piątek, 16 maja 2014

Nowy blog! - Rebel ♥

Cześć i czołem!
Ze względu na to, że kończę to opowiadanie, postanowiłam pisać nowe. Będzie troszeczkę inne od ''Survival'', ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Zapraszam na prolog i zwiastun.

link: http://rebel-fanfiction.blogspot.com/  <blog oficjalnie zacznie ''działać'' 29 maja, wtedy będzie opublikowany prolog, jak na razie ten blog jest pusty>

'' Moja historia jest pokręcona. A ja jestem osobą, która wręcz przyciąga kłopoty.
Niby mam wszystko. Rodzinę, dach nad głową, przyjaciół, pasję, marzenia, jednak czegoś mi brakuje. A no tak... miłość. Zawsze miałam z nią problemy, każdy chłopak okazał się palantem. Dlatego właśnie jestem ostrożniejsza. Na zewnątrz twarda i silna, a wewnątrz to już zupełnie inna sprawa. Jednak kiedy trzeba, zrobię dosłownie wszystko by obronić rodzinę, przyjaciół, tych, których kocham.
Do tamtego feralnego dnia, nie miałam pojęcia, że jedno słowo potrafi zmienić całe życie. Pozostaje tylko kwestia tego czy na lepsze, czy może na gorsze?

OKO ZA OKO, AŻ WSZYSCY OŚLEPNĄ "
    




<zwiastun mojego autorstwa> 

Podziękowania ♥

Witajcie po raz ostatni...
Wiem, że pewnie nikt tego nie przeczyta, ale mimo wszystko piszę pożegnanie.
Nigdy nie zasługiwałam na takich wspaniałych czytelników, na wspaniałe komentarze, nigdy na to nie zasługiwałam, wiem to. Dlatego chciałabym wam z całego serducha podziękować, za każde dobre i złe słowo, za każde wyświetlenie, za każdą minutę spędzoną na czytaniu moich wypocin. Dziękuję wam za to, że po prostu byliście za mną i wspieraliście mnie do końca, który nadszedł przedwcześnie. Ta historia nie miała się tak zakończyć, miało dziać się na prawdę wiele, ale jednak zdecydowałam to zrobić. Przez całą noc nie spałam płacząc, czy to oby nie jest błąd. Teraz nie ma odwrotu. Muszę skończyć jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu. Muszę skończyć coś co pozwoliło mi uwierzyć w siebie i dało mi siłę, żeby spełniać marzenia związane z pisaniem. To pierwszy mój blog, który spotkał się z takim odbiorem, który komuś się spodobał. Choć komentarzy z rozdziału na rozdział było coraz mniej, nie poddawałam się, miałam nadzieję, że to będzie trwało wiecznie, jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy. Przepraszam was za tygodnie przerw między rozdziałami, przepraszam za beznadziejne rozdziały, za brak weny i głupie pomysły. Dalej mam zamiar pisać opowiadania jednak to nie będzie to samo, z tym blogiem zżyłam się, a nowy to zupełnie coś innego. Tak na pożegnanie mam do was prośbę, proszę niech każdy kto widzi ten post skomentuje chociaż emotikonką, chociaż kropką, chcę po prostu wiedzieć ile was było na prawdę.
Jeśli ktoś chce mieć ze mną kontakt to zapraszajcie na fb: https://www.facebook.com/MartynaDopieralska
 Jeszcze raz za wszystko dziękuję, przepraszam i bardzo was kocham

Tym akcentem oficjalnie żegnam was skarby
Kocham was...
Na zawsze wasza
Coffee
♥♥♥

Epilog: This is the story of us all...

                                               
muzyka: klik


                                                    ***Oczami Harry'ego***

Szedłem powoli w kierunku mojej ukochanej. Krok po kroku zbliżałem się do otwartej trumny. Przez cały czas nie mogłem w to uwierzyć, nie chciałem patrzeć do środka. Bałem się tej prawdy, jednak muszę to zrobić. Dotknąłem palcem drewna po czym spojrzałem na twarz mojego aniołka. Blada, zimna, sztywna. Miała na sobie zieloną sukienkę. Kochała ten kolor. Jej spokojny wyraz twarzy i zamknięte oczy sprawiały wrażenie jakby spała. Tylko, że z tego snu nigdy się nie obudzi. Łzy bez przerwy wypływały spod moich powiek. Nie miałem zamiaru ich powstrzymywać. Dotknąłem delikatnie jej policzka i ucałowałem ukochaną w czoło. To najgorsza rzecz mogąca spotkać człowieka. Pochować swój skarb, swojego aniołka, swoje serce. Z pustką na miejscu gdzie powinien być organ pompujący moją krew, odwróciłem się i siadając na fotelu wybuchnąłem spazmatycznym płaczem zanosząc się łzami. Sam pogrzeb, samo zakopywanie mojej El, było nie do zniesienia, zrzucali na nią piach jak na nie wiadomo kogo. Wtuliłem się w ciało mojej mamy, która przyjechała pięć dni temu aby mi ''pomóc w poradzeniu sobie z tą tragedią''. Gdyby to coś dało... Przyszło mnóstwo ludzi, a ja jak kołek stałem w deszczu patrząc jak moja narzeczona odchodzi na zawsze. Przez następną godzinę siedziałem obok grobu i płakałem. Podszedł do mnie Lou i złapał za ramię.
- Harry, chodźmy już. Robi się późno, nie możesz to siedzieć w nieskończoność. - odpowiedziałem mu ciszą. - Im dłużej zwlekasz, tym trudniej będzie ci odejść.
- Ja nie chcę jej zostawiać Lou, ona tam leży sama, w ciemności, a przecież ona boi się ciemności, muszę z nią być. - mówiłem jak obłąkany.
- Stary wiem co czujesz, ale...
- Gówno wiesz Louis - odpowiedziałem mu. - Dla ciebie to była przyjaciółka, dla mnie sens życia. Kochałem ją, nadal kocham.
- Harry ja też ją kocham i czuję to samo co ty.
- Dlaczego ten skurwiel mi ją zabrał?! - krzyknąłem chowając twarz w dłonie.
- Nie wiem Hazz, ale dostał za swoje, chodź do domu. - bez słowa wstałem, uroniłem jeszcze kilka łez i odszedłem. W domu powiedziałem wszystkim, jak bardzo ich kocham, tłumacząc się, że to przez te wszystkie emocje czułem potrzebę podziękowania im. Tak na prawdę to było pożegnanie. Ucałowałem moją mamę i siostrę. Będę za nimi tęsknił. Przytuliłem przyjaciół, potem Slenderka i Sherlocka. Niezauważony wymknąłem się z domu. Powoli kroczyłem w kierunku Tower Bridge. Ciągle padał deszcz, przez co słone łzy nie rzucały się w oczy aż tak bardzo. Stanąłem przy poręczy jak zwykły przechodzeń i myślałem. Postanowiłem, że to zrobię. Dla Elizabeth, mojego słonka. Przeszedłem na drugą stronę poręczy, której trzymałem się z tyłu. Pode mną rozciągała się piękna Tamiza, w której zaraz miałem umrzeć. Pewna dziewczyna starała się mnie powstrzymać, przekonywała mnie, ale byłem nieugięty. Po lewej stronie usłyszałem krzyk.
- Harry! Nie ruszaj się! Ani mi się waż! - krzyknął Zayn, a za nim z samochodu wybiegł Louis, Liam i Niall. Przykro mi, że będą świadkami mojej śmierci. - Hazz, wracaj z nami do domu, błagam nie rób nam tego. Straciliśmy El, nie chcemy tracić ciebie!
- Pochowajcie mnie obok Elizabeth, dobrze? - zapytałem nie zważając na słowa przyjaciela.
- Nigdzie nie będziemy cię chować, wracasz do domu!
- Żegnajcie. - powiedziałem cicho.
- Błagam nie! - krzyknął Niall z płaczem.
- Przepraszam. - odpowiedziałem szeptem i zrobiłem krok do przodu. Słyszałem krzyk za moimi plecami, jednak było już za późno. Powietrze otulało mnie i nie czułem już strachu, ani wątpliwości. Uderzyłem o wzburzoną taflę wody, sekunda zimna, a potem nic. Kompletnie nic, błogi spokój i cudowna cisza. Tak skończyło się moje życie...

                                                             *** Następnego dnia ; artykuł w gazecie***

HARRY Z ONE DIRECTION POPEŁNIŁ SAMOBÓJSTWO!
Harry Styles (21 l.†) w nocy z 27 na 28 lutego popełnił samobójstwo skacząc z londyńskiego mostu. Wszystko wskazuje na to, że zrobił to, przez śmierć swojej ukochanej Elizabeth Sullivan (20 l.†), z którą musiał ukrywać związek. Elizabeth zmarła na skutek licznych urazów wewnętrznych spowodowanych brutalnym pobiciem. Najwyraźniej Styles nie umiał sobie z tym poradzić. One Direction się rozpadło, fanki zrozpaczone, a rodzina i przyjaciele Harry'ego ledwo co trzymają się na nogach. Odkąd ta informacja okrążyła cały świat, gwałtownie wzrosła liczba samobójstw wśród dziewcząt w przedziale wiekowym 12-17 lat. Morderca Elizabeth został skazany na dożywocie bez możliwości wyjścia warunkowego. Młodego członka One Direction pochowano obok swojej ukochanej. Na ich grobach bez przerwy palą się tysiące zniczy. Wszyscy zadają sobie pytanie: ''Dlaczego?'', my jedynie mamy nadzieję, że teraz są razem i są szczęśliwi. <DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU NA STRONIE 37>

                                                                   ***Oczami Louis'a***

Patrzyłem jak mój przyjaciel leci w dół i nie mogłem w to uwierzyć, kolejny pogrzeb tak bliskiej mi osoby. Wszystko się zmieniło. Razem z chłopakami wspieramy się, ale nie jest łatwo. Ludzie mi powtarzają, że muszę mieć nadzieję na lepsze jutro. Boję się, że to ''lepsze jutro'' nigdy nie nadejdzie. Straciłem chęć do życia. Już prawie w ogóle się nie uśmiecham. Każdy z nas, kto został na tym pojebanym świecie, umiera w środku. Elizabeth i Harry są w niebie, szczęśliwi, a my tu zostaliśmy z bagażem wspomnień i bólu. Nic już nie będzie takie samo...
I tak właśnie kończy się ta historia...
Historia nas wszystkich...

sobota, 15 marca 2014

UWAGAA!

Mam do was bardzo ważne pytania, jeśli mi na nie nie odpowiecie, to sama będę musiała podjąć decyzję. Więc tak,
Pytanie 1.
Czy chcesz, żeby blog się skończył, a następny rozdział to byłby już epilog?

Pytanie 2.
Jeśli na 1 pytanie odpowiedziałaś przecząco, to wolisz, żeby zakończenie było smutne czy wesołe?

Pytanie 3.
Jak wyobrażasz sobie następne rozdziały, jak sądzisz co się jeszcze stanie, jakie może być zakończenie?


To chyba na tyle, proszę każdego mojego czytelnika na odpowiedzenie na te pytania :)
Kocham was i czekam na odpowiedzi  :)
♥♥♥

She's dead...

Muzyka: klik

- Nigdy więcej mi się nie sprzeciwiaj. - powiedział i wyszedł, a ja straciłam przytomność. Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna i nie wiem co się wtedy za mną działo. Przebudziłam się z okropnym bólem w klatce piersiowej, brzuchu i głowie. W sumie bolało mnie wszystko. Podniosłam się delikatnie i sycząc z bólu, ułożyłam się w wygodniejszej pozycji. Obolałymi plecami dotknęłam zimnej ściany i poczułam ulgę. Patrząc w małe okienko stwierdziłam, że jest noc. Siedziałam i rozmyślałam nad tym wszystkim. Im dłużej myślałam tym bardziej się bałam. Najprawdopodobniej już nigdy nie zobaczę moich przyjaciół, nigdy nie zobaczę głupiego teleturnieju, nigdy nie zjem pysznych naleśników Harry'ego. Może jakoś przemówię Adamowi do rozumu. Haha, przecież on jest świrnięty, nawet ze mną nie porozmawia. Może warto spróbować? Z transu wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w ich stronę i zobaczyłam Adama. Patrzył na mnie pustym wzrokiem jakby o czymś myślał. Ale to trwało tylko chwilę, bo po kilku sekundach arogancki uśmieszek znów wpełzł na jego twarz.
- Elizabeth. Obudziłaś się.
- Dlaczego mi to robisz? - zapytałam ze łzami w oczach. - Na prawdę aż tak mnie nienawidzisz? Aż tak bardzo chcesz mnie zniszczyć?
- Ja to robię z miłości. Kocham cię więc jesteś moja, tylko moja.
- Tak kurwa oczywiście! Kochasz mnie i dlatego próbujesz mnie zabić?!
- Jeśli nie będziesz moja, nie będziesz nikogo! - krzyknął Adam i wyjął pistolet. Zaczął strzelać w ścianę, a ja skuliłam się i zaczęłam płakać. Gdy tylko świr wyszedł z pomieszczenia, położyłam się na podłodze i wybuchnęłam płaczem. Leżałam tak przez następne godziny w ciszy i spokoju. Wtedy do pomieszczenia wszedł jakiś chłopak, którego nie znałam. Podał mi laptopa i wyszedł. No tak mój czas na rozmowę. Połączyłam się z Harry'm.
*- Hazz - powiedziałam cicho na widok jego zmartwionej twarzy.
- El, kochanie. Co ci się stało? - dopiero wtedy zobaczyłam jak bardzo jestem poturbowana. Podbite oko, zaschnięta krew z nosa, cała twarz sina. Przeraziłam się gdy to zobaczyłam.
- To nic takiego. - odpowiedziałam.
- Zabiję sukinsyna, zabiję go kurwa! - podniósł głos.
- Nie denerwuj się. Mam nadzieję, że przemyślałeś to wszystko i odpuścicie sobie.
- Nigdy w życiu!
- Harry, proszę cię!
- To ja cię proszę! Przecież wiesz, że nigdy cię nie zostawię. Zawsze będę przy tobie, jak nie ciałem to duszą. Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Zawsze będzie mi na tobie zależeć. Będę walczył o ciebie, tak długo jak długo będę żył, a nawet dłużej. Zrobię dla ciebie wszystko. Będę walczyć i zwyciężę zobaczysz. Zrobię to dla ciebie, bo jesteś dla mnie wszystkim.
- Harry ty czegoś nie rozumiesz, ja już nie wrócę. Musisz to sobie uświadomić i żyć dalej. Nie chcę, żebyś za mną płakał, żebyś tęsknił. Chcę tylko, żebyś pamiętał, że w twoim życiu była taka jedna Elizabeth, która gotowa była dla ciebie wskoczyć pod pociąg bez żadnego zawahania. Chcę, żebyś mnie zapamiętał taką jaka byłam i chce, żebyś wiedział, że spotkasz osoby ładniejsze ode mnie, mądrzejsze, ale nikt nigdy nie pokocha cię tak jak ja.
- Kurwa El, to ty czegoś nie rozumiesz! Wydostaniemy cię stąd i umrzesz jako staruszka w swoim ciepłym łóżku. Na pewno nie w tym okropnym miejscu, na pewno nie teraz.
- Nie dojdziemy do porozumienia... - stwierdziłam smutno. - Nie chcę, żebyś się potem rozczarował.  Chciałabym abyś był gotowy na moją śmierć.
- Nigdy nie będę gotowy. - odpowiedział cicho. Popatrzyłam w jego oczy.
- Kocham cię. - szepnęłam ze łzami w oczach.
- Ja ciebie też kochanie, nawet nie wiesz jak bardzo. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Chyba będę musiała już kończyć. - odezwałam się gdy Adam wszedł do pomieszczenia.
- Pa skarbie, do jutra. - pożegnał się Hazz.
- Do jutra kochanie. - odpowiedziałam. Gdy tylko połączenie zostało przerwane, zaczęło się moje piekło...

                                                                  ***Oczami Harry'ego***
Cieszę się, że chociaż mogę rozmawiać z El. Wtedy wiem, że żyje. Zamknąłem laptopa i zszedłem na dół do salonu. Byli tam wszyscy. Lou, Liam, Niall, Zayn, Emilie, Ariel, Pezz, Dan, Finn, Jake, Mick, Dave i Oz. Wszyscy siedzieli w salonie. Em była cała zapłakana, Perrie też, a Ariel i Dan były bliskie wybuchnięcia słonymi łzami. W sumie wszyscy mieli łzy w oczach.
- Rozmawiałem z nią znowu. Wszystko w porządku oprócz tego, że skurwiel ją pobił. - zacisnąłem pięści w gniewie. Usiadłem na kanapie obok Liam'a i schowałem twarz w dłonie. Siedzieliśmy w ciszy dość długi czas. Każdy starał się wymyślić jakiś plan, ale jak dotąd żaden nie był dostatecznie dobry. Minęły już 2 godziny, a nikt się nie odzywał. Ciszę przerwał dzwoniący telefon. Wyjąłem urządzenie z kieszeni i odebrałem.
*- Witaj Styles. - odezwał się Adam.
- Czego chcesz?
- Za pół godziny połączę się z tobą, mam dla was ważną informację. Najlepiej będzie gdy przy tej rozmowie będą wszyscy. Jasne?
- Jasne. - odpowiedziałem i rozłączyłem się. *
Przekazałem reszcie informacje i włączyłem laptopa. Gdy na ekranie pokazała mi się obrzydliwa twarz Adama, omal nie rozwaliłem komputera.
*- Czego od nas chcesz?
- To koniec. - powiedział spokojnie świr.
- Jak to koniec? - zapytał Finn.
- Elizabeth nie żyje. Zabiłem ją. - kolejne łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. To przecież niemożliwe, niedawno z nią rozmawiałem. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Kłamiesz, chcesz żebyśmy przestali walczyć. Ona musi żyć! - podniósł głos Finnick, ale w jego przeszklonych oczach widać było strach.
- Nie chcecie wierzyć to proszę. - powiedział Adam i kamerką najechał na ciało. Nieruchome, bezwładne ciało Elizabeth. Leżała na ziemi, wokół było pełno krwi, a jej oczy były zamknięte. - Nadal mi nie wierzycie? - zaśmiał się arogancko. *
Wtedy rozłączyłem nas. Nie mogłem na to patrzeć. Wybuchnąłem spazmatycznym płaczem. Wstałem z kanapy i rzucając poduszką krzyczałem różne niecenzuralne słowa. Wszyscy płakali jakby byli opętani.
- Nie mogę w to uwierzyć! Kurwa to nie może być prawda! - krzyczałem.
- Musimy się uspokoić! - krzyknęła Ariel. - Rozpacz nic tu nie pomoże.
- Jeszcze 2 godziny temu rozmawialiśmy, ostatnie jej słowa to było: ''Do jutra kochanie''. - łkałem żałośnie.
- Nie wierzę, że jej już nie ma... - powiedział Liam.
- Nie kurwa, ona musi żyć. Musi! - krzyknął Louis.

- Ale nie żyje Lou! Eli nie żyje... - krzyknąłem również zalewając się łzami.

-------------------------------------------------------------------------------
Witam was po sporej przerwie  ;c
Trochę za długiej przerwie, wybaczcie...
Na wstępie chcę odpowiedzieć na pytanie ~Directioner na temat mojego pobytu w szpitalu.
Otóż 19 lutego po lekcjach mieliśmy próbę taneczną z nauczycielką W-F. No więc tak sobie tańczyłam i w pewnym momencie noga mi się w jakiś dziwny sposób wykręciła i w efekcie moja rzepka wyskoczyła mi z kolana. Od razu trafiłam do szpitala i miałam operację, bo wszystkie więzadła w kolanie były pozrywane i trzeba było je duplikować. Po operacji musiałam leżeć w szpitalu jeszcze 5 dni, a potem wróciłam do domu, ale byłam tak tym wszystkim wykończona, że aż szkoda gadać. Kilka dni temu zaczęłam rehabilitację, więc mam mniej czasu dla siebie, ale obiecuję, że każdą wolną chwilę przeznaczę na pisanie kolejnych rozdziałów :)
Następną sprawą jest to, że nie będę mogła już każdego z was indywidualnie informować o następnych rozdziałach, więc zaobserwujcie mnie na Twitterze, tam możecie też zadawać mi pytania związane z blogiem i będę tam pisała kiedy wstawię następny rozdział. Mój tt: @Wild_Youth17
To chyba wszystko, mam nadzieję, że rozdział się podobał, chociaż jest trochę dramatyczny i smutny. Dziękuję za każdy komentarz i każde przeczytanie.
Kocham was skarby
♥♥♥

Ps. Mam dla was niespodziankę, niedługo dowiecie się co to jest :)
Mam nadzieję, ze wam się spodoba ♥

czwartek, 27 lutego 2014

Count bodies like sheep...


Muzyka: klik

Usłyszałam jak samochód wjeżdża na nasz podjazd. Miałam cichą nadzieję, że chłopcy wrócili wcześniej. Wyjrzałam przez okno.
- O kurwa. - powiedziałam cicho. Czarne Audi A6 podjechało pod dom. Chwilę potem z auta wysiadł Adam. Serce mi stanęło. Łapiąc komórkę, która leżała na kanapie, pobiegłam na górę zamykając się w pustym pokoju gościnnym. Wlazłam pod łóżko i szybko wykręciłam numer Finnicka.
*- Finn - szepnęłam łamiącym się głosem.
- Co się stało?
- Są tu, przyjechali przed chwilą.
- GA? O Boże... gdzie Harry i reszta?
- Jestem sama w domu, broń została w pokoju obok. Finn, co ja mam zrobić?
- Postaramy się być za jakieś 15 minut, postaraj się bronić, uciekać i spowalniać ich jak najdłużej. - powiedział Finnick, a ja usłyszałam jak drzwi domu powoli otworzyły się.
- Weszli do domu. - zapłakałam cicho. - Już po mnie.
- Nie bój się El, pamiętaj jesteś silna, dasz sobie radę. Będziemy za kilka minut.
- Finn, jeśli już nigdy więcej się nie zobaczymy, to wiedz, że dziękuję ci za wszystko.
- El, nie żegnaj się ze mną. Widzimy się za chwilę. Dokopiemy tym popierdoleńcom.
- Żegnaj Finn.
- Do zobaczenia Eli.*
Włożyłam telefon do kieszeni i w ciszy czekałam na wyrok. Znajdą mnie, czy może sobie odpuszczą, może zaraz WR wkroczą do akcji i uratują mnie. Nienawidzę czekania. Znajdą mnie prędzej czy później kurwa! Wyszłam spod łóżka i otworzyłam drzwi. Na końcu korytarza stał Adam i jacyś dwaj faceci.
- Witaj Elizabeth. - uśmiechnął się arogancko.
- Wypierdalaj stąd! - podniosłam głos.
- Oj Eli, Eli, Eli. Mała, głupiutka, naiwna Eli. Jesteś bezbronna. Nikt ci nie pomoże. Już jesteś moja.
- Po moim trupie.
- Da się załatwić. - usłyszałam w odpowiedzi. W tym momencie Adam ruszył w moją stronę. Zaczęła się walka. Ten świr atakował, ale unikałam jego ciosów. Gdyby nie miał pomocy, poradziłabym sobie z nim. Ale niestety ja jedna przeciwko trzem facetom nie dałam rady. Obezwładnili mnie i wynieśli z domu. Chciałam krzyczeć, ale zakryli mi usta, a do tego nie było ani żywej duszy na ulicy. No w sumie jest sobota, przed 9:00. Nie dziwię się, że ludzie siedzą w domach. Zostałam wrzucona na tylne siedzenie czarnego samochodu. Dziwiłam się, że nie wsadzili mnie do bagażnika czy coś. Siedziałam pomiędzy dwoma mięśniakami, a Adam prowadził. Byłam w tak beznadziejnym położeniu, że się poddałam. Nie walczyłam dłużej. Udało mu się. Zaplanował wszystko idealnie. Musiałby się stać jakiś cud, żebym się stąd wydostała. Jechaliśmy jakieś pół godziny. Adam zatrzymał samochód pod jakimś starym, opuszczonym budynkiem. Świr nacisnął klakson i na ten sygnał zaczęli wybiegać mężczyźni. O kurwa, ile ich tu jest! Zostałam wywleczona z samochodu i jeden z facetów zaczął mnie prowadzić w stronę budynku.
Kryjówka GA
- Ale ma dupę!
- Tylko pieprzyć, nic więcej. - słyszałam komentarze z ust tych dziwaków. Niedobrze mi się zrobiło. Mężczyzna, który mnie prowadził wręcz wrzucił mnie do ciemnego, pustego, małego pomieszczenia. Tam przykuł moje ręce łańcuchami.
- Na razie jesteś zbyt dzika. Zdejmiemy ci to gdy trochę się uspokoisz. - powiedział do mnie. I po prostu wyszedł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, było w nim tylko jedno malutkie okienko tuż przy suficie. Przyjrzałam się i zobaczyłam, że mogłabym się przecisnąć, ale jak na złość były w nim kraty. Westchnęłam cicho i zaczęłam myśleć. Szkoda, że nie pożegnałam się z bliskimi. Pewnie już żywa stąd nie wyjdę. Łzy sunęły po moich policzkach jednakże nie wydawałam z siebie żadnego dźwięku. Byłam zbyt oszołomiona całą sytuacją.

                                                          ***Oczami Finnicka***
                                                          ~~godzinę wcześniej~~

Gdy Elizabeth do mnie zadzwoniła, myślałem, że rozszarpię tego stukniętego debila. Jak najszybciej starałem się dojechać do domu. Gdy wreszcie dotarłem na miejsce, El już nie było. Wszedłem do jej domu w nadziei, że jednak ją zastanę, ale na samym wejściu przywitała mnie zimna cisza. Wybiegłem z domu i z piskiem opon ruszyłem w stronę hangaru, gdzie mieli wszyscy być. Jechałem ok. 10 minut. Wbiegłem do budynku.
- Chodźcie tu wszyscy! - wydarłem się. Byłem strasznie wkurwiony.
- Czego się drzesz? - zapytał Jake podchodząc do mnie razem z pozostałymi.
- Porwali Elizabeth.
- Co?! - krzyknął Mick.
- Jak to możliwe?! - zapytał Jake.
- Kurwa normalnie. Musimy ją odbić, bez względu na wszystko. Jak najszybciej. Ona nie może skończyć tak jak Paula.
- Nie skończy. Będziemy walczyć do końca i wygramy zobaczysz. - odezwał się David. Wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na ziemi i zacząłem rozmyślać. Strasznie przywiązałem się do tej cholernej wariatki. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do Stylesa. Nie będzie zadowolony.

                                                       ***Oczami Harrego***

Wychodziliśmy z Modestu i już wracaliśmy do domu. Usiadłem za kółkiem szczęśliwy, że za chwilę przytulę moją ukochaną, usiądziemy sobie przy stole i zjemy śniadanie. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Zjechałem na pobocze i wyszedłem z pojazdu. Gdy zobaczyłem, że dzwoni Finnick, miałem same najgorsze myśli. Odebrałem.
*- Finnick? Co się stało?
- Stary, nie wiem jak mam ci to powiedzieć.
- O Boże... mów!
- Elizabeth, oni... oni ją porwali.
- Co?! - zapytałem łamiącym się głosem. Łzy zaczęły napływać mi do oczu.
- Porwali ją, dosłownie z pół godziny temu. Przyjeżdżajcie do hangaru, zadzwonię po resztę.*
Powiedział i rozłączył się. Schowałem telefon do kieszeni i ukryłem twarz w dłoniach.
- Nie mogę w to uwierzyć. To nie prawda. - szeptałem do siebie. Poczułem, że ktoś dotknął mojego ramienia. Podniosłem głowę i zobaczyłem Zayna. - Kurwa! - wydarłem się na cały głos i upadłem na kolana. Łzy samoistnie kapały na ziemię. Usiadł obok mnie.
- Harry, co się stało?
- Ja pierdolę. - nie przestawałem płakać. - Porwali ją. Zayn, oni porwali Elizabeth! - krzyknąłem. Wszyscy wysiedli z samochodu i usiedli obok mnie i Zayna.
- Czy ja dobrze słyszałem? Boże to niemożliwe. - odezwał się Louis.
- A jednak Lou. A jednak. Musimy jak najszybciej jechać do hangaru. - Pospiesznie wsiedliśmy do auta i po 15 minutach byliśmy na miejscu. Wszyscy usiedliśmy w ''salonie'' (tak nazywaliśmy pokój gdzie była kanapa, fotele, kuchnia itd.) i zaczęła się dyskusja. Po kilku minutach zapadła cisza.
- Powiem jedno. - odezwałem się po chwili. - Bez względu na wszystko, zabiję skurwysyna. - wszyscy się ze mną zgodzili. Dyskutowaliśmy aż do wieczora. Niestety nic z tego nie wynikło. Byłem zbyt wkurwiony, pozostali z resztą też. Rozeszliśmy się do domów. Od razu położyłem się łóżka, które bez mojej kochanej El, było puste. Nie mogłem spać całą noc, a gdy przysnąłem nad ranem, obudził mnie cholerny telefon. Nie patrząc na wyświetlacz, odebrałem.
*- Witaj Styles.
- Adam! - rozbudziłem się gdy tylko usłyszałem jego wkurwiający głos.
- Brawo, jeśli chcesz, możesz zobaczyć się z Elizabeth. Za 10 minut połączę się z tobą przez skypa. Porozmawiasz sobie z nią. Nie chcę, żeby mi tu umarła z tęsknoty.
- Błagam, nie rób jej krzywdy. Zrobię co zechcesz.
- Ciekawa propozycja, odezwę się w tej sprawie. Czekaj na połączenie. A tak na marginesie, twoja dziewczyna jest zajebista w łóżku. Wiedziałeś o tym? - krew w moich żyłach zaczęła wrzeć.
- Nie zrobiłeś jej tego prawda?! Kurwa powiedz, że tego nie zrobiłeś! - wkurwiłem się i to strasznie.
- Nie denerwuj się Harry, czekaj na połączenie. - powtórzył i rozłączył się. *
Chwyciłem laptopa i czekałem. Minuty dłużyły się w nieskończoność. Wreszcie usłyszałem ten upragniony dźwięk nadchodzącego połączenia. Bez wahania odebrałem i zobaczyłem Elizabeth. Była przykuta do ściany jakimiś łańcuchami. Jej głowa opadała, więc nie widziałem jej twarzy. Wtedy zobaczyłem jak Adam uwalnia jej ręce, a potem wyszedł. Chyba.
- Elizabeth? - zapytałem cicho. Podniosła głowę i zaczęła płakać.
- Harry... - załkała. Uśmiechnąłem się przez łzy.
- Nie płacz kochanie. Wszystko będzie dobrze. - starałem się ją pocieszyć, ale prawdę mówiąc gówno to dało. Rozmawialiśmy przez następne pięć minut. Niestety przyszedł czas na pożegnanie.
- El, posłuchaj mnie. Wydostaniemy cię stamtąd. Nie masz się poddawać. Jeszcze wszystko się ułoży. Jasne?!
- Ciemne Harry, nie wydostaniecie mnie. To ty mnie posłuchaj. Dajcie sobie spokój, błagam. Nie narażajcie się. To nie ma sensu, i tak już po mnie. Ale i tak zawszę będę cię kochać. Pamiętaj.
- Eli, nie żegnaj się ze mną. Jeszcze się zobaczymy i wszystko będzie ok. Będę walczył do ostatniej kropli krwi, wszyscy będziemy walczyć. Rozumiesz?
- Żegnaj Harry, Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej. - i tak zakończyła się nasza rozmowa. W głębi siebie błagałem Boga, żeby to nie była ostatnia.

                                                     ***Oczami Elizabeth***
Po skończonej rozmowie do pokoju wpadł Adam. Zabrał laptopa i wyniósł go. Wrócił po kilku minutach i podszedł do mnie. Uważnie śledziłam każdy jego ruch, a gdy kucnął naprzeciwko mnie, serce waliło mi jak oszalałe. Zaczął mnie dotykać, coraz wyżej i wyżej. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam się na niego drzeć. W efekcie zostałam kopnięta wielokrotnie w brzuch. Ale na moje nieszczęście świr się dopiero rozkręcał. Zaczął mnie wręcz katować. Bił mnie bez opamiętania, jakby nagle stracił nad sobą kontrolę. Zaczęłam powoli tracić przytomność. Wtedy Adam wyjął pistolet i strzelił w ścianę tuż nad moją głową.
- Nigdy więcej mi się nie sprzeciwiaj. - powiedział i wyszedł, a ja odpłynęłam.










------------------------------------------------------------------------
Cześć wam skarby ♥
Wybaczcie tą przerwę, ale niestety w szpitalu nie było wi-fi  ;c
Za to miałam laptopa i przez cały mój pobyt w tym okropnym miejscu zdążyłam napisać sporo następnych rozdziałów. Będzie się działo...
Więc tak, mam nadzieję, że rozdział się podobał i was nie zawiodłam.
Matko *o* 15 obserwatorów i ponad 8000 wyświetleń!
Kocham was skarby i dziękuję z góry za każdy komentarz i jeszcze raz proszę anonimowego komentatora, żeby zostawiał po sobie tylko jeden komentarz. 
Dzięki jeszcze raz i do następnego rozdziału ♥
5 komentarzy = następny rozdział
Kocham was
♥♥♥

sobota, 8 lutego 2014

The calm before the storm...

Muzyka: klik

Otworzyłam delikatnie oczy czując, że południowe słońce zaczyna porządnie świecić. Przekręciłam głowę i ujrzałam Harrego, który nadal smacznie spał. Jeszcze przez jakieś pół godziny próbowałam zasnąć, ale moje starania przerwał Lou, który wparował do pokoju.
- Zakochańce, śniadanie na stole! - krzyknął, na co ja rzuciłam w niego poduszką.
- Idź stąd Louis! - starałam się wyrzucić chłopaka, na co on zaśmiał się.
- O nie, tak łatwo nie będzie. - powiedział pod nosem. Już miałam mu się odszczekać, ale niespodziewanie Lou chwycił moją nogę i wyciągnął mnie z pokoju. Dosłownie. Ciągnął mnie za nogę przez cały korytarz aż do schodów. Przez całą drogę darłam się i szarpałam, ale to nic nie dawało. Gdy przyjaciel na rękach zniósł mnie do kuchni i posadził na krześle, myślałam, ze go zabiję.
- Jesteś idiotą Tomlinson! - krzyknęłam. - Przy następnej okazji się zemszczę, jasne?!
- OOO, Louis masz przejebane. - zaśmiał się Hazz schodzący na dół. Gdy wszedł do kuchni, podniósł mnie z krzesła, usiadł na moim miejscu, a mnie usadowił na swoich kolanach. Zjedliśmy w spokoju śniadanie, przepyszne z resztą, i razem z Harrym postanowiliśmy pozmywać naczynia. Zebraliśmy naczynia i zaczęliśmy mycie. W sumie to Hazz mył, a ja wycierałam i układałam w szafce. W pewnym momencie poczułam zimne kropelki wody na moim ciele.
- Harry, czy ty jesteś poważny? Ta woda jest lodowata! - zaśmiałam się. Chłopak znowu oblał mnie wodą, na co ja nie wytrzymałam. I tak zaczęła się ''wojna''. Byliśmy cali mokrzy, ale było przy tym mnóstwo śmiechu. Wtedy wszedł Liam do kuchni.
- Czy wyście powariowali? Co tu się w ogóle dzieje? Wy jesteście nienormalni. - Daddy zaczął się śmiać. Gdy się uspokoił wygonił nas z kuchni, zobowiązując się do posprzątania tego całego bałaganu. Razem z moim narzeczonym, jak to pięknie brzmi, jak już mówiłam razem pobiegliśmy na górę. Poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w TO, poprawiłam włosy i przeczesałam rzęsy maskarą. Zeszłam do salonu i usiadłam na kanapie razem z Harrym, Zaynem i Liamem. Zaczęliśmy rozmawiać, ale przerwał nam dźwięk wiadomości. Wyciągnęłam telefon.
- Finnick napisał. Macie jakieś plany na dziś o 16:30?  - zapytałam.
- Nie, chyba nie, a co? - zapytał Zayn.
- Chyba zaczynamy treningi. - odpowiedziałam odpisując na sms. Siedzieliśmy chwilę w ciszy oglądając jakiś głupi teleturniej w telewizji, a potem dołączył do nas Niall. Jakieś 2 minuty później zbiegł Lou.
- Wychodzę, będę za 2 godziny. - oznajmił.
- A gdzie to się wybierasz Lou? - zapytałam zatrzymując przyjaciela.
- Ymm... do sklepu. - odpowiedział niepewnie.
- Nie ściemniaj mi tu, tylko gadaj jak na spowiedzi. Kim jest ta dziewczyna? - walnęłam prosto z mostu. Haha Lou rozgryzłam cię.
- Skąd wiesz, że chodzi o dziewczynę? - zapytał zdziwiony.
- Znam cię nie od dziś. - zaśmiałam się.
- No dobra, jadę się spotkać z... no z moją dziewczyną! Pasuje?! - powiedział zawstydzony Louis.
- Ooo, jak słodko. Lou ma dziewczynę. O matko! - krzyknęłam i przytuliłam przyjaciela. - Czemu mi nie powiedziałeś. Jaka ona jest? Jak ma na imię? Czemu jeszcze jej nie poznałam?! - zaczęłam zasypywać go pytaniami.
- Eli, ty nie musisz jej poznawać, bo ją znasz. - ze zdziwieniem spojrzałam na Louisa.
- Kto? - wydusiłam z siebie.
- Twoja siostra, Julie. - zakrztusiłam się własną śliną gdy usłyszałam te słowa.
- Serio?
- Tak, poznałem ją na tym grillu no i zaczęliśmy ze sobą pisać, spotykaliśmy się. A potem zostaliśmy parą. Tak jakoś wyszło. - zaczerwienił się przyjaciel.
- O mój boże! Jakie to słodkie, nawet nie wiesz jak się cieszę! - krzyczałam z podekscytowaniem. Louis już miał wychodzić, ale zatrzymał go telefon. Gdy skończył rozmawiać przyszedł do salonu.
- Słuchajcie, no bo Jul z Jen, Joshem i Lucy wyjeżdżają dziś, więc przyjadą na chwilę się pożegnać. - oznajmił.
- Na ile wyjeżdżają? - zapytałam.
- Na jakieś 3 miesiące. - usłyszałam w odpowiedzi.
- To dość długo. - stwierdziłam.
- Josh wyjeżdża w delegację, a dziewczyny postanowiły z nim jechać. Jadą do Hiszpanii.
- No to kurde będą mieli wakacje. - zaśmiałam się. Po dziesięciu minutach przyjechali. Co prawda weszli do środka, ale nawet nie usiedli, bo spieszyli się na lotnisko. Przytuliłam Jul i szepnęłam jej do ucha ciche: ''Gratulacje''. Siostra spojrzała się na mnie zdziwiona, ale potem uśmiechnęła się dość speszona. Następnie przytuliłam Jen i zobaczyłam małą Lucy, moją siostrzenicę. Jest przecudowna. Potem podeszłam do mężczyzny, na oko 23 lata z ciemnymi włosami. Jak mniemam to Josh.
- Więc to ty jesteś tą słynną Elizabeth? Strasznie miło mi cię poznać. Wiele o tobie słyszałem. Jestem Josh.
- Miło mi cię poznać Josh. - odpowiedziałam krótko i przytuliłam mojego szwagra. Wydaje się strasznie miły. Szkoda, że nie mogę go teraz lepiej poznać. Zapewne jest bardzo interesującą osobą. Wszyscy się żegnali i ściskali. Jak ja nienawidzę pożegnań. Mam wtedy wrażenie, że nigdy więcej tej osoby nie zobaczę. W końcu nadszedł ten czas, gdy musieli pojechać. Gdy ich samochód zniknął mi z oczu postanowiłam zadzwonić do przyjaciół. Skontaktowałam się z każdą osobą, która weźmie udział w treningach. Na szczęście wszyscy się zgodzili. Ustaliliśmy, że spotkamy się na miejscu, pod samym hangarem. Mijały minuty, a ja nie miałam co robić. Poszłam do siebie do pokoju, chwyciłam za laptopa i zaczęłam grzebać w internecie. Znalazłam artykuł: ''Elizabeth, co ty wyrabiasz?!''. Czytając nagłówek poczułam dziwne uczucie w żołądku. Zaczęłam czytać i nie mogłam w to uwierzyć. Pisali straszne bzdury, oprócz tego, że ja i Harry jesteśmy razem. To akurat prawda, ale wszystko inne było zmyślone. Z tego co przeczytałam wynikało, że jestem puszczalska i pieprzę się z każdym dla kasy i innych zysków. Wybaczcie słownictwo. Czytając komentarze miałam łzy w oczach: '' [...] a to dziwka!!!'' ; ''Niech się odwali od 1D!'' ; ''Chyba zabiję tą sukę [...] jak może się tak puszczać, pewnie wykorzystuje Hazzusia i Lou. Zajebię ją!''. Łzy sunęły po moich policzkach. Byłam gotowa na negatywne komentarze, ale chociaż uzasadnione, a nie po jakimś zmyślonym artykule na plotkarskiej stronie internetowej. Weszłam na Twittera, a tam nie było lepiej. W sumie większość wpisów to były hejty i wyzwiska. Płakałam coraz bardziej. Było kilka osób, które mnie broniły, ale hejterów było więcej. Zalewając się łzami, siedziałam na podłodze i patrzyłam na to wszystko. Jak na złość Harry musiał przyjść.
- El, bo wiesz... - urwał i spojrzał na mnie. Szybko wytarłam łzy i uśmiechnęłam się. - Co się stało? Czemu płaczesz? - podszedł szybko i usiadł obok mnie.
- Przecież nie płaczę, o co ci chodzi? - starałam się powiedzieć to jak najweselej, jednak w efekcie kolejne łzy cisnęły się na zewnątrz.
- Mów, co się stało. - powiedział Styles wpatrując się we mnie badawczo.
- Na prawdę nic, widzisz, że przecież jestem szczęśliwa, wesoła i w ogóle. - na darmo próbowałam mu wmówić te bzdety, bo łzy już kapały z moich oczu. Hazz spojrzał na laptopa, a potem na mnie. Szybko zamknęłam urządzenie, ale Harry był szybszy. Chwycił go i siadając na łóżku zaczął czytać. Zobaczyłam, że jego mięśnie się spięły. Odłożył komputer na łóżko i podszedł do mnie. Usiadł opierając się o ścianę i łapiąc mnie delikatnie, przeniósł mnie na swoje kolana. Usiadłam na nim okrakiem i wtuliłam się w jego ciało. Otulił mnie swoimi ramionami i pocałował mnie w czoło.
- Nie przejmuj się tym. To nic nie znaczy. Cii, już w porządku. - szeptał cicho głaszcząc mnie po głowie. Jego koszulka była coraz bardziej mokra od moich słonych łez. Siedzieliśmy tak jakiś czas w ciszy, która mi odpowiadała. Gdy trochę już się uspokoiłam, podniosłam głowę i spojrzałam w oczy mojego ukochanego.
- Kocham cię. - szepnęłam cicho.
- Ja ciebie też kochanie. - odpowiedział Harry.
- Wyobrażasz sobie, że jakieś pół roku temu nie mogliśmy na siebie patrzeć? A teraz nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - uśmiechnęłam się.
- Gdybyśmy wtedy nie poszli na ten spacer i gdybym nie zobaczył Pameli z tym mięśniakiem to nie wiem jakby się to wszystko potoczyło. Ale dziękuję Bogu, że mam ciebie. - powiedział Styles, a ja w odpowiedzi złączyłam nasze usta w słodkim pocałunku. Siedzieliśmy w pokoju rozmawiając, aż do 15:45, gdy przyszedł Zayn z informacją, że musimy jechać. O 16:00 wyruszyliśmy.
- Daleko jeszcze? - marudził Nialler. - Jestem głodny!
- Dopiero wyjechaliśmy, siedź cicho Niall. - odparł mu zdenerwowany Zayn. Droga minęła nam w strasznej ciszy. Po 20 minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowaliśmy samochód na wcześniej ustalonym miejscu i wysiedliśmy. Budynek z zewnątrz nie wyglądał zachęcająco, ale gdy weszliśmy do środka, szczęki nam opadły. Zaraz na wejściu znajduje się wielka sala treningowa z najróżniejszym sprzętem, nawet zauważyłam ring. Po prawej stronie znajdowały się drzwi, które w tym momencie były otwarte. W środku zauważyłam wielką czerwoną kanapę, kuchnię, oraz drzwi, które jak zdążyłam się domyślić po obrazku, prowadziły do łazienki. Gdy przekroczyliśmy próg hangaru, przywitał nas roześmiany Finnick.
- Witajcie w naszej norze. - zaśmiał się. - Są już wszyscy? - zapytał, a ja rozejrzałam się.
- Tak, to wszyscy. - potwierdziłam.
- To świetnie. WR! Zaczynamy! - krzyknął. Wszyscy usiedliśmy w jednym miejscu, a Finn zaczął mówić.
- Więc tak, witam was w naszej małej kryjówce. Tutaj spędzicie wiele godzin, a dokładnie 5 godzin dziennie, codziennie, przez miesiąc. Treningi zaczynamy o 6:00 rano, kończymy o 11:00. Spotykamy się tutaj. Zaraz podzielimy was na 5 grup po 2 osoby. Jest pięć osób, które będą was uczyć. Macie tylko 6 dni zajęć z jednym nauczycielem. Potem macie z następnym. Więc tak. To jest Geogre. - wskazał na mężczyznę, którego nie znałam. - On w sumie nie jest nauczycielem, ale będzie stał na straży i gdyby któremuś z was cokolwiek się stało, to on był do niedawna sanitariuszem, więc może pomóc. Dave, on będzie uczył was samoobrony. Jego brat Oz nauczy was trochę teorii, gdzie uciekać, jak się chować itd. Mick będzie trenował waszą wytrzymałość, żebyście po 100 metrach biegu, nie padli na twarz. Jake nauczy was walki wręcz, oraz jak walczyć przedmiotami codziennego użytku. No a ja, Finnick, nauczę was posługiwać się bronią, głównie palną. To chyba wszystko. Zaczynajmy. Elizabeth będzie w grupie z Emilie, Aurelia z Danielle, Perrie z Louisem, Liam z Zaynem, a Harry z Niallem. Od jutra, od szóstej zaczynamy nasze 30 dni treningu. Chce ktoś coś powiedzieć? - zapytał Finn. Nikt się nie odezwał więc zakończył to spotkanie. - W takim razie, do zobaczenia jutro. - pożegnaliśmy się i wróciliśmy do domów. Ale następnego dnia znowu się widzieliśmy, i następnego, i następnego. Widywaliśmy się przez następne 30 dni. Trening był strasznie męczący, ale opłacało się. W dzień gdy zakończył się trening, dostaliśmy własną broń, którą mieliśmy ze sobą nosić, zawsze i wszędzie. Byliśmy przygotowani na wszystko. Przynajmniej tak nam się wydawało. Minął chyba już tydzień od zakończenia naszej pracy. Wstałam wczesnym rankiem i ze zdziwieniem stwierdziłam, że Harrego nie ma obok. Zeszłam na dół. Cały dom był pusty. W kuchni leżała karteczka z informacją, że chłopcy zostali pilnie wezwani do Modest i że wrócą ok. 12. Spojrzałam na zegarek, była 8:43. Szlag, co ja będę robiła. Usiadłam na kanapie w salonie i włączyłam telewizor. Chwilę potem usłyszałam jak samochód wjeżdża na nasz podjazd. Miałam cichą nadzieję, że chłopcy wrócili wcześniej. Wyjrzałam przez okno.
- O kurwa. - powiedziałam cicho.



                             ----------Nowi bohaterowie!------------



                               
Josh Hutcherson, 25 lat. Mąż Jennifer, ojciec Lucy. Od urodzenia mieszka w Londynie, często wyjeżdża za granice w celach służbowych. Więcej dowiecie się w następnych rozdziałach.


                 

                             
Lucy Hutcherson, 2 lata. Córka Jennifer i Josha Hutcherson.


-----------------------------------------------------------------------
Witam was moje skarby. Po kolejnej przerwie... ;c
Przepraszam was za to, że tak rzadko dodaję rozdziały. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)
Dziękuję za każdy komentarz.
5 komentarzy = następny rozdział

Kocham was skarby ♥



niedziela, 19 stycznia 2014

Happy New Year! ♥

Muzyka: klik


Moim oczom ukazali się dwaj mężczyźni w czarnych garniturach.
- Tak?
- Panna Elizabeth Sullivan?
- Tak, a co się stało?
- Mamy nakaz aresztowania pani pod zarzutem morderstwa.
- To chyba jakieś żarty.
- Przykro mi, ale nie. Zapraszam do samochodu.
- Dobrze, tylko wezmę kurtkę. - powiedziałam podeszłam do wieszaka. Chwyciłam za moją kurtkę, założyłam ją i podeszłam do mężczyzn. Oni natomiast kazali mi stanąć przodem do ściany i przeszukali mnie. Potem założyli mi kajdanki i zaprowadzili na chwilę do pokoju gdzie siedzieli moi przyjaciele.
- Ej ludzie, jestem aresztowana. Nie wiem kiedy będę. Nie czekajcie z kolacją. - zaśmiałam się.
- Jest tu może pan Styles? - zapytał jeden z mężczyzn.
- Tak, to ja. - wstał Harry.
- Pan również jest aresztowany. - powiedział drugi. Przeszukali Hazzę tak samo jak mnie wcześniej i również zakuli go w kajdanki. Co tu się do cholery jasnej dzieje?!
- A państwo prosimy o pozostanie w domu. Nie wychodźcie dopóki oskarżeni nie wrócą. Dobrze?
- No dobrze. - przytaknął niechętnie Lou. Razem z Harrym zostaliśmy wyprowadzeni z domu jak jacyś najgorsi przestępcy, a przecież nic nie zrobiliśmy. Jak na złość po domem czekał tłum fanek, które na widok Hazzy w kajdankach wręcz rzuciły się na funkcjonariuszy. Krzyczały, że jesteśmy niewinni. Jedna dziewczyna, na oko miała 16 lat, podbiegła do mężczyzny, który mnie wyprowadzał i uderzyła  go w twarz.
- Zamykacie niewinnych ludzi! Zostawcie ich w spokoju! - krzyczały fanki. Co to było za zamieszanie! W końcu zostaliśmy wrzuceni do samochodu i pojechaliśmy. W trakcie jazdy nie wolno nam było rozmawiać, więc gdy z Harrym ''rozmawialiśmy'' wzrokiem, narysowałam palcem małe serduszko na zaparowanej szybie. On uśmiechnął się delikatnie i zrobił to samo. Pod budynkiem policji było pełno ludzi w różnym wieku. Większość z nich miała transparenty z różnymi hasłami typu: ''Fakty pomijacie, a niewinnych ludzi za kratami zamykacie.'', albo ''Niewinni ludzie cierpią przez waszą głupotę''. Wszystkie hasła skierowane były do policjantów. Było również mnóstwo paparazzi i dziennikarzy. Jak to możliwe, że już wiedzą o naszym aresztowaniu? Gdy wysiedliśmy z auta, usłyszałam wrzaski. Ludzie krzyczeli, a ci co byli najbliżej pocieszali mnie, że wszystko będzie w porządku. To było miłe. Zostaliśmy wprowadzeni do budynku. Szliśmy korytarzem, aż w końcu doszliśmy do wielkiego pomieszczenia gdzie mieściło się około 30 cel odgrodzonych jedynie kratami. W tym momencie nas rozdzielili. Hazzę wprowadzili do celi z numerem 29, a mnie do celi numer 13. Zdjęli mi kajdanki i zamknęli za mną kraty. Czułam się strasznie. Celę dzieliłam z 5 innymi dziewczynami. Jedna z nich podeszła do mnie.
- Świeże mięso nam przywieźli. - powiedziała do pozostałych gdy zmierzyła mnie wzorkiem. Wszystkie obejrzały mnie od góry do dołu.
- Wygląda na sympatyczną. - odezwała się następna i podeszła do mnie. - Jestem Ginger. - uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę. Uścisnęłam jej dłoń i również się uśmiechnęłam.
- A ja jestem Elizabeth. - poznałam również Phoebe, Cherr, Lolę i Katy. Wszystkie były bardzo miłe. No prawie wszystkie, Lola chyba niezbyt mnie polubiła. Siedziałam z Ginger na podłodze i rozmawiałyśmy.
- No to... za co cię zamknęli? - zapytała Gin.
- Jestem oskarżona o morderstwo tyle, że jestem niewinna. Ciekawe jak długo będę tu siedziała. - powiedziałam ze smutną miną.
- Pewnie trochę tu posiedzisz, tutejszy oficer jest bardzo hm... zawzięty. Nawet jak masz alibi, on znajdzie jakąś lukę. Zrobi wszystko, żeby zamknąć każdego podejrzanego. Jest nienormalny jak na moje oko. Ja siedzę tu, bo zostałam oskarżona o masowe okradanie domów i posiadłości. Czekam na rozprawę. - rozmawiałyśmy jeszcze jakieś 10 minut, a potem przyszedł strażnik. Wyprowadził mnie z celi i oznajmił, że mam prawo do jednego telefonu. Urządzenie znajdowało się z 5 metrów od mojej celi. Wybrałam numer Finnicka i czekałam aż odbierze.
- Halo? - usłyszałam w słuchawce.
- Hejka, Finnick. Mam kłopoty. - powiedziałam szybko.
- Co się stało? - zapytał podniesionym tonem.
- Zostałam aresztowana. Oskarżyli mnie o morderstwo. Nie wiem co robić. Harrego też aresztowali. Błagam pomóż mi. - powiedziałam na jednym wdechu.
- Będę za chwilę. Niczego im nie mów, bez względu na wszystko ok?
- Dobrze, muszę już kończyć. Proszę zabierz nas stąd. - szepnęłam na pożegnanie i odłożyłam słuchawkę. Zostałam z powrotem zaprowadzona do ''klatki do ludzi''.
- Czy ja dobrze słyszałam? Czy ty rozmawiałaś z niejakim Finnickiem? Finnickiem Odairem?! - krzyknęła na mnie Lola.
- Weź zainwestuj w gumę do żucia, bo tak ci jedzie z paszczy, że oddychać się nie da. - postanowiłam się z nią podroczyć. - I co? Zatkało? Hahah, nie boję się ciebie. A teraz ładnie proszę odwróć się i więcej się do mnie nie odzywaj. Chcę jeszcze pożyć. - to było wredne, ale tak jak ona mnie traktuje, tak ja traktuję ją. W odpowiedzi na moje słowa poczułam ostry ból w okolicy oka. Czy ta szmata mnie uderzyła?! Teraz to przegięła! Pod wpływem ciosu upadłam na podłogę, ale szybko się podniosłam i powalając ją na ziemię omal nie pozbawiłam jej przytomności. W odpowiedzi na mój cios zostałam przewrócona i przygnieciona przez jej spasione cielsko. Gdy miała mnie uderzyć kolejny raz, wparowali strażnicy i wyprowadzili Lolę z celi. Wstałam z ziemi i otrzepałam się. Więcej Loli nie widziałam. Jeszcze tego samego dnia rozmawiałam przez chwilę z Finnem, powiedział, że zrobi wszystko, żeby nas wydostać. Mijały godziny, dni, a nadal siedziałam za kratami. Nie widziałam Harrego, ani Finnicka, ani reszty moich przyjaciół. Święta spędziłam w areszcie, miło co nie? Zaczął zbliżać się Sylwester.
- Kurwa, zaraz zwariuję w tej klatce. - krzyknęłam i kopnęłam w kraty. - Wypuście mnie do cholery!
- Spokojnie Eli, wszystko będzie dobrze. Nie denerwuj się. - pocieszała mnie Ginger. Szczęście w nieszczęściu, że ją poznałam. Dokładnie 31 stycznia o 13:43 przyszli do mnie strażnicy. Zaprowadzili mnie do pomieszczenia gdzie siedział mężczyzna, zapewne oficer, był też Finnick i Harry. Omal nie pisnęłam z radości gdy ich ujrzałam. Zostałam posadzona na krześle.
- Tak więc, chciałbym was z całego serca przeprosić. To wszystko to była pomyłka. To był jeden wielki podstęp. Teraz moi drodzy jesteście wolni, jeszcze raz was przepraszam. - powiedział ze skruchą oficer. - Rozkujcie ich. - rozkazał strażnikom. Gdy zdjęli mi te piekielne kajdanki, od razu podbiegłam do Harrego i z całej siły wtuliłam się w jego ciało. O matko, jak mi brakowało jego zapachu, dotyku. Spojrzałam w jego zielone oczy i uśmiechnęłam się najbardziej promiennym uśmiechem na jaki było mnie stać.
- Słońce, co ci się stało? - zapytał Hazza wskazując na śliwę po okiem , czyli piękną pamiątkę po Loli. - Pobiłam się z taką jedną, ale to już nieważne. - odkleiłam się od chłopaka i podeszłam do Finnicka.
- Dziękuję ci. - powiedziałam cicho i przytuliłam go. - Dziękuję.
- Nie ma za co, teraz chodź odebrać swoje rzeczy.
- No fakt, zabrali mi komórkę. - przyznałam rację przyjacielowi i ruszyłam po moją własność. Pożegnałam się z Ginger i razem z Harrym wyszłam z budynku. Finn powiedział, że musi jeszcze coś załatwić. Pojechaliśmy do domu i już w progu przywitał nas Lou.
- O matko, jak się o was martwiliśmy. El, co ci się stało? - zaśmiał się cicho Louis.
- Pobiłam się z taką Lolą, ale to nic takiego. - odpowiedziałam i weszłam do salonu, gdzie siedzieli chłopcy.
- Wróciłam! - krzyknęłam i rzuciłam się na kanapę. Spojrzałam na zegarek, była 14:30.
- Ej, ludzie. Musimy coś zacząć robić, w końcu dziś sylwester! - powiedział żywo Harry. Wszyscy podzieliliśmy się pracą. Ja zapraszam ludzi i gotuję razem z Harrym. Reszta przystraja dom i jedzie na zakupy. W pierwszej kolejności zadzwoniłam do Emilie, która od razu powiedziała, że przyjdzie. Tak samo z Aurelią, Perrie i Danielle. Zaprosiłam też Finnicka i resztę WR, ale okazało się, że nie mogą. A Jen, Josh i Julie niestety zostają w domu i nie mogą wyjść, bo nie mają co zrobić z dzieckiem. Tak więc będziemy w dziesiątkę. Chłopcy wrócili z zakupów, więc razem z Harrym zaczęliśmy pichcić różne pyszności. O 20:00 zaczynała się impreza. Gdy skończyliśmy gotować i zanosić jedzenie do pokoju, spojrzałam na zegarek. Wybiła 18:00. Idealnie. Pobiegłam szybko na górę i wzięłam prysznic. Pomalowałam się delikatnie, zakręciłam włosy i ubrałam się w to
 Zeszłam na dół i zrobiłam szybkie sprawdzenie. Alkohol i jedzenie na stole, pokój wystrojony, muzyka włączona.
- Wyglądasz pięknie kochanie. - powiedział Harry za moimi plecami.
- Ty też wyglądasz niczego sobie. - zaśmiałam się i pocałowałam lokatego.

W tym momencie włącz to: klik

Można zaczynać. Nim się obejrzałam dziewczyny już były. Wszyscy tańczyli, śmiali się i pili. Była 23:04. Powoli zaczęliśmy przygotowywać się do północy. Gdy wybiła 23:55 wzięliśmy kurtki, kieliszki z drogim z resztą szampanem i wyszliśmy za dom. Na szczęście nie musiałam się bać, że ktoś zobaczy mnie i Harrego np. gdy się całujemy. Nikt nas nie zobaczy. Zaczęliśmy odliczanie od 60.
- 59, 58, 57, 56 - odliczaliśmy chórkiem. Gdy zaszliśmy do 30 spojrzałam na Hazzę, który po chwili klęknął przede mną. Serce mi stanęło.
- Elizabeth, mam do ciebie bardzo ważne pytanie. Czy ty... wyjdziesz za mnie? - powiedział bez przerwy patrząc się w moje oczy. Dla mnie czas stanął w miejscu. W tle słyszałam już 13, 12, 11, 10.
- Tak Harry. Wyjdę za ciebie. - powiedziałam rozklejając się. Loczek wstał, a ja wpiłam się w jego usta. W tym czasie założył mi obrączkę na palec, a w tle usłyszeliśmy krzyk: ''Szczęśliwego nowego roku!''. Niezłe rozpoczęcie nowego roku.
- Moje zakochańce wy, gratulacje. - krzyknęła Emilie i przytuliła nas. Wszyscy zaczęli nam gratulować.
- O matko, nadal to do mnie nie dociera. - powiedziałam przecierając łzy. Dzięki ci panie, że miałam wtedy wodoodporny tuż do rzęs.
- Do mnie też nie. Bałem się, że ze stresu zemdleję, a jednak się udało. - rzekł Harry, mój narzeczony. Przytulił mnie mocno i podniósł. Gdy mnie opuścił na ziemię spojrzałam na pierścionek.
- Jest przepiękny. - szepnęłam sama do siebie. I rozkleiłam się jeszcze raz. To wszystko było takie piękne. Gdy weszliśmy do domu, każdy chwycił za kieliszek.

- Za naszych narzeczonych! - powiedziała Emilie. Wypiliśmy toast i wróciliśmy do zabawy. W pewnym momencie Hazz podszedł do mnie.
- Zapomniałem. Mam dla ciebie spóźniony co prawda, ale mam prezent świąteczny. - powiedział i podał mi małe pudełeczko. Otworzyłam je i ujrzałam piękny wisiorek w kształcie papierowego samolocika. Na jednym skrzydle wygrawerowane było H, a na drugim E.

- O boże, to jest cudowne, ale ja dla ciebie niczego nie mam, przez to wszystko kompletnie zapomniałam. - zmartwiłam się.
- Jesteś tu, jesteś moją narzeczoną, to dla mnie najlepszy prezent. - uśmiechnął się Harry. Odpowiedziałam mu tym samym i pocałowałam go namiętnie. Bawiliśmy się do samego rana, a gdzieś tak o 7:30 dziewczyny poszły do domów. Razem z Harrym od razu ruszyliśmy do łóżka, natomiast chłopcy zobowiązali się posprzątać. Położyłam się obok ukochanego i szczęśliwa odpłynęłam do krainy snów.
                                         

-----------------------------------------------------------------------------------
Witajcie skarby, po mojej, dość długiej przerwie. Chciałabym was przeprosić, bo ten rozdział pisałam na szybko i moja niewierna przyjaciółka wena mnie opuściła  ;c
W każdym razie, dzięki, że czekałyście tak długo.
Z góry dzięki za każdy komentarz, kocham was skarby
♥♥♥
 

wtorek, 31 grudnia 2013

If you ever love somebody put your hands up ♥

Muzyka: klik


Z zamkniętymi oczami wspominałam wszystkie dobre i złe chwile. Wszystko jak film wyświetlało się po kolei w mojej głowie. Widziałam uśmiechniętego Harrego gdy oglądaliśmy jakąś denną komedię w telewizji. Chwilę potem ukazał mi się zapłakany Hazz, wymawiający te okropne słowa: '' Eli, my nie możemy już być razem... [...] Musimy zerwać.'' Te słowa jak echo rozchodziły się po mnie i wyciskały ze mnie kolejne krople słonych łez. Otworzyłam oczy i przetarłam je, żeby cokolwiek zobaczyć. Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra. Byłam blada, potargana, w pogniecionych ciuchach, cała opuchnięta od łez, nienaturalnie chuda. W środku mnie, było jeszcze gorzej. Stałam się oziębła, nie chciałam z nikim rozmawiać, cierpiałam jak jeszcze nigdy. Nie spędzałam z nikim czasu, tylko sama siedziałam w pokoju, płakałam i opijałam się wódką.
- Nie jestem już taka jak kiedyś. - szepnęłam sama do siebie. - Zniszczyłeś mnie Harry. Co ja gadam, sama siebie zniszczyłam. - powtarzałam. - Ale to ty mnie kurwa zostawiłeś! - krzyknęłam i uderzyłam pięścią w lustro, w efekcie czego rozbiło się na maleńkie kawałeczki. - Obiecałeś, że mnie nie skrzywdzisz...
Wybuchnęłam spazmatycznym płaczem i opadłam na podłogę. Gwałtownie wciągałam i wydychałam powietrze dusząc się łzami. Chciałam zastąpić czymś ból psychiczny. Leżąc na podłodze przeturlałam się w miejsce gdzie wylądowały kawałki potłuczonego przeze mnie lustra. Poczułam pierwsze ukłucia i przecięcia na skórze. Zaczęłam się uśmiechać. Nie myślałam o bólu, nie myślałam o krwi. Zaczęłam myśleć o śmierci. Co by było gdybym teraz umarła? Kolejny raz myślę o śmierci. Nie powinno tak być. Wstałam ze szkła i ruszyłam pod prysznic. Muszę wyjść wreszcie z pokoju. Odkąd Harry mnie zostawił minęło już 10 dni. Od tego czasu siedziałam u siebie. Gdy krople ciepłej wody otulały moje ramiona, odprężyłam się. Chciałam już na zawsze zostać pod tym prysznicem, ale niestety, trzeba było wyjść. Opuściłam kabinę i owinęłam swoje mokre ciało w ręcznik. Wyszłam z łazienki, a z szafy wyjęłam czystą bieliznę. Po nałożeniu jej, ubrałam to. Poprawiłam sobie jeszcze włosy, a rzęsy przeczesałam maskarą i byłam już gotowa. Spojrzałam na zegar, była 10:17. Sięgnęłam po mojego iPhona, włożyłam go do kieszeni i zeszłam na dół. Czułam się dziwnie wychodząc z pokoju, ale to musiało kiedyś nastąpić. Podeszłam do schodów i usłyszałam głosy pełne zniechęcenia i smutku. Zeszłam na dół i jakby nigdy nic weszłam do kuchni, gdzie wszyscy już siedzieli. No prawie wszyscy, nie było Lou.
- Cześć. - powiedziałam do chłopców i wstawiłam sobie wodę na kawę. Patrzyli na mnie jakbym była nie wiadomo czym. Ich miny były przekomiczne. Gdybym była w nastroju, roześmiałabym się. Ale niestety nie jestem. Nawet nie mogę się uśmiechnąć. Po chwili Niall wstał i przytulił mnie mocno.
- Tęskniliśmy za tobą mała. - szepnął mi blondyn do ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie i odwzajemniłam uścisk. Wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że potrzebuję bliskości. Odkleiłam się od Irlandczyka i zrobiłam sobie kawę. Usiadłam przy stole razem z chłopcami i popijałam ciemną ciecz. Obok mnie siedział Harry, nie byłam z tego powodu zadowolona, ale cóż mogę zrobić. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Mijały kolejne minuty i nic się nie działo. Wtedy do pomieszczenia wszedł zaspany Louis. Nie spojrzał na nas, tylko podszedł do szafki i wyciągnął z niej szklankę.
- Cześć Lou. - powiedziałam do przyjaciela. Oczekiwałam odpowiedzi, ale w zamian usłyszałam tłuczone szkło. - Boo Bear, czemu zbiłeś szklankę? - zaśmiałam się delikatnie. Na widok przyjaciela poprawił mi się humor. Louis podszedł do mnie i przytulił mnie równie mocno, co Niall chwilę wcześniej.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. - powiedział cicho przyjaciel. Łzy kolejny raz zaczęły napływać do moich oczu. Postanowiłam jednak opanować się. Chciałam pokazać wszystkim, że jestem twarda. Lou tulił mnie jeszcze jakiś czas, a potem sprzątnął kawałki szkła i zaczął robić sobie śniadanie.
- Dobra, ja się zbieram. - powiedziałam wstając od stołu.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał Liam.
- Dzwonili do mnie ci małżonkowie, którzy chcą kupić mój dom. Umówiliśmy się na dzisiaj. - wyjaśniłam krótko.
- Umawiają się dzień przed Wigilią?!
- Tak wyszło. - powiedziałam szybko i ruszyłam w stronę drzwi.
- Czekaj podwiozę cię. - odezwał się Harry, który jako jedyny z chłopaków był ubrany. Spojrzałam w jego piękne oczy w których widziałam, ból? Tęsknotę? Nie, to przecież nie możliwe. Moja wyobraźnia zaczęła płatać mi figle.
- Nie dzięki, obejdzie się. - rzuciłam krótko i wyszłam z domu w ręku trzymając kurtkę. Zamknęłam za sobą drzwi. Całe miasto okryte było białym puchem. Nawet nie wiedziałam, że spadł śnieg. Wyjście z domu w trampkach nie było dobrym pomysłem, ale trudno. Założyłam kurtkę i ruszyłam przed siebie. Do mojego domu nie jest zbyt blisko, ale spacer dobrze mi zrobi. Nim się obejrzałam byłam już pod drzwiami. Weszłam do środka i podeszłam do komody, na której leżała gotowa umowa. Usiadłam na kanapie i czekałam. Po 10 minutach, zjawili się. Zaczęła się rozmowa.

                                                                        ***Oczami Harrego***
Gdy El wyszła z domu wróciłem do kuchni. Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłonie.
- Jestem totalnym kretynem. Kurwa. - powiedziałem do siebie. - Jestem debilem.
- Potwierdzam. - powiedział Zayn. Spojrzałem na niego ze zrezygnowaną miną.
- Co ja mam zrobić?! - zapytałem cicho z nadzieją, że ktoś mi pomoże.
- Stary, popełniłeś strasznie głupi błąd i jest tylko jedno rozwiązanie. - odezwał się Lou.
- Jakie?
- Porozmawiaj z nią. Szczerze. Powiedz jej całą prawdę.
- A co jeśli ona mi nie uwierzy? Albo nie wybaczy? Albo już w ogóle mnie nie kocha? - mówiłem ze łzami w oczach.
- Ona nadal cię kocha. Kocha cię bardziej niż możesz to sobie wyobrazić. - powiedział Liam.
- Skąd to wiesz?
- Płacze w łazience, płacze w nocy, płacze bardzo dużo. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo za tobą tęskni.
- Jak mogłem ją tak skrzywdzić? - łzy zaczęły spływać po moim policzku.
- Nie mam pojęcia, ale jedno jest pewne. Nie możecie bez siebie żyć. Musisz z nią porozmawiać. - odezwał się Zayn.
- Boję się, że już jest za późno.
- Nie poznasz prawdy, gdy nie spróbujesz.

                                                                      ***Oczami Elizabeth***
Zakończyliśmy naszą rozmowę i podpisaliśmy umowę. Teraz oficjalnie ten dom nie jest mój. Opuściłam budynek i powolnym krokiem zmierzałam do mojego innego celu. Wyjęłam mój telefon z kieszeni i wpisałam numer Louisa, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Lou?
- El, gdzie ty jesteś?
- Idę na cmentarz. Powiesz mi gdzie dokładnie leży mój tata?
- ...  leży obok twojej mamy. - westchnął cicho.
- Dzięki.
- Kiedy wrócisz?
- Kiedyś na pewno. - rzuciłam i rozłączyłam się. Przyśpieszyłam kroku i po 25 minutach byłam na miejscu. Krążyłam między alejkami, aż wreszcie dotarłam. Usiadłam na ławce i spojrzałam na nagrobki moich rodziców. Stały obok siebie. Uśmiechnęłam się lekko myśląc o tym, że teraz pewnie patrzą na mnie, są gdzieś tu. Są razem, są szczęśliwi. U nich nie ma już cierpienia i bólu. Jest im tam dobrze. Łzy zaczęły wyciekać spod zamkniętych powiek. Wybuchnęłam płaczem i uklęknęłam na ziemi. Płakałam coraz bardziej, nawet nie zauważyłam, że zaczął padać śnieg. Dotykałam delikatnie płyt z granitu, a słone krople nawet nie chciały przestać kreślić kresek na mojej twarzy. Bezwładnie położyłam się na śniegu i oddychałam nieregularnie. Nie chciałam wstawać, chciałam tu zostać na zawsze.
- Tu jest moje miejsce, z rodzicami. - szeptałam cicho do siebie. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Dokładnie obmyślając każdy jego szczegół, leżałam na miękkim śniegu. Nagle poczułam, że ktoś dotyka mojego ramienia.
- Proszę pani, wszystko w porządku? Dobrze się pani czuje? Mam dzwonić po karetkę? - pytała się młoda dziewczyna mniej więcej w moim wieku. Na jej widok podniosłam się lekko, a potem wstałam.
- Nie trzeba, już w porządku. Chwila słabości. - powiedziałam przez łzy.
- Na pewno? - dopytywała się.
- Tak, na pewno. Dziękuję bardzo. - powiedziałam. - Przepraszam, ale muszę już iść. Jeszcze raz dziękuję. - pożegnałam się i odeszłam. Szłam w stronę domu chyba jakieś 15 może 20 minut. Otworzyłam drzwi i w holu zdjęłam buty i ośnieżoną kurtkę. Chciałam iść prosto na górę i wprowadzić swój plan w życie, ale już na wejściu zatrzymał mnie Harry. Kurwa.
- Czego chcesz Styles?
- Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym. Nie rozumiesz tego?! - krzyknęłam ze łzami w oczach. Nadal zastanawiam się dlaczego on mnie tak zranił?
- Proszę cię, pozwól mi to wszystko wyjaśnić.
- Nie ma czego wyjaśniać. Kurwa, co ja ci zrobiłam?! Nie miałeś prawa bawić się moimi uczuciami! - wyrzuciłam z siebie to co chowałam już za długo.
- Daj mi dojść do słowa. - powiedział spokojnie Hazz, ale widziałam, że słone łzy kapią z jego policzków. Dlaczego on płacze?
- Nie! Powiedziałeś już za dużo. Teraz na mnie kolej. Zachowałeś się jak pieprzony egoista, świnia, która nie ma uczuć. A mnie kurwa potraktowałeś jak śmiecia. Tyle w tym temacie. Żegnam. - powiedziałam na odchodne i od razu pobiegłam do siebie do pokoju. Wbiegłam do pomieszczenia, a następnie weszłam do łazienki. Zamknęłam się od środka.
- Im szybciej to zrobię, tym szybciej tam będę. - szepnęłam do siebie cicho. Byłam pewna swojej decyzji. Otworzyłam małą szafeczkę, w której trzymałam kosmetyczkę. Wyjęłam z niej małego, zimnego potwora. Żyletka.
- Lekarstwo na wszystkie problemy świata, śmierć. - powiedziałam równie cicho co przedtem. Usiadłam na brzegu wanny, która stała obok zlewu. Przystawiłam żyletkę do mojej delikatnej skóry nadgarstka i zrobiłam pierwsze cięcie. Nie było zbyt głębokie. Nie byłam pewna czy chcę umrzeć. Już miałam zrobić drugie cięcie, ale usłyszałam kroki.
- Eli, jesteś tam?
- Wypierdalaj Styles! Chcę być sama. - odkrzyknęłam.
- Błagam cię.
- Nie! - odpowiedziałam i kolejny raz zrobiłam cięcie. Byłam wściekła, a poziomych kresek było coraz więcej. W pewnym momencie odłożyłam żyletkę na zlew i obserwowałam jak czerwone krople krwi kapią do odpływu. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Cięcie się mnie odpręża. Spłukałam krew i na nowo patrzyłam jak kapie.
- Eli, jak nie otworzysz tych drzwi, to sam je otworze! - krzyknął Harry.
- Powodzenia. - zaśmiałam się nieco arogancko, ale uśmiech natychmiast opuścił moją twarz gdy usłyszałam otwieranie zamka. Szybko chwyciłam żyletkę w rękę i schowałam ręce za plecami. Krwawiące rany przykładałam do tylnej części mojego sweterka. W tym momencie wszedł Hazz.
- I co jesteś z siebie dumny? Otworzyłeś drzwi, ale nadal nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
- Ale ty niczego nie... - przerwał nagle i spojrzał na zlew. Mój wzrok powędrował w tamtym kierunku. Cholera. Nie spłukałam krwi. - Co to jest? Co to ma znaczyć?
- Niech cię to nie interesuje. Okres mam kurwa. - odgryzłam się.
- Pokaż mi rękę. - powiedział i zamknął za sobą drzwi.
- Spierdalaj.
- Pokaż mi tą rękę. - wycedził przez zęby. Był zły, nawet bardzo. Postanowiłam nie walczyć z nim dłużej. Wyciągnęłam czystą prawą rękę trzymającą żyletkę. Harry spojrzał na metalowy przedmiot, a w jego oczach pojawić się strach? Nie mam pojęcia.
- Mam nadzieję, że tego nie zrobiłaś. Nie zrobiłaś tego prawda?! - łzy zbierały się w jego oczach. Nie zareagowałam. - Pokaż mi drugą rękę. - zrezygnowana szybko wysunęłam i z powrotem schowałam pocięty lewy nadgarstek. Hazz chwycił moją dłoń i przyciągnął ją do siebie. Spojrzał na moje rany. Słone kropelki wypływały z jego oczu. Usiadł na podłodze i patrzył na mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał nagle. Odpowiedziałam mu ciszą. - Proszę cię, powiedz coś.
- A co mam ci kurwa powiedzieć?! - krzyknęłam w odpowiedzi. - Że zrobiłam to dlatego, że nie chcę żyć bez rodziców?! Nie chcę żyć bez ciebie?! Co ci jeszcze powiedzieć?! Że czuję się totalnie beznadziejna? Że marnuje swoje życie, bo kocham kogoś kogo już w ogóle nie obchodzę?! Że żyję głupią nadzieją na niemożliwe?! Że ciągle jestem smutna i płaczę?! Że to wszystko dzieje się tylko dlatego, że chcę być szczęśliwa właśnie z tobą?! To chcesz wiedzieć?! - krzyczałam zalewając się łzami, a Harry płakał razem ze mną.
- Proszę cię...
- Lubisz mnie ranić? Tak szczerze. - przerwałam mu.
- Nie i nigd..
- To dlaczego to robisz?
- El, ja na prawdę nie chciałem. Miało być zupełnie inaczej. Kurwa, znowu wszystko spieprzyłem. Zrobię wszystko, żebyś znowu mnie pokochała.
- Nigdy nie przestałam cię kochać.
- ... - Harry patrzył na mnie w ciszy.
- Spotkasz ludzi ładniejszych ode mnie, lepszych, ale zapamiętaj, że oni nigdy nie pokochają cię tak jak ja.
- El, ja tak na prawdę nie chciałem tego robić. Nie chciałem kończyć czegoś tak pięknego co było między nami, ale myślałem, że to jest najlepsze rozwiązanie. Chciałem dla ciebie dobrze. Chciałem cię chronić.
- Wyrywając mi serce, nie ochroniłeś mnie. Nie rozumiesz tego.
- Wiem, ale nie chciałem, żebyś cierpiała, przez mój udawany ''związek'' z Suzanne. Nie chciałem, żebyś cierpiała przez hejterów. Nie chciałem tego.
- A ja nie chcę żyć bez ciebie. - po tym zdaniu uświadomiłam sobie jaka jest słaba. Nie mogę bez niego żyć. Nie umiałabym sobie poradzić. Uświadomiłam sobie też to, że kocham go bardziej niż siebie, swoje życie. Dla niego mogłabym skoczyć w ogień.
- Chcesz się męczyć? - zapytał Hazz.
- Z tobą tak.
- Zastanów się. Masz czas. Nie ważne jak długo, zawsze będę na ciebie czekać. Kocham cię najbardziej na świecie, zapamiętaj to.
- Nie potrzebuję czasu. Proszę cię tylko o jedno.
- O co chcesz moja księżniczko.
- Nigdy więcej nie podejmuj takich decyzji sam. Lepiej ze mną porozmawiaj na ten temat. Ok?
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo cię kocham. Dziękuję ci za wszystko, za szczęście które mi dajesz, za każdy uśmiech. Dziękuję ci za to, że po prostu jesteś. Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej. - uśmiechnęłam się delikatnie, podeszłam do Hazzy i wtuliłam się w jego ciało. Znowu poczułam jego wspaniały zapach. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego piękne zielone oczy, w których rozpływałam się. - Tęskniłam.
- Ja też kochanie, ja też. - odpowiedział i delikatnie wpił się w moje usta. Pogłębiłam nasz pocałunek, ale szybko go zakończyliśmy. Wtedy przypomniało mi się o mojej ręce, która cały czas krwawiła.
- Harry, pobrudzę ci koszulkę. - powiedziałam odklejając się od mojego ukochanego. Podeszłam do zlewu i spojrzałam w lustro. W tym momencie Harry wziął mnie na ręce i posadził na łóżku w moim pokoju.
- Zaraz wracam. - powiedział i poszedł do łazienki. Wrócił z apteczką i żyletką. - To już nie będzie ci potrzebne. - powiedział wskazując na metalowe narzędzie. Potem zajął się opatrywaniem moich ran. Najpierw je dokładnie przemył wodą, a potem zdezynfekował. Na koniec delikatnie pocałował moje cięcia i owinął je bandażem. - Nie tnij się księżniczko. Nie rób z ciała pamiętnika. - wstał z łóżka i pocałował moją dłoń, a potem czoło. Tak jak on, wstałam i kolejny raz wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Brakowało mi tego. Wtedy usłyszałam kroki. Chwilę później ukazał nam się Liam. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i zmienił temat.
- Czy wy... wy się pogodziliście? Już wszystko Ok? - zapytał z niepewnością.
- Sądzę, że tak. Prawda kochanie? - zapytałam.
- Prawda. Najprawdziwsza prawda. - odpowiedział Hazz. Uśmiechnęłam się, przebrałam sweter, bo ten był cały od krwi, i wraz z Harrym i Liamem zeszliśmy na dół. Powiedzieliśmy wszystkim o tym, że znowu jesteśmy razem, a chłopcy, jak to u nich bywa, postanowili to uczcić ''małym'' drinkiem wieczorem. Siedzieliśmy razem na kanapie rozmawiając o przeszłości. Opowiadałam chłopakom wszystkie śmieszne historie z małym Louisem w roli głównej, a on o małej Eli. Było śmiesznie. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Nie spodziewaliśmy się nikogo, więc nieco zmieszana podeszłam i przekręciłam klamkę. Moim oczom ukazali się dwaj mężczyźni w czarnych garniturach.
- Tak?
- Panna Elizabeth Sullivan?
- Tak, a co się stało?
- Mamy nakaz aresztowania pani pod zarzutem morderstwa.
- To chyba jakieś żarty.
- Przykro mi, ale nie. Zapraszam do samochodu.
------------------------------------------------------------------------------------------------


Hejka skarby!
Przepraszam wam z całego serca, że nie złożyłam wam życzeń na święta. Strasznie mi głupio ;c
Przepraszam jeszcze raz, ale chce, żebyście wiedziały, że w głębi serca cały czas życzę wam wszystkiego co najlepsze :)  
Ze względu na to, że jutro nowy rok życzę wam, szczęścia, miłości, jak najwięcej One Direction, prawdziwych przyjaciół, jak najmniej łez smutku, a jak najwięcej szczęścia, spełnienia marzeń i wszystkiego najlepszego ♥♥♥
Przechodząc do rozdziału przepraszam, że tak długo go nie dodawałam i mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Nie chciałam was zanudzać przez kurcze 5 rozdziałów tym jak bardzo Elizabeth cierpi, dlatego trochę przyspieszyłam akcję, mam nadzieję, ze się nie gniewacie :)
Następny rozdział niestety pojawi się trochę później niż było zamierzone, ale niestety mam karę na internet, ale dostałam pozwolenie na wstawienie tego rozdziału. Tak więc pewnie nowy rozdział pojawi się w połowie stycznia  ;c
Będę miała dużo czasu do pisania rozdziałów, więc zapewne pojawią się 2 od razu :)
To chyba na tyle :)
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i żeby nowy rok był lepszy od tego.
Kocham was skarby ♥♥♥

Ps. Zapraszam do udziału w konkursie (kilka postów niżej), jak na razie zgłosiła się jedna osoba!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Sezon drugi!

Sezon Drugi!

Hejka, serdecznie zapraszam was na drugi sezon mojego opowiadania '' Survival ''. Dziękuję wam z całego serca za to, jak bardzo wspierałyście mnie przez cały pierwszy sezon. Mam nadzieję, że was nie zawiodę. Oto krótki prolog drugiego sezonu:

'' Zamknęłam oczy pełne łez. W mojej głowie przewijały się nasze najcudowniejsze chwile spędzone razem. Do moich oczu zaczęło napływać coraz więcej słonego płynu. Leżąc na moim łóżku, usłyszałam pukanie do drzwi. Niechętnie podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę. Zobaczyłam Lou, którego nie widziałam od... nie pamiętam nawet jak długo nie wychodziłam z pokoju. Nie pamiętam czy ostatnio jadłam cokolwiek. Nie mogę nic przełknąć. Wpuszczając przyjaciela do środka wytarłam twarz od łez. Usiadłam na łóżku, a Louis zajął miejsce obok mnie.
- El, błagam cię. Wyjdź z pokoju, przewietrz się, pójdź na spacer czy coś. Albo chociaż zjedz cokolwiek. Martwię się o ciebie.
- Nie musisz. - odpowiedziałam ochrypłym głosem. - Poradzę sobie sama. Nie potrzebuję nikogo.
- Spójrz na siebie, wyglądasz jak chodząca śmierć. Chcę ci po prostu pom...
- Nie potrzebuję pomocy! Ani litości! Od nikogo! Daj mi spokój błagam. - wybuchnęłam płaczem. Lou przysunął się do mnie i mocno przytulił.
- Nie mam pojęcia co się z tobą dzieje.
- Odkąd mnie zostawił? Umieram, to wszystko. ''


Zapraszam również na zwiastun:





Tym akcentem oficjalnie otwieram nowy sezon opowiadania '' Survival ''
Niedługo wstawię nowy rozdział.
Jest mi jednak bardzo przykro, bo widzę, że z każdym rozdziałem jest was coraz mniej  ;c
Praktycznie nikt już nie komentuje ;c
Mówi się trudno, mimo wszystko
kocham was skarby
♥♥♥


sobota, 14 grudnia 2013

You & I

Muzyka: klik

Harry odwrócił głowę w moją stronę i pobladł. Wstał z kanapy podniósł ręce i zaczął się wycofywać. Pomyślałam, że zwariował, ale gdy zauważyłam, że reszta robi to samo prawie dostałam zawału. Odwróciłam się powoli i ujrzałam to czego nigdy bym się nie spodziewała.
Ze strachu zaczęłam się trząść.
- Cześć Eli. - powiedział Adam mierząc do mnie z pistoletu. Krzyknęłam na cały głos ze strachu, ale szybko się zamknęłam.
- Czego tu chcesz? - zapytałam.
- Chcę tego samego od początku. Chcę ciebie. C I E B I E. Teraz daję ci wybór, ale potem nie będę aż tak łaskawy.
- Jaki wybór do cholery?! Terroryzujesz mnie, moich bliskich, nachodzisz, zastraszasz. W tym wszystkim mam gówno do gadania, spójrzmy prawdzie w oczy. W takim razie jaki mogę mieć wybór?! - krzyczałam coraz bardziej rozzłoszczona.
- Możesz teraz odejść. Odejść ze mną. Wtedy nikt z twoich bliskich nie ucierpi. Gdy nie odejdziesz teraz to uroczyście składam ci przysięgę, że was wszystkich pozabijam. Powybijam jak psy. Jednego po drugim, a ciebie Elizabeth zostawię na koniec, żebyś mogła zobaczyć śmierć każdego po kolei. To jak?
- Nie wierzę ci. Nie wierzę ci i nie uwierzę. Nawet gdybym odeszła, nie zostawiłbyś ich w spokoju.
- Masz rację, okłamałem cię. W takim razie zostaje jedynie rozwiązanie siłowe. - powiedział Adam i uśmiechnął się arogancko. W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Dzięki ci panie! Pukanie z każdą chwilą było coraz bardziej nerwowe. Gdy usłyszałam znajomy głos Finnicka, w duszy skakałam ze szczęścia.
- Eli, jesteś tam? - zapytał Finn.
- Finnick! Pomocy! - zaczęłam krzyczeć. Pomyślałam, że wszystko albo nic. Musiałam zaryzykować. Zaczęłam się modlić o to, że nie zamknęłam frontowych drzwi. Moje modlitwy chyba zostały wysłuchane! Finn wpadł do salonu. Było spore zamieszanie. Podbiegłam do Harrego i wtuliłam się w jego ciało. Objął mnie ramieniem i głaskał po głowie. Minęło kilka sekund, a Adam już unieruchomiony leżał na podłodze.
- Radzę ci się tu więcej nie pokazywać, jasne?! Teraz leć do swoich ludzi. Niech wiedzą jaki jestem łaskawy, oszczędzając twoje życie. - mówił Finnick. Spojrzałam na Adama, który wstając spojrzał na mnie.
- Jeszcze cię dorwę. Zapamiętaj to. - powiedział Adam na odchodne i wybiegł. Odkleiłam się od Hazzy i podeszłam do Finnicka.
- Dziękuję ci Finn. Dziękuję z całego serca. Gdyby nie ty, nie wiem co by się stało i wolę o tym nie myśleć.
- Nie masz za co dziękować. To mój obowiązek. - uśmiechnął się promiennie. - Chyba trzeba zacząć rozmawiać o tych treningach. GA nie próżnuje. Mogą zaatakować w każdej chwili.
- GA? - zapytałam.
- Gang Adama. Właśnie, rozmawiałaś z przyjaciółmi o treningach?
- Tak, rozmawiałam i wszyscy się zgodzili.
- I bardzo dobrze. Zrobimy tak, w przyszłym tygodniu spotkamy się w starym hangarze.
- Ok, tylko... jakim starym hangarze? Gdzie on jest?
- Przy Holborn Viaduct jest zamknięte już lotnisko. To lotnisko miało tylko jeden hangar, który teraz jest naszą ''siedzibą''. Wjazd jest otwarty więc nie będziecie mieli z tym problemu. Wyślę ci wiadomość o dniu i godzinie spotkania. Jeśli to możliwe to zabierz przyjaciół.
- Jasne, może zostaniesz na obiad?
- Nie dzięki. Muszę lecieć. Spotkamy się się w hangarze. Do zobaczenia. - uśmiechnął się.
- Cześć. -powiedziałam równo z chłopakami. Zamknęłam drzwi za Finnickiem i poszłam do kuchni, żeby się napić. Chłopcy poszli za mną i usiedli przy stole. Spojrzałam na nich spokojnie.
- To jak? Ugotować coś, czy może iść coś zamówić? - zapytałam.
- Chyba coś zamówimy. - powiedział Lou.
- Ok, to ja idę do Nandos, Niall pewnie będzie zadowolony jak wróci. Będę za pół godziny. - powiedziałam ubierając buty i kurtkę. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę restauracji.

                                                                      ***Oczami Harrego***
Gdy El wyszła z domu, od razu zamknąłem się w moim pokoju. Muszę poważnie pomyśleć o tym wszystkim. Siedziałem sam tylko kilka minut, bo moje rozmyślanie przerwał Louis.
- Stary, co ty taki przygnębiony. Zejdź do nas, obejrzymy coś.
- Nie, dzięki Lou. Wolę posiedzieć.
- Wyczuwał problem. No to teraz mów wujkowi co ci leży na wątrobie. - zaśmiał się przyjaciel.
- Czuję, że to nie jest dobry pomysł.
- No gadaj, od czego są w końcu przyjaciele. - po tych słowach westchnąłem lekko i zacząłem opowiadać.
- Lou, ja się boję. Boję się, że całą tą sytuacją z Suzanne, skrzywdzę Eli, a tego bym sobie nigdy w życiu nie wybaczył. Nie wiem co mam zrobić. - mówiłem ze łzami w oczach.
- Ta sprawa jest trudna to fakt. Musisz jednak wiedzieć, że jeśli teraz podejmiesz złą decyzję. Jeśli teraz popełnisz błąd, możesz zapłacić na prawdę wysoką cenę. Możesz ją stracić na zawsze, wszyscy możemy ją stracić.
- Wiem. Nie chcę jej skrzywdzić. Kocham ją najbardziej na świecie. Lou, co ja mam zrobić?! - łzy lały się po moich polikach.
- Jeśli z nią zostaniesz, będzie cierpiała widząc ciebie z Suzanne. Jeśli od niej odejdziesz, będzie cierpiała. No cóż, musisz podjąć jakąś decyzję. Ja ci w tym niestety nie pomogę. - powiedział Louis i wyszedł. Zostałem sam na sam ze swoimi myślami. Muszę sam zdecydować. Mijały minuty, a ja nadal nie miałem pojęcia co zrobić. Gdy El wróciła, podjąłem dycyzje. Nie wiem,  czy jest słuszna, ale nie przekonam się gdy nie spróbuję.
 
                                                                    ***Oczami Elizabeth***

Wróciłam z Nandos i położyłam jedzenie na stole. Po zjedzonym posiłku, poszłam do swojego pokoju i 
położyłam się na łóżku. Chciało mi się spać, ale nie mogłam zasnąć. Gdy tak odpoczywałam przyszedł do mnie Hazz.
- Cześć Eli. Musimy pogadać. - zaczął.
- Ale o czym? Coś się stało? - usiadłam po turecku, a chłopak zajął miejsce obok mnie.
- Tak.
- No to zamieniam się w słuch. - powiedziałam ostrożnie, gdy zauważyłam, że Styles płacze. Nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Eli, my nie możemy być już razem... - powiedział cicho. Przez chwilę miałam wrażenie, że się  przesłyszałam.
- Co?! - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Z nami koniec. Musimy zerwać.

                                                    KONIEC SEZONU PIERWSZEGO



-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Koniec sezonu! O matko, nie wierzę w to, że zaszłam tak daleko. Kocham was skarby i mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym rozdziałem ♥
Zapraszam do udziału w konkursie  ;**
Dziękuję wam za każdy komentarz i każde wyświetlenie. To na prawdę wiele dla mnie znaczy. Kocham was skarby
♥♥♥