarzy. Bezwładnie położyłam się na śniegu i oddychałam nieregularnie. Nie chciałam wstawać, chciałam tu zostać na zawsze.
- Tu jest moje miejsce, z rodzicami. - szeptałam cicho do siebie. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Dokładnie obmyślając każdy jego szczegół, leżałam na miękkim śniegu. Nagle poczułam, że ktoś dotyka mojego ramienia.
- Proszę pani, wszystko w porządku? Dobrze się pani czuje? Mam dzwonić po karetkę? - pytała się młoda dziewczyna mniej więcej w moim wieku. Na jej widok podniosłam się lekko, a potem wstałam.
- Nie trzeba, już w porządku. Chwila słabości. - powiedziałam przez łzy.
- Na pewno? - dopytywała się.
- Tak, na pewno. Dziękuję bardzo. - powiedziałam. - Przepraszam, ale muszę już iść. Jeszcze raz dziękuję. - pożegnałam się i odeszłam. Szłam w stronę domu chyba jakieś 15 może 20 minut. Otworzyłam drzwi i w holu zdjęłam buty i ośnieżoną kurtkę. Chciałam iść prosto na górę i wprowadzić swój plan w życie, ale już na wejściu zatrzymał mnie Harry. Kurwa.
- Czego chcesz Styles?
- Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym. Nie rozumiesz tego?! - krzyknęłam ze łzami w oczach. Nadal zastanawiam się dlaczego on mnie tak zranił?
- Proszę cię, pozwól mi to wszystko wyjaśnić.
- Nie ma czego wyjaśniać. Kurwa, co ja ci zrobiłam?! Nie miałeś prawa bawić się moimi uczuciami! - wyrzuciłam z siebie to co chowałam już za długo.
- Daj mi dojść do słowa. - powiedział spokojnie Hazz, ale widziałam, że słone łzy kapią z jego policzków. Dlaczego on płacze?
- Nie! Powiedziałeś już za dużo. Teraz na mnie kolej. Zachowałeś się jak pieprzony egoista, świnia, która nie ma uczuć. A mnie kurwa potraktowałeś jak śmiecia. Tyle w tym temacie. Żegnam. - powiedziałam na odchodne i od razu pobiegłam do siebie do pokoju. Wbiegłam do pomieszczenia, a następnie weszłam do łazienki. Zamknęłam się od środka.
- Im szybciej to zrobię, tym szybciej tam będę. - szepnęłam do siebie cicho. Byłam pewna swojej decyzji. Otworzyłam małą szafeczkę, w której trzymałam kosmetyczkę. Wyjęłam z niej małego, zimnego potwora. Żyletka.
- Lekarstwo na wszystkie problemy świata, śmierć. - powiedziałam równie cicho co przedtem. Usiadłam na brzegu wanny, która stała obok zlewu. Przystawiłam żyletkę do mojej delikatnej skóry nadgarstka i zrobiłam pierwsze cięcie. Nie było zbyt głębokie. Nie byłam pewna czy chcę umrzeć. Już miałam zrobić drugie cięcie, ale usłyszałam kroki.
- Eli, jesteś tam?
- Wypierdalaj Styles! Chcę być sama. - odkrzyknęłam.
- Błagam cię.
- Nie! - odpowiedziałam i kolejny raz zrobiłam cięcie. Byłam wściekła, a poziomych kresek było coraz więcej. W pewnym momencie odłożyłam żyletkę na zlew i obserwowałam jak czerwone krople krwi kapią do odpływu. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Cięcie się mnie odpręża. Spłukałam krew i na nowo patrzyłam jak kapie.
- Eli, jak nie otworzysz tych drzwi, to sam je otworze! - krzyknął Harry.
- Powodzenia. - zaśmiałam się nieco arogancko, ale uśmiech natychmiast opuścił moją twarz gdy usłyszałam otwieranie zamka. Szybko chwyciłam żyletkę w rękę i schowałam ręce za plecami. Krwawiące rany przykładałam do tylnej części mojego sweterka. W tym momencie wszedł Hazz.
- I co jesteś z siebie dumny? Otworzyłeś drzwi, ale nadal nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
- Ale ty niczego nie... - przerwał nagle i spojrzał na zlew. Mój wzrok powędrował w tamtym kierunku. Cholera. Nie spłukałam krwi. - Co to jest? Co to ma znaczyć?
- Niech cię to nie interesuje. Okres mam kurwa. - odgryzłam się.
- Pokaż mi rękę. - powiedział i zamknął za sobą drzwi.
- Spierdalaj.
- Pokaż mi tą rękę. - wycedził przez zęby. Był zły, nawet bardzo. Postanowiłam nie walczyć z nim dłużej. Wyciągnęłam czystą prawą rękę trzymającą żyletkę. Harry spojrzał na metalowy przedmiot, a w jego oczach pojawić się strach? Nie mam pojęcia.
- Mam nadzieję, że tego nie zrobiłaś. Nie zrobiłaś tego prawda?! - łzy zbierały się w jego oczach. Nie zareagowałam. - Pokaż mi drugą rękę. - zrezygnowana szybko wysunęłam i z powrotem schowałam pocięty lewy nadgarstek. Hazz chwycił moją dłoń i przyciągnął ją do siebie. Spojrzał na moje rany. Słone kropelki wypływały z jego oczu. Usiadł na podłodze i patrzył na mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał nagle. Odpowiedziałam mu ciszą. - Proszę cię, powiedz coś.
- A co mam ci kurwa powiedzieć?! - krzyknęłam w odpowiedzi. - Że zrobiłam to dlatego, że nie chcę żyć bez rodziców?! Nie chcę żyć bez ciebie?! Co ci jeszcze powiedzieć?! Że czuję się totalnie beznadziejna? Że marnuje swoje życie, bo kocham kogoś kogo już w ogóle nie obchodzę?! Że żyję głupią nadzieją na niemożliwe?! Że ciągle jestem smutna i płaczę?! Że to wszystko dzieje się tylko dlatego, że chcę być szczęśliwa właśnie z tobą?! To chcesz wiedzieć?! - krzyczałam zalewając się łzami, a Harry płakał razem ze mną.
- Proszę cię...
- Lubisz mnie ranić? Tak szczerze. - przerwałam mu.
- Nie i nigd..
- To dlaczego to robisz?
- El, ja na prawdę nie chciałem. Miało być zupełnie inaczej. Kurwa, znowu wszystko spieprzyłem. Zrobię wszystko, żebyś znowu mnie pokochała.
- Nigdy nie przestałam cię kochać.
- ... - Harry patrzył na mnie w ciszy.
- Spotkasz ludzi ładniejszych ode mnie, lepszych, ale zapamiętaj, że oni nigdy nie pokochają cię tak jak ja.
- El, ja tak na prawdę nie chciałem tego robić. Nie chciałem kończyć czegoś tak pięknego co było między nami, ale myślałem, że to jest najlepsze rozwiązanie. Chciałem dla ciebie dobrze. Chciałem cię chronić.
- Wyrywając mi serce, nie ochroniłeś mnie. Nie rozumiesz tego.
- Wiem, ale nie chciałem, żebyś cierpiała, przez mój udawany ''związek'' z Suzanne. Nie chciałem, żebyś cierpiała przez hejterów. Nie chciałem tego.
- A ja nie chcę żyć bez ciebie. - po tym zdaniu uświadomiłam sobie jaka jest słaba. Nie mogę bez niego żyć. Nie umiałabym sobie poradzić. Uświadomiłam sobie też to, że kocham go bardziej niż siebie, swoje życie. Dla niego mogłabym skoczyć w ogień.
- Chcesz się męczyć? - zapytał Hazz.
- Z tobą tak.
- Zastanów się. Masz czas. Nie ważne jak długo, zawsze będę na ciebie czekać. Kocham cię najbardziej na świecie, zapamiętaj to.
- Nie potrzebuję czasu. Proszę cię tylko o jedno.
- O co chcesz moja księżniczko.
- Nigdy więcej nie podejmuj takich decyzji sam. Lepiej ze mną porozmawiaj na ten temat. Ok?
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo cię kocham. Dziękuję ci za wszystko, za szczęście które mi dajesz, za każdy uśmiech. Dziękuję ci za to, że po prostu jesteś. Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej. - uśmiechnęłam się delikatnie, podeszłam do Hazzy i wtuliłam się w jego ciało. Znowu poczułam jego wspaniały zapach. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego piękne zielone oczy, w których rozpływałam się. - Tęskniłam.
- Ja też kochanie, ja też. - odpowiedział i delikatnie wpił się w moje usta. Pogłębiłam nasz pocałunek, ale szybko go zakończyliśmy. Wtedy przypomniało mi się o mojej ręce, która cały czas krwawiła.
- Harry, pobrudzę ci koszulkę. - powiedziałam odklejając się od mojego ukochanego. Podeszłam do zlewu i spojrzałam w lustro. W tym momencie Harry wziął mnie na ręce i posadził na łóżku w moim pokoju.
- Zaraz wracam. - powiedział i poszedł do łazienki. Wrócił z apteczką i żyletką. - To już nie będzie ci potrzebne. - powiedział wskazując na metalowe narzędzie. Potem zajął się opatrywaniem moich ran. Najpierw je dokładnie przemył wodą, a potem zdezynfekował. Na koniec delikatnie pocałował moje cięcia i owinął je bandażem. - Nie tnij się księżniczko. Nie rób z ciała pamiętnika. - wstał z łóżka i pocałował moją dłoń, a potem czoło. Tak jak on, wstałam i kolejny raz wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Brakowało mi tego. Wtedy usłyszałam kroki. Chwilę później ukazał nam się Liam. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i zmienił temat.
- Czy wy... wy się pogodziliście? Już wszystko Ok? - zapytał z niepewnością.
- Sądzę, że tak. Prawda kochanie? - zapytałam.
- Prawda. Najprawdziwsza prawda. - odpowiedział Hazz. Uśmiechnęłam się, przebrałam sweter, bo ten był cały od krwi, i wraz z Harrym i Liamem zeszliśmy na dół. Powiedzieliśmy wszystkim o tym, że znowu jesteśmy razem, a chłopcy, jak to u nich bywa, postanowili to uczcić ''małym'' drinkiem wieczorem. Siedzieliśmy razem na kanapie rozmawiając o przeszłości. Opowiadałam chłopakom wszystkie śmieszne historie z małym Louisem w roli głównej, a on o małej Eli. Było śmiesznie. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Nie spodziewaliśmy się nikogo, więc nieco zmieszana podeszłam i przekręciłam klamkę. Moim oczom ukazali się dwaj mężczyźni w czarnych garniturach.
- Tak?
- Panna Elizabeth Sullivan?
- Tak, a co się stało?
- Mamy nakaz aresztowania pani pod zarzutem morderstwa.
- To chyba jakieś żarty.
- Przykro mi, ale nie. Zapraszam do samochodu.
------------------------------------------------------------------------------------------------


Hejka skarby!
Przepraszam wam z całego serca, że nie złożyłam wam życzeń na święta. Strasznie mi głupio ;c
Przepraszam jeszcze raz, ale chce, żebyście wiedziały, że w głębi serca cały czas życzę wam wszystkiego co najlepsze :)  
Ze względu na to, że jutro nowy rok życzę wam, szczęścia, miłości, jak najwięcej One Direction, prawdziwych przyjaciół, jak najmniej łez smutku, a jak najwięcej szczęścia, spełnienia marzeń i wszystkiego najlepszego ♥♥♥
Przechodząc do rozdziału przepraszam, że tak długo go nie dodawałam i mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Nie chciałam was zanudzać przez kurcze 5 rozdziałów tym jak bardzo Elizabeth cierpi, dlatego trochę przyspieszyłam akcję, mam nadzieję, ze się nie gniewacie :)
Następny rozdział niestety pojawi się trochę później niż było zamierzone, ale niestety mam karę na internet, ale dostałam pozwolenie na wstawienie tego rozdziału. Tak więc pewnie nowy rozdział pojawi się w połowie stycznia  ;c
Będę miała dużo czasu do pisania rozdziałów, więc zapewne pojawią się 2 od razu :)
To chyba na tyle :)
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i żeby nowy rok był lepszy od tego.
Kocham was skarby ♥♥♥

Ps. Zapraszam do udziału w konkursie (kilka postów niżej), jak na razie zgłosiła się jedna osoba!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Sezon drugi!

Sezon Drugi!

Hejka, serdecznie zapraszam was na drugi sezon mojego opowiadania '' Survival ''. Dziękuję wam z całego serca za to, jak bardzo wspierałyście mnie przez cały pierwszy sezon. Mam nadzieję, że was nie zawiodę. Oto krótki prolog drugiego sezonu:

'' Zamknęłam oczy pełne łez. W mojej głowie przewijały się nasze najcudowniejsze chwile spędzone razem. Do moich oczu zaczęło napływać coraz więcej słonego płynu. Leżąc na moim łóżku, usłyszałam pukanie do drzwi. Niechętnie podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę. Zobaczyłam Lou, którego nie widziałam od... nie pamiętam nawet jak długo nie wychodziłam z pokoju. Nie pamiętam czy ostatnio jadłam cokolwiek. Nie mogę nic przełknąć. Wpuszczając przyjaciela do środka wytarłam twarz od łez. Usiadłam na łóżku, a Louis zajął miejsce obok mnie.
- El, błagam cię. Wyjdź z pokoju, przewietrz się, pójdź na spacer czy coś. Albo chociaż zjedz cokolwiek. Martwię się o ciebie.
- Nie musisz. - odpowiedziałam ochrypłym głosem. - Poradzę sobie sama. Nie potrzebuję nikogo.
- Spójrz na siebie, wyglądasz jak chodząca śmierć. Chcę ci po prostu pom...
- Nie potrzebuję pomocy! Ani litości! Od nikogo! Daj mi spokój błagam. - wybuchnęłam płaczem. Lou przysunął się do mnie i mocno przytulił.
- Nie mam pojęcia co się z tobą dzieje.
- Odkąd mnie zostawił? Umieram, to wszystko. ''


Zapraszam również na zwiastun:





Tym akcentem oficjalnie otwieram nowy sezon opowiadania '' Survival ''
Niedługo wstawię nowy rozdział.
Jest mi jednak bardzo przykro, bo widzę, że z każdym rozdziałem jest was coraz mniej  ;c
Praktycznie nikt już nie komentuje ;c
Mówi się trudno, mimo wszystko
kocham was skarby
♥♥♥


sobota, 14 grudnia 2013

You & I

Muzyka: klik

Harry odwrócił głowę w moją stronę i pobladł. Wstał z kanapy podniósł ręce i zaczął się wycofywać. Pomyślałam, że zwariował, ale gdy zauważyłam, że reszta robi to samo prawie dostałam zawału. Odwróciłam się powoli i ujrzałam to czego nigdy bym się nie spodziewała.
Ze strachu zaczęłam się trząść.
- Cześć Eli. - powiedział Adam mierząc do mnie z pistoletu. Krzyknęłam na cały głos ze strachu, ale szybko się zamknęłam.
- Czego tu chcesz? - zapytałam.
- Chcę tego samego od początku. Chcę ciebie. C I E B I E. Teraz daję ci wybór, ale potem nie będę aż tak łaskawy.
- Jaki wybór do cholery?! Terroryzujesz mnie, moich bliskich, nachodzisz, zastraszasz. W tym wszystkim mam gówno do gadania, spójrzmy prawdzie w oczy. W takim razie jaki mogę mieć wybór?! - krzyczałam coraz bardziej rozzłoszczona.
- Możesz teraz odejść. Odejść ze mną. Wtedy nikt z twoich bliskich nie ucierpi. Gdy nie odejdziesz teraz to uroczyście składam ci przysięgę, że was wszystkich pozabijam. Powybijam jak psy. Jednego po drugim, a ciebie Elizabeth zostawię na koniec, żebyś mogła zobaczyć śmierć każdego po kolei. To jak?
- Nie wierzę ci. Nie wierzę ci i nie uwierzę. Nawet gdybym odeszła, nie zostawiłbyś ich w spokoju.
- Masz rację, okłamałem cię. W takim razie zostaje jedynie rozwiązanie siłowe. - powiedział Adam i uśmiechnął się arogancko. W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Dzięki ci panie! Pukanie z każdą chwilą było coraz bardziej nerwowe. Gdy usłyszałam znajomy głos Finnicka, w duszy skakałam ze szczęścia.
- Eli, jesteś tam? - zapytał Finn.
- Finnick! Pomocy! - zaczęłam krzyczeć. Pomyślałam, że wszystko albo nic. Musiałam zaryzykować. Zaczęłam się modlić o to, że nie zamknęłam frontowych drzwi. Moje modlitwy chyba zostały wysłuchane! Finn wpadł do salonu. Było spore zamieszanie. Podbiegłam do Harrego i wtuliłam się w jego ciało. Objął mnie ramieniem i głaskał po głowie. Minęło kilka sekund, a Adam już unieruchomiony leżał na podłodze.
- Radzę ci się tu więcej nie pokazywać, jasne?! Teraz leć do swoich ludzi. Niech wiedzą jaki jestem łaskawy, oszczędzając twoje życie. - mówił Finnick. Spojrzałam na Adama, który wstając spojrzał na mnie.
- Jeszcze cię dorwę. Zapamiętaj to. - powiedział Adam na odchodne i wybiegł. Odkleiłam się od Hazzy i podeszłam do Finnicka.
- Dziękuję ci Finn. Dziękuję z całego serca. Gdyby nie ty, nie wiem co by się stało i wolę o tym nie myśleć.
- Nie masz za co dziękować. To mój obowiązek. - uśmiechnął się promiennie. - Chyba trzeba zacząć rozmawiać o tych treningach. GA nie próżnuje. Mogą zaatakować w każdej chwili.
- GA? - zapytałam.
- Gang Adama. Właśnie, rozmawiałaś z przyjaciółmi o treningach?
- Tak, rozmawiałam i wszyscy się zgodzili.
- I bardzo dobrze. Zrobimy tak, w przyszłym tygodniu spotkamy się w starym hangarze.
- Ok, tylko... jakim starym hangarze? Gdzie on jest?
- Przy Holborn Viaduct jest zamknięte już lotnisko. To lotnisko miało tylko jeden hangar, który teraz jest naszą ''siedzibą''. Wjazd jest otwarty więc nie będziecie mieli z tym problemu. Wyślę ci wiadomość o dniu i godzinie spotkania. Jeśli to możliwe to zabierz przyjaciół.
- Jasne, może zostaniesz na obiad?
- Nie dzięki. Muszę lecieć. Spotkamy się się w hangarze. Do zobaczenia. - uśmiechnął się.
- Cześć. -powiedziałam równo z chłopakami. Zamknęłam drzwi za Finnickiem i poszłam do kuchni, żeby się napić. Chłopcy poszli za mną i usiedli przy stole. Spojrzałam na nich spokojnie.
- To jak? Ugotować coś, czy może iść coś zamówić? - zapytałam.
- Chyba coś zamówimy. - powiedział Lou.
- Ok, to ja idę do Nandos, Niall pewnie będzie zadowolony jak wróci. Będę za pół godziny. - powiedziałam ubierając buty i kurtkę. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę restauracji.

                                                                      ***Oczami Harrego***
Gdy El wyszła z domu, od razu zamknąłem się w moim pokoju. Muszę poważnie pomyśleć o tym wszystkim. Siedziałem sam tylko kilka minut, bo moje rozmyślanie przerwał Louis.
- Stary, co ty taki przygnębiony. Zejdź do nas, obejrzymy coś.
- Nie, dzięki Lou. Wolę posiedzieć.
- Wyczuwał problem. No to teraz mów wujkowi co ci leży na wątrobie. - zaśmiał się przyjaciel.
- Czuję, że to nie jest dobry pomysł.
- No gadaj, od czego są w końcu przyjaciele. - po tych słowach westchnąłem lekko i zacząłem opowiadać.
- Lou, ja się boję. Boję się, że całą tą sytuacją z Suzanne, skrzywdzę Eli, a tego bym sobie nigdy w życiu nie wybaczył. Nie wiem co mam zrobić. - mówiłem ze łzami w oczach.
- Ta sprawa jest trudna to fakt. Musisz jednak wiedzieć, że jeśli teraz podejmiesz złą decyzję. Jeśli teraz popełnisz błąd, możesz zapłacić na prawdę wysoką cenę. Możesz ją stracić na zawsze, wszyscy możemy ją stracić.
- Wiem. Nie chcę jej skrzywdzić. Kocham ją najbardziej na świecie. Lou, co ja mam zrobić?! - łzy lały się po moich polikach.
- Jeśli z nią zostaniesz, będzie cierpiała widząc ciebie z Suzanne. Jeśli od niej odejdziesz, będzie cierpiała. No cóż, musisz podjąć jakąś decyzję. Ja ci w tym niestety nie pomogę. - powiedział Louis i wyszedł. Zostałem sam na sam ze swoimi myślami. Muszę sam zdecydować. Mijały minuty, a ja nadal nie miałem pojęcia co zrobić. Gdy El wróciła, podjąłem dycyzje. Nie wiem,  czy jest słuszna, ale nie przekonam się gdy nie spróbuję.
 
                                                                    ***Oczami Elizabeth***

Wróciłam z Nandos i położyłam jedzenie na stole. Po zjedzonym posiłku, poszłam do swojego pokoju i 
położyłam się na łóżku. Chciało mi się spać, ale nie mogłam zasnąć. Gdy tak odpoczywałam przyszedł do mnie Hazz.
- Cześć Eli. Musimy pogadać. - zaczął.
- Ale o czym? Coś się stało? - usiadłam po turecku, a chłopak zajął miejsce obok mnie.
- Tak.
- No to zamieniam się w słuch. - powiedziałam ostrożnie, gdy zauważyłam, że Styles płacze. Nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Eli, my nie możemy być już razem... - powiedział cicho. Przez chwilę miałam wrażenie, że się  przesłyszałam.
- Co?! - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Z nami koniec. Musimy zerwać.

                                                    KONIEC SEZONU PIERWSZEGO



-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Koniec sezonu! O matko, nie wierzę w to, że zaszłam tak daleko. Kocham was skarby i mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym rozdziałem ♥
Zapraszam do udziału w konkursie  ;**
Dziękuję wam za każdy komentarz i każde wyświetlenie. To na prawdę wiele dla mnie znaczy. Kocham was skarby
♥♥♥




piątek, 6 grudnia 2013

Konkursy!!!


Hejka skarby!
Wpadam do was z konkursami  :D

Konkurs 1  (dla blogerek)
Zadanie: Napisz świątecznego imagina  :)
Zasady:
- prace konkursowe przyjmuję do 3.01.2014
- imaginy wysyłajcie na mój e-mail: martyna.dopieralska123@gmail.com
- w tytule wiadomości wpiszcie: ''Konkurs 1''
- wyniki opublikuję 5.01.2014
- wasze prace nie będą publikowane
- wysyłając imagina podajcie swoje nicki, bądź imiona

Nagrody:
#1   Będę promowała bloga zwyciężczyni przez pół roku   +dodatkowa nagroda, którą zwyciężczyni sama sobie wybierze np. zwiastun na bloga
#2   Będę promowała bloga przez trzy miesiące +dodatkowa nagroda  (jak wyżej)
#3   Będę promowała bloga przez miesiąc  +dodatkowa nagroda

<Może nie mam zbyt wielu czytelników, ale zawsze to jakieś dodatkowe źródło :>

Konkurs 2  (dla czytelniczek mojego bloga)
Zadanie: Napisz jaką postać z mojego opowiadania lubisz najbardziej i dlaczego?
Zasady:
- prace konkursowe przyjmuję do 3.01.2014
- imaginy wysyłajcie na mój e-mail: martyna.dopieralska123@gmail.com
- w tytule wiadomości wpiszcie: ''Konkurs 2''
- wyniki opublikuję 5.01.2014
- wasze prace nie będą publikowane
- wysyłając imagina podajcie swoje nicki, bądź imiona

Nagrody:
#1   Zwyciężczyni zostanie jedną z bohaterów mojego opowiadania  :) +specjalnie napisany imagin
#2   Specjalnie napisany imagin +zadedykowany rozdział
#3   Zadedykowane trzy rozdziały



PS. Można zgłosić się do dwóch konkursów na raz!
Chciałabym aby jak najwięcej osób wzięło udział w tych konkursach, więc rozsyłajcie gdzie się da info o konkursach  :D
Jeśli macie jakieś pytania to pytajcie pod tym postem  :)
Trzymam za was kciuki ♥


Niedługo wpadam z nowym rozdziałem skarby!
Kocham was
♥♥♥

środa, 4 grudnia 2013

I'm gonna love you everyday ♥

Usiadłam na kanapie i oparłam łokcie o kolana oraz poprawiłam grzywkę.
- Musimy porozmawiać. Poważnie porozmawiać. - zaczęłam.
- O czym chcesz rozmawiać? Stało się coś? - zapytał Hazza.
- Słyszeliście pewnie od Harrego o ''sytuacji'' w lesie prawda? - zapytałam.
- Tak, opowiadał nam, ale czy to ma jakiś związek z tą rozmową? - odezwał się Niall.
- Muszę wam coś wyjaśnić i wiem, że to o co was poproszę jest takie hm... dowiecie się wszystkiego, ale muszę opowiadać po kolei.
- Zamieniamy się w słuch.
- Więc tak. Wszyscy wiemy, że Adam jest niebezpieczny. Nie tylko dla mnie, ale też dla was. Ci ludzie, których poznałam w lesie po odejściu Harrego, od dłuższego czasu robią wszystko, aby Adam nie zrobił krzywdy już nikomu.
- Są trochę jak policja? - zapytała Emilie.
- No nie do końca. Oni też pewnie mają nie jedno za uszami. Są licznym gangiem, nazywają się WR. Prowadzą wojnę z gangiem Adama. Tymczasowym przywódcą WR jest Finnick. Był chłopakiem Pauli, którą najpierw torturował, a potem zabił Adam. Właśnie dlatego powstało WR. Aby się zemścić. Gdy przyjechałam do Anglii, Adam zaczął się mną ''interesować''. Jak mu odbiło, WR postanowili zrobić wszystko, żeby nikt już przez niego nie cierpiał. Wtedy, na polanie, śledzili bandę Adama, który śledził mnie. Finn postanowił, że będą mnie chronić... zgodziłam się, choć nadal nie jestem pewna swojej decyzji. - po tych słowach zamilkłam na kilka sekund, a z zamyślenia wyrwał mnie Liam.
- Dobrze, że się zgodziłaś, nie przejmuj się tym. To o co chodzi z tą prośbą?
- Nie będę owijała w bawełnę. Nie tylko ja jestem w niebezpieczeństwie, a nie pozwolę, żeby komukolwiek cokolwiek się stało. Dlatego... chciałabym abyście razem ze mną brali udział w przygotowaniach, treningach itd. Rozmawiałam o tym z Finnickiem. Nauczymy się samoobrony, prawidłowo posługiwać się różnorodną bronią, jak zachować w niebezpiecznej sytuacji. Musimy być przygotowani na wszystko. Moja prośbą jest to abyście podjęli decyzję. Albo zrywamy wszystkie kontakty, jakbyśmy się nigdy nie spotkali. Albo... zostajecie ze mną w tym bagnie, bronimy się i walczymy. Decyzja należy do was. - skończyłam swoją przemowę ze łzami w oczach. Bałam się ich odpowiedzi. Nie chciałam stracić najbliższych mi ludzi, ale zrozumiałabym każdą ich decyzję. W końcu od tego zależy ich życie. Pierwsza odezwała się Emi.
- Ja może zacznę. Powiem tyle, że bagno z tobą to żadne bagno El. Ja cię nie zostawię. Nigdy przenigdy/ Jestem z tobą. - powiedziała i przytuliła mnie. Spojrzałam na resztę.
- Powiem tylko jedno zdanie. Siedzimy w tym razem kotek. - odezwał się Harry. Przytuliłam go mocno i czekałam na resztę. Każda sekunda trwała wieczność. Nikt nie chciał się odezwać.
- A co z tobą Lou? - zapytałam patrząc w jego oczy.
- Będę musiał ostro ćwiczyć, bo mam słabą kondycję. Te treningi mi się przydadzą. - uśmiechnął się i poklepał się po brzuchu. Zaśmiałam się lekko i popatrzyłam na innych.
- To jak?
- Nie ma o czym gadać. Ustaliliśmy, że wszyscy jesteśmy z tobą. El, byłaś z nami w najcięższych chwilach, teraz ty potrzebujesz naszej pomocy, a od czego są przyjaciele? - powiedziała Aurelia. Łzy mimowolnie spływały mi po policzku. Uśmiechnęłam się lekko.
- Mam najwspanialszych przyjaciół na świecie. - powiedziałam cicho. Zrobiliśmy razem grupowego misiaczka i musieliśmy się pożegnać. Perrie pojechała do studia, Dan na trening, Aurelia musiała wracać do siostry, a Emi wyszła gdzieś z Niallem. Zostaliśmy w piątkę w salonie na kanapie. Znudziło mi się oglądanie telewizji, więc poszłam do swojego pokoju i weszłam na twittera. W pewnym momencie zauważyłam, że pewna directionerka napisała coś, co pozostało w mojej głowie na bardzo długo.

'' To nie może być prawda. Ja w to nie wierzę. Harry nie może kochać Suzanne. Oni nie mogą być razem.
@ElSullivan37  Proszę powiedz nam wszystkim prawdę. Nie zniesiemy tej niewiedzy. Oni na prawdę się kochają?  Błagam cię powiedz nam prawdę... ''

Przeczytałam to w myślach i posmutniałam. Co mam jej odpisać? Zebrałam myśli i stukając palcami o klawiaturę wpisałam odpowiedź:

 

Nie wiedziałam co napisać, dlatego zacytowałam jedną z moich ulubionych książek. Pogrzebałam jeszcze chwilę w internecie i zamknęłam laptopa. Zeszłam do chłopaków.
- Ej, ludzie. Nie widzieliście Slendera? Dawno go nie widziałam. Kurde, strasznie dawno. Jak mogłam? To straszne. O mój boże. Gdzie on jest? - zaczęłam panikować i biegać po domu jak szalona. Louis wstał z kanapy, podszedł do mnie i chwycił za ramiona.
- Uspokój się El, jest na podwórku. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Serio? O matko, dzięki Lou. - krzyknęłam wyswobadzając się z uścisku przyjaciela. Wybiegłam z domu i zaczęłam wołać mojego pieska, którego ostatnio trochę zaniedbałam. Slenderek zaczął biec w moją stronę. Wzięłam go na ręce i zaczęłam do głaskać i całować. Nagle usłyszałam podejrzany dźwięk. Mój wzrok momentalnie przeniósł się na źródło tego odgłosu. Patrzyłam i nie zauważyłam niczego dziwnego. Trochę się przestraszyłam, ale spokojnie weszłam do domu z moim pieskiem. Zamknęłam za sobą tylne drzwi i pobiegłam na górę, po swój telefon. Napisałam do Finnicka, żeby wpadł do nas na chwilę i zeszłam na dół do chłopaków. Przechodząc zobaczyłam, że tylne drzwi są otwarte. Przestraszona poszłam je zamknąć i weszłam do salonu. Chłopcy oglądali telewizję. Harry odwrócił głowę w moją stronę i pobladł. Wstał z kanapy podniósł ręce i zaczął się wycofywać. Pomyślałam, że zwariował, ale gdy zauważyłam, że reszta robi to samo prawie dostałam zawału. Odwróciłam się powoli i ujrzałam...

----------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam was, wiem, że zawiodłam. Czekaliście długo (o ile jeszcze ktoś to czyta) i jeszcze do tego wstawiłam taki krótki rozdział. Przepraszam z całego serducha. Mam nadzieję, że mi wybaczycie  ;c
3 kom = nowy rozdział
minimum 5 kom = nowy EKSTRA DŁUGI rozdział
Kocham was skarby
♥♥♥

piątek, 1 listopada 2013

I hope you don't mind ♥

Włącz: klik


Kierowca, po 15 minutach jazdy, zatrzymał się pod wielką willą. Zdziwiłam się trochę, ale potem wszystko się wyjaśniło. Do limuzyny weszła ONA. Suzanne Royal. Ubrana w dość hmm... imprezowy zestaw. Wszystkie rozmowy ucichły, gdy tylko weszła do pojazdu.
- No dobra, który to ten cały Henry, czy jak mu tam? - odezwała się piskliwym głosem. Już jej nie lubię. Hazz wziął głęboki oddech.
- Jestem Harry. - powiedział do blondynki. Ta natomiast spojrzała na niego obojętnie i machnęła ręką.
- I tak mi to wisi. Chociaż w sumie nie. Ładniutki jesteś. Ja jestem śliczna. Para doskonała. - klasnęła w dłonie.
- To będzie dłuugi film. - szepnął Harry sam do siebie, a ja na to omal nie wybuchnęłam śmiechem. Jechaliśmy w ciszy aż do końca naszej podróży, czyli jakieś 10 minut. Limuzyna zatrzymała się, a kierowca opuścił pojazd aby otworzyć nam drzwi. Pierwszy na czerwony dywan przygotowany specjalnie na tę okazję, wyszedł Harry, a zaraz za nim wyszła Suzanne. Następny był Niall z Emilie, potem Zayn z Perrie, Liam z Dan, a na końcu ja i Louis. Piski dziewczyn omal nie zniszczyły mi bębenków w uszach. Chłopcy zaczęli rozdawać autografy i robić zdjęcia z fankami, natomiast ja, Emi, Dan i Pezz stałyśmy na uboczu. Perrie co chwilę była błagana o autograf. Nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła. Spojrzałam w stronę tej osoby, którą okazał się Louis. Podeszłam do niego. Rozmawiał z jakąś fanką.
- O, Eli. Mam do ciebie sprawę. No w sumie to ta młoda dama ma do ciebie sprawę. - wskazał ręką na dziewczyną, która była bliska płaczu. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i spytałam o co chodzi.
- Mogę zrobić sobie zdjęcie z tobą? - zapytała cicho.
- Ze mną? Na prawdę? - zapytałam zdziwiona.
- Taak. - odpowiedziała podskakując. - Chciałabym mieć zdjęcia z wszystkimi dziewczynami chłopców.
- Ale ja, jak na razie jestem singielką. - uśmiechnęłam się.
- A Lou? - zapytała.
- To mój przyjaciel, znamy się od dzieciństwa. Nie jesteśmy parą. - zaśmiałam się delikatnie.
- A Harry? - trafiła w czuły punkt. Trudno mi było ją okłamywać, ale musiałam.
- Nic mnie z nim nie łączy, jedynie przyjaźń. - odpowiedziałam spuszczając wzrok.
- Jasne, jasne. Mniejsza o to. My i tak znamy prawdę. To jak? Mogę to zdjęcie? - zrobiła oczy małego szczeniaczka.
- No dobrze. - uśmiechnęłam się i zrobiłyśmy sobie zdjęcie. Byłam zdziwiona, ale szczęśliwa. Jeszcze chwilę chłopcy rozdawali autografy i weszliśmy do kina. Zajęłam wyznaczona dla mnie miejsce obok Louisa i Emilie. Film był genialny. Chłopcy odwalili kawał dobrej roboty. Po seansie byliśmy w kinie jeszcze chyba z pół godziny, a potem wreszcie opuściliśmy budynek.
- To gdzie jedziemy? - zapytała swoim głosikiem Suzanne. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
- Ty jedziesz do siebie, a my do siebie. - odpowiedział jej Zayn. Wszyscy wiedzieli, że tak ten wieczór się nie skończy. Ja osobiście myślałam o wyjściu do jakiegoś klubu, czy coś. Suzanne trochę po marudziła i w końcu pojechała. Odetchnęłam z ulgą i wsiedliśmy do limuzyny. Po 20 minutach byliśmy już pod domem. Na samym wejściu Lou krzyknął.
- Ej ludzie, musimy opić nasz film. Jedźmy na jakąś imprezę, jutro mamy wolne. - wszyscy zgodnie przytaknęli na propozycję Louisa. Pobiegłam na górę razem z dziewczynami i zaczęłyśmy się szykować. Poszukałam w szafie jakiś odpowiednich ciuchów dla każdej z nas i po godzinie byłyśmy gotowe. Szybko poprawiłyśmy makijaż i w dwóch oddzielnych samochodach ruszyliśmy do klubu. Podróż trwała tylko chwilkę. Wysiadając z pojazdu poprawiłam włosy i całą grupką ruszyliśmy do wejścia. Harry podszedł do bramkarza i wręczył mu pokaźny plik banknotów. Weszliśmy poza kolejką. W środku było duszno i bardzo głośno, jak to na imprezach bywa. Zayn znalazł przyjemne miejsce niedaleko baru. Zajęłam miejsce na czarnej kanapie obok Pezz i Emilie, a Niall z Liamem poszli po drinki. Najpierw po jeden, ale na jednym się nie skończyło. Po godzinie, nie byłam w stanie zliczyć ile alkoholu mam we krwi, pozostali z resztą, nie wypili mniej. Wyjęłam z kieszeni mój telefon i napisałam do Aurelii, że ma do nas wpadać. Przyjechała po 15 minutach i od razu zabrała mnie za stronę. Weszłyśmy do łazienki, a Arielka zaczęła sprawdzać, czy na pewno nikogo tu nie ma. Gdy zostałyśmy same, wyjęła z kieszeni kurtki małą, foliową torebeczkę z białym proszkiem.
- Eli, jak chcesz się na serio zabawić, to spróbuj tego. Uwierz mi, niezła jazda. - zachęcała mnie przyjaciółka. Mimo tego, że wypiłam tak dużo, poczułam się jakbym od razu wytrzeźwiała.
- Chyba zwariowałaś! Nie wezmę tego świństwa. - wypierałam się.
- Toć nic ci nie będzie, chociaż spróbuj, nie pożałujesz.
- Nie! - krzyknęłam.Ariel namawiała mnie dość długo. Po kilku minutach, uległam. Wciągnęłam biały proszek i poczułam błogość. Zaczęłam się śmiać i przytuliłam przyjaciółkę.
- Dziękuję ci za to! - wydarłam się na cały głos. Aurelia zrobiła to samo co ja i wyszłyśmy z toalety. Usiadłam obok Emilie.
- Ludzie! Chodźmy potańczyć! - krzyczałam, starając się przekrzyczeć muzykę. Czułam się coraz bardziej pewnie. Wstałam i wyciągnęłam dziewczyny na parkiet. Pomyślałam, że tego dnia zaszaleję, jak jeszcze nigdy. Gdy wkręciłyśmy się w wir tańczących ludzi, dołączyli do nas chłopcy. Tańczyłam się bez przerwy. Po kilkunastu piosenkach Lou pociągając mnie za rękę, wyprowadził z tłumu.
- Eli nie poznaję cię. - zaśmiał się. - Co się stało z dawną Elizabeth?
- Haha! Louis jesteś taki śmieszny. Nic się ze mną nie stało!- śmiałam się bez opamiętania. Lou spojrzał na mnie badawczo i jego mina z uśmiechu przeobraziła się w zdziwienie.
- Eli zachowujesz się jakbyś coś brała... - spojrzał na mnie. - Brałaś coś? - zapytał poważnie, a ja odpowiedziałam mu jeszcze gorszym śmiechem. - Czyli brałaś. - spojrzał w moje źrenice, które za pewne były rozszerzone. - Eli, uspokój się na chwilę. Powiedz mi, co i kto ci to dał?!
- Hahahaha. Od Aurelii coś tam, coś tam. - odpowiedziałam mamrocąc. - Lou, musisz tego spróbować, wyluzujesz się trochę. Ja się czuję jak w niebie.
- Niczego nie będę próbował. Muszę znaleźć Aurelię. Zostań tu i nigdzie się nie ruszaj rozumiesz?
- Tak jest kapitanie. - zasalutowałam mu, na co odpowiedział cichym śmiechem. Szybko znudziło mi się czekanie więc usiadłam przy barze i zamówiłam sobie drinka. Chwilę potem podszedł do mnie jakiś koleś.
- Ej mała, co powiesz na szybki numerek? Płacę obficie. - zaproponował.
- Mała to jest twoja pała. Dzi*ek szukaj przy drodze. Ja tu przyszłam jedynie kulturalnie się napić, a nie dawać dupy. Żegnam pana. - powiedziałam i wróciłam do picia mojego napoju.  On natomiast usiadł na miejscu obok mnie. - Ty jeszcze tutaj?!
- Ostra, lubię takie. Ile chcesz? 200? - zapytał wyciągając portfel.
- Koleś czy ty jesteś jakiś tępy?
- 500?
- Spie*dalaj! - krzyknęłam oblewając go niedokończonym drinkiem. Wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam na poszukiwania Louisa. Znalazłam go po kilku minutach. Rozmawiał z Arielką. Co ja gadam. Wrzeszczał na nią. Podeszłam do nich i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Co wy tu wyrabiacie? Trzeba się bawić! - krzyknęłam i przytuliłam Lou. - Wiesz co mi się przytrafiło?
- Nie, nie mam pojęcia. - odpowiedział przyjaciel.
- Chociaż nie. Nie powiem ci. Zdenerwujesz się. - powiedziałam pośpiesznie i chciałam odejść, ale Louis złapał mnie za rękę, skutecznie zatrzymując moją osobę. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- No opowiedz co się przytrafiło. - nalegał.
- Ale o co chodzi? Aha, już wiem. Siedziałam sobie przy barze, aż tu nagle... podchodzi do mnie jakiś koleś i proponuje mi seks za kasę. Rozumiecie to?! Zaproponował mi najpierw 200, a potem 500, a ja mu na to:''Spie*dalaj!'' i oblałam go moim niedokończonym drinkiem. - opowiedziałam ze śmiechem. Reakcja Lou mnie rozśmieszyła jeszcze bardziej. Przymknął oczy i zrobić tzw. ''facepalm''.
- Wiesz co El? Wracamy do domu. - powiedział.
- Chyba zwariowałeś chcę się jeszcze pobawić. - odparłam z miną smutnego szczeniaczka.
- Nie ma mowy, Aurelio weź proszę Elizabeth gdzieś i przypilnuj jej. Nie ma nigdzie odchodzić. Ja idę po resztę. - powiedział Louis i poszedł. Namówiłam Ariel, żebyśmy poszły do baru. Zgodziła się, a gdy usiadłyśmy na wysokim krzesełkach zaczęłam zamawiać różnorodny alkohol. Moja przyjaciółka także sobie nie żałowała. Piłam chyba 5 kolejkę, ale przeszkodził mi Zayn.
- Co wy tu robicie? Wracamy. - powiedział głośno.
- Śwwietnie ssię b-bawię. - język mi się plątał i z trudem wypowiadałam kolejne słowa. Zayn zaczął się śmiać i trzymając mnie i Arielkę za nadgarstek, zaciągnął nas do samochodu. Usiadłam na tylnym siedzeniu obok Stylesa i Pezz. Oparłam głowę o ramię Harrego i zasnęłam. Obudziłam się w swoim pokoju, w swojej piżamie, a obok łóżka leżała moja torebka. Zaraz co?! W mojej piżamie?! Jak to, przecież spałam. Nie mogłam się przebrać. Ciekawe kto się zajął moim rozbieraniem i kolejnym ubieraniem. Mniejsza o to. Nawet nie miałam siły, żeby się namyśleć, bo ból głowy był niewyobrażalny. Poleżałam jeszcze chwilę, ale nie mogłam zasnąć. Za bardzo mnie suszyło. Podniosłam się powoli i wyszłam z mojego pokoju. Zeszłam ze schodów i weszłam do salonu. Na kanapie siedział Hazza, Zayn, Lou i Liam. Nigdzie nie było Nialla. Usiadłam na kanapie obok Zayna i zaczęłam gapić się tępo w telewizor. Moje ''zamyślenie'' przerwał Zayn.
- Jak tam Eli się czujesz? Główka boli? - powiedział głosem zdecydowanie głośniejszym niż normalnie.
- Zayn, zamknij się proszę. Głowa mi zaraz wybuchnie. - poprosiłam cicho. Wtedy do pokoju wszedł Niall ze szklanką wody i tabletką.
- O, tu jesteś El. Mam coś dla ciebie. - powiedział blondyn i wręczył mi to, co przed chwilą przyniósł. Uśmiechnęłam się i połknęłam tabletkę. Podziękowałam Irlandczykowi prawie szeptem i spojrzałam na Zayna, który przyglądał mi się badawczo.
- Ile ty wczoraj wypiłaś? - zapytał.
- Nie wiem, nie liczyłam.
- A w ogóle coś pamiętasz?
- Zdziwisz się, ale tak. Pamiętam wszystko doskonale. Od pierwszego drinka, przez przyjście Aurelii aż po jazdę samochodem do domu. - chwilę jeszcze pośmialiśmy się z wczorajszej imprezy, a ja poczułam, że lek zaczął działać. Wtedy przypomniało mi się coś co planowałam od niedawna. Wstałam i podeszłam do stacjonarnego telefonu. Wykręciłam numer Emilie.
- Halo? - usłyszałam po kilku sygnałach.
- Hej Emilie, tu El. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jak najszybciej weź samochód i pojedź po Aurelię, Perrie i Danielle, a potem przyjedźcie tutaj. Rozumiesz mnie? To jest bardzo ważne.
- Jasne, będziemy za godzinę, może trochę więcej, ale co się stało? - zapytała przyjaciółka.
- Wyjaśnię wam w domu. Do zobaczenia. - rozłączyłam się i wróciłam do salonu. Hazza spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Eli, co się stało? Dlaczego dziewczyny mają tu jak najszybciej przyjechać? O co tutaj chodzi?! - pytał zaniepokojony loczek. Nie odpowiedziałam tylko czekałam na przyjaciółki. Gdy przekroczyły próg domu, od razu zaprowadziłam je do salonu. Usiadłam na kanapie i oparłam łokcie o kolana oraz poprawiłam grzywkę.
- Musimy porozmawiać.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Witam skarby, po dość długiej przerwie ;*
Wybaczcie, że tak długo nie wstawiałam rozdziału, ostatnio byłam na wycieczce, dużo sprawdzianów i w ogóle. Mam nadzieję, że się nie gniewacie ♥
Jeszcze w ten weekend spodziewajcie się następnego rozdziału ;33
Niezbyt mi się udał ten rozdział, ale następny będzie ciekawszy :)
Z góry dzięki za każdy komentarz
Pozdrawiam
♥♥♥
PS. Ponad 6000 wyświetleń! Dziękuję wam z całego serducha ♥ Może z tej okazji jakiś konkursik?  Napiszcie w komentarzach co o tym myślicie ;** + pod tym rozdziałem możecie również podawać swoje aski, tt, fb itd. abym mogła was informować o nowym rozdziale (więcej informacji w notce pod poprzednim rozdziałem)

sobota, 12 października 2013

I'm feeling good...

Muzyka: klik

Wtedy ze schodów zbiegł zapłakany Liam. Oderwałam się od Harrego i podeszłam do przyjaciela, który skulił się na podłodze i zanosił się płaczem.
- Daddy, co się stało? Czemu płaczesz? - zapytałam z troską przytulając chłopaka.
- Danielle miała wypadek! - wykrzyczał przez łzy. Natychmiast wstałam i pobiegłam do salonu. Zastałam tam Louisa, Nialla i Zayna. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Może do końca nie znam Danielle, ale wiem, że znaczy bardzo dużo dla Liama. Boli mnie to, że cierpi. Louis zwrócił się w moją stronę i uśmiech, który gościł na jego twarzy, momentalnie znikł.
- Jedziemy do szpitala. - oświadczyłam szybko.
- Co się stało? - zapytał Niall.
- Danielle miała wypadek. Musimy jechać. - powiedziałam wychodząc z pomieszczenia.
- Jedziemy wszyscy. - odpowiedział mi Lou podążając za mną. Zayn i Niall pomogli Liamowi, który zalewając się łzami nie chciał się ruszyć. Wsiedliśmy do samochodu, a ja siadając za kółkiem, momentalnie ruszyłam przed siebie. Droga była niemiłosiernie długa. Zaparkowałam pod budynkiem szpitala i wszyscy pospiesznie wyszli z pojazdu. Liam nie mógł się opanować dlatego chłopcy starali się go uspokoić, a ja podbiegłam do pierwszej lepszej pielęgniarki.
- Przepraszam bardzo, nie wie pani gdzie leży Danielle Peazer? - zapytałam gorączkowo.
- Ależ oczywiście. Drugie piętro sala 213. Wydaje mi się, że na razie nie można jej odwiedzać, ale na wszelki wypadek proszę o skonsultowanie się z lekarzem prowadzącym. Jest nim dr. Clark. Muszę już iść, wołają mnie. Do widzenia. - podziękowałam grzecznie i popędziłam w kierunku przyjaciół. Przekazałam im wszystkie informacje, które uzyskałam od pielęgniarki. Poszliśmy w kierunku windy i pojechaliśmy na drugie piętro. Gdy drzwi windy uchyliły się, Liam wybiegł i szukał sali gdzie leżała jego dziewczyna. Szybko znaleźliśmy się pod odpowiednim pokojem i po prostu czekaliśmy. Minęła godzina, a ja miałam wrażenie, że minęły co najmniej cztery. Usłyszałam odgłosy kroków rozchodzących się echem po korytarzu. Spojrzałam w stronę źródła i zobaczyłam jak pośpiesznym krokiem w naszym kierunku szły Perrie i Emilie. Wstałam i przytuliłam je.
- I jak z Dan? - zapytała Perrie.
- Jeszcze nic nie wiemy. Czekamy i czekamy, chyba musimy poszukać niejakiego dr. Clarka. Jest lekarzem prowadzącym. Może on powie nam coś na temat stanu zdrowia Danielle.
- Przykro mi kochanie. Słyszałam o gościu z Modest. Na prawdę bardzo mi przykro, ale wiem, że dacie sobie radę. - przytuliła mnie Em.
- Narazie nie gadajmy o tym ok? - odpowiedziałam szybko i zaczęłam szukać kogokolwiek kto powiedziałby mi gdzie znajdę tego doktora. Razem z Perrie poszłyśmy do rejestracji.
- Przepraszam, gdzie znajdę dr. Clarka? - odezwała się Pezz do młodej kobiety za ladą.
- Hmm... o własnie tu idzie. - uśmiechnęła się serdecznie i wskazała odpowiednią osobę. Podziękowałyśmy i podeszłyśmy do lekarza.
- Dzień dobry. Pan dr. Clark?
- Tak to ja, a o co chodzi? - odpowiedział mężczyzna w podeszłym wieku.
- Chciałybyśmy się dowiedzieć jaki jest stan zdrowia pana pacjentki Danielle Peazer. - odpowiedziałam pospiesznie.
- Są panie kimś z rodziny?
- Jesteśmy przyjaciółkami. - odezwałyśmy się prawie równocześnie.
- A jak się panie nazywacie?
- Ja jestem Elizabeth Sullivan. - odpowiedziałam.
- A ja Perrie Edwards.
- W takim razie będę musiał zapytać się pani Peazer o zgodę. Proszę za mną. - powiedział doktor, a my posłusznie ruszyłyśmy za nim. Gdy lekarz przekroczył próg sali gdzie znajdowała się Dan, my zostałyśmy za drzwiami. Minęło kilka sekund i lekarz oznajmił nam, że stan Danielle jest stabilny, cały czas się poprawia i najgorsze co jej się stało to skręcony nadgarstek i kilka siniaków, zadrapań. Cała nasza ósemka szybko weszła do pomieszczenia. Liam cały zapłakany przytulał Dan.
- Kochanie, spokojnie. Żyję i czuję się dobrze. - zaśmiała się dziewczyna.
- Bałem się, że cię stracę. - płakał Liaś.
- Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Kiedy cię wypuszczą? - zapytał Lou.
- Dopiero jutro. Chcą mnie jeszcze obserwować. - odpowiedziała Danielle. Spędziliśmy prawie 2 godziny na rozmowie, wygłupach i żartach. Wtedy zadzwonił telefon Louisa. Chłopak wyszedł na korytarz i wrócił po kilku minutach.
- Słuchajcie, dzwonił John i przypomniał nam o czymś ważnym. Kompletnie zapomnieliśmy, że jutro jest premiera ''This is us''! Jak mogliśmy zapomnieć o premierze naszego filmu?
- Louis bez nerwów. Wiele się ostatnio wydarzyło. Mieliście prawo zapomnieć- uspokajałam chłopaka. Mijały kolejne godziny, a nam nie kończyły się tematy do rozmów. W tym czasie bardzo dobrze poznałam Dan i Pezz. Zauważyłam, że między naszym kochanym Zaynem, a Perrie zaczęło coś iskrzyć. Noc spędziliśmy w szpitalu. Rano, gdy Danielle mogła już opuścić szpital, cała nasza dziewiątka pojechaliśmy do domu, który chłopcy ze mną dzielili. Odświeżyłam się i usiadłam na kanapie. Spojrzałam na zegarek. Była 11:36. Za 8 i pół godziny zostanę sama. Chłopcy zajęli miejsce w salonie, tak jak ja. Chwilę potem wbiegła Pezz, Emi i Dan.
- Eli, zbieraj się! - krzyknęła Emilie uderzając mnie poduszką.
- Gdzie mam się zbierać? - zapytałam broniąc się przed ciosami.
- Najpierw jedziemy na zakupy, potem o 18:00 przyjeżdża do mnie do domu, moja koleżanka, która jest fryzjerką i makijażystką. Przygotuje nas. Jeśli chcemy zdążyć ze wszystkim to musisz się ruszyć. - krzyczała Emi.
- Ale po co?
- No wiesz, na premierze wypada ładnie wyglądać.
- Ale ja nie jadę, więc po co wam do tego ja?
- Jak to nie jedziesz? - zapytał Louis.
- No normalnie. Kurde mam jechać i być taki forever alone? Was dziewczyny rozumiem. Dan jedzie z Liamem, Emilie z Niallem, rozumiem, że Perrie z Zaynem. - mrugnęłam do blondynki. - Harry na pewno pojedzie z Suzanne. A ja?
- Zostaję jeszcze ja. - powiedział Lou. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
- Chcesz, żebym z tobą pojechała na premierę? - zapytałam uśmiechając się.
- Oczywiście jeśli zechcesz, to będę zaszczycony. - odparł Lou. Zerknęłam na Harrego, a on delikatnie przytaknął głową. Uznałam to za zgodę.
- Tobie nigdy nie odmówię Tommo. - powiedziałam z uśmiechem i przytuliłam przyjaciela. Wstałam z kanapy i spojrzałam w stronę chłopców.
- No to muszę się zbierać, bo tak chyba nie pojadę co nie? - zaśmiałam się. Pobiegłam na górę po telefon i pieniądze. Zeszłam na dół, ucałowałam Harrego i z dziewczynami wsiadłyśmy do czerwonego BMW, które należało do Danielle. Jechałyśmy może z pół godziny, ale nie dłużej. Wysiałyśmy z auta i ruszyłyśmy w kierunku wielkiego centrum handlowego. Mijały kolejne godziny, a my jeszcze niczego nie kupiłyśmy. Wtedy Danielle wpadła na pomysł, aby Emilie wybrała zestaw dla mnie, ja dla Dan, Dan dla Pezz, Pezz dla Emilie. Wszystkie zgodnie przytaknęłyśmy i zaczęłyśmy szukać odpowiednich ubrań. O 17:00 wszystkie miałyśmy już gotowe zestawy dla drugiej osoby, a swoje mogłyśmy zobaczyć dopiero u Emilie po uczesaniu i pomalowaniu. Poszłyśmy do Starbucksa i złożyłyśmy zamówienie. Gdy kelnerka przyniosła nam nasze kawy była już 17:30. Wsiadłyśmy szybko auta i ruszyłyśmy do Emilie. Dotarłyśmy pod dom Emi około godziny 17:50. Koleżanka Emilie miała się trochę spóźnić, więc usiadłam wygodnie w salonie.
- Emilie, a gdzie są twoi rodzice? - zapytałam po chwili.
- W pracy do 21:00. - odpowiedziała mi przyjaciółka. Chwilę później usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Stała w nich dziewczyna z blond włosami i uroczym uśmiechem. Przedstawiła się nam jako Felicia Stones. Zaczełyśmy od fryzur, a ja poszłam na pierwszy ogień. Całkowicie oddałam się w ręce blond-włosej. Chciałam zmienić fryzurę. Fel zaproponowała mi farbowanie, na co ja w pełni się zgodziłam. Najpierw w ruch poszły nożyczki. Widziałam jedynie włosy upadające na podłogę. Nie było ich dużo. Po chwili Fel nałożyła mi farbę na włosy i zajęła się Em. O 18:40 wszystkie miałyśmy już gotowe fryzury, ale jeszcze żadna z nas nie widziała swoich włosów. Felicia zajęła się naszym makijażem. Gdy wszystkie byłyśmy już gotowe, udałyśmy się na górę aby się przebrać. Ja przebierałam się w pokoju dla gości. Oglądając swój zestaw przygotwany przez Emilie byłam wniebowzięta. Ubrałam się pośpiesznie, bo słyszałam, że Felicia otwierała już drzwi chłopakom, którzy mieli po nas przyjechać o 19:00. Jako ostatnia opuściłam swój pokój nadal nie wiedząc jak wyglądam. Zbliżyłam się do schodów i wtedy wszelkie rozmowy ucichły, a każde spojrzenie zwróciło się w moją stronę. Uśmiechnęłam się delikatnie i zeszłam do przyjaciół.
- Felicia, możesz być z siebie dumna. - powiedziała Fel sama do siebie. Zaczęłam się śmiać. Podeszłam do Harrego, który wyglądał nieziemsko i pocałowałam go namiętnie.
- Weźcie się nie połknijcie. - usłyszałam w tle głos Louisa.
- Louis jest zazdrosny? - zaśmiałam się przerywając pocałunek.
- Tak, i to bardzo. - odparł Lou. Spojrzałam w oczy Hazzy.
- Wyglądasz cudownie. - szepnęłam cicho.
- Ty wyglądasz znacznie lepiej. - opowiedział mi równie cicho Styles. - Wyglądasz perfekcyjnie.
                           
                                                          ***Oczami Harrego***
                                                        ~kilka minut wcześniej~
Zapukaliśmy do domu Emilie. Otworzyła nam niska blondynka i zaprosiła nas do środka. Czekaliśmy w holu, koło schodów. Wszystkie dziewczyny już zeszły. Wyglądały ślicznie. Wszystkie zeszły oprócz Elizabeth. Wtem wszystkie rozmowy ucichły, a wzrok każdego powędrował na Eli, która powoli schodziła ze schodów. Na jej widok oniemiałem. Wyglądała zniewalająco. Podeszła do mnie i pocałowała mnie. Od razu odwzajemniłem pocałunek. Przerwał nam nasz kochany Lou. Gdy spojrzałem prosto w oczy mojej ukochanej, chciałem wziąć ją za rękę i powędrować przez cały Londyn, chciałem, żeby wszyscy wiedzieli co do niej czuje, chciałem wykrzyczeć moje uczucia całemu światu, ale niestety. Modest. Pieniądze mogę zniszczyć wszystko.

                                                          ***Oczami Louisa***
                                                 ~kilka minut wcześniej, w domu Emilie~
Czekaliśmy na wiecznie spóźniającą się Eli. Stałem koło schodów i rozmawiałem z Zaynem. Obejrzałem dokładnie wszystkich obecnych i stwierdziłem, dziewczyny wyglądały wspaniale. My z resztą też wyglądaliśmy niczego sobie. Byłem strasznie podekscytowany premierą naszego filmu. Moje myśli momentalnie odpłynęły na widok Elizabeth. Idealnie ułożone włosy, idealna suknia, idealne dodatki. Cała była idealna. Gdy zobaczyłem jak całuje Harrego coś we mnie pękło. Zabolało mnie coś w środku. Przecież ona nigdy nie będzie moją dziewczyną. Zawsze będę dla niej Lou, stary dobry przyjaciel Lou. Nic więcej. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, ale nie mogłem tego pokazać. Zwinnym ruchem starłem je i zwróciłem się do ''kochanków'' ze śmiechem.
- Weźcie się nie połknijcie.
- Louis jest zazdrosny? - zapytała Eli.
- Tak i to bardzo. - odpowiedziałem szybko. Gdyby tylko zdawała sobie sprawę z tego, że ja nie żartuję.

                                                   ***Oczami Elizabeth***
Przytuliłam Hazzę ostatni raz i podeszłam do lustra, które znajdowało się w przedpokoju. Zamknęłam oczy i zawołałam dziewczyny. Żadna jeszcze samej siebie nie widziała, chciałyśmy zrobić to razem. Równocześnie otworzyłyśmy oczy i ogarnęło mnie zdumienie. Wyglądałyśmy ślicznie. Moja fryzura i śliczna sukienka z dodatkami dodawała mi uroku. Cudowna suknia Pezz świetnie pasowała do ubioru Zayna. Krwistoczerwona sukienka Danielle podkreślała jej wszystkie atuty, a błękitna sukienka Emi, była prześliczna.
- Jesteśmy piękne! - krzyknęła Pezz. Uśmiechnęłam się do Felicii i wszystkie ją przytuliłyśmy. Zaczęłyśmy wielokrotnie dziękować. Chłopcy z rozbawieniem przyglądali się całej sytuacji.
- Dobra, dobra koniec tych uścisków. Musimy jechać. - powiedział Zayn. Liam podszedł do Dan i złapał ją za rękę, tak samo Niall i Emi. Wyglądali przesłodko. Zayn chwycił delikatnie dłoń Perrie, na co ona odpowiedziała uśmiechem. Ja natomiast zostałam objęta silnym ramieniem mojego przyjaciela. Tak wyszliśmy z domu Emilie. Pożegnaliśmy się z Felicią, która jechała już do domu, a na nas czekała biała limuzyna. Wsiedliśmy do niej, a gdy każdy zajął swoje miejsce, ruszyliśmy. Kierowca, po 15 minutach jazdy, zatrzymał się pod wielką willą. Zdziwiłam się trochę, ale potem wszystko się wyjaśniło. Do limuzyny weszła ONA. Suzanne Royal.


--------------------------------------Nowi bohaterowie-----------------------------------------



 Suzanne Royal, 27 lat. Modelka i aktorka. Jest chrześniaczką Johna z Modestu. Udaje związek z Harry Stylesem. Więcej dowiecie się w następnych rozdziałach.


--------------------------------------------------------------------------------------
Witam skarby, mam dla was kilka informacji. ;3
1. Prosiłabym aby anonimowy komentator, który pisze 3 komentarze z rzędu, zostawiał po sobie jeden komentarz.
2. Wybaczcie, że tak rzadko wstawiam rozdział, ale rozumiecie - szkoła.
3. Zostałam wyrzucona ze stronki: Sex ze Stylesem zawsze spoko
Tak więc nie mam możliwości, aby was informować, dlatego pod tym rozdziałem możecie podawać swoje e-maile, gg, ask, tt itd. po to abym mogła was informować na bieżąco o nowym rozdziale.
4. W zakładce ''Bohaterowie'' zostały zmienione niektóre zdjęcia, więc serdecznie zapraszam do zapoznania się XD
5. Mam nadzieję, że rozdział się podobał oraz, że was nie zawiodłam. Moim zdaniem spartaczyłam ten rozdział. Zapraszam do komentowania  :)
Kocham was skarby ;*
Pozdrawiam
Coffee
♥♥♥

sobota, 28 września 2013

My life is normal, very normal ♥

Muzyka: klik

- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Wojna się rozkręca, Adam wraca ze wsparciem... - opowiedział mi Finnick i wtedy padł pierwszy strzał. Finn automatycznie objął mnie ramieniem równocześnie wyciągając broń. Był gotowy na kolejne strzały, które jednak nie padły. Otworzyłam wcześniej szczelnie zaciśnięte oczy i spojrzałam tam, gdzie padł strzał. Zobaczyłam śmiejącego się Adama, a za nim była spora grupa ludzi mniej więcej w moim wieku. Było ich znacznie więcej niż nas i to mnie przerażało. Chciałam stamtąd uciec jak najdalej, ale nie mogłam. Nie chciałam stchórzyć, a nawet gdyby to i tak nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Wyprostowałam się powoli i spojrzałam w rozbawione oczy Adama. Obrzydzał mnie. Jego twarz, oczy i ten wredny śmiech. Mdliło mnie na jego widok. Obserwowałam każdy jego ruch ze skupieniem. Zaczął się zbliżać. Podszedł bliżej mnie, a serce waliło mi jak oszalałe, jakby podchodziło mi do gardła i zaraz miałabym je wypluć. 
- Eli, Eli, Eli. Chyba się pomyliłaś. - zaczął Adam.
- Chyba ty się pomyliłeś popaprańcu. - powiedziałam cicho. Z każdą chwilą miałam w sobie coraz więcej odwagi.
- O, udajesz odważną? Haha, jakoś mnie nie przekonujesz wiesz?
- Nie muszę cię przekonywać. Daj mi w końcu spokój. Nie widzisz do czego doprowadzasz? - mówiłam głośniej i wyraźniej.
- Widzę i czerpię z tego radość. A właśnie, a co ty tu robisz z tymi wywłokami? - zmienił temat.
- A co cię to interesuje?! - podniósł głos Jake. - Masz z tym jakiś problem?!
- Tak mam. Ona jest moja i zawsze będzie moja! - krzyknął ten świr Adam. Zaczęłam drżeć. Finnick chyba to zauważył, bo mocniej przytulił mnie do siebie. - Jak będzie trzeba to usunę każde kto mi stanie na drodze. A pierwszy w kolejce będzie ten twój Harry, a następny może... Louis? - Gdy usłyszałam te imiona wszystkie moje mięśnie napięły się.
- Nie masz się do nich zbliżać jasne?! Nawet nie wypowiadaj ich imion! Nie masz prawa! - zaczęłam krzyczeć i rzucać się. Finnick trzymał mnie abym nie rzuciła się na tego de*ila, ale na próżno. Wyrwałam się z uścisku i ruszyłam w stronę ''przeciwnika''. WR od razu pobiegli za mną i zatrzymali mnie zaledwie dwa metry od Adama. Trzymali mnie kurczowo, a ja nie przestawałam się szarpać do czasu, gdy ujrzałam broń wyciągniętą w moją stronę. 
- Eli! Uspokój się! On cię zabije! - krzyczał Finnick starając się mnie przekrzyczeć.
- Niech mnie zabije ku*wa! Od razu! Jestem gotowa! - zwróciłam się do Adama. - No strzelaj tchórzu! Strzelaj! - krzyczałam dalej wyciągając ręce na boki. Chciałam wtedy umrzeć. Nie zależało mi. Byleby tylko zostawił moich bliskich w spokoju. - No dajesz! 
- Nie miałem zamiaru cię zabijać skarbie, ale za to co powiedziałaś, pożałujesz. - ostatnie słowo prawie szeptał. Trochę się wystraszyłam, spojrzałam na Finnicka. Miał strasznie przerażone oczy . Mój wzrok wrócił na Adama, który wycelował swoją broń we mnie. Gdy usłyszałam strzał, zamknęłam oczy. Myślałam, że poczuję ból, ale myliłam się. Natychmiast je otworzyłam gdy tylko usłyszałam krzyk. Adam leżał na ziemi, a z dłoni ciekła mu krew. Co się właściwie stało?!
- Spierda*amy! Ruszaj się Finnick. - usłyszałam za sobą i w tym momencie Finn złapał mnie za nadgarstek i zaczęliśmy uciekać. Biegliśmy dosłownie chwilę. Gdy znaleźliśmy się obok dwóch czarnych samochodów, zostałam ''wpakowana'' na tylne siedzenia pierwszego, a z przodu siedzieli Finn i Jake. Reszta chyba wsiadła do drugiego auta. Z piskiem opon Finnick ruszył z miejsca. Pędziliśmy z niewyobrażalną prędkością, a do tego jeszcze ''genialny'' Finn wyciągnął telefon i gdzieś zaczął wydzwaniać. Po kilku próbach wreszcie ktoś odebrał.
- Ku*wa! Czemu nie odbieracie?!...Po to jest telefon, żeby można się było z wami skontaktować prawda?!...Dobra mniejsza o to. Mamy kłopoty. Jedźcie w naszą stronę, jesteśmy obok fabryki... tak własnie tam. Weźcie broń na wszelki wypadek i dodatkowy zapas...ku*wa, jadą za nami!...pospieszcie się! - krzyknął Finnick i rzucił telefon na tylne siedznie tuż obok mnie. Strasznie się bałam i byłam strasznie zdezorientowana. 
- Finn, idź do tyłu. Ja poprowadzę. - odezwał się Jake.
- No dobra, wiesz gdzie jechać?
- Tak wiem. - odpowiedział szybko. Finn puścił kierownicę i przyszedł do tyłu, a Jake zajął jego miejsce. Spojrzałam na ciemnowłosego i nie wiedziałam co mam powiedzieć. To wszystko działo się za szybko. Byłam skołowana.
- Matko, Eli ty się trzęsiesz. Posłuchaj mnie. Nie możesz się wychylać, najlepiej będzie gdy położysz się na siedzeniu. Nie mogą cię zobaczyć. Gdy tylko przyjedzie nasze wsparcie to ich zatrzymają i będziesz bezpieczna. Spokojnie, nie denerwuj się. - wsłuchałam się w słowa Finnicka i kiwnęłam twierdząco głową. - A teraz się uśmiechnij. Z uśmiechem ci do twarzy. - powiedział chwilę potem uśmiechając się ciepło. Odpowiedziałam mu tym samym i spojrzałam do tyłu. Myślałam, że zobaczę czarny samochód, którym jechała reszta chłopaków, ale niestety. Jechał za nami jakieś niebieskie audi. Za kierownicą siedział jakiś mięśniak a na miejscu pasażera siedział Adam. Spojrzałam na Finnicka.
- Finn?
- Tak?
- A tak w ogóle to co się stało? Wtedy na polanie?
- Adam celował w ciebie, ale w ostatniej chwili Mick strzelił mu w dłoń, w której trzymał broń. Wtedy uciekliśmy. - przyglądałam się jego piwnym oczom i stwierdziłam, że on nie może zrobić mi krzywdy. Ma w sobie wiele miłości. Jechaliśmy w ciszy jakieś 2 minuty, a potem znowu posypały się strzały. Finnick zaczął się uśmiechać.
- Czy ciebie bawi fakt, że możemy zginąć?! - zapytałam głośno.
- Skarbie, dla mnie to codzienność. A po drugie to nasi przyjechali. - zaśmiał się Finn.
- Reszta z WR? To dobrze. Nawet bardzo dobrze. - powiedziałam szybko i spojrzałam w jakim kierunku jedziemy. 
- Najpierw podjedziemy do nas do domu, zmienimy samochód, a potem odwieziemy cię do domu ok? - odezwał się Jake. Kiwnęłam twierdząco głową i obserwowałam drogę. Nikt już za nami nie jechał. Strzały już dawno ucichły. Tylko dlaczego wciąż czuję ten dziwny niepokój w sobie? Zatrzymaliśmy się pod brązowo-kremowym budynkiem. Skąd ja znam to miejsce? Rozejrzałam się w okół i już od razu odpowiedziałam sobie na to pytanie.
- Mieszkacie tu? - zapytałam cicho.
- Tak, od niedawna. A co?
- No bo ja mieszkam tam. - wskazałam palcem na dom po prawej stronie. 
- Serio? Nie kłamiesz?
- Proszę cię. Po co mam kłamać? Tak mieszkam tu od jakiegoś czasu. Pewne wydarzenie zmieniło moje życie i moi przyjaciele przyjęli mnie do siebie. Mieszkam tu chyba ze 4 miesiące. Nawet nie liczę.
- To genialnie, że to mieszkasz. Mamy do ciebie blisko, więc w każdej chwili możemy u ciebie być.
- No właśnie. To ja lecę już do domu. 
- Spokojnie, odprowadzę cię. - odpowiedział Finn i ruszył  w stronę mojego domu. Posłusznie poszłam za nim i po chwili stałam na znanej mi wycieraczce. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. 
- Zapraszam. - rzekłam uroczyście wpuszczając niedawno poznanego mi chłopaka. 
- Nie, dzięki ja muszę lecieć. Tylko podaj mi swój numer to się z tobą skontaktuję w sprawie pierwszego spotkania. Musimy omówić wszystkie szczegóły. Najlepiej będzie wtedy gdy twoi przyjaciele też wezmą udział. Bądź co bądź to im też grozi niebezpieczeństwo. Porozmawiaj z nimi o tym. - powiedział Finn podając mi swoją komórkę. Zręcznie wpisałam swój numer i pożegnałam się z chłopakiem. Zamknęłam drzwi i wchodząc w głąb domu usłyszałam rozmowy.
- Wróciłam! - krzyknęłam ściągając buty w holu. Niemal kilka sekund później byłam w ramionach moje chłopaka. 
- Matko, jak ja się bałem. Nic ci nie jest? Co oni od ciebie chcieli? - Hazza zasypywał mnie pytaniami. 
- Kochanie spokojnie. Nie denerwuj się. Jutro ci wszystko wyjaśnię. Na dzisiaj dość wrażeń. - uspokajałam chłopaka przytulając go mocno. Wtedy ze schodów zbiegł zapłakany Liam. Oderwałam się od Harrego i podeszłam do przyjaciela, który skulił się na podłodze i zanosił się płaczem.
- Daddy, co się stało? Czemu płaczesz? - zapytałam z troską przytulając chłopaka. 
- Danielle miała wypadek! - wykrzyczał przez łzy.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
No i wreszcie 19 rozdział!
Jak wam się podoba? Moim zdaniem w ogóle mi nie wyszedł, ale opinię pozostawiam wam.
Wybaczcie, że tak długo mnie nie było. Szkoła, nauka i jeszcze do tego wycieczka. Wybaczcie jeszcze, że nie odpisałam na wasze komentarze. Chciałabym abyście wiedzieli, że czytam każdy i kocham wasze komentarze ♥
Jesteście wspaniali. Ilość wyświetleń sprawia, że robi mi się słabo. Kocham was bardzo skarby ♥
Z góry dzięki za każdy komentarz ♥
5 komentarzy = następny rozdział
Pozdrawiam was serdecznie
♥♥♥

poniedziałek, 16 września 2013

Nowi bohaterowie!


Przepraszam was skarby, ale pod ostatnim rozdziałem zapomniałam dodać nowych bohaterów, tak więc dodaję teraz  :)



 <--- Finnick (Finn) Odair, 23 lata. Był chłopakiem Pauli, która została brutalnie zamordowana przez Adama, dlatego teraz planuje zemstę. Zachowuje się jak typowy bad boy, ale jest bardzo wrażliwy i przyjacielski w środku. Uwielbia jeść i jest uzależniony od papierosów. W wieku 14 lat perfekcyjnie posługiwał się bronią, ponieważ mieszkał w niebezpiecznej dzielnicy. Jego rodzice i młodsza siostra zginęli podczas ''wojny gangów''. W następnych rozdziałach będzie chronił Elizabeth przed Adamem razem z resztą gangu WR, w którym jest tymczasowo ''szefem''




<------Jake Evans, 22 lata. Jest członkiem gangu WR i najlepszym przyjacielem Finnicka. Jego rodzice mieszkają w Holmes Chapel. Kiedyś być dilerem, ale Finn pomógł mu się z tego wyplątać. Uwielbia adrenalinę i zna sztuki walki. Jego miłością są motory i bierze udział w nielegalnych wyścigach po mieście. Nie lubi poznawać innych i nie otwiera się przed nowo poznanymi ludźmi. Każdy jego tatuaż został wykonany przez Micka oraz oznacza ważne wydarzenie w jego życiu.

Mick Khan, 20 lat. Jest najmłodszym członkiem gangu WR. Ma ok. 24 tatuaży, które sam sobie zrobił. Kiedyś był przyjacielem Adama, ale wystawił go, aby dołączyć do WR. Razem z Jakem bierze udział w nielegalnych wyścigach. Jest bardzo sentymentalny i uczuciowy, ale ukrywa to. Lubi głośną muzykę i szalone imprezy. -------------------------->                                                                  


<------ David (Dave) Carter i Oz Carter 21 i 23 lata. Są rodzeństwem i kuzynostwem Finnicka. Są bardzo szaleni i otwarci na ludzi. Ich specjalnością jest samoobrona, której nauczyli się w dzieciństwie. Ich rodzice, młodsza siostra i starszy brat mieszkają pod Londynem jednak nie mają ze sobą kontaktu ze względu na niebezpieczną ''pracę''. Bardzo martwią się o swoją rodzinę i chcą ją chronić za wszelką cenę.


***
To by było na tyle. Więcej dowiecie się w następnych rozdziałach ;*
Kocham was skarby ;3
♥♥♥



niedziela, 15 września 2013

Everybody lives, and everybody dies ♥

Muzyka: Włącz (jeśli się skończy to włącznie jeszcze raz)

W tym momencie usłyszałem huk, a raczej strzał. Spojrzałem na Eli przerażonymi oczami. Nie mogłem w to uwierzyć. Cała seria strzałów przeleciała nam nad głową. Otuliłem Eli swoim ciałem i starałem się jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Nie wiedziałem co się dzieje. To wszystko działo się za szybko. Po kilku sekundach zorientowałem się, że nikt w nas nie celuje. Zauważyłem, że przed nami stała grupka ludzi mniej więcej w moim wieku, za nami taka sama sytuacja. Strzelali do siebie nawzajem. To wszystko przypominało scenę akcji w jakimś filmie. Zaciągnąłem Eli w krzaki (bez skojarzeń XD)i czekaliśmy na dalszy przebieg ''walki''.
                                                       ***Oczami Elizabeth***
Przyglądałam się tej sytuacji bardzo uważnie, starając się rozpoznać jakąś znajomą twarz. Zobaczyłam Jego. Matko, skąd on się tu wziął?!
- Harry? - zaczęłam.
- Tak?
- On tu jest...
- Ale kto?
- Adam... - powiedziałam ledwie słyszalnie. Wielka gula stawała mi w gardle gdy tylko miałam wymówić to imię. Poczułam jak mięśnie Harrego spinają się, chyba się zdenerwował. Strzelanina trwała najwyżej 2 minuty. Zobaczyłam, że Adam ze swoimi kolegami wycofują się. Gdy odeszli, postanowiłam wyjść z ukrycia. Wyszłam z krzaków i ruszyłam w stronę ''przeciwników'' Adama.
- Co to do cholery było?! - krzyknęłam w ich stronę.
- Sorka, nie możemy gadać. - odezwał się ciemnowłosy chłopak.
- Ale chyba jakieś wyjaśnienia się należą co?! - krzyknęłam głośniej. Harry szepnął mi do ucha, żebyśmy już odeszli, ale ja potrzebowałam wyjaśnień. - Dlaczego strzeliście do Adama?
- Skąd ty go znasz?! Słuchaj, wyjaśniłbym ci wszystko, ale nie mam czasu. Muszę szukać niejakiej Elizabeth Sullivan. Musimy mieć na nią oko. - odpowiedział chłopak. Chyba był ''dowódcą stada''.
- Skąd ją znacie, dlaczego jej szukacie?! - zaniepokoiłam się.
- Z twojego zachowania wnioskuję, że ją znasz. Masz jakieś jej namiary?
- Znam ją bardzo dobrze, ale dlaczego jej szukacie?! - krzyknęłam starając się wyciągnąć jak najwięcej informacji.
- Adam na nią poluje, a ja nie mogę do tego dopuścić. - odpowiedział szybko. - To może opiszesz mi wygląd tej Elizabeth?
- Nie muszę. Ona stoi przed tobą. - powiedziałam wyciągając dłoń w kierunku chłopaka. - Elizabeth Sullivan. Dla przyjaciół Eli. - Cała grupka spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Skąd mamy wiedzieć czy nas nie okłamujesz? - odezwał się chłopak z kruczoczarnymi włosami.
- Mick, spokojnie. Sądzę, że można jej zaufać.
- Ale Finn, ona może równie dobrze nas okłamywać. - powiedział się Mick.
- To wtedy będzie moja wina. Dopóki James nie wróci ja jestem szefem i musimy jej zaufać. Nawet jeśli nie jest Elizabeth to ma z nią jakiś kontakt, a to już jest coś.
- Ja jestem Elizabeth! - krzyknęłam wkurzona. - Nie wiem jak mam wam to udowodnić.
- Nie denerwuj się złotko. Ja ci wierzę. Skoro jesteś Elizabeth to należy ci się wyjaśnienie tej całej sytuacji. Tak więc, chodź. - usłyszałam z ust Finnicka. On chyba zwariował. Jak myśli, że pójdę gdzieś z piątką obcych, uzbrojonych chłopaków w niewiadome miejsce to się grubo myli.
- Ja nigdzie nie idę. Nie ufam wam. - powiedziałam patrząc prosto w oczy ciemnowłosego.
- Spójrz na to z innej strony. Gdybyśmy chcieli cię zabić, to nie bronilibyśmy was i już dawno bylibyście martwi. Nas jest pięciu a wy jesteście we dwoje. Mamy nad wami przewagę, a jakbym chciał ci coś zrobić to dawno bym to zrobił. Chyba bym się ciebie nie pytał czy mogę cie porwać, zastrzelić czy zgwałcić co nie? Chyba zrobiłbym to jak najszybciej i nie pozwoliłbym abyś usłyszała nasze imiona i mogła przyjrzeć się twarzom. Pomyśl nad tym. - coś w tym było, że zaufałam mu.  Może nie do końca, ale trochę zaufałam. Miałam wątpliwości, ale poszłam na kompromis.
- Może jednak wytłumaczycie mi to wszystko tutaj? Wolę być ostrożna. Proszę. - powiedziałam spokojnie. Nim zdążyli odpowiedzieć zadzwonił telefon Harrego.
- Tak?... nie ważne...mhm...jasne...przekaż mu, że zaraz będę...ok...no to cześć - odpowiadał Styles do słuchawki. - Może dokończycie tę rozmowę kiedy indziej. Musimy spadać. John chce mi coś powiedzieć. Podobno to bardzo ważne.
- John chce coś powiedzieć tobie, a mi nie. Ja zostaję. Chcę to wszystko zrozumieć. - odparłam patrząc prosto w jego zielone oczy. Widziałam w nich przerażenie.
- Nie. Idziesz ze mną. - powiedział szybko.
- Spokojnie, nic mi się nie stanie. Przysięgam. Idź i spotkamy się w domu. - stanęłam na palcach i pocałowałam loczka w policzek i zaczęłam go wyganiać, po kilku minutach namawiania, zgodził się iść. Nie wiem jakim cudem, ale czułam się bezpiecznie z tymi chłopakami.
- Zaczniemy może od przedstawienia się. Ja jestem Finnick. - zaczął pokazywać kolejno na każdego z bandy. - To jest Mick, tamten to Jake, a ci dwaj to Oz i David. Oprócz nas jest jeszcze jakoś 22 członków naszej bandy. My tu zgromadzeni, cała nasza piątka, mieszkamy razem. Mówią na nas WR.
- Dlaczego? - zapytałam ciekawa.
- A to już nie twoja sprawa. Dowiesz się w swoim czasie. - spławił mnie .
- No ok, ale możecie mi to wszystko łaskawie wytłumaczyć? - niecierpliwiłam się i usiadłam na trawie. Chłopcy postąpili tak samo.
- Zacznę od tego, że Adam kiedyś poznał pewną dziewczynę. Miała na imię Paula. - zaczął Finn. - On się w niej zakochał, ale Paula nie odwzajemniała tego uczucia. Wtedy się zaczęło. Groził jej, że ją zabije, że zabije jej przyjaciół i rodzinę. Najpierw ona to ignorowała, myślała, że Adam tylko żartuje, ale to nie były żarty. Było jeszcze gorzej gdy poznała mnie. Zakochaliśmy się w sobie i byliśmy na prawdę szczęśliwi do tego feralnego dnia. Adam ją porwał razem ze swoimi koleżkami. Powinnaś znać tą historię co jej robił. - opowiadał  łamiącym się głosem. Był bliski płaczu.
- Tak znam. - potwierdziłam cicho.
- No właśnie, a na samym końcu ją zabił. To co wtedy przeżywałem i co przeżywam do teraz jest prze potworne. Nie życzę takiego uczucia nikomu. Wtedy skrzyknąłem swoich kumpli i ''kontrolujemy'' Adama. Nie mogę pozwolić aby skrzywdził kogokolwiek innego. Muszę się zemścić na Adamie. Od śmierci Pauli prowadzimy wojnę. Nie wiem dlaczego, ale Adamowi strasznie na tobie zależy. Z tego co słyszałem oczywiście, bo nigdy cię nie widziałem, ale doszły mnie słuchy, że on cię szuka. Nasz ''szef'' James jest w więzieniu przez tego dupka. Wyjdzie dopiero w przyszłym roku tak więc ja go zastępuję i... zdecydowałem, że będziemy cię chronić. Oczywiście jeśli chcesz. Nic na siłę.
- Ale jak to będzie wyglądać? - zapytałam cicho.
- Zaczniemy od tego, że za każdym razem gdy gdzieś wyjdziesz i zobaczysz coś niepokojącego masz do mnie natychmiastowo dzwonić. Podam ci swój numer. Dalej, najlepiej będzie gdy nie będziesz wychodziła nigdzie i nie zostawała w domu sama. Kolejną sprawą jest samoobrona. Musisz wiedzieć jak się bronić. Codziennie będę zabierał cię na treningi walki wręcz oraz nauczę cię obsługiwać się bronią. Gdy już będziesz odpowiednio wyszkolona dostaniesz własną spluwę i masz ją wszędzie ze sobą nosić. Ok, to było tak w skrócie. Możliwe, że dojdą jeszcze inne podpunkty, ale to będę cię informować na bieżąco. A właśnie, jeśli zgodzisz się na to abyśmy cię chronili musisz być przygotowana na reakcję Adama. On nas nienawidzi i na pewno wścieknie się jeszcze bardziej gdy się dowie, że współpracujesz z nami. I musisz być przygotowana na to, że prędzej czy później będziesz musiała użyć swojej broni, tak więc nie możesz wymięknąć w razie zagrożenia. Jaka jest twoja decyzja? - zapytał Finn. Siedziałam chwilę w szoku. Jeszcze nie dawno moje życie było normalne, a teraz? Musiałam się zdecydować jak najszybciej.
- A co jeśli ktoś zginie przeze mnie? Nie wybaczyłabym sobie tego. - szepnęłam.
- Skarbie, Adam i jego kumple zasługują na śmierć, a jeśli chodzi o nas... to my wiemy co robimy. Poradzimy sobie. O nas się nie martw. To jak? - zapytał Finnick patrząc mi w oczy. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Bałam się jak cholera.
- Zgadzam się. - powiedziałam cicho jakby do siebie. Wiem, że to co powiedziałam było samolubne i nie wiem co mnie podkusiło, żeby się zgodzić. Poszłam na żywioł. Finn uśmiechnął się szeroko.
- Przysięgam, że zrobię wszystko, żeby nic ci się nie stało. Chodź, odwieziemy cię do domu. - powiedział wesoło Finnick i pomógł mi wstać. W tym momencie zadzwonił telefon. Finn sięgnął po niego do kieszeni. Nacisnął zieloną słuchawkę, a ja przysłuchałam się jego słowom.
- Tak?...Matko...serio?!...nie to nie możliwe...mieliście ich pilnować do cholery jasnej!... CO?!...dopiero teraz mi to mówisz...nie no ku*wa chłopie ogarnij się!... mhm...dobra kończę i wytłumaczysz mi to wszystko u nas, widzimy się za 5 minut w bazie jasne?! To dotyczy wszystkich! - krzyczał do telefonu. Jego oczy zaszły dziwną mgłą. Był strasznie wkurzony.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Wojna się rozkręca, Adam wraca ze wsparciem... - opowiedział mi Finnick i wtedy padł pierwszy strzał...

---------------------------------------------------------------------------
Wreszcie 18 rozdział! Przepraszam za moją długą nieobecność. Wiem, że długo czekaliście, ale nie miałam weny. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Następne rozdziały będę częściej. Przepraszam jeszcze raz i dziękuję za wasze wsparcie. Kocham was moje kotyy ♥
+OMG! 5000 wyświetleń! Dziękuję wam z całego serducha ;**
Moje marzenie się spełniło ;3
Dziękuję za każdy komentarz
♥♥♥

sobota, 7 września 2013

Decyzja zapadła...

Tak, więc prędzej czy później będę musiała wam to powiedzieć. Tak więc to koniec...
Nigdy więcej nie pomyślę o usunięciu bloga. Koniec z tym całym wmawianiem sobie, że tak będzie lepiej. Tak będzie gorzej. Nie mogę się poddać i usunąć bloga, bo to nic nie da, a potem będę żałowała. Tak więc w najbliższym czasie spodziewajcie się następnego rozdziału ;*
♥♥♥

poniedziałek, 2 września 2013

Bardzo ważne ogłoszenie!!!

Tak więc, zacznę od tego, że pisanie tego ogłoszenia sprawia mi niewiarygodną trudność. Głównie przez łzy, które bezustannie spływają po moim policzku. Czuję się z tym strasznie, okropnie. Miałam nadzieję, że to się nigdy nie stanie, ale chyba się myliłam. Zastanawiam się nad usunięciem bloga...
To dla mnie strasznie trudne, bo blog, pisanie dla was, to wszystko jest spełnieniem moich najskrytszych marzeń, ale niestety... szkoła. Muszę mieć świadectwo z paskiem, aby wyjechać w przyszłym roku tak więc, będę musiała trochę się postarać i zacząć uczyć. Wczoraj wieczorem, przed snem myślałam o tym. Wiem, że was zawiodłam... przepraszam...
Moja koleżanka podpowiedziała mi, że mogę pisać w weekendy, wolne dni, albo po trochu w ciągu tygodnia. Wtedy rozdziały byłyby zdecydowanie rzadziej, ale jednak by były. Nie mam pojęcia co zrobić. Czuję się strasznie, to strasznie boli. Tworzyłam ten blog od zera, od niczego. Osiągnęłam na prawdę dużo jak dla mnie. Jestem prze szczęśliwa, że mogłam się z wami podzielić moimi wypocinami, spełniłyście moje marzenia i wspierałyście mnie do końca, który prawdopodobnie nadejdzie niebawem. Ostateczną decyzję ogłoszę w nowym poście. Muszę jeszcze nad tym pomyśleć. W każdym razie... dziękuję za wasz czas, który poświęciłyście na czytanie mojego opowiadania, dziękuję za wspaniałe komentarze, dziękuję za każde nowe wyświetlenie, za każdego nowego obserwatora. Nie mam pojęcia co jeszcze napisać, a moja klawiatura jest cała mokra od łez, więc na tym kończę. Dziękuję za to, że byłyście. Po prostu dziękuję...
Kocham was skarby...
Na zawsze wasza
Coffee
♥♥♥

niedziela, 1 września 2013

Do you really want me dead? ♥

- Oj, to nie dobrze... - na te słowa zaczął mnie boleć brzuch. - Bo widzisz, wasz związek nie może wyjść na jaw...
- A to niby dlaczego? - poruszył się Harry.
- Ponieważ... jakby to powiedzieć... Elizabeth, nie jest dla ciebie wystarczająco dobra.
- Co?! - krzyknął Hazza.
- Po pierwsze jest za młoda, powinieneś mieć straszą od siebie partnerkę, tak jak mówiłeś w wywiadach: ''Kręcą cię starsze kobiety''. Po drugie ona jest nikim. Nie jest ani piosenkarką, ani tancerką ani modelką. Nie jest sławna. Jest po prostu nikim. A ty jesteś Harry Styles, nie możesz mieć byle jakiej wieśniaczki z ulicy- to zabolało. Łzy zaczęły napływać mi do oczu.
- Nie masz prawa tak o niej mówić! To ty jesteś nikim! To, że nie jest sławna nic nie oznacza! Jest wspaniałym człowiekiem, a ty nie jesteś nawet wart, aby na ciebie patrzyła. - krzyczał Styles, a po chwili przyłączyli się inni no i zaczęła się kłótnia. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Jakiś czas trwał zupełny harmider. Potem John uderzył pięścią w stół.
- Koniec tego! Jestem waszym szefem! Macie mnie słuchać! - wszyscy trochę się uspokoili. - Od dziś kontroluję wasze związki. Jasne? Liam jest dalej z Danielle, Niall z Emilie, a ty Harry nie możesz być z Eli. Przecież jesteś tym kobieciarzem w zespole. Musisz mieć jakąś ładną sztukę, najlepiej modelkę. Co powiesz na... Suzanne Royal?
- Nigdy w życiu! Nigdy nie będę udawał związku, nigdy nie będę okłamywał fanów. Kocham Eli i chcę to powiedzieć całemu światu. Nie będę krzywdził osoby, którą kocham tylko dlatego, że ty sobie tego zażyczysz.
- Harry, musisz się do tego zastosować. - powiedział John donośnym tonem.
- Nienawidzę cię!!! - krzyknął Styles i wyszedł. Wstałam i pobiegłam za nim. Zatrzymałam go przed windą i mocno przytuliłam.
- Harry, proszę. Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. - uspokajałam go, ale łzy zaczęły mi spływać po policzku. - Będzie dobrze, zobaczysz.
- Nic nie będzie dobrze. Nie pozwolę na to wszystko. Nie będę niczego udawał.
- Hazz, posłuchaj mnie. Musisz. Musisz to zrobić. Tak długo pracowaliście na sukces,na sławę, nie możesz tego zaprzepaścić przeze mnie. Będzie dobrze. Kontrakt się skończy i nie będziesz musiał udawać. Poczekam ten czas. - tłumaczyłam mu coraz mocniej płacząc. On też nie mógł powstrzymać łez.
- Nie zrobię tego Eli. Nie mogę cię skrzywdzić.
- Ja sobie poradzę. Nie myśl o mnie, spełniaj marzenia...
- Zrozum, nie zrobię tego. Nie mógłbym ci tego zrobić.
- Teraz Harry, najważniejsze jest to abyś spełniał marzenia. Nie możesz od tak wszystko zniszczyć. Widzisz, gdyby mnie z wami nie było, nie musiałbyś teraz udawać. Nie musiałbyś cierpieć i nie musiałbyś okłamywać fanów.
- Przestań wracać do tego tematu. To jest zamknięty rozdział. Bez względu na wszystko, nie będę ukrywał miłości i do tego udawał, że kocham jakąś wypindrzoną modeleczkę.
- Harry, ku*wa czy ty czegoś nie rozumiesz? Musisz, inaczej nie będzie już One Direction. Zawiedziesz swoje fanki, directioners. Tego chyba nie chcesz?
- Nie chcę... - przyznał Harry.
- No właśnie, a ja sobie poradzę. Kocham cię i rozumiem tę sytuację. Poradzimy sobie. Zobaczysz, będzie dobrze... - pocieszałam go. Loczek spojrzał w moje oczy i przytulił mnie mocno. Chciałam aby ten moment nie miał końca, ale musieliśmy wrócić do chłopaków i tego całego Johna. Nie cierpię go, wręcz nienawidzę. Odkleiłam się od Harrego i chwyciłam go za rękę. - Chodź, musimy do nich dołączyć. - Harry pokornie podążył za mną. Weszliśmy do pokoju i zajęliśmy swoje miejsca. Szturchnęłam Hazzę łokciem, żeby zaczął mówić, ale nie chciał wydusić z siebie ani słowa. Postanowiłam, że przejmę inicjatywę.
- Harry, by chciał powiedzieć, że nie ma nic przeciwko twoim... zamiarom. - powiedziałam i z wymuszonym uśmiechem spojrzałam na Hazzę.
- Ale... - zaczął Harry.
- NIE MA NIC PRZECIWKO... - powtórzyłam głośno, podkreślając każde słowo. Spojrzałam na mojego chłopaka i posłałam mu wymowne spojrzenie, żeby po prostu się zamknął.
- To świetnie, tak więc. Jutro wyślę ci adres Suzanne i macie o 20:00 randkę. Zabierasz ją do restauracji, a potem może... zostanie u ciebie na noc, albo ty u niej. Musi o was szumieć. - powiedział John. Zaczęłam sobie wyobrażać to, że Harry, osoba, którą kocham najbardziej na świecie, będzie musiał łazić z jakąś modelką i okazywać jej miłość. Czuję się z tym strasznie, ale staram się tego nie okazywać. Muszę wspierać Harrego.
- Dlaczego im to robisz? - zapytał Louis. - Przecież oni chcą być szczęśliwi, kochają się, nie chcą tego ukrywać. Chcesz to wszystko zniszczyć? Tylko dla forsy i sławy? Myślisz, że to jest ważniejsze?
- Louis, po prostu dbam o waszą reputację. Bardzo źle wpłynąłby na zespół fakt iż kobieciarz, Harry Styles jest z pierwszą lepszą dziewczyną. Powinien mieć coś więcej. To musi być związek, o którym wszyscy cały czas mówią. Eli jest nikim, zerem. Nie ma nic do zaoferowania. - odpowiedział John. On jest tak podły, że aż brak mi słów.
- Nie masz rodziny prawda? - zapytałam.
- Nie, nie mam. - odpowiedział szybko. - Miałem żonę, ale rozwiodła się ze mną, ale to nie powinno cię interesować.
- Nie dziwię się jej. - powiedziałam.
- Że co proszę?
- Nie dziwię się, że cię zostawiła. Jakbym była na jej miejscu również odeszłabym i to jak najprędzej. Nie jesteś człowiekiem. Nie wiesz co to jest miłość, ty nie masz uczuć, emocji. Jedyne co ty kochasz to pieniądze, ale pieniądze szczęścia nie dają.
- Nie pozwolę, żeby jakaś gówniara prawiła mi kazania! - podniósł głos wstając z fotela.
- Haha. - zaśmiałam się ironicznie i wstałam z fotela.- Zabolało co? Zabolała cię prawda? Ty dobrze wiesz, że źle robisz, ale jesteś zbyt dumny, żeby to okazać. Chciałabym, żebyś wiedział, że w moich oczach jesteś nikim. Nie chciałabym mieć takiego męża, ojca, brata. Nie chciałabym mieć z taką osobą nic wspólnego. Może i masz pieniądze, dobrą pracę, ale jesteś zerem. Zawsze będziesz zerem. - wyznałam mu prawdę. Nie mogłam w sobie tego dusić. Chciałam, żeby wiedział co o nim sądzę. Spojrzałam w jego oczy, z których kipiała złość. Wiedziałam, że chce mnie uderzyć. - No dajesz, uderz mnie. Wiem, że tego chcesz. No proszę, uderz. - powiedziałam nadstawiając policzek. Poczułam jak ktoś trzymając mnie za nadgarstek daje mi znak, że mam skończyć. Wyrwałam dłoń z objęcia i podeszłam do niego bliżej. - No proszę. Czekam. O, jejku, stchórzyłeś? Może się hamujesz, a może jeszcze bardziej mnie nienawidzisz, bo ci się postawiłam? Nie jestem i nigdy nie będę potulną owieczką, więc nie będzie ze mną tak łatwo. Nie dam ci się zastraszyć. Po tym wszystkim co zrobiłeś, nigdy cię nie będę szanowała. Teraz najchętniej oplułabym ci twarz, ale szkoda mi śliny na taką wywłokę. To chyba na tyle. Do zobaczenia za dwa tygodnie. - uśmiechnęłam się sztucznie i opuściłam pokój. John ruszył za mną i po moim wyjściu zamknął za mną drzwi. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej w dół. Zaczęłam płakać. Mijały kolejne minuty, a ja zaczęłam zanosić się łzami. Nagle poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Podniosłam głowę, którą wcześniej ukryłam w dłoniach. To była Perrie. Usiadła obok mnie i bez słowa objęła.
- Skąd ty się tu wzięłaś? - zapytałam pociągając nosem.
- No wiesz, Liam powiedział Dan, że jedziecie do Modest. Danielle chciała jechać z wami, ale ma występ wieczorem i musiała być na próbie, w takim razie poprosiła mnie, żeby do was pojechała i dowiedziała się o co chodziło. Już spokojnie, nie płacz. Co się stało?
- Jest ten nowy szef nie? No, on nazywa się John i jest okropnym dupkiem. Powiedział, że związek mój i Harrego nie może wyjść na jaw, bo jestem zwykłą byle jaką wieśniaczką i kazał Harremu udawać, że kocha Suzanne Royal, no wiesz, tę modelkę. Czuję się strasznie. To wszystko mnie przerasta.- opowiadałam Pezz przytulając ją.
- Jaki dupek! Zabiłabym go gołymi rękami gdybym mogła. Nie cierpię takich ludzi. Powiedziałaś Harremu jak się z tym czujesz?
- Nie, bo on chciał się sprzeciwić temu wszystkiemu, ale to oznaczałoby koniec One Direction, a ja nie mogę na to pozwolić. Muszę być silna i ukrywać to w sobie.
- Jesteś wspaniałym człowiekiem, ale długo tak nie pociągniesz.
- Dwa lata wystarczą. - oznajmiłam. Spojrzałam na Perrie, a ona przytuliła mnie jeszcze raz. W jej ramionach czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że będzie mi bardzo bliska. Łzy znowu zaczęły cieknąć mi po policzku. Nagle zobaczyłam, że klamka w drzwiach się porusza. Wstałam razem z Pezz i spojrzałyśmy na chłopaków, którzy wychodzili z pokoju. Cała piątka była przygnębiona, a Harry był cały zapłakany. Spojrzał na mnie. Chyba było widać jak bardzo płakałam. Podszedł do mnie i przytulił do siebie.
- Przepraszam cię... tak bardzo przepraszam. - powtarzał Harry płacząc coraz bardziej. Na jego słowa wybuchnęłam gorzkim płaczem. Jego koszulka była cała mokra od moich słonych łez.
- Dlaczego ludzie są tacy podli? - zapytałam cicho.
- Nie wiem tego Eli, nie wiem... - odpowiedział mi Styles wypuszczając z objęć. Złapał mnie delikatnie za policzki i patrzym mi w oczy. - Przepraszam, że cię krzywdzę, przepraszam za wszystko, za to co będziesz musiała wycierpieć. Przepraszam. - powiedział Harry, a po chwili wybiegł gdzieś. Pobiegł do windy i wybiegł z budynku. Bez chwili namysłu pobiegłam za nim. Nie interesowało mnie to, że ludzie nas zobaczą, bo Directioners nie są głupie. I tak zauważą, że coś jest nie tak. Najpierw Harry wybiegający z Modestu cały zapłakany, a ja również zapłakana biegnąca za nim, a potem nagle bum! i Hazza jest z Suzanne. Powinny wyczuć, że coś jest nie tak. Wolałabym, aby znały prawdę. Sama na ich miejscu chciałabym znać prawdę. Biegłam za Stylesem jakieś pięć minut i zaczęłam opadać z sił. Zaczęłam go wołać, ale on nie reagował. Wtedy Harry wbiegł do lasu. Po cholerę on biegnie do lasu?! Biegłam za chłopakiem w nieznanym mi kierunku. Nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, ale serce kazało biec. Po kilku sekundach Harry zatrzymał się. Stanęłam za nim i rozejrzałam się. Ujrzałam przepiękną polanę. Była dość mała, ale wszędzie roiło się od pszczół, które zbierały nektar z cudownych kwiatów. To miejsce było jak z bajki. Podeszłam do Hazzy i delikatnie dotknęłam jego ramienia.
- Kochanie, wszystko w porządku? - zapytałam niepewnie. Harry w odpowiedzi odwrócił się i spojrzał w moje zaczerwienione oczy. Jego oczy z resztą nie były lepsze. Wpatrywał się we mnie jakiś czas. Potem złączyłam nasze usta namiętnym pocałunkiem. Hazz najpierw trochę się zdziwił, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. To był jeden z najlepszych pocałunków w moim życiu. Był pełen miłości, był taki jakby za chwilę miał być koniec świata. Jakby był ostatni. Nie odrywając ust od ust Harrego, poczułam, że łzy spływają mi po policzku. Cholera, tylko nie teraz! Nie mogę być taka miękka. Harremu jest ciężko i muszę go wspierać, a nie się rozklejać! Zaciskałam powieki, żeby żadna kropla więcej nie wypłynęła, ale nie dała rady. Hazz chyba to poczuł, bo przerwał nasz pocałunek i spojrzał mi w oczy. Zaczęłam się zatracać w tej pięknej zieleni. Moja głowa zaczęła odtrącać wszelkie myśli. Całkowicie oddałam się chwili.
                                                        ***Oczami Harrego***
Patrzyłem w jej piękne oczy, które zachodziły łzami. To przeze mnie. Przeze mnie Eli płacze. Nie mogę na to pozwolić, jest na to za dobra. Za dużo w życiu wypłakała łez i za dużo wycierpiała. Jest wspaniałym człowiekiem, nie powinna cierpieć. Najchętniej teraz zabrałbym ją do domu i nikogo nie wpuszczał. Bylibyśmy sami i mógłbym ją chronić. Jest moją małą księżniczką i będę ją chronił całym sobą. Nikt więcej jej nie skrzywdzi. Co ja pie*dolę, przecież sam ją krzywdzę. Delikatnie ująłem jej twarz i kciukiem starłem łzy.
- Nie możesz przeze mnie płakać. W ogóle nie możesz płakać jasne? Nie możesz... - powiedziałem delikatnie przytulając jej ciało, jakby było z porcelany i zaraz miało się rozlecieć.
- Ciemne... - usłyszałem w odpowiedzi. Uśmiechnąłem się przez łzy. - Kocham cię... - wyszeptała Eli. W tym momencie usłyszałem huk, a raczej strzał. Spojrzałem na Eli przerażonymi oczami. Nie mogłem w to uwierzyć...

----------------------------------------------------------------------
Wreszcie 17 rozdział! Wybaczcie, że tak długo musiałyście czekać, ale ten rozdział jakoś mi nie szedł. Nie miała weny :c
Ale na szczęście powróciła! ;3
Przepraszam również, że ten rozdział jest taki krótki  :c
Pomimo tego, mam nadzieję, że się podobało. Dzięki za każdy komentarz ;*
O matko, ponad 4000 wyświetleń! Dziękuję wam bardzo skarby moje najukochańsze *o*
To wszystko jest cudowne ;3
Kocham was bardzo moje skarby
♥♥♥