sobota, 28 września 2013

My life is normal, very normal ♥

Muzyka: klik

- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Wojna się rozkręca, Adam wraca ze wsparciem... - opowiedział mi Finnick i wtedy padł pierwszy strzał. Finn automatycznie objął mnie ramieniem równocześnie wyciągając broń. Był gotowy na kolejne strzały, które jednak nie padły. Otworzyłam wcześniej szczelnie zaciśnięte oczy i spojrzałam tam, gdzie padł strzał. Zobaczyłam śmiejącego się Adama, a za nim była spora grupa ludzi mniej więcej w moim wieku. Było ich znacznie więcej niż nas i to mnie przerażało. Chciałam stamtąd uciec jak najdalej, ale nie mogłam. Nie chciałam stchórzyć, a nawet gdyby to i tak nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Wyprostowałam się powoli i spojrzałam w rozbawione oczy Adama. Obrzydzał mnie. Jego twarz, oczy i ten wredny śmiech. Mdliło mnie na jego widok. Obserwowałam każdy jego ruch ze skupieniem. Zaczął się zbliżać. Podszedł bliżej mnie, a serce waliło mi jak oszalałe, jakby podchodziło mi do gardła i zaraz miałabym je wypluć. 
- Eli, Eli, Eli. Chyba się pomyliłaś. - zaczął Adam.
- Chyba ty się pomyliłeś popaprańcu. - powiedziałam cicho. Z każdą chwilą miałam w sobie coraz więcej odwagi.
- O, udajesz odważną? Haha, jakoś mnie nie przekonujesz wiesz?
- Nie muszę cię przekonywać. Daj mi w końcu spokój. Nie widzisz do czego doprowadzasz? - mówiłam głośniej i wyraźniej.
- Widzę i czerpię z tego radość. A właśnie, a co ty tu robisz z tymi wywłokami? - zmienił temat.
- A co cię to interesuje?! - podniósł głos Jake. - Masz z tym jakiś problem?!
- Tak mam. Ona jest moja i zawsze będzie moja! - krzyknął ten świr Adam. Zaczęłam drżeć. Finnick chyba to zauważył, bo mocniej przytulił mnie do siebie. - Jak będzie trzeba to usunę każde kto mi stanie na drodze. A pierwszy w kolejce będzie ten twój Harry, a następny może... Louis? - Gdy usłyszałam te imiona wszystkie moje mięśnie napięły się.
- Nie masz się do nich zbliżać jasne?! Nawet nie wypowiadaj ich imion! Nie masz prawa! - zaczęłam krzyczeć i rzucać się. Finnick trzymał mnie abym nie rzuciła się na tego de*ila, ale na próżno. Wyrwałam się z uścisku i ruszyłam w stronę ''przeciwnika''. WR od razu pobiegli za mną i zatrzymali mnie zaledwie dwa metry od Adama. Trzymali mnie kurczowo, a ja nie przestawałam się szarpać do czasu, gdy ujrzałam broń wyciągniętą w moją stronę. 
- Eli! Uspokój się! On cię zabije! - krzyczał Finnick starając się mnie przekrzyczeć.
- Niech mnie zabije ku*wa! Od razu! Jestem gotowa! - zwróciłam się do Adama. - No strzelaj tchórzu! Strzelaj! - krzyczałam dalej wyciągając ręce na boki. Chciałam wtedy umrzeć. Nie zależało mi. Byleby tylko zostawił moich bliskich w spokoju. - No dajesz! 
- Nie miałem zamiaru cię zabijać skarbie, ale za to co powiedziałaś, pożałujesz. - ostatnie słowo prawie szeptał. Trochę się wystraszyłam, spojrzałam na Finnicka. Miał strasznie przerażone oczy . Mój wzrok wrócił na Adama, który wycelował swoją broń we mnie. Gdy usłyszałam strzał, zamknęłam oczy. Myślałam, że poczuję ból, ale myliłam się. Natychmiast je otworzyłam gdy tylko usłyszałam krzyk. Adam leżał na ziemi, a z dłoni ciekła mu krew. Co się właściwie stało?!
- Spierda*amy! Ruszaj się Finnick. - usłyszałam za sobą i w tym momencie Finn złapał mnie za nadgarstek i zaczęliśmy uciekać. Biegliśmy dosłownie chwilę. Gdy znaleźliśmy się obok dwóch czarnych samochodów, zostałam ''wpakowana'' na tylne siedzenia pierwszego, a z przodu siedzieli Finn i Jake. Reszta chyba wsiadła do drugiego auta. Z piskiem opon Finnick ruszył z miejsca. Pędziliśmy z niewyobrażalną prędkością, a do tego jeszcze ''genialny'' Finn wyciągnął telefon i gdzieś zaczął wydzwaniać. Po kilku próbach wreszcie ktoś odebrał.
- Ku*wa! Czemu nie odbieracie?!...Po to jest telefon, żeby można się było z wami skontaktować prawda?!...Dobra mniejsza o to. Mamy kłopoty. Jedźcie w naszą stronę, jesteśmy obok fabryki... tak własnie tam. Weźcie broń na wszelki wypadek i dodatkowy zapas...ku*wa, jadą za nami!...pospieszcie się! - krzyknął Finnick i rzucił telefon na tylne siedznie tuż obok mnie. Strasznie się bałam i byłam strasznie zdezorientowana. 
- Finn, idź do tyłu. Ja poprowadzę. - odezwał się Jake.
- No dobra, wiesz gdzie jechać?
- Tak wiem. - odpowiedział szybko. Finn puścił kierownicę i przyszedł do tyłu, a Jake zajął jego miejsce. Spojrzałam na ciemnowłosego i nie wiedziałam co mam powiedzieć. To wszystko działo się za szybko. Byłam skołowana.
- Matko, Eli ty się trzęsiesz. Posłuchaj mnie. Nie możesz się wychylać, najlepiej będzie gdy położysz się na siedzeniu. Nie mogą cię zobaczyć. Gdy tylko przyjedzie nasze wsparcie to ich zatrzymają i będziesz bezpieczna. Spokojnie, nie denerwuj się. - wsłuchałam się w słowa Finnicka i kiwnęłam twierdząco głową. - A teraz się uśmiechnij. Z uśmiechem ci do twarzy. - powiedział chwilę potem uśmiechając się ciepło. Odpowiedziałam mu tym samym i spojrzałam do tyłu. Myślałam, że zobaczę czarny samochód, którym jechała reszta chłopaków, ale niestety. Jechał za nami jakieś niebieskie audi. Za kierownicą siedział jakiś mięśniak a na miejscu pasażera siedział Adam. Spojrzałam na Finnicka.
- Finn?
- Tak?
- A tak w ogóle to co się stało? Wtedy na polanie?
- Adam celował w ciebie, ale w ostatniej chwili Mick strzelił mu w dłoń, w której trzymał broń. Wtedy uciekliśmy. - przyglądałam się jego piwnym oczom i stwierdziłam, że on nie może zrobić mi krzywdy. Ma w sobie wiele miłości. Jechaliśmy w ciszy jakieś 2 minuty, a potem znowu posypały się strzały. Finnick zaczął się uśmiechać.
- Czy ciebie bawi fakt, że możemy zginąć?! - zapytałam głośno.
- Skarbie, dla mnie to codzienność. A po drugie to nasi przyjechali. - zaśmiał się Finn.
- Reszta z WR? To dobrze. Nawet bardzo dobrze. - powiedziałam szybko i spojrzałam w jakim kierunku jedziemy. 
- Najpierw podjedziemy do nas do domu, zmienimy samochód, a potem odwieziemy cię do domu ok? - odezwał się Jake. Kiwnęłam twierdząco głową i obserwowałam drogę. Nikt już za nami nie jechał. Strzały już dawno ucichły. Tylko dlaczego wciąż czuję ten dziwny niepokój w sobie? Zatrzymaliśmy się pod brązowo-kremowym budynkiem. Skąd ja znam to miejsce? Rozejrzałam się w okół i już od razu odpowiedziałam sobie na to pytanie.
- Mieszkacie tu? - zapytałam cicho.
- Tak, od niedawna. A co?
- No bo ja mieszkam tam. - wskazałam palcem na dom po prawej stronie. 
- Serio? Nie kłamiesz?
- Proszę cię. Po co mam kłamać? Tak mieszkam tu od jakiegoś czasu. Pewne wydarzenie zmieniło moje życie i moi przyjaciele przyjęli mnie do siebie. Mieszkam tu chyba ze 4 miesiące. Nawet nie liczę.
- To genialnie, że to mieszkasz. Mamy do ciebie blisko, więc w każdej chwili możemy u ciebie być.
- No właśnie. To ja lecę już do domu. 
- Spokojnie, odprowadzę cię. - odpowiedział Finn i ruszył  w stronę mojego domu. Posłusznie poszłam za nim i po chwili stałam na znanej mi wycieraczce. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. 
- Zapraszam. - rzekłam uroczyście wpuszczając niedawno poznanego mi chłopaka. 
- Nie, dzięki ja muszę lecieć. Tylko podaj mi swój numer to się z tobą skontaktuję w sprawie pierwszego spotkania. Musimy omówić wszystkie szczegóły. Najlepiej będzie wtedy gdy twoi przyjaciele też wezmą udział. Bądź co bądź to im też grozi niebezpieczeństwo. Porozmawiaj z nimi o tym. - powiedział Finn podając mi swoją komórkę. Zręcznie wpisałam swój numer i pożegnałam się z chłopakiem. Zamknęłam drzwi i wchodząc w głąb domu usłyszałam rozmowy.
- Wróciłam! - krzyknęłam ściągając buty w holu. Niemal kilka sekund później byłam w ramionach moje chłopaka. 
- Matko, jak ja się bałem. Nic ci nie jest? Co oni od ciebie chcieli? - Hazza zasypywał mnie pytaniami. 
- Kochanie spokojnie. Nie denerwuj się. Jutro ci wszystko wyjaśnię. Na dzisiaj dość wrażeń. - uspokajałam chłopaka przytulając go mocno. Wtedy ze schodów zbiegł zapłakany Liam. Oderwałam się od Harrego i podeszłam do przyjaciela, który skulił się na podłodze i zanosił się płaczem.
- Daddy, co się stało? Czemu płaczesz? - zapytałam z troską przytulając chłopaka. 
- Danielle miała wypadek! - wykrzyczał przez łzy.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
No i wreszcie 19 rozdział!
Jak wam się podoba? Moim zdaniem w ogóle mi nie wyszedł, ale opinię pozostawiam wam.
Wybaczcie, że tak długo mnie nie było. Szkoła, nauka i jeszcze do tego wycieczka. Wybaczcie jeszcze, że nie odpisałam na wasze komentarze. Chciałabym abyście wiedzieli, że czytam każdy i kocham wasze komentarze ♥
Jesteście wspaniali. Ilość wyświetleń sprawia, że robi mi się słabo. Kocham was bardzo skarby ♥
Z góry dzięki za każdy komentarz ♥
5 komentarzy = następny rozdział
Pozdrawiam was serdecznie
♥♥♥

poniedziałek, 16 września 2013

Nowi bohaterowie!


Przepraszam was skarby, ale pod ostatnim rozdziałem zapomniałam dodać nowych bohaterów, tak więc dodaję teraz  :)



 <--- Finnick (Finn) Odair, 23 lata. Był chłopakiem Pauli, która została brutalnie zamordowana przez Adama, dlatego teraz planuje zemstę. Zachowuje się jak typowy bad boy, ale jest bardzo wrażliwy i przyjacielski w środku. Uwielbia jeść i jest uzależniony od papierosów. W wieku 14 lat perfekcyjnie posługiwał się bronią, ponieważ mieszkał w niebezpiecznej dzielnicy. Jego rodzice i młodsza siostra zginęli podczas ''wojny gangów''. W następnych rozdziałach będzie chronił Elizabeth przed Adamem razem z resztą gangu WR, w którym jest tymczasowo ''szefem''




<------Jake Evans, 22 lata. Jest członkiem gangu WR i najlepszym przyjacielem Finnicka. Jego rodzice mieszkają w Holmes Chapel. Kiedyś być dilerem, ale Finn pomógł mu się z tego wyplątać. Uwielbia adrenalinę i zna sztuki walki. Jego miłością są motory i bierze udział w nielegalnych wyścigach po mieście. Nie lubi poznawać innych i nie otwiera się przed nowo poznanymi ludźmi. Każdy jego tatuaż został wykonany przez Micka oraz oznacza ważne wydarzenie w jego życiu.

Mick Khan, 20 lat. Jest najmłodszym członkiem gangu WR. Ma ok. 24 tatuaży, które sam sobie zrobił. Kiedyś był przyjacielem Adama, ale wystawił go, aby dołączyć do WR. Razem z Jakem bierze udział w nielegalnych wyścigach. Jest bardzo sentymentalny i uczuciowy, ale ukrywa to. Lubi głośną muzykę i szalone imprezy. -------------------------->                                                                  


<------ David (Dave) Carter i Oz Carter 21 i 23 lata. Są rodzeństwem i kuzynostwem Finnicka. Są bardzo szaleni i otwarci na ludzi. Ich specjalnością jest samoobrona, której nauczyli się w dzieciństwie. Ich rodzice, młodsza siostra i starszy brat mieszkają pod Londynem jednak nie mają ze sobą kontaktu ze względu na niebezpieczną ''pracę''. Bardzo martwią się o swoją rodzinę i chcą ją chronić za wszelką cenę.


***
To by było na tyle. Więcej dowiecie się w następnych rozdziałach ;*
Kocham was skarby ;3
♥♥♥



niedziela, 15 września 2013

Everybody lives, and everybody dies ♥

Muzyka: Włącz (jeśli się skończy to włącznie jeszcze raz)

W tym momencie usłyszałem huk, a raczej strzał. Spojrzałem na Eli przerażonymi oczami. Nie mogłem w to uwierzyć. Cała seria strzałów przeleciała nam nad głową. Otuliłem Eli swoim ciałem i starałem się jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Nie wiedziałem co się dzieje. To wszystko działo się za szybko. Po kilku sekundach zorientowałem się, że nikt w nas nie celuje. Zauważyłem, że przed nami stała grupka ludzi mniej więcej w moim wieku, za nami taka sama sytuacja. Strzelali do siebie nawzajem. To wszystko przypominało scenę akcji w jakimś filmie. Zaciągnąłem Eli w krzaki (bez skojarzeń XD)i czekaliśmy na dalszy przebieg ''walki''.
                                                       ***Oczami Elizabeth***
Przyglądałam się tej sytuacji bardzo uważnie, starając się rozpoznać jakąś znajomą twarz. Zobaczyłam Jego. Matko, skąd on się tu wziął?!
- Harry? - zaczęłam.
- Tak?
- On tu jest...
- Ale kto?
- Adam... - powiedziałam ledwie słyszalnie. Wielka gula stawała mi w gardle gdy tylko miałam wymówić to imię. Poczułam jak mięśnie Harrego spinają się, chyba się zdenerwował. Strzelanina trwała najwyżej 2 minuty. Zobaczyłam, że Adam ze swoimi kolegami wycofują się. Gdy odeszli, postanowiłam wyjść z ukrycia. Wyszłam z krzaków i ruszyłam w stronę ''przeciwników'' Adama.
- Co to do cholery było?! - krzyknęłam w ich stronę.
- Sorka, nie możemy gadać. - odezwał się ciemnowłosy chłopak.
- Ale chyba jakieś wyjaśnienia się należą co?! - krzyknęłam głośniej. Harry szepnął mi do ucha, żebyśmy już odeszli, ale ja potrzebowałam wyjaśnień. - Dlaczego strzeliście do Adama?
- Skąd ty go znasz?! Słuchaj, wyjaśniłbym ci wszystko, ale nie mam czasu. Muszę szukać niejakiej Elizabeth Sullivan. Musimy mieć na nią oko. - odpowiedział chłopak. Chyba był ''dowódcą stada''.
- Skąd ją znacie, dlaczego jej szukacie?! - zaniepokoiłam się.
- Z twojego zachowania wnioskuję, że ją znasz. Masz jakieś jej namiary?
- Znam ją bardzo dobrze, ale dlaczego jej szukacie?! - krzyknęłam starając się wyciągnąć jak najwięcej informacji.
- Adam na nią poluje, a ja nie mogę do tego dopuścić. - odpowiedział szybko. - To może opiszesz mi wygląd tej Elizabeth?
- Nie muszę. Ona stoi przed tobą. - powiedziałam wyciągając dłoń w kierunku chłopaka. - Elizabeth Sullivan. Dla przyjaciół Eli. - Cała grupka spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Skąd mamy wiedzieć czy nas nie okłamujesz? - odezwał się chłopak z kruczoczarnymi włosami.
- Mick, spokojnie. Sądzę, że można jej zaufać.
- Ale Finn, ona może równie dobrze nas okłamywać. - powiedział się Mick.
- To wtedy będzie moja wina. Dopóki James nie wróci ja jestem szefem i musimy jej zaufać. Nawet jeśli nie jest Elizabeth to ma z nią jakiś kontakt, a to już jest coś.
- Ja jestem Elizabeth! - krzyknęłam wkurzona. - Nie wiem jak mam wam to udowodnić.
- Nie denerwuj się złotko. Ja ci wierzę. Skoro jesteś Elizabeth to należy ci się wyjaśnienie tej całej sytuacji. Tak więc, chodź. - usłyszałam z ust Finnicka. On chyba zwariował. Jak myśli, że pójdę gdzieś z piątką obcych, uzbrojonych chłopaków w niewiadome miejsce to się grubo myli.
- Ja nigdzie nie idę. Nie ufam wam. - powiedziałam patrząc prosto w oczy ciemnowłosego.
- Spójrz na to z innej strony. Gdybyśmy chcieli cię zabić, to nie bronilibyśmy was i już dawno bylibyście martwi. Nas jest pięciu a wy jesteście we dwoje. Mamy nad wami przewagę, a jakbym chciał ci coś zrobić to dawno bym to zrobił. Chyba bym się ciebie nie pytał czy mogę cie porwać, zastrzelić czy zgwałcić co nie? Chyba zrobiłbym to jak najszybciej i nie pozwoliłbym abyś usłyszała nasze imiona i mogła przyjrzeć się twarzom. Pomyśl nad tym. - coś w tym było, że zaufałam mu.  Może nie do końca, ale trochę zaufałam. Miałam wątpliwości, ale poszłam na kompromis.
- Może jednak wytłumaczycie mi to wszystko tutaj? Wolę być ostrożna. Proszę. - powiedziałam spokojnie. Nim zdążyli odpowiedzieć zadzwonił telefon Harrego.
- Tak?... nie ważne...mhm...jasne...przekaż mu, że zaraz będę...ok...no to cześć - odpowiadał Styles do słuchawki. - Może dokończycie tę rozmowę kiedy indziej. Musimy spadać. John chce mi coś powiedzieć. Podobno to bardzo ważne.
- John chce coś powiedzieć tobie, a mi nie. Ja zostaję. Chcę to wszystko zrozumieć. - odparłam patrząc prosto w jego zielone oczy. Widziałam w nich przerażenie.
- Nie. Idziesz ze mną. - powiedział szybko.
- Spokojnie, nic mi się nie stanie. Przysięgam. Idź i spotkamy się w domu. - stanęłam na palcach i pocałowałam loczka w policzek i zaczęłam go wyganiać, po kilku minutach namawiania, zgodził się iść. Nie wiem jakim cudem, ale czułam się bezpiecznie z tymi chłopakami.
- Zaczniemy może od przedstawienia się. Ja jestem Finnick. - zaczął pokazywać kolejno na każdego z bandy. - To jest Mick, tamten to Jake, a ci dwaj to Oz i David. Oprócz nas jest jeszcze jakoś 22 członków naszej bandy. My tu zgromadzeni, cała nasza piątka, mieszkamy razem. Mówią na nas WR.
- Dlaczego? - zapytałam ciekawa.
- A to już nie twoja sprawa. Dowiesz się w swoim czasie. - spławił mnie .
- No ok, ale możecie mi to wszystko łaskawie wytłumaczyć? - niecierpliwiłam się i usiadłam na trawie. Chłopcy postąpili tak samo.
- Zacznę od tego, że Adam kiedyś poznał pewną dziewczynę. Miała na imię Paula. - zaczął Finn. - On się w niej zakochał, ale Paula nie odwzajemniała tego uczucia. Wtedy się zaczęło. Groził jej, że ją zabije, że zabije jej przyjaciół i rodzinę. Najpierw ona to ignorowała, myślała, że Adam tylko żartuje, ale to nie były żarty. Było jeszcze gorzej gdy poznała mnie. Zakochaliśmy się w sobie i byliśmy na prawdę szczęśliwi do tego feralnego dnia. Adam ją porwał razem ze swoimi koleżkami. Powinnaś znać tą historię co jej robił. - opowiadał  łamiącym się głosem. Był bliski płaczu.
- Tak znam. - potwierdziłam cicho.
- No właśnie, a na samym końcu ją zabił. To co wtedy przeżywałem i co przeżywam do teraz jest prze potworne. Nie życzę takiego uczucia nikomu. Wtedy skrzyknąłem swoich kumpli i ''kontrolujemy'' Adama. Nie mogę pozwolić aby skrzywdził kogokolwiek innego. Muszę się zemścić na Adamie. Od śmierci Pauli prowadzimy wojnę. Nie wiem dlaczego, ale Adamowi strasznie na tobie zależy. Z tego co słyszałem oczywiście, bo nigdy cię nie widziałem, ale doszły mnie słuchy, że on cię szuka. Nasz ''szef'' James jest w więzieniu przez tego dupka. Wyjdzie dopiero w przyszłym roku tak więc ja go zastępuję i... zdecydowałem, że będziemy cię chronić. Oczywiście jeśli chcesz. Nic na siłę.
- Ale jak to będzie wyglądać? - zapytałam cicho.
- Zaczniemy od tego, że za każdym razem gdy gdzieś wyjdziesz i zobaczysz coś niepokojącego masz do mnie natychmiastowo dzwonić. Podam ci swój numer. Dalej, najlepiej będzie gdy nie będziesz wychodziła nigdzie i nie zostawała w domu sama. Kolejną sprawą jest samoobrona. Musisz wiedzieć jak się bronić. Codziennie będę zabierał cię na treningi walki wręcz oraz nauczę cię obsługiwać się bronią. Gdy już będziesz odpowiednio wyszkolona dostaniesz własną spluwę i masz ją wszędzie ze sobą nosić. Ok, to było tak w skrócie. Możliwe, że dojdą jeszcze inne podpunkty, ale to będę cię informować na bieżąco. A właśnie, jeśli zgodzisz się na to abyśmy cię chronili musisz być przygotowana na reakcję Adama. On nas nienawidzi i na pewno wścieknie się jeszcze bardziej gdy się dowie, że współpracujesz z nami. I musisz być przygotowana na to, że prędzej czy później będziesz musiała użyć swojej broni, tak więc nie możesz wymięknąć w razie zagrożenia. Jaka jest twoja decyzja? - zapytał Finn. Siedziałam chwilę w szoku. Jeszcze nie dawno moje życie było normalne, a teraz? Musiałam się zdecydować jak najszybciej.
- A co jeśli ktoś zginie przeze mnie? Nie wybaczyłabym sobie tego. - szepnęłam.
- Skarbie, Adam i jego kumple zasługują na śmierć, a jeśli chodzi o nas... to my wiemy co robimy. Poradzimy sobie. O nas się nie martw. To jak? - zapytał Finnick patrząc mi w oczy. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Bałam się jak cholera.
- Zgadzam się. - powiedziałam cicho jakby do siebie. Wiem, że to co powiedziałam było samolubne i nie wiem co mnie podkusiło, żeby się zgodzić. Poszłam na żywioł. Finn uśmiechnął się szeroko.
- Przysięgam, że zrobię wszystko, żeby nic ci się nie stało. Chodź, odwieziemy cię do domu. - powiedział wesoło Finnick i pomógł mi wstać. W tym momencie zadzwonił telefon. Finn sięgnął po niego do kieszeni. Nacisnął zieloną słuchawkę, a ja przysłuchałam się jego słowom.
- Tak?...Matko...serio?!...nie to nie możliwe...mieliście ich pilnować do cholery jasnej!... CO?!...dopiero teraz mi to mówisz...nie no ku*wa chłopie ogarnij się!... mhm...dobra kończę i wytłumaczysz mi to wszystko u nas, widzimy się za 5 minut w bazie jasne?! To dotyczy wszystkich! - krzyczał do telefonu. Jego oczy zaszły dziwną mgłą. Był strasznie wkurzony.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Wojna się rozkręca, Adam wraca ze wsparciem... - opowiedział mi Finnick i wtedy padł pierwszy strzał...

---------------------------------------------------------------------------
Wreszcie 18 rozdział! Przepraszam za moją długą nieobecność. Wiem, że długo czekaliście, ale nie miałam weny. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Następne rozdziały będę częściej. Przepraszam jeszcze raz i dziękuję za wasze wsparcie. Kocham was moje kotyy ♥
+OMG! 5000 wyświetleń! Dziękuję wam z całego serducha ;**
Moje marzenie się spełniło ;3
Dziękuję za każdy komentarz
♥♥♥

sobota, 7 września 2013

Decyzja zapadła...

Tak, więc prędzej czy później będę musiała wam to powiedzieć. Tak więc to koniec...
Nigdy więcej nie pomyślę o usunięciu bloga. Koniec z tym całym wmawianiem sobie, że tak będzie lepiej. Tak będzie gorzej. Nie mogę się poddać i usunąć bloga, bo to nic nie da, a potem będę żałowała. Tak więc w najbliższym czasie spodziewajcie się następnego rozdziału ;*
♥♥♥

poniedziałek, 2 września 2013

Bardzo ważne ogłoszenie!!!

Tak więc, zacznę od tego, że pisanie tego ogłoszenia sprawia mi niewiarygodną trudność. Głównie przez łzy, które bezustannie spływają po moim policzku. Czuję się z tym strasznie, okropnie. Miałam nadzieję, że to się nigdy nie stanie, ale chyba się myliłam. Zastanawiam się nad usunięciem bloga...
To dla mnie strasznie trudne, bo blog, pisanie dla was, to wszystko jest spełnieniem moich najskrytszych marzeń, ale niestety... szkoła. Muszę mieć świadectwo z paskiem, aby wyjechać w przyszłym roku tak więc, będę musiała trochę się postarać i zacząć uczyć. Wczoraj wieczorem, przed snem myślałam o tym. Wiem, że was zawiodłam... przepraszam...
Moja koleżanka podpowiedziała mi, że mogę pisać w weekendy, wolne dni, albo po trochu w ciągu tygodnia. Wtedy rozdziały byłyby zdecydowanie rzadziej, ale jednak by były. Nie mam pojęcia co zrobić. Czuję się strasznie, to strasznie boli. Tworzyłam ten blog od zera, od niczego. Osiągnęłam na prawdę dużo jak dla mnie. Jestem prze szczęśliwa, że mogłam się z wami podzielić moimi wypocinami, spełniłyście moje marzenia i wspierałyście mnie do końca, który prawdopodobnie nadejdzie niebawem. Ostateczną decyzję ogłoszę w nowym poście. Muszę jeszcze nad tym pomyśleć. W każdym razie... dziękuję za wasz czas, który poświęciłyście na czytanie mojego opowiadania, dziękuję za wspaniałe komentarze, dziękuję za każde nowe wyświetlenie, za każdego nowego obserwatora. Nie mam pojęcia co jeszcze napisać, a moja klawiatura jest cała mokra od łez, więc na tym kończę. Dziękuję za to, że byłyście. Po prostu dziękuję...
Kocham was skarby...
Na zawsze wasza
Coffee
♥♥♥

niedziela, 1 września 2013

Do you really want me dead? ♥

- Oj, to nie dobrze... - na te słowa zaczął mnie boleć brzuch. - Bo widzisz, wasz związek nie może wyjść na jaw...
- A to niby dlaczego? - poruszył się Harry.
- Ponieważ... jakby to powiedzieć... Elizabeth, nie jest dla ciebie wystarczająco dobra.
- Co?! - krzyknął Hazza.
- Po pierwsze jest za młoda, powinieneś mieć straszą od siebie partnerkę, tak jak mówiłeś w wywiadach: ''Kręcą cię starsze kobiety''. Po drugie ona jest nikim. Nie jest ani piosenkarką, ani tancerką ani modelką. Nie jest sławna. Jest po prostu nikim. A ty jesteś Harry Styles, nie możesz mieć byle jakiej wieśniaczki z ulicy- to zabolało. Łzy zaczęły napływać mi do oczu.
- Nie masz prawa tak o niej mówić! To ty jesteś nikim! To, że nie jest sławna nic nie oznacza! Jest wspaniałym człowiekiem, a ty nie jesteś nawet wart, aby na ciebie patrzyła. - krzyczał Styles, a po chwili przyłączyli się inni no i zaczęła się kłótnia. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Jakiś czas trwał zupełny harmider. Potem John uderzył pięścią w stół.
- Koniec tego! Jestem waszym szefem! Macie mnie słuchać! - wszyscy trochę się uspokoili. - Od dziś kontroluję wasze związki. Jasne? Liam jest dalej z Danielle, Niall z Emilie, a ty Harry nie możesz być z Eli. Przecież jesteś tym kobieciarzem w zespole. Musisz mieć jakąś ładną sztukę, najlepiej modelkę. Co powiesz na... Suzanne Royal?
- Nigdy w życiu! Nigdy nie będę udawał związku, nigdy nie będę okłamywał fanów. Kocham Eli i chcę to powiedzieć całemu światu. Nie będę krzywdził osoby, którą kocham tylko dlatego, że ty sobie tego zażyczysz.
- Harry, musisz się do tego zastosować. - powiedział John donośnym tonem.
- Nienawidzę cię!!! - krzyknął Styles i wyszedł. Wstałam i pobiegłam za nim. Zatrzymałam go przed windą i mocno przytuliłam.
- Harry, proszę. Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. - uspokajałam go, ale łzy zaczęły mi spływać po policzku. - Będzie dobrze, zobaczysz.
- Nic nie będzie dobrze. Nie pozwolę na to wszystko. Nie będę niczego udawał.
- Hazz, posłuchaj mnie. Musisz. Musisz to zrobić. Tak długo pracowaliście na sukces,na sławę, nie możesz tego zaprzepaścić przeze mnie. Będzie dobrze. Kontrakt się skończy i nie będziesz musiał udawać. Poczekam ten czas. - tłumaczyłam mu coraz mocniej płacząc. On też nie mógł powstrzymać łez.
- Nie zrobię tego Eli. Nie mogę cię skrzywdzić.
- Ja sobie poradzę. Nie myśl o mnie, spełniaj marzenia...
- Zrozum, nie zrobię tego. Nie mógłbym ci tego zrobić.
- Teraz Harry, najważniejsze jest to abyś spełniał marzenia. Nie możesz od tak wszystko zniszczyć. Widzisz, gdyby mnie z wami nie było, nie musiałbyś teraz udawać. Nie musiałbyś cierpieć i nie musiałbyś okłamywać fanów.
- Przestań wracać do tego tematu. To jest zamknięty rozdział. Bez względu na wszystko, nie będę ukrywał miłości i do tego udawał, że kocham jakąś wypindrzoną modeleczkę.
- Harry, ku*wa czy ty czegoś nie rozumiesz? Musisz, inaczej nie będzie już One Direction. Zawiedziesz swoje fanki, directioners. Tego chyba nie chcesz?
- Nie chcę... - przyznał Harry.
- No właśnie, a ja sobie poradzę. Kocham cię i rozumiem tę sytuację. Poradzimy sobie. Zobaczysz, będzie dobrze... - pocieszałam go. Loczek spojrzał w moje oczy i przytulił mnie mocno. Chciałam aby ten moment nie miał końca, ale musieliśmy wrócić do chłopaków i tego całego Johna. Nie cierpię go, wręcz nienawidzę. Odkleiłam się od Harrego i chwyciłam go za rękę. - Chodź, musimy do nich dołączyć. - Harry pokornie podążył za mną. Weszliśmy do pokoju i zajęliśmy swoje miejsca. Szturchnęłam Hazzę łokciem, żeby zaczął mówić, ale nie chciał wydusić z siebie ani słowa. Postanowiłam, że przejmę inicjatywę.
- Harry, by chciał powiedzieć, że nie ma nic przeciwko twoim... zamiarom. - powiedziałam i z wymuszonym uśmiechem spojrzałam na Hazzę.
- Ale... - zaczął Harry.
- NIE MA NIC PRZECIWKO... - powtórzyłam głośno, podkreślając każde słowo. Spojrzałam na mojego chłopaka i posłałam mu wymowne spojrzenie, żeby po prostu się zamknął.
- To świetnie, tak więc. Jutro wyślę ci adres Suzanne i macie o 20:00 randkę. Zabierasz ją do restauracji, a potem może... zostanie u ciebie na noc, albo ty u niej. Musi o was szumieć. - powiedział John. Zaczęłam sobie wyobrażać to, że Harry, osoba, którą kocham najbardziej na świecie, będzie musiał łazić z jakąś modelką i okazywać jej miłość. Czuję się z tym strasznie, ale staram się tego nie okazywać. Muszę wspierać Harrego.
- Dlaczego im to robisz? - zapytał Louis. - Przecież oni chcą być szczęśliwi, kochają się, nie chcą tego ukrywać. Chcesz to wszystko zniszczyć? Tylko dla forsy i sławy? Myślisz, że to jest ważniejsze?
- Louis, po prostu dbam o waszą reputację. Bardzo źle wpłynąłby na zespół fakt iż kobieciarz, Harry Styles jest z pierwszą lepszą dziewczyną. Powinien mieć coś więcej. To musi być związek, o którym wszyscy cały czas mówią. Eli jest nikim, zerem. Nie ma nic do zaoferowania. - odpowiedział John. On jest tak podły, że aż brak mi słów.
- Nie masz rodziny prawda? - zapytałam.
- Nie, nie mam. - odpowiedział szybko. - Miałem żonę, ale rozwiodła się ze mną, ale to nie powinno cię interesować.
- Nie dziwię się jej. - powiedziałam.
- Że co proszę?
- Nie dziwię się, że cię zostawiła. Jakbym była na jej miejscu również odeszłabym i to jak najprędzej. Nie jesteś człowiekiem. Nie wiesz co to jest miłość, ty nie masz uczuć, emocji. Jedyne co ty kochasz to pieniądze, ale pieniądze szczęścia nie dają.
- Nie pozwolę, żeby jakaś gówniara prawiła mi kazania! - podniósł głos wstając z fotela.
- Haha. - zaśmiałam się ironicznie i wstałam z fotela.- Zabolało co? Zabolała cię prawda? Ty dobrze wiesz, że źle robisz, ale jesteś zbyt dumny, żeby to okazać. Chciałabym, żebyś wiedział, że w moich oczach jesteś nikim. Nie chciałabym mieć takiego męża, ojca, brata. Nie chciałabym mieć z taką osobą nic wspólnego. Może i masz pieniądze, dobrą pracę, ale jesteś zerem. Zawsze będziesz zerem. - wyznałam mu prawdę. Nie mogłam w sobie tego dusić. Chciałam, żeby wiedział co o nim sądzę. Spojrzałam w jego oczy, z których kipiała złość. Wiedziałam, że chce mnie uderzyć. - No dajesz, uderz mnie. Wiem, że tego chcesz. No proszę, uderz. - powiedziałam nadstawiając policzek. Poczułam jak ktoś trzymając mnie za nadgarstek daje mi znak, że mam skończyć. Wyrwałam dłoń z objęcia i podeszłam do niego bliżej. - No proszę. Czekam. O, jejku, stchórzyłeś? Może się hamujesz, a może jeszcze bardziej mnie nienawidzisz, bo ci się postawiłam? Nie jestem i nigdy nie będę potulną owieczką, więc nie będzie ze mną tak łatwo. Nie dam ci się zastraszyć. Po tym wszystkim co zrobiłeś, nigdy cię nie będę szanowała. Teraz najchętniej oplułabym ci twarz, ale szkoda mi śliny na taką wywłokę. To chyba na tyle. Do zobaczenia za dwa tygodnie. - uśmiechnęłam się sztucznie i opuściłam pokój. John ruszył za mną i po moim wyjściu zamknął za mną drzwi. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej w dół. Zaczęłam płakać. Mijały kolejne minuty, a ja zaczęłam zanosić się łzami. Nagle poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Podniosłam głowę, którą wcześniej ukryłam w dłoniach. To była Perrie. Usiadła obok mnie i bez słowa objęła.
- Skąd ty się tu wzięłaś? - zapytałam pociągając nosem.
- No wiesz, Liam powiedział Dan, że jedziecie do Modest. Danielle chciała jechać z wami, ale ma występ wieczorem i musiała być na próbie, w takim razie poprosiła mnie, żeby do was pojechała i dowiedziała się o co chodziło. Już spokojnie, nie płacz. Co się stało?
- Jest ten nowy szef nie? No, on nazywa się John i jest okropnym dupkiem. Powiedział, że związek mój i Harrego nie może wyjść na jaw, bo jestem zwykłą byle jaką wieśniaczką i kazał Harremu udawać, że kocha Suzanne Royal, no wiesz, tę modelkę. Czuję się strasznie. To wszystko mnie przerasta.- opowiadałam Pezz przytulając ją.
- Jaki dupek! Zabiłabym go gołymi rękami gdybym mogła. Nie cierpię takich ludzi. Powiedziałaś Harremu jak się z tym czujesz?
- Nie, bo on chciał się sprzeciwić temu wszystkiemu, ale to oznaczałoby koniec One Direction, a ja nie mogę na to pozwolić. Muszę być silna i ukrywać to w sobie.
- Jesteś wspaniałym człowiekiem, ale długo tak nie pociągniesz.
- Dwa lata wystarczą. - oznajmiłam. Spojrzałam na Perrie, a ona przytuliła mnie jeszcze raz. W jej ramionach czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że będzie mi bardzo bliska. Łzy znowu zaczęły cieknąć mi po policzku. Nagle zobaczyłam, że klamka w drzwiach się porusza. Wstałam razem z Pezz i spojrzałyśmy na chłopaków, którzy wychodzili z pokoju. Cała piątka była przygnębiona, a Harry był cały zapłakany. Spojrzał na mnie. Chyba było widać jak bardzo płakałam. Podszedł do mnie i przytulił do siebie.
- Przepraszam cię... tak bardzo przepraszam. - powtarzał Harry płacząc coraz bardziej. Na jego słowa wybuchnęłam gorzkim płaczem. Jego koszulka była cała mokra od moich słonych łez.
- Dlaczego ludzie są tacy podli? - zapytałam cicho.
- Nie wiem tego Eli, nie wiem... - odpowiedział mi Styles wypuszczając z objęć. Złapał mnie delikatnie za policzki i patrzym mi w oczy. - Przepraszam, że cię krzywdzę, przepraszam za wszystko, za to co będziesz musiała wycierpieć. Przepraszam. - powiedział Harry, a po chwili wybiegł gdzieś. Pobiegł do windy i wybiegł z budynku. Bez chwili namysłu pobiegłam za nim. Nie interesowało mnie to, że ludzie nas zobaczą, bo Directioners nie są głupie. I tak zauważą, że coś jest nie tak. Najpierw Harry wybiegający z Modestu cały zapłakany, a ja również zapłakana biegnąca za nim, a potem nagle bum! i Hazza jest z Suzanne. Powinny wyczuć, że coś jest nie tak. Wolałabym, aby znały prawdę. Sama na ich miejscu chciałabym znać prawdę. Biegłam za Stylesem jakieś pięć minut i zaczęłam opadać z sił. Zaczęłam go wołać, ale on nie reagował. Wtedy Harry wbiegł do lasu. Po cholerę on biegnie do lasu?! Biegłam za chłopakiem w nieznanym mi kierunku. Nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, ale serce kazało biec. Po kilku sekundach Harry zatrzymał się. Stanęłam za nim i rozejrzałam się. Ujrzałam przepiękną polanę. Była dość mała, ale wszędzie roiło się od pszczół, które zbierały nektar z cudownych kwiatów. To miejsce było jak z bajki. Podeszłam do Hazzy i delikatnie dotknęłam jego ramienia.
- Kochanie, wszystko w porządku? - zapytałam niepewnie. Harry w odpowiedzi odwrócił się i spojrzał w moje zaczerwienione oczy. Jego oczy z resztą nie były lepsze. Wpatrywał się we mnie jakiś czas. Potem złączyłam nasze usta namiętnym pocałunkiem. Hazz najpierw trochę się zdziwił, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. To był jeden z najlepszych pocałunków w moim życiu. Był pełen miłości, był taki jakby za chwilę miał być koniec świata. Jakby był ostatni. Nie odrywając ust od ust Harrego, poczułam, że łzy spływają mi po policzku. Cholera, tylko nie teraz! Nie mogę być taka miękka. Harremu jest ciężko i muszę go wspierać, a nie się rozklejać! Zaciskałam powieki, żeby żadna kropla więcej nie wypłynęła, ale nie dała rady. Hazz chyba to poczuł, bo przerwał nasz pocałunek i spojrzał mi w oczy. Zaczęłam się zatracać w tej pięknej zieleni. Moja głowa zaczęła odtrącać wszelkie myśli. Całkowicie oddałam się chwili.
                                                        ***Oczami Harrego***
Patrzyłem w jej piękne oczy, które zachodziły łzami. To przeze mnie. Przeze mnie Eli płacze. Nie mogę na to pozwolić, jest na to za dobra. Za dużo w życiu wypłakała łez i za dużo wycierpiała. Jest wspaniałym człowiekiem, nie powinna cierpieć. Najchętniej teraz zabrałbym ją do domu i nikogo nie wpuszczał. Bylibyśmy sami i mógłbym ją chronić. Jest moją małą księżniczką i będę ją chronił całym sobą. Nikt więcej jej nie skrzywdzi. Co ja pie*dolę, przecież sam ją krzywdzę. Delikatnie ująłem jej twarz i kciukiem starłem łzy.
- Nie możesz przeze mnie płakać. W ogóle nie możesz płakać jasne? Nie możesz... - powiedziałem delikatnie przytulając jej ciało, jakby było z porcelany i zaraz miało się rozlecieć.
- Ciemne... - usłyszałem w odpowiedzi. Uśmiechnąłem się przez łzy. - Kocham cię... - wyszeptała Eli. W tym momencie usłyszałem huk, a raczej strzał. Spojrzałem na Eli przerażonymi oczami. Nie mogłem w to uwierzyć...

----------------------------------------------------------------------
Wreszcie 17 rozdział! Wybaczcie, że tak długo musiałyście czekać, ale ten rozdział jakoś mi nie szedł. Nie miała weny :c
Ale na szczęście powróciła! ;3
Przepraszam również, że ten rozdział jest taki krótki  :c
Pomimo tego, mam nadzieję, że się podobało. Dzięki za każdy komentarz ;*
O matko, ponad 4000 wyświetleń! Dziękuję wam bardzo skarby moje najukochańsze *o*
To wszystko jest cudowne ;3
Kocham was bardzo moje skarby
♥♥♥