czwartek, 22 sierpnia 2013

Think about us, what we can do? ♥

- Jestem Jennifer, a to moja młodsza siostra Julie. - uśmiechnęłam się, ale coś zaczęło mi dzwonić w głowie.
- Ty jesteś Jennifer Hutcherson, a ty Julie Lawrence? - zapytałam skołowana.
- Tak, a skąd wiedziałaś?
- Jestem waszą siostrą... - wyznałam prawie szepcząc. Jen chwyciła mnie za rękę i przeszłyśmy w głąb domu, aby nikt nie przeszkodził nam w naszej rozmowie.
- Skąd ci się to wzięło?
- Też nie mogłam w to uwierzyć. Dowiedziałam się wczoraj. Mój tata przed śmiercią napisał mi list, że mam dwie siostry, że nazywają się Jennifer Hutcherson i Julie Lawrence, że mieszkają na Baker Street. Wy mieszkacie na Baker Street?
- Tak, razem z moim mężem i córeczką. - powiedziała Jennifer. - Ej, ale faktycznie ona jest do ciebie podobna Julie. Ile masz lat?
- Nie dawno skończyłam 20. No nie tak niedawno. Dokładnie 29 lipca.
- Dziwny zbieg okoliczności. - powiedziała Jen.
- Rzeczywiście... boże, nie mogę uwierzyć. - odezwała się Julie.
- To musi być prawda, Julie, znalazłyśmy naszą siostrę... po tylu latach...- powiedziała Jen.
- Myślałyśmy, że już nie żyjesz... - odezwała się Julie przytulając mnie.
- Ale jak to się stało, że zostałyśmy rozdzielone? Jak to wszystko się stało?- zapytałam.
- No, to było tak. Gdy wy miałyście 1,5 roku, a ja miałam 5,5 to wybuchł okropny pożar w naszym domu, w którym zginęli nasi rodzice. Ze względu na to, że nie miałyśmy innej rodziny, trafiłyśmy do domu dziecka. Potem ktoś cię Elizabeth adoptował, a my zostałyśmy. Gdy ja skończyłam 18 lat, to zaopiekowałam się Jul no i wtedy zamieszkałyśmy w małej kawalerce w centrum Londynu. Miałyście wtedy 14 lat. Zaczęłyśmy przeszukiwać internet, robiłyśmy wszystko, żeby cię odnaleźć. Pytałyśmy ludzi. Jednak na marne. W końcu trafiłyśmy do dzielnicy, gdzie ludzie cię znali. Okazało się, że wyjechałaś do Polski. Wtedy zrezygnowałyśmy. Minęło tyle lat. Myślałyśmy, że nie żyjesz, że coś się stało... - opowiadała Jennifer.
- Czyli ja i Julie jesteśmy w tym samym wieku? - dopytałam się.
- Jesteście bliźniaczkami dwujajowymi. - odpowiedziała mi Jen. Spojrzałam na nie i zaczęłyśmy się ściskać. Łzy zaczęły mi spływać po policzku. Na szczęście miałam wodoodporny tusz do rzęs i nie rozmazałam się tak szybko. Tę cudowną chwilę przerwał nam Harry.
- O, a wy co się tak tu ściskacie? Czekamy na was. - uśmiechnął się.
- Już idziemy. - powiedziałam wycierając łzy.
- Słońce, co się stało? - zapytał Hazza przytulając mnie.
- To... to są moje siostry Harry... - wydukałam.
- Miło mi was poznać. Jestem Harry. - powiedział i uścisnął ich dłonie.
- Ja jestem Jennifer, a to Julie.
- Nie wiedziałem, że masz siostry... - zwrócił się Hazz do mnie.
- Ja też nie. Słowo harcerza. Dowiedziałam się wczoraj, gdy czytałam list od taty. Napisał mi, że zostałam adoptowana, bo moi rodzice zginęli, że mam dwie siostry. Napisał mi trochę o nich i jak się z Jen i Jul witałam to się zorientowałam. Ja nadal nie mogę w to uwierzyć. - opowiadałam.
- Ja też nie mogę w to uwierzyć. Nie mogę uwierzyć w jeszcze jedną rzecz. Boże, właśnie teraz przede mną stoi Harry z One Direction. O boże... zaraz zemdleję... - odezwała się Julie. Wybuchnęłam śmiechem razem z Harrym i Jen. Hazz rozłożył ręce i objął moją siostrę. Julie przytuliła go i zaczęła się trząść. Szczerze mówiąc bardzo mnie to rozbawiło.
- Julie jest Directionerką. Oczywiście miała wiele okazji, żeby was zobaczyć, ale się wstydziła. Kilka razy, jak Danielle przychodziła do nas z Liamem, zachęcałam ją, żeby wyszła z pokoju, przywitała się, ale ona się wstydziła. Dzisiaj ją zaszantażowałam i przyszła. - opowiadała Jen.
- Będziesz Julie przychodzić częściej. No wiesz... do siostry wypada przyjść w odwiedziny. - zaśmiałam się.
- Ty tu mieszkasz?
- Tak, od jakiegoś czasu, praktycznie od śmierci taty... - odparłam. - To co idziemy?
- Chodźmy. - odparła Julie i we czwórkę ruszyliśmy do ogrodu, który znajdował się za domem. Wszystko było już przygotowane. Wielki stół, obstawiony był napojami, alkoholem, talerzami i sztućcami. W około niego poustawiane były krzesła. Grill stał kawałek dalej. Zayn stał przy urządzeniu i już zajmował się jedzeniem. Szliśmy w stronę przyjaciół.
- Co was tak długo nie było? - zapytał Louis.
- Musiałyśmy coś obgadać. - odpowiedziałam patrząc na siostry.
- To może ja was przedstawię. - odezwała się Danielle.
- Kochana, sądzę, że to Eli powinna je przedstawić. - powiedział Harry.
- No dobra. - uśmiechnęła się Dan i usiadła na swoim miejscu.
- No ok, to jest Jennifer, a to Julie no i... - spojrzałam na dziewczyny pytającym wzrokiem. Powiedzieć czy nie? Kiwnęły głową. Czyli powiem... - No i są moimi siostrami.
- Co?! - spojrzałam tylko w stronę Louisa, który krztusił się sokiem. Zaśmiałam się cicho. - Tak wiem, też byłam zdziwiona...
- Ale ty jesteś jedynaczką. - powiedział Louis kaszląc.
- Jak byłam bardzo mała, zostałam adoptowana, a moje siostry nie. Spotkałyśmy się tylko i wyłącznie dzięki Danielle. - powiedziałam uśmiechając się do Dan.
- Jezusie... jaki szok... - powiedział Liam.
- Wiecie co? Nie myślmy o tym. Co było, to było. Ważne, że się odnalazłyśmy. Zayn! Gdzie to żarcie?! - krzyknęłam do mulata. Usiadłam pomiędzy Harrym i Louisem. Czekaliśmy tylko chwilę, bo Zayn dość sprawnie obsługiwał grill. Gdy mieliśmy już ciepłe jedzenie na talerzu, zaczęła się uczta. Niall był w swoim żywiole. Przy stole spędziliśmy ok. 1,5 godziny jedząc. Potem bardzo długo gadaliśmy i wygłupialiśmy się. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 18:15. Boże, jak szybko minął ten dzień. Zaczęło się robić chłodno, więc razem z Aurelią weszłyśmy do środka po jakieś bluzy. Gdy każdy był już odpowiednio ubrany, zgodnie postanowiliśmy, że usiądziemy na trawie. Dziwny pomysł, ale było śmiesznie. Wszyscy świetnie się bawili. Szczególnie po tym jak do zabawy dołączył alkohol. Minęła jakaś godzina, może dwie, a Niall gdzieś zniknął. Wrócił dosłownie chwilę potem i to w dodatku z gitarami. Moją i swoją. Graliśmy na przemian wszystkie znane nam piosenki. Wszyscy śpiewali, świetna zabawa. Mijały minuty, kolejne piosenki, a mnie już kończyły się pomysły. Siedzieliśmy w ciszy, a teraz była moja kolej. Zaczęłam grać znajome dla mnie dźwięki. Postanowiłam zagrać piosenkę, którą napisałam z Aurelią. Emilie też ją zna, bo podczas rozmów przez skypa ją nauczyłam. Grałam pierwsze nuty. Emilie szybko się domyśliła.

 (śpiewa Emilie)
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
But baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be counting stars
Yeah, we'll be counting stars

(śpiewa Arielka)
I see this life
Like a swinging vine
Swing my heart across the line
In my face is flashing signs
Seek it out and ye shall find
Old, but I'm not that old
Young, but I'm not that bold
And I don't think the world is sold
I'm just doing what we're told

(śpiewa Eli)
I feel something so right
Doing the wrong thing
I feel something so wrong
Doing the right thing
I couldn't lie, couldn't lie, couldn't lie
Everything that kills me makes me feel alive

(śpiewa Emi, Eli i Ariel)
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
Baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be counting stars
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
Baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be, we'll be counting stars

(śpiewa Eli)
I feel the love
And I feel it burn
Down this river every turn
Hope is a four letter word
Make that money
Watch it burn
Old, but I'm not that old
Young, but I'm not that bold
And I don't think the world is sold
I'm just doing what we're told

(śpiewa Ariel)
And I feel something so wrong
Doing the right thing
I could lie, could lie, could lie
Everything that downs me makes me wanna fly

(śpiewają wszyscy)
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
Baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be counting stars
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
Baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be, we'll be counting stars

(śpiewa Emilie)
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned

(śpiewa Eli)
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Everything that kills me makes me feel alive

(śpiewają wszyscy)
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
Baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be counting stars
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
Baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be, we'll be counting stars

Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned

- O matko, to jest świetne. - powiedziała Perrie. - skąd to znacie?
- No, w sumie, to ja ją napisałam, razem z Aurelią. - uśmiechnęłam się.
- Wow. To na serio jest świetne. - odezwała się Jen. - No, niestety muszę lecieć.
- A co? Dzieci w domu płaczą? Zostań z nami. - prosił Louis.
- Praktycznie, to nie wiem co z moim dzieckiem. Josh pierwszy raz został z nią sam. - oznajmiła Jen wstając z trawy.
- To ty masz dziecko? Josh to pewnie twój chłopak. - powiedział Lou.
- Mój mąż. - poprawiła go Jen.
- O, biedny Louis, a już myślał, że ma jakieś szanse... Niestety, twoja ukochana ma już drugą połówkę. - zaśmiałam się.
- Oby dwie moje ukochane mają swoje połówki, a ja taki forever alone. - zaśmiał się Louis.
- Oby dwie? - zapytał Liam.
- No tak, bo Jen ma męża, a Eli ma Harrego. - zaczęłam się śmiać.
- Jesteś głupi! - krzyknęłam i ściągnęłam z siebie bluzę i rzuciłam nią w Lou. Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Eli, ale ja nie żartuję. - powiedział Lou odrzucając mi bluzę.
- Pamiętaj, ona jest moja. Tylko moja... - zagroził mu Styles obejmując mnie ramieniem.
- Ja nie jestem twoją własnością! Nie jestem przedmiotem tak? - oburzyłam się.
- Przepraszam, już nie będę...
- No wreszcie ktoś cię wychowa Styles! Twoje wcześniejsze dziewczyny, albo mdlały na twój widok, albo tak jak Pamela, wszyscy się jej bali, bo nie wiadomo co to jest. Czy to żyje, czy nie... - powiedział Zayn. - Tak trzymaj mała. Musisz go wychować. - zwrócił się do mnie. Na co ja przybiłam mu żółwika.
- Wiecie co? My się już zbieramy. Jest już 23:21. Trzeba do domu jechać. Zadzwonię po taksówkę. - powiedziała Jen. Po 30 minutach pojazd czekał już pod domem. Pożegnałam się z Jen i Julie. Wcześniej wymieniłyśmy się telefonami. Następna poszła Perrie razem z Aurelią. Ze względu na to, że mieszkają koło siebie, poszły razem. To nie było daleko, więc szły tylko chwilkę. Posprzątaliśmy w ogrodzie i wszyscy udali się do swoich pokoi. Dan poszła razem z Liamem, Emi z Niallem, a ja z Harrym. Poszłam do łazienki w moim pokoju, a w między czasie Harry brał prysznic w swojej łazience. Szybko podeszłam do szafy i wyjęłam piżamę. Wzięłam szybki prysznic, zmyłam makijaż, umyłam zęby itd. Gotowa do spania, ruszyłam w stronę pokoju Harrego. Usiadłam na łóżku i czekałam na mojego chłopaka. Trochę długo nie wychodził. Położyłam się w pościeli i czekałam. Wreszcie, Hazz raczył opuścić łazienkę.
- Co tak długo? Czekałam i czekałam...
- Mogłaś do mnie wejść. Prysznic z tobą byłby fajniejszy.
- Haha, następnym razem skorzystam z zaproszenia. - powiedziałam i podeszłam do loczka. Spojrzałam mu w oczy i pocałowałam go namiętnie w usta.
- Chodźmy już spać. - powiedziałam odklejając się od Harrego. On w odpowiedzi tylko cmoknął mnie w czoło. Ułożyłam się wygodnie na łóżko wtulając się w mojego chłopaka.
- Harry?
- Tak?
- Kochasz mnie? - zapytałam prosto z mostu. Hazz spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Pytasz serio?
- Tak, bardzo serio.
- Słońce, kocham cię najbardziej na świecie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Skąd się wzięło to pytanie? - zapytał Harry patrząc mi w oczy.
- No nie wiem... tak jakoś. - odpowiedziałam.
- W takim razie, chciałbym abyś wiedziała, że nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo jak ciebie. I nigdy, przenigdy nie możesz w to zwątpić. Jasne?
- Ciemne. - zaśmiałam się. Pocałowałam Harrego i uśmiechnęłam się.
- I tak to ja cię kocham bardziej, - powiedziałam cicho.
- Chcesz się teraz o to kłócić? - zapytał Hazz.
- Dobranoc kochanie. - powiedziałam w odpowiedzi.
- Dobranoc skarbie. - odpowiedział Hazza i ucałował mnie w czoło. Ułożyłam głowę na torsie chłopaka i przymknęłam oczy. Długo nie mogłam zasnąć. Mijały kolejne minuty, a mnie nie chciało się spać. Jakbym nie chciała, żeby nadeszło jutro. Miałam dziwne przeczucie. Chyba po godzinie, zasnęłam. Obudził mnie straszny hałas. Louis wbiegł do pokoju, w którym spaliśmy. Ten kretyn Lou, zaczął coś krzyczeć.
- Louis, ku*wa! Normalny jesteś?! - krzyknęłam do niego.
- Za godzinę wszyscy musimy być gotowi. Jest nowy kierownik, czy ktoś tam, nie ważne. Jest nowy gościu w Modest i chce z nami wszystkimi gadać. Mamy godzinę. - oznajmił Louis.
- Chyba wy macie. Mnie nic do tego.- poprawiłam go.
- Ty też jedziesz. - powiedział Louis wychodząc z pokoju.
- Cholera... co?! - krzyknęłam.
- Szykuj się kochana. - powiedział Louis i wyszedł. Spojrzałam na Harrego.
- Dlaczego ja też mam jechać? - zapytałam loczka.
- Nie mam pojęcia, ale mam złe przeczucie.
- Ja też... - odpowiedziałam i wstałam z łóżka.  - Która godzina?
- 10:03 - odpowiedział Hazz.
- Idę się ubrać. - powiedziałam całując chłopaka. Wyszłam z pokoju i poszłam do siebie. Wyjęłam z ręcznik i powędrowałam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam bieliznę, umyłam zęby, twarz i nałożyłam delikatny makijaż. Nigdy nie lubiłam mocno się malować. Ułożyłam włosy i wysuszyłam je. Potem podeszłam do mojej szafy. Ubrałam się w to i zeszłam na dół do chłopców. Jest środek września, ale zbyt ciepło nie jest. W kuchni siedzieli już chłopcy, ale nigdzie nie było ani Danielle, ani Emilie.
- Gdzie dziewczyny? - zapytałam.
- Wyszły jakieś dwie godziny temu. - usłyszałam w odpowiedzi od Zayna.
- Aha, za ile jedziemy? - dopytywałam się.
- Za 15 minut wyjeżdżamy. - oznajmił Louis. Otworzyłam drzwi lodówki i wyjęłam mleko. Wsypałam płatki do miski i zalałam je mlekiem. Zjadłam dość szybko i byłam już gotowa do wyjścia. Pobiegłam na górę, wzięłam mój telefon do kieszeni i zeszłam na dół. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach. Wyraźnie można było wyczuć zdenerwowanie. Nie czekaliśmy dłużej, tylko od razu pojechaliśmy. Całą drogę nikt nic nie mówił. Droga wlekła się niemiłosiernie. Wreszcie znaleźliśmy się pod siedzibą Modestu. Bez wahania wysiedliśmy z pojazdu i podeszliśmy do frontowych drzwi. Wkroczyliśmy do holu, w którym siedziała młoda blond włosa sekretarka. Na widok chłopców posmutniała.
- Cześć Kate. I jak? - zapytał Louis z nadzieją.
- Witajcie chłopcy. Niestety... - odpowiedziała kręcąc przecząco głową. - A tak w ogóle to jestem Kate. - powiedziała wymuszając uśmiech i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Jestem Eli. Miło mi cię poznać. - uśmiechnęłam się i uścisnęłam jej dłoń. Po tych słowach ruszyliśmy w kierunku windy. Wjechaliśmy nią prawie na samą górę. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami pokoju numer G137. Louis zapukał niepewnie i otworzył złapał za klamkę. Drzwi otworzyły się na oścież. Niepewnie weszliśmy do środka. W dużym, skórzanym fotelu, siedział młody mężczyzna. Był około trzydziestki. Ręce miał oparte o biurko. Usiedliśmy na wyznaczonych dla nas miejscach i czekaliśmy tak, jak na wyrok.
- Witam. Mam trochę z wami do omówienia. Jak wiecie, jestem nowym szefem, nazywam się John Picassa. Znam was doskonale, więc obejdzie się bez przedstawiania. Przejdźmy od razu do rzeczy...- zaczął John.- Po pierwsze, słyszałem, że chcecie razem nagrać piosenkę. Czy to prawda?
- Tak, to prawda. - powiedział cicho Louis.
- To dobrze, tak więc pierwsze spotkanie związane z piosenką odbędzie się za dwa tygodnie. Druga sprawa... ta ważniejsza... - zaczął temat, którego nie chciałam zaczynać. Miałam nadzieję, że to ominie. - Tak więc, doszły mnie słuchy, że ty Harry jesteś z Elizabeth. Czy to jest prawdą?
- Tak jest prawdą, jak najprawdziwszą prawdą... -  po chwili odpowiedział cicho Styles.
- Oj, to nie tak dobrze... - na te słowa zaczął mnie boleć brzuch. - Bo widzisz, wasz związek nie może wyjść na jaw...

----------------------------------Nowy bohater!-----------------------------------------------

  <---------- John Picassa, 32 lata. Nowy szef w Modest. Jest zarozumiały i fałszywy. Zrobi wszystko dla pieniędzy i sukcesu. Nie ma rodziny, więc żyje pracą. Nie lubi gdy ktoś mu się sprzeciwia, albo gdy ktoś jest szczęśliwszy od niego. Jego brat zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie ma szacunku do innych ludzi.


------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie wyczekiwany 16 rozdział! Dzięki za cierpliwość, bo niestety przez moją głupotę musiałam pisać ten rozdział od początku :c
No, ale nareszcie jest. Wybaczcie, że taki krótki, ale obiecuję, że następny będzie dłuższy.
Jak myślicie co w tej sytuacji zrobi Harry, a jak zareaguje Elizabeth?
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
4 komentarze = następny rozdział ;3
Kocham was miśki ;*****
♥♥♥

wtorek, 20 sierpnia 2013

Ogłoszenie!

Panie i panowie, wiewiórki i świnki morskie XD
http://do-zamowienia.blogspot.com  <---------------------- zapraszam na tego bloga, dziewczyna wykonuje na prawdę wspaniałe rzeczy. Zamówiłam tam nagłówek, który prawdopodobnie niedługo znajdzie się na blogu ♥
+ OMFG 3000 wyświetleń. Nie no nie wierzę ♥♥♥
Jestem taka szczęśliwa, że normalnie skaczę i krzyczę z radości. Dziękuję jeszcze raz i bardzo was kocham :*****
♥♥♥

sobota, 17 sierpnia 2013

I Can't believe it ♥

- Poznaliśmy się na podwórku i byliśmy najlepszymi przyjaciółmi aż po grób. Gdy skończyłam szkołę dowiedziałam się, że w przyszłym roku wyprowadzam się z tatą do Londynu. Ucieszyłam się bardzo, ale był jeden problem. A mianowicie to, że ja byłam zakochana w Łukaszu. Gdy mu to wyznałam, on myślał, że żartuję i zaczął się ze mnie nabijać. Wyśmiewał mnie cały czas. Byłam strasznie smutna. Jakieś trzy miesiące później zobaczyłam jak Łukasz szedł za rękę z Pauliną, a ona dobrze wiedziała, że kocham Łukasza. Zostali parą. Miałam z tego powodu depresję, ale pogłębiła się na wieść, że Paulina zmarła. Miała wypadek samochodowy. Po śmierci Pauli, Łukasz się załamał. Minęło 6 miesięcy zanim się pozbierał. Wtedy przyszedł do mnie i powiedział, że mnie kocha i, że chce ze mną być. Wtedy ja mu powiedziałam, że ja go nie kocham. To była nieprawda, bo jeszcze wtedy coś do niego czułam, ale starałam się zapomnieć o nim. Minęły chyba 2 miesiące, a Łukasz się powiesił. Wtedy popadłam w tak okropną depresję, że musiałam systematycznie chodzić do psychologa. Walczyłam z depresją ponad 3 miesiące. Tata, Aurelia i Louis mi pomagali. No i udało mi się. O Łukaszu i Paulinie staram się nie myśleć, ale zawsze noszę przy sobie ich zdjęcie. Bądź co bądź to moi przyjaciele. - zwierzałam się Harremu. Chciałam płakać, ale wylałam już wszystkie łzy w tej sprawie. Zostało mi jedynie zapomnieć.
- O, jejku. Nie wiedziałem. Przykro mi. Ale ten Łukasz, to zachował się jak świnia. - powiedział Hazza przytulając mnie.
- Wiem. Już w porządku. Może zmienimy temat. A właśnie. Dlaczego Aurelia jest jeszcze w Londynie? Powinna wrócić do Polski. Myślałam, że ona przyjechała na jakiś czas czy coś.
- Aurelia razem za swoją starszą siostrą przeprowadziły się do Londynu, bo Arielka nie chciała wracać do Polski po twoim zapadnięciu w śpiączkę. Więc teraz mieszkają razem. Dość niedaleko stąd.
- Aha, dobra. Musimy nakarmić Sherlocka. - powiedziałam i wzięłam się do roboty. Po skończonej pracy zrobiłam wygodne posłanko dla kotka i razem z Harrym poszliśmy na dół. Na kanapie siedział Louis, więc usiadłam obok niego. Harry uczynił to samo siadając obok mnie. Nagle do pokoju wpadł Zayn z żelkami. Wszyscy zaczęli się zajadać.
- Idę po coś do picia. Coś chcecie? - powiedziałam po chwili wstając z kanapy.
- Ja poproszę sok jabłkowy. Moja młoda mamo. - powiedział Harry uśmiechając się.
- Ok, zaraz przyniosę młody tato. - uśmiechnęłam się. - Tylko wiesz, żeby Louis się nie dowiedział, bo mnie zabije. - powiedziałam dość głośnym szeptem. Musiał to usłyszeć.
- Eli, przyniosłabyś mi sok? - zapytał Zayn. - Obojętnie jaki.
- Jasne, a ty Louis coś chcesz?
- Nie, nie chce mi się pić. - oznajmił ze spokojem. Poszłam do kuchni i nalałam soku. Już chowałam karton do lodówki, ale usłyszałam krzyki. Wzięłam szklanki i poszłam do salonu. Ujrzałam dość nietypowy obrazek. Harry leżał na plecach na kanapie, Lou siedział na nim trzymając za nadgarstki i przygniatając chłopaka do kanapy. To wszystko obserwował Zayn obrzucając ich żelkami.
- To prawda czy nie?! Gadaj! - darł się na cały głos Lou. Podeszłam bliżej i odstawiłam szklanki na stół.
- Nie no ludzie. To wygląda co najmniej dwuznacznie. - stwierdziłam. Zwaliłam Louisa z Harrego i usiadłam pomiędzy nimi.
- To on mnie napadł! - krzyknął Harry.
- No to proszę mi wyjaśnić, o co chodzi. - powiedział Louis ze spokojem.
- Chodzi ci o ''młodą mamę i młodego tatę''? - zapytałam śmiejąc się.
- Tak. - potwierdził Lou. Zaczęłam się śmiać i pobiegłam na górę. Wzięłam delikatnie Sherlocka na ręce i zeszłam na dół.
- Zobacz Lou, to jest nasze dziecko. - powiedziałam podając Louisowi kotka.
- To jest wasze dziecko? Skąd wy macie tego kota? - pytał zdezorientowany Lou.
- Hazza go znalazł i go zaadoptowaliśmy. Chyba, że wolisz, żebyśmy mieli prawdziwe dziecko. To się da załatwić. - powiedziałam poruszając brwiami.
- Wiesz, co chyba jednak wolę, żebyście mieli kota. - stwierdził Lou. Poszłam zanieść Sherlocka na posłanko i biorąc po drodze mojego laptopa, zeszłam na dół do chłopaków. Usiadłam w wygodnym fotelu i weszłam na Twittera. Wiele dziewczyn do mnie pisało, że mnie kochają, ale też niektóre, że mnie nienawidzą. Chciałam im wszystkim po odpisywać, ale było ich za dużo. Siedziałam chwilę przeszukując internet. Nagle natknęłam się na artykuł: ''One Direction odwołali światową trasę! Fanki są wstrząśnięte!''. Zaczęłam czytać: '' <...> Fanki są wstrząśnięte. Popularny boysband One Direction odwołał swoją światową trasę. Pewne źródła donoszą, że powodem tego incydentu jest Elizabeth Sullivan (20 lat), przyjaciółka chłopców. <...> Directionerki zadają sobie jedno pytanie: Czy Ona jest ważniejsza od sławy i directioners, czy ona na to wszystko zasługuje?''. Ogarnął mnie szał. Byłam wściekła. Usta zacisnęły mi się w wąską linię. Zayn chyba to zauważył.
- Eli, wszystko ok? Zdenerwowałaś się? - zapytał Zayn.
- Tak, wszystko gra. Tylko mam jedno pytanie. Harry, czy to prawda, że jak byłam w śpiączce, to byłeś przy mnie cały czas? - zapytała, starając się opanować emocje.
- Tak, a coś się stało?
- Nie nic, tylko wiesz... - zaczęłam się jąkać.
- No mów, co jest?
- Słyszałam, że mieliście pojechać w trasę, dlaczego nie pojechaliście? - zapytałam ze spokojem.
- To ja pójdę... po... po kolejną paczkę żelek. - powiedział Louis wstając z kanapy.
- Tomlinson, siadaj na dupie! - krzyknęłam. Tommo natychmiastowo wykonał mój ''rozkaz''.
- Tak więc... - ciągnęłam.
- Ja jej tego nie tłumaczę. - powiedział Zayn.
- Nie ważne kto, żądam wytłumaczenia.
- No, bo... jakiś czas po twojej operacji mieliśmy jechać w trasę no, a jak zapadłaś w śpiączkę to wspólnie zdecydowaliśmy, że odwołamy wszystko. Mamy przerwę do końca roku. Nie moglibyśmy cię zostawić, na pewno nie w takim stanie. - tłumaczył Louis.
- Czy wam już totalnie od*ierdoliło?! Znowu przedawkowaliście marsjanki?! Jesteście jacyś nienormalni! Nie możecie przekładać mnie ponad karierę zrozumiano?! Nie rozumiecie, że możecie przez to stracić fanki i możliwość na większą sławę, karierę?! Nie rozumiecie tego?! - krzyczałam na nich na całą ulicę. Po prostu wybuchłam niepohamowaną złością. Chyba każdy już mnie słyszał.
- Zrobiłabyś dla nas to samo. - powiedział Zayn cicho.
- Oczywiście, że bym zrobiła, bo ja nie mam nic do stracenia! Jestem nikim! - krzyczałam dalej nie oszczędzając głosu.
- Nie mów tak! Gdyby było odwrotnie to też byś nas nie zostawiła! - podniósł głos Styles.
- Ale nie jest odwrotnie! Nie możecie przeze mnie zaprzepaścić tak wielkich okazji! Nie możecie przeze mnie rezygnować z marzeń! - darłam się ze łzami w oczach. - Widzicie, gdybym wtedy, w lesie odeszła, albo gdybym umarła na tym kole młyńskim...
- Nie mów tak! Nie waż się tak więcej mówić! - krzyczał Harry.
- Ale gdyby to się stało nie musielibyście tyle cierpieć, nie byłoby problemów z Adamem, nie musielibyście się martwić, nie musielibyście rezygnować z trasy. Byłoby wam łatwiej. Zauważcie, że w ciągu kilku miesięcy było tak wiele wydarzeń, kiedy byłam o krok od śmierci. Może to... nie wiem... jakiś znak, że mam was zostawić, że mam odejść.
- Nigdzie nie odejdziesz. Zostajesz z nami i wszystko będzie ok. Jasne?! - powiedział Hazza.
- Nie ku*wa ciemne. - warknęłam.
- Nie musisz być wredna. - powiedział Styles.
- Zayn, mam powód, żeby się wściekać i być wredna prawda?! - krzyknęłam do mulata.
- Zayn, wytłumacz jej, że nie ma żadnego powodu, bo co było to się nie odstanie! - krzyknął Harry.
- Dajta wy mi wszyscy święty spokój! - krzyknął Zayn i poszedł na górę. Wtedy do domu wpadł Niall z Liamem. Rozsiedli się na kanapie i wpatrywali w moją zdenerwowaną twarz.
- Co jej? - zapytał Niall.
- Dowiedziała się... - powiedział cicho Lou.
- O... - odpowiedział Niall.
- Macie ostatnie ostrzeżenie! - powiedziałam wstając z fotela i kierując się ku nim. Byłam tak wściekła, że sama bym się siebie wystraszyła. - Jeszcze raz coś takiego odpie*dolicie, coś podobnego, za względu na mnie to nie ręczę za siebie. Wesoło nie będzie. - minęło 10 sekund, a ja znowu odezwałam się słodziutkim głosem. - Chce ktoś kanapkę? Zgłodniałam jakoś.
- Przecież przed chwilą jedliśmy żelki. - powiedział Hazza.
- Oj, kochany. Ty mnie jeszcze nie znasz. Ja mogę jeść bez umiaru. Jestem głodna co piętnaście minut, ale to kontroluję.
- Znalazłem bratnią duszę! - krzyknął nagle Niall i mnie przytulił.
- Tyle, że ty Niall nawet się nie starasz tego kontrolować... - odezwał się Lou.
- Dochodzi 19:30, co wy na to, żebym zrobiła jajecznicę?
- Dochodzi? - zapytał Harry zabawnie poruszając brwiami.
- Bez skojarzeń Styles, bez skojarzeń... - pokiwałam głową. - Idziemy robić to żarcie czy nie?
- TAAAK!! - wydarł się Niall. Wstałam i ruszyłam do kuchni. Przygotowałam wszystkie składniki i zaczęłam smażyć. Po przygotowaniu jedzenia kazałam chłopakom zawołać Zayna. Liam pobiegł na górę i wrócił z mulatem. Wszyscy usiedli przy stole i zaczęli jeść. Po spróbowaniu Niall rzucił widelcem w ścianę.
- Niall ku*wa co cię napadło?! - krzyknęłam. - Wystraszyłam się jak nie wiem. - Blondyn wstał i ruszył w moją stronę.
- Będziesz mieszkała z nami do końca życia, jasne?! - zapytał Nialler.
- Ale o co ci chodzi? - zaśmiałam się.
- Będziesz mi gotować. - powiedział Niall siadając na swoje miejsce.
- No dobra, jak chcecie. I tak pewnie bym wam gotowała, bo to lubię. Moja mama zaraziłam mnie gotowaniem. - uśmiechnęłam się.
- Nigdy nie jadłem niczego pyszniejszego. Twoje jedzenie jest lepsze niż z Nandos! - podniósł głos. Słuchając tego po prostu się zakrztusiłam. Zaczęłam kaszleć.
- Boże, Niall jest chyba chory. - powiedziałam krztusząc się resztkami jajecznicy w moim gardle. Wszyscy zaczęli się śmiać. Skończyliśmy jeść po jakiś 15 minutach. Poszłam do mojego pokoju i usiadłam na łóżku. Wyjęłam list od taty i zaczęłam czytać:
''Droga Elizabeth,
Jeśli to czytasz, to znaczy, że przed śmiercią nie zdążyłem ci powiedzieć kilku rzeczy. Po pierwsze chcę, żebyś wiedziała, że zawsze i wszędzie będę cię kochał. Jesteś dla mnie najważniejsza. Chcę dla ciebie jak najlepiej, dlatego muszę ci coś wyznać. Ja i mama... my nie jesteśmy, nie byliśmy twoimi prawdziwymi rodzicami. Twoi prawdziwi rodzice już nie żyją. Masz za to 2 siostry. Chciałbym abyś się z nimi skontaktowała. Mieszkają w Londynie na ulicy Baker Street 244. Nazywają się Jennifer Hutcherson i Julie Lawrence. Jennifer na męża i dziecko. Tak, wiem, że to dziwne tak w jednej chwili dowiedzieć się, że ma się siostry, jak całe życie żyłaś jak jedynaczka. Proszę jednak, żebyś się z nimi skontaktowała. Kolejną sprawą jest to, że masz się pilnować. Wiem, że wcześniej czy później znajdziesz sobie chłopaka i mam nadzieję, że będzie porządnym człowiekiem i nie pozwoli aby stała ci się krzywda. Pamiętaj, że bardzo cię kocham. Zawsze gdy będziesz mnie potrzebowała, wiedz, że patrzę na ciebie z góry i wierzę, że sobie poradzisz. Kocham cię najbardziej na świecie.
Tata''
Czytałam ten list i łzy napływały mi do oczu. Nie mogłam w to uwierzyć. Ja mam siostry. Muszę do nich jechać, ale jak się dostanę na Baker Street? Myślałam intensywnie, a z tego myślenia wyrwał mnie Harry.
- Eli, co ty tak tu siedzisz? - zapytał.
- Czytałam list od taty, wiesz co? Idę się umyć i zaraz do ciebie przyjdę. Ok?
- Jasne, będę czekał. - powiedział Hazza i wyszedł z pokoju. Wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wyszłam z pokoju. Cicho, na palcach podreptałam do Harrego. Otworzyłam drzwi, a w moją stronę pobiegł Sherlock. Wzięłam go na ręce i usiadłam na łóżku mojego chłopaka. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, ale przerwał ją głośny huk. Spojrzałam w stronę okna. O nie, tylko nie to... tylko nie burza. Nienawidzę burzy. Boję się jej. Usłyszałam ten okropny dźwięk i aż podskoczyłam.
- Ej, słońce, ty się boisz burzy? - zapytał Harry z uśmiechem.
- Wcale nie, ja się nie boję burzy. Jest mi zupełnie obojętna.
- Skarbie, ty jesteś co najmniej przerażona.
- Spadaj! - powiedziałam i uderzyłam Stylesa poduszką. Ta bitwa trwała tylko chwilę, bo Hazza na prawdę był zmęczony, ja z resztą też. Ułożyłam się wygodnie obok chłopaka, a on objął mnie w talii. Zamknęłam spokojnie oczy i zasnęłam. Byłam szczęśliwa, że mam tak wspaniałą osobę obok siebie. Gdy się obudziłam zobaczyłam, że Harry już wstał. Przeciągnęłam się niechętnie i zeszłam na dół. Usłyszałam śmiechy. Weszłam do salonu i zobaczyłam chłopców jedzących kanapki.
- A dla mnie to nie łaska zostawić nie? - odezwałam się zaspanym głosem. Usiadłam Harremu na kolana i wkręciłam się w rozmowę.
- A właśnie, dzisiaj urządzamy grilla. Przyjdzie Emilie, Aurelia, Danielle i jej 3 przyjaciółki no i przyjdzie jeszcze Ed. - oznajmił Liam.
- O której przyjdą? - zapytałam.
- Za 2 godziny, a co? - momentalnie wstałam i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Byłam wściekła. Dwie godziny to za mało. Ubrałam kremową letnią sukienkę, zawiązałam włosy w koka i zrobiłam lekki makijaż. Na koniec dodałam parę dodatków i była gotowa. Zeszłam na dół i od razu musiałam otwierać drzwi, bo chłopcy nie byli jeszcze gotowi. Pierwszy przyszedł Ed. Przywitałam się z nim i czekałam na resztę. Następnie  przyszły Emilie i Aurelia. Na końcu weszła Danielle ze swoimi przyjaciółkami. Podeszłam do pierwszej i przywitałam się.
- Cześć jestem Eli. - wyciągnęłam rękę w jej stronę.
- Jestem Perrie, miło mi cię poznać. - uśmiechnęła się słodko. Odwzajemniłam jej tym samym. Potem podeszłam do dwóch nadal nieznajomych mi dziewczyn.
- Hejka, jestem Eli. Miło mi was poznać.
- Jestem Jennifer, a to moja młodsza siostra Julie. - uśmiechnęłam się, ale coś zaczęło mi dzwonić w głowie.
- Ty jesteś Jennifer Hutcherson, a ty Julie Lawrence? - zapytałam skołowana.
- Tak, a skąd wiedziałaś?
- Jestem waszą siostrą... - wyznałam prawie szepcząc.

--------------------------------------Nowi bohaterowie!---------------------------------------------------






<----------------- Jennifer Hutcherson, 24 lata. Siostra Elizabeth. Przyjacielska, kochająca i troskliwa. Ma męża i dziecko. W życiu najważniejsze dla niej jest być jak najbliżej rodziny.


Julie Lawrence, 20 lat. Directioner, nieśmiała wrażliwa i zamknięta w sobie. Trudno jej nawiązać kontakt z otoczeniem, ale dzięki pomocy sióstr, coraz bardziej przystosowuje się do poznawania nowych ludzi.
----------------------------->
Perrie Edwards, 21 lat. Najlepsza przyjaciółka Danielle. Kocha śpiewać. Jest wrażliwa, odważna, miła i pomocna. Potrafi zadbać o przyjaciół i kocha swoją rodzinę. Śpiewa w zespole Little Mix.
<------------------------------















---------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :3
Osobiście, to nie jestem z niego dumna :c     Dzięki za każdy komentarz, nawet za negatywny :)
3 wasze komentarze = następny rozdział :3
Kocham was siostry
♥♥♥

piątek, 16 sierpnia 2013

Nowi bohaterowie!

W zapomniałam dodać nowych bohaterów, którzy wystąpili w 14 rozdziale.


<------------------Danielle Peazer, 26 lat. Dziewczyna Liama, kocha taniec. Wesoła, otwarta na ludzi i troskliwa. Kocha swoich przyjaciół.


 Sherlock, 1 msc. Mały bezdomny kotek uratowany przez Hazzę. Eli i Harry są jego ''rodzicami''. Uwielbia się przytulać. 
------------------------------->





♥♥♥






czwartek, 15 sierpnia 2013

We, we don't have to worry about nothing ♥

Ciemność przed oczami widziałam stosunkowo krótko, skoro operacja miała trwać prawie do rana. Przebudziłam się, ale oczy pozostawiłam zamknięte. Słyszałam muzykę. W radio leciała moja ulubiona piosenka ,,They don't know about us''. Chwilę później odezwał się spiker: ,,Ten kawałek został zadedykowany przez słuchacza o loginie: Fanka364. Piosenka jest dla naszej kochanej Eli. Eli, budź się i bądź razem z nami. Nie zostawiaj nas, rodziny i przyjaciół. Wracaj do nas jak najszybciej.''. Te słowa bardzo mnie zadziwiły. No w sumie może chodzić o jakąś zupełnie inną Eli. Jest pełno takich ludzi, prawda? Otworzyłam powoli oczy i momentalnie oślepił mnie blask. Lampy na suficie nieźle dają po oczach. Rozejrzałam się po pokoju. Z prawej strony było wielkie okno, które poinformowało mnie, że nadchodzi ranek. Na przeciwko mojego łóżka były drzwi. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam Harrego. ''Najwyraźniej śpi'' - pomyślałam. Na wpół leżał na moim łóżku, a na wpół na krzesełku. Cały czas trzymał moją lewą rękę, która była mokra. Prawdopodobnie od łez, bo Hazza był cały czerwony i opuchnięty. Dlaczego on płakał? Co się stało? Delikatnie wysunęłam lewą dłoń z jego uścisku i pogłaskałam go najpierw po dłoni, potem po czole. Natychmiastowo się obudził. Spojrzał na mnie ze zdziwioną miną. Siedział na krzesełku wpatrzony we mnie z wybałuszonymi gałami. Jakby nigdy na oczy mnie nie widział.
- Harry, co ci? Co ty odwalasz? Coś z główką nie tak? - zapytałam się, pukając się palcem w głowę, a on wstał, podszedł do mnie i przytulił. Tulił mnie bardzo długo, a ja nie protestowałam. Kocham jego dotyk, kocham to jak mnie przytula.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem. Boże, jak ja cię kocham. Dziękuję ci panie, że się wreszcie obudziłaś. Nie mogę w to uwierzyć. - szeptał Hazza nie wypuszczając mnie z objęć.
- Harry, czy ty upadłeś na głowę? Co się stało? - powiedziałam ze śmiechem. - Przecież byłam pod narkozą tylko kilka godzin.
- Eli, ty nie byłaś pod narkozą kilka godzin. Zapadłaś w śpiączkę. - oznajmił loczek cicho wycierając łzy. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Co?! Co ty powiedziałeś? To niemożliwe. Nie, to niemożliwe. Weź mnie nie wkręcaj. Ja przed chwilą zasypiałam. - złapałam się za głowę. Nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Nie zasypiałaś przed chwilą...
- Ile spałam? Harry, ile ja spałam?
- Miesiąc i 13 dni. - odpowiedział Hazza. Na tę wieść ukryłam swoją twarz w dłoniach. Nie potrafiłam jednak ukryć łez. Łez szczęścia, ale też łez smutku.
- Cud, że w ogóle się obudziłaś. Lekarze mówili, że są małe szanse. - powiedział Harry patrząc w podłogę. Podniósł na mnie wzrok. - Ej, mała. Spokojnie, już dobrze. Nie płacz, bo ja się rozpłaczę. - szeptał Harry. Wtuliłam się w jego pięknie pachnącą koszulkę.
- Harry, ale dlaczego ty tu spałeś?- zapytałam po chwili przecierając łzy.
- Ja tu spałem noc w noc. Wychodziłem stąd tylko do toalety, no i żeby się umyć, ogarnąć. Nie mogłem cię zostawić. Za każdym razem gdy wychodziłem z twojej sali miałem wrażenie, że zaraz się obudzisz, a mnie przy tobie nie będzie. Chyba powinienem zawiadomić resztę.
- Poczekaj, ja to zrobię. - powiedziałam i uśmiechnęłam się szyderczo. Wzięłam telefon Hazzy i wybrałam numer Louisa.
''- Halo? - usłyszałam w słuchawce.
- Cześć Lou, co tam u ciebie? - powiedziałam delikatnie zmieniając głos.
- A kto mówi?
- To już mnie nie pamiętasz? Jak możesz? - omal nie wybuchłam ze śmiechu.
- Nie rozumiem o co chodzi?
- Ja nie mogę. Przyjeżdżaj do szpitala nie ogarze. I weź Ariel, Emi i chłopaków. - powiedziałam ze śmiechem.
- Eli, boże czy to ty? - zapytał po chwili ciszy. W tle usłyszałam krzyki, dziwne krzyki.
- A kto inny? ''- w tym momencie usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który powiadomił mnie o zakończeniu rozmowy. Razem z Harrym śmieliśmy się do łez. Piętnaście minut później wpadł zdezorientowany Louis. Za nim przybiegły Aurelia i Emilie, a na końcu wbiegli Niall, Liam i Zayn. Cała szóstka stała przed moim łóżkiem i wpatrywali się we mnie, jak razem z Harrym śmialiśmy się z ich reakcji.
- O mój boże... to nie sen prawda? - zapytała Ariel szczypiąc się po rękach.
- To wy już we mnie zwątpiliście? Ja tak łatwo nie daję za wygraną. - uśmiechnęłam się i zaczęło się ściskanie. Wszyscy cieszyli się jak dzieci. Wtem wszedł lekarz.
- Dzień dobry, a co się tu... - zawiesił głos i patrzył się na mnie. Zdjął okulary i podrapał się po łysej głowie.  - To nie możliwe...
- Dzień dobry panie doktorze. Jak samopoczucie? - zapytałam.
- Jak to się stało? Przecież próbowaliśmy kilka razy panią wybudzić i nic nie podziałało. Boże...
- No tak jakoś się obudziłam. Otworzyłam oczy. - zaśmiałam się. Doktor natychmiastowo wyszedł z sali i wrócił z całym tłumem pielęgniarek, które wyprosiły moich przyjaciół. Zaczęły się badania, najróżniejsze. Zaczęło mnie to wszystko męczyć.
                                                        ***Trzy tygodnie później***
Nie widziałam przyjaciół od mojego wybudzenia. Czuję się z tym okropnie. Moja jedyna rozrywka to rehabilitacja, która już odniosła skutki. Mogę chodzić! No nie mogę jeszcze biegać, ani tańczyć, skakać i tak dalej, ale moja rehabilitantka mówi, że z czasem się polepszy. Moje wyniki są coraz lepsze. Lekarze mówią, że jutro powinnam dostać wypis ze szpitala. Teraz muszę się wyspać. Ułożyłam głowę na poduszce i szybko zasnęłam. Rano obudziła mnie pielęgniarka.
- Panno Sullivan. Została pani wypisana. Teraz pomogę pani się ubrać, spakować i odprowadzę panią do samochodu dobrze?
- Oczywiście. - powiedziałam przeciągając się. Z pomocą pielęgniarki wstałam i ubrałam się. Potem spakowałam swoje rzeczy i zostałam wyprowadzona z sali. Siedziałam na krzesełku obok rejestracji i czekałam. Po 10 minutach zobaczyłam Stylesa. Spojrzał na mnie i ruszył w moją stronę. Powoli wstałam i z pomocą pielęgniarki podeszłam do niego. Momentalnie wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Harry objął mnie i podniósł do góry.
- Tęskniłem moja księżniczko. - wyszeptał mi do ucha. W odpowiedzi pocałowałam go namiętnie w usta.
- Ja też mój książę. - powiedziałam. Pożegnałam się z pielęgniarką, podziękowałam lekarzowi i opuściłam szpital. Doczłapałam się do samochodu i przywitałam się z przyjaciółmi. Przyjechali po mnie wszyscy. Wszyscy oprócz Liama i Louisa. Jechaliśmy dobre 2 godziny. Wszyscy jakoś dziwnie byli cicho. Nikt się nie śmiał. Nikt nie rozmawiał.
- Ej, no ludzie. Co wy tacy dziwni? - zapytałam.
- My? Dziwni? Wydaje ci się. - pośpiesznie powiedziała Emilie. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
- No dobra, to w takim razie gdzie jest Louis?
- Musiał zostać w domu, jest przeziębiony, a Liam został na wszelki wypadek przypilnować Louisa. - oznajmiła Emi.
- Aha, tylko jeszcze jedno mnie interesuje. - powiedziałam.
- Tak?
- Dlaczego zachowujecie się tak dziwnie?!
- No, trochę nam głupio, ale wtedy jak byłaś jeszcze w śpiączce, to był pogrzeb twojego taty, znalazła się para, która chce kupić dom. I ... - zacięła się Emi.
- I... - ciągnęłam.
- I Lou znalazł list od twojego taty zaadresowany dla ciebie. Spokojnie nie czytaliśmy go, ale myślimy, że twój tata chciał ci coś ważnego przekazać. Twój tata chyba coś wiedział. Coś co ty musisz wiedzieć. - zdziwiłam się na tę wieść. Po co mój tata pisałby mi list? Dojechaliśmy do domu i od razu z moimi rzeczami popędziłam do mojego pokoju. No znaczy popędziłam w swoim tempie. Postanowiłam, że list otworzę wieczorem, jak będę sama. Potem poszłam do Louisa, który siedział na kanapie w salonie.
- Cześć Lou. - powiedziałam siadając obok przyjaciela na kanapie.
- Cześć Szczurza Mordka. Jak się chodzi? - zapytał ze śmiechem.
- Sam jesteś Szczurza Mordka, a chodzi się wspaniale.  - uśmiechnęłam się. Wtedy do salonu wpadli chłopcy z Danielle, Ariel i Emilie. Pierwszy raz widziałam Danielle na żywo. Wstałam i podeszłam do niej. Wyciągnęłam rękę w jej stronę.
- Elizabeth, albo Eli. Jak wolisz. - powiedziałam z uśmiechem.
- Danielle. - odparła i przytuliła mnie. - Jesteś bardzo dzielna. Podziwiam cię.
- Dzięki wielkie, jesteś wspaniała. -powiedziałam siadając z nią na kanapie. Po obejrzeniu jakiegoś nudnego filmu, postanowiliśmy zagrać w pytanie czy wyzwanie. W pewnym momencie Louis wylosował Harrego.
- Hazza, prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie. - odpowiedział loczek.
- No dobra to... pocałuj... naszą kochaną Aurelię. - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Mnie? - zapytała Ariel.
- Nie, ku*wa kanapę. Oczywiście, że ciebie. - powiedział Louis. Harry dyskretnie spojrzał na mnie, a ja dałam mu do zrozumienia, że to tylko gra. Zgodnie z wyzwaniem, Hazza pocałował Arielkę, a potem kręcił butelką. W trakcie gry poszłam na chwilę do kuchni. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i zamarłam.
- Ed? Boże, czy to ty? - zapytałam niepewnie.
- Tak, to ja. We własnej osobie. Harry w domu? - spojrzałam na niego jeszcze raz i cicho pisnęłam ze szczęścia.
- O boże, jestem twoją fanką. - mówiłam przejęta. - Mogę cię przytulić?
- Jasne. - uśmiechnął się słodko i rozłożył ramiona. Podeszłam w jego stronę i przytuliłam go. Nagle za sobą usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam Harrego z skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej.
- Czy mam być zazdrosny? - zapytał z uśmiechem. Powoli wyszłam z objęć Eda i ucałowałam Harrego w policzek.
- Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. - powiedziałam i poszłam do salonu. Usiadłam na swoim miejscu i włączyłam się w grę, która rozkręciła się na dobre. Następna butelką kręciła Ariel. Wypadło na mnie.
- Eli, prawda czy wyzwanie?
- Prawda. - oznajmiłam.
- Ale, Eli ty cały czas bierzesz pytania, weź wyzwanie chociaż raz.
- No dobra... wyzwanie. - powiedziałam zrezygnowana. Wiedziałam, że ta menda społeczna mi coś dowali.
- No dobra, Eli bierze wyzwanie, no to musimy jej coś dowalić. - wiedziałam, ja ku*wa wiedziałam.
- Niech kogoś pocałuje! - krzyknął Niall.
- Niall! - powiedziałam karcąc go wzrokiem. - Żadnych naleśników do końca miesiąca!
- Wycofuję to, ja nic nie powiedziałem! - zaczął się drzeć.
- Za późno, więc tak. Kochana moja. Pocałuj... hm...  już wiem! Pocałuj Zayna, ale jest pewien haczyk. To ma być francuski pocałunek i ma trwać przynajmniej 3 minuty.
- Ku*wa, ale mi dowaliłaś. Zemszczę się! - powiedziałam do Ariel. Podeszłam do Zayna i wpiłam się w jego usta. Wiem, że to nie fair w stosunku do Harrego, ale z drugiej strony on też całował się z Ariel. Pewnie gdyby ktoś mnie teraz zobaczył powiedziałby, że jestem dzi*ką, że się pewnie puszczam na prawo i lewo, albo na lewo i prawo. Mam gdzieś opinię innych. Każdy był kiedyś młody i każdy chociaż raz zagrał w butelkę. Nikt nie jest świętoszkiem. To w końcu tylko gra. Minęła chyba 1/6 czasu, a do pokoju wszedł Harry z Sheeranem. Spojrzałam na niego jednym okiem i zobaczyłam jego minę.
- Nie no, normalnie muszę cię cały czas pilnować. - powiedział śmiejąc się i siadając na moim miejscu na kanapie. Nie przerywając czynności pokazałam palcem na Aurelię. Chyba zrozumiał o co chodzi. Ed usiadł obok niego. Wszystkim po chwili zaczęło się nudzić, więc przerwaliśmy w połowie. Wstałam i przesunęłam stół pod ścianę. Wszyscy zasiedli na podłodze. Wzięłam butelkę z nadzieją, że wypadnie na Arielkę. I nie myliłam się.
- No więc Aurelio. Prawda czy wyzwanie?
- Hm... prawda
- No więc pytanie. Fajnie. No to... - przerwałam na chwile. - Który z chłopców obecnych tutaj, podoba ci się najbardziej?
- Mogę dać fanta?
- Ok, ale ja wybieram. - powiedziałam z uśmiechem.
- No dobra... - poddała się przyjaciółka.
- Ściągaj bluzkę. - odezwałam się stanowczo.
- Że co?
- Bluzkę ściągaj, co ty głucha? - przyjaciółka spiorunowała mnie wzrokiem, ale wykonała moje polecenie. Cała część męska skierowała się w jej stronę. Graliśmy jeszcze chyba z pół godziny. Potem Liam z Danielle oraz Emilie z Niallem poszli na podwójną randkę. Następnie Harry z Edem poszli do sklepu. Siedziałam na kanapie z Aurelią, Malikiem i Louisem. Zajadaliśmy popcorn, ale z naszymi zdolnościami, zwykłe jedzenie przerodziło się w bójkę na żarcie, jak to stwierdziła Arielka. Zrobił się nie zły bajzel, więc razem z Zaynem zaczęliśmy sprzątać. Pracę przerwał nam dźwięk otwierania drzwi. Zobaczyłam, że wrócił Harry, ale Eda nigdzie nie widziałam. Podeszłam do Hazzy. Miał strasznie dziwną minę.
- Harry, wszystko gra? Co ty masz w pudełku? Nie byliście w sklepie?
- Wszystko ok. Nie mam nic w pudełku. Byliśmy w sklepie, ale... - przerwał na chwilę. - To ja może pójdę do siebie.
- O nie kochanieńki. Co zrobiłeś? Po co ci to pudełko?
- Ale nie będziesz na mnie zła? - zapytał wbijając wzrok z podłogę.
- Nie będę.
- No dobra, ale chodź do pokoju. - powiedział łapiąc mnie za rękę i ciągnąc po schodach.
- A wy gdzie się wybieracie? - usłyszałam głos Louisa za nami.
- Idziemy do pokoju. - powiedziałam z uśmiechem. - Zaraz wracamy.
- Pamiętaj Harry co ci mówiłem. - zwrócił się do lokatego grożąc palcem. Zaśmiałam się cicho i pobiegłam za moim chłopakiem. Usiadłam na łóżku chłopaka, a Harry usiadł na przeciwko mnie. Położył między nami pudełko i otworzył je. Spojrzałam do środka. Prawdę mówiąc przeraziłam się. W środku leżał mały, wychudzony kotek. Był po prostu przeuroczy, ale dlaczego Hazza przyniósł do domu kotka? Skąd on go ma? O co tu chodzi?
- Słodki prawda? - zapytał loczek.
- Tak, jest bardzo słodki, ale skąd ty go masz?
- Znalazłem go na ulicy i poszedłem z nim do weterynarza. Na szczęście nic mu nie jest, tylko jest bardzo zagłodzony. - stwierdził Harry.
- To świetnie, ale ty masz zamiar go zatrzymać? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Nie, no oczywiście, że nie. - zaprzeczył.
- To dobrze, już się ba...
- My go zatrzymamy. Będzie nasz. Wspólny. - przerwał mi. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Harry, czy ty chcesz, żebyśmy zajęli się bezdomnym kotem?
- Tak, baardzo chcę. No zobacz jaki on słodki. - powiedział Hazz podając mi kotka. Wzięłam go na ręce, a on miauknął cichutko. Nie mogłam na to patrzeć. Miałam ochotę go schrupać taki był słodki.
- Boże, jaki on jest cudowny. Już go kocham, ale czy chłopcy nie będą mieli nic przeciwko?
- Miejmy nadzieję, że nie. Najwyżej ich zaszantażujemy i tyle. - zaśmiał się Harry.
- Jak go nazwiemy?
- Znalazłem go z karteczką : '' Sherlock '' . Więc co ty na to?
- Pasuje do niego. - stwierdziłam i przytuliłam go delikatnie. - Gdzie Sherlock będzie spał?
- Będzie spał z nami.
- Nami? - zapytałam unosząc brew.
- No wiesz, skoro mamy razem dziecko, w postaci kota to chyba można co?
- Ty jesteś nie poważny, ale dobra. Mi pasuje. Pytałeś się weterynarza, co nasz kotek może jeść?
- Powiedział, żeby na razie dawać mu mleko, a jak podrośnie to karmę dla juniorów. Heh, juniorów. - zaśmiał się Harry.
- Ok, to ja lecę do kuchni i zaraz wracam. - powiedziałam na odchodne i wyszłam. Cicho dreptałam do pomieszczenia chwyciłam mleko z lodówki i małą miseczkę.
- O, chce ci się pić? - usłyszałam głos Lou.
- Co ty mnie szpiegujesz czy co? - zapytałam. - Jestem dużą dziewczynką.
- Właśnie widzę. - spojrzałam na niego zdenerwowanym wzrokiem i pokazałam mu język. - Wredzielco! - krzyknął za mną Lou. Weszłam do pokoju i zobaczyłam jak Harry trzyma jakieś zdjęcie.
- Eli, wypadło ci z kieszeni. - powiedział podając mi fotografię. Spojrzałam na nią. Faktycznie to moja.
- Pewnie chcesz teraz wiedzieć kto to prawda?
- Ciekawi mnie to bardzo. - powiedział Harry klepiąc miejsce obok siebie na znak, żebym usiadła. Zajęłam swoje miejsce i głośno westchnęłam. Powrót do przeszłości jest dla mnie bardzo trudny.
- To - pokazałam palcem na zdjęciu. - Jestem ja, po prawej to Aurelia, obok niej Paulina, a z mojej lewej to Łukasz. Byliśmy przyjaciółmi. - z trudem powstrzymywałam łzy.
- Łukasz i Paulina mieszkają w Polsce? - zapytał Hazza.
- Można tak powiedzieć. Są w Polsce, ale nie żyją... - powiedziałam cicho.
- O jejku, współczuję. - powiedział Harry obejmując mnie ramieniem. - Chcesz się komuś wyżalić?
- Tak... - odpowiedziałam wycierając łzę z policzka.
- No to zamieniam się w słuch.
- Ta historia nie jest zbyt kolorowa. Poznaliśmy się...

------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie 14 rozdział! ♥
Mam nadzieję, że się podoba. Moim zdaniem to ten rozdział jest nudny i nie jestem z niego dumna. Piszcie swoje opinie. Kocham was siostrzyczki :*
3 wasze komentarze i wstawiam następny rozdział :3
♥♥♥

sobota, 10 sierpnia 2013

Hejka

Wprowadziłam pewne małe zmiany na blogu. Między innymi dodałam taką zakładkę jak ''Piosenki''. Tam znajdziecie wszystkie piosenki, których użyłam w opowiadaniu. Zapraszam również do składania zamówień na imaginy na moim drugim blogu :3
Dziś spodziewajcie się 14 rozdziału :*
♥♥♥

piątek, 9 sierpnia 2013

Take my hand, we’ll get there ♥

Nowa Bohaterka!

Aurelia (Ariel, Arielka, Ariela) Wilk, 21 lat. Mieszka w małej wiosce pod Warszawą. Przyjaciółka Elizabeth. Directioner. Uzależniona od papierosów. Jej marzeniem jest zostać profesjonalną tancerką i mieszkać w Londynie razem z Eli. Uparta, ma trudny charakter, ale jest bardzo wrażliwa na krzywdę innych, słabszych. Czasem chodzi z głową w chmurach. Jest typową buntowniczką.

------------------------------------------------------------------------------------                    
Tą przecudowną chwilę przerwał pisk opon i huk. Odkleiliśmy się od siebie i postanowiliśmy, że będziemy
udawać. Jakby kompletnie nic się nie stało.
- Wybacz, ale to był impuls. - powiedział Loczek. - Przepraszam.
- Spokojnie, to nic dla mnie nie znaczy. Niczego do ciebie nie czuję. Jeśli chcesz możemy o tym zapomnieć. - powiedziałam oszukując sama siebie. Jestem jakaś głupia. Mogłam mu wyznać prawdę. Przynajmniej upewniłam się, że Harry nie odczuwa tego co ja. On mnie nie kocha.
- Jasne, zapomnijmy o tym.
 Poszliśmy na miejsce prawdopodobnego wypadku. Dwa samochody się zderzyły. W jednym z nich byli Louis i Zayn!
- O mój boże! - krzyknęłam i podjechałam jak najszybciej do Lou i Zayna. Byli cali poobijani i mieli rany na całym ciele. Powstały na skutek wybitej przedniej szyby. I samochód idzie do naprawy. Rany były malutkie, ale krew leciała z nich wartko.
- Nic wam się nie stało? - zapytałam Lou i przytuliłam go.
- Spokojnie, nic nam nie jest. Nie denerwuj się tak. Wszystko w porządku. - uspokajał mnie Louis. Mimo, że minęła tylko chwila, ja już byłam zapłakana. Bałam się o przyjaciół. Bałam się jak nie wiem co.
- A co z tym drugim kierowcą?
- Nie wiem, po zderzeniu od razu uciekł. Nawet nie widziałem jego twarzy. - powiedział Zayn. - Kto normalny po stłuczce, zostawia samochód i ucieka? - zapytał Lou.
- Ktoś, kto chciał, żebyście go nie zobaczyli. - powiedział Harry. Wszyscy skierowali wzrok w jego stronę. - No co? Po prostu głośno myślę.
- Dobra, nie myślmy o tym. Chodźmy do lekarza. - powiedziałam po chwili ciszy.
- Ale po co? Nic nam nie jest. - powiedział Louis.
- Jak to nie? Spójrzcie na siebie! - powiedziałam podniesionym tonem.
- Eli, ja nigdzie nie idę, do żadnego lekarza. - zaprzeczał Lou.
- Chcesz, żebym przez ciebie płakała?
- Dlaczego miałabyś płakać? - zapytał.
- Bo się o was martwię i nie chcę, żeby coś wam się stało, a jak nie pójdziecie do lekarza, a okaże się, że to coś poważnego? Co ja wtedy zrobię? Ja się załamię... - zaczęłam panikować. Wiedziałam, że wtedy wymiękną.
- No dobra dobra. Pójdziemy do tego lekarza. - poddał się Louis.
- Ale.. - dopowiedział Zayn.
- Co chcecie w zamian? - zapytałam z nutką strachu w głosie. Co oni mogą wymyślić?
- Musisz mnie pocałować, chociaż w policzek. Mnie i Louisa.
- Ej, a ja? - oburzył się Harry. Spojrzałam się na niego znacząco. ,,Ty już dostałeś'' - pomyślałam.
- Też byś dostał całusa, ale jesteś zajęty. Masz tego swojego pustaczka. - zaśmiał się Louis. Hazza rozpłakał się i pobiegł w stronę parku.
- Co ty zrobiłeś? Ona go zdradziła i prawie pobił się z jakimś wielkim tępym osiłkiem, ale na szczęścia ja wkroczyłam do akcji. Pobiłam go. Hehehe. Pewnie bylibyśmy w drodze do szpitala - powiedziałam z nutką dumy w głosie.
- Jak to? Biłaś się, będąc na wózku, z wielkim tępym osiłkiem? Czyś ty oszalała?!- zapytał Lou. Opowiedziałam mu całą historię, a on zaczął na mnie krzyczeć. Postanowiłam go ignorować i pojechałam szukać Harrego.
- A gdzie ty się wybierasz młoda panno? Jeszcze z tobą nie skończyłem! - krzyknął za mną Lou.
- Ta, ta, ty se tu kończ, Zayn cię wysłucha. Ja idę szukać mojego przyjaciela, który gdzieś tam siedzi i płacze. Będę za około pół godziny. W tym czasie macie jechać do lekarza jasne? - rozkazałam.
- Jak słońce, ale co z naszymi całusami? - zapytał Zayn zabawnie poruszając brwiami.
- Spotkamy się w domu, to dostaniecie nagrodę.
- No dobra... uważaj na siebie El. - powiedział Louis patrząc mi w oczy. Ja w odpowiedzi pokiwałam głową i odjechałam. Lou jest bardzo opiekuńczy. To takie słodkie. Przejechałam już prawie cały park w poszukiwaniu loczka, ale na daremno. Miałam już najgorsze przeczucia. A co jak zrobił sobie krzywdę? Nagle za mną usłyszałam ciche popłakiwanie. Odwróciłam się. Zobaczyłam Hazze, całego i zdrowego przynajmniej fizycznie, bo z psychiką było gorzej. Był załamany.
- Harry, nie płacz. Proszę cię, nie płacz, bo ja się rozpłaczę. - powiedziałam błagalnym głosem. Nie potrafiłam patrzeć na płaczącego Hazzę.
- Jak ona mogła mi to zrobić? Była całym moim życiem. Kochałem ją najbardziej na świecie. Może na nią nie zasługiwałem. - płakał Hazza. Podjechałam bardzo blisko i podniosłam mu lekko głowę przecierając łzy. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
- To ona na ciebie nie zasługiwała. Miała taki skarb, nawet nie zdawała sobie sprawy jaki jest cenny. Miała twoją bezgraniczną miłość, ale wolała ją odrzucić. Teraz ona będzie cierpieć i żałować, a ty nie możesz się poddać. Pokaż jej, że potrafisz się po tym podnieść. Wiem, że to jest bardzo ciężkie, wiem, że to bardzo boli, bo sama kiedyś byłam w o wiele gorszej sytuacji, ale nie poddałam się i znów jestem szczęśliwa. Nawet się zakochałam, ale wiem, że z tej miłości nic nie wyjdzie. Wiem, że jest nie odwzajemniona. - pocieszałam go.
- Rozmawiałaś już z tym chłopakiem? Może on też cię kocha? - zapytał przecierając łzy i pociągając nosem.
- Ale ja nie potrafię. W tych sprawach jestem nieśmiała. - zaczerwieniłam się.
- Spróbuj na mnie. No dajesz. - powiedział siadając prosto i uśmiechając się. Westchnęłam głośno i zaczęłam mówić.
- Słuchaj, bo jest taka sprawa... odkąd cię poznałam, wiedziałam, że jesteś moim ideałem. Na początku nasze relacje były okropne, ale potem się poprawiły. Teraz wiem, że to co czuję do ciebie to w 100% miłość. Wiem też, że ty nie czujesz tego samego, ale chciałam, żebyś zdawał sobie sprawę z tego, że kocham cię. Po prostu cię kocham.- powiedziałam cały czas patrząc Hazzie w oczy.

                                                             ***Oczami Harrego***
Mówiła to wszystko tak, że zacząłem zazdrościć temu chłopakowi. Będzie miał wspaniałą dziewczynę. Jak ją odrzuci to będzie totalnym frajerem. Szkoda tylko, że Eli nigdy się nie dowie co do niej czuję. Co czułem od pierwszego spotkania. Dlatego byłem dla niej taki okropny. Nie mogłem dopuścić myśli, że kocham inną dziewczynę. Jest mi z tym źle, że ją tak potraktowałem. Ona jest wspaniała. Czuję się okropnie z tym, że pomogę jej w wyznaniu miłości innemu chłopakowi, ale w końcu to moja przyjaciółka. Muszę jej pomóc. Na początku miałem malutkie nadzieje, ale po naszym pocałunku, Eli rozwiała je podczas słów: ,,Nic do ciebie nie czuję'', które z resztą zabolały.Zaczynałem się zatracać w jej pięknych oczach. Po chwili wstałem.
- No to chodź, jedziemy do tego chłopaka. Gdzie on mieszka? Powiesz mu to od razu. - powiedziałem z uśmiechem, ale w środku pękało mi serce.
- Harry nie trzeba.
- A dlaczego nie? Przecież im szybciej...
- Ale ten chłopak już o tym wie. - przerwała mi. Byłem kompletnie skołowany. Widziała moją zdziwioną minę.
- Tym chłopakiem jesteś ty! - powiedziała i zaczęła płakać. Bez wahania podszedłem do niej i wpiłem się w jej malinowe usta. Złapałem jej policzki i ocierałem z łez. Boże jak ja długa na to czekałem. Chciałem jej to wyznać wcześniej, ale nie umiałem. Nasz pierwszy pocałunek był inny. Był taki z zaskoczenia, w sumie bez emocji, a ten był pełen miłości.
- Kocham cię Eli, kocham jak cholera. Kocham cię od naszego pierwszego spotkania, ale nie umiałem ci tego powiedzieć. Nie dopuszczałem myśli o tym, że mogę kochać inną dziewczynę niż Pamela. Dlatego taki byłem. Przepraszam. - powiedziałem patrząc jej w oczy.
- Też cie kocham i to bardzo, ale mam jedną prośbę.
- Jaką? -zapytałem bez chwili zawahania.
- Nie bądź taki jak niektórzy chłopacy, błagam chociaż ty mnie nie zrań i nie zostawiaj mnie z byle powodu, albo całkowicie bez powodu. Nie chcę być kolejną zabawką na jakiś czas. Nie przetrwałabym tego. Możesz mi to obiecać?
- Mogę ci nawet przysiąc, że nigdy cię nie zranię, zawsze będę przy tobie i zawsze będę cie wspierał i pomagał ci we wszystkim. - powiedziałem nie spuszczając wzroku z jej pięknej twarzy.
- Dlaczego mnie okłamałaś? Po naszym pierwszym pocałunku? - zapytałem po chwili.
- Bałam się twojej reakcji.
- Nie musiałaś. - pocałowałem ją delikatnie w czoło. Ona w odpowiedzi podarowała mi najpiękniejszy na świecie uśmiech i przytuliła mnie. Czułem się jakbym był w niebie.

                                                        ***Oczami Elizabeth***
Czuję się wspaniale. Wspólnie, podjęliśmy decyzję. Jesteśmy parą. Razem wróciliśmy do domu. Przekroczyliśmy próg, a chłopcy zaczęli nas zasypywać pytaniami.
- Harry, już ok? - zapytał Zayn.
- Tak, już w porządku. W jak najlepszym porządku. - odpowiedział Harry zerkając ukradkiem.
- Gdzie wy byliście tak długo? - zapytał zdenerwowany Louis.
- A właśnie. Musimy wam coś powiedzieć. -skierowałam słowa do Lou i Zayna.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał Louis podejrzliwie.
- No, bo ja i Harry. - powiedziałam łapiąc go za rękę. Cała się zarumieniłam, bałam się ich reakcji. Staliśmy chwilę w ciszy, potwornej ciszy.
- Uhuu! Szczęścia, moje gołąbeczki! Dlatego was tak długo nie było! - wykrzyczał Zayn i mnie przytulił. Tak samo postąpił Louis.
- A, co u lekarza? - zapytałam po chwili.
- Nic poważnego, gorzej z samochodem. A właśnie, to co z tymi całusami? - poruszył brwiami Lou.
- Się koleś nie zapędzaj, ona jest moja. - powiedział Hazza obejmując mnie ramieniem.
- Ale Harry, obiecałam im.
- No dobra, ale chcę przy tym być. Widzę, że Louisa już korci. - uśmiechnął się poprawiając swoje cudowne loki. Chwilę siedzieliśmy na kanapie, a potem wparował Niall z torbą pełną jedzenia z Nandos, pobiegł od razu do kuchni, a za nim szła zmęczona Emilie.
- O, cześć Eli. Jak się czujesz? Wszystko ok? A właśnie miałam się zapytać, co lekarze ci powiedzieli? Mówili, kiedy będziesz chodzić? - zapytała Emilie.
- Prawdopodobnie nigdy. - odpowiedziałam spuszczając głowę.
- Kochanie, nie przejmuj się, poradzimy sobie. Będzie dobrze. - powiedział Hazza łapiąc mnie za rękę.
- Kochanie? - zapytała Emilie unosząc brew znacząco. Ja się uśmiechnęłam. Chyba zrozumiała o co chodzi.
- Dobra, ludziska, kto jest głodny? - krzyknął Niall wychodząc z kuchni. Trzymał wielką torbę z żarciem. Po pół godzinie, każdy był najedzony i oglądaliśmy jakiś beznadziejny program w telewizji.
- Jak było na przesłuchaniu?
- Ciężko, ale nie traktowali mnie źle. Po prostu potrzebowali jak najwięcej informacji o Adamie. Jak to w ogóle się stało? - powiedziała pijąc wodę.
- Ale co? - zapytał Niall.
- No, że Eli z Hazzą są razem. A ty co myślałeś? - zaśmiała się Emi.
- Co?! Dlaczego ja zawsze dowiaduję się ostatni?! To nie fair! - powiedział zdenerwowany Niall.
- Spokojnie Nialler, bez nerwów. Następnym razem obiecuję, że ty o wszystkim dowiesz się pierwszy. Ok? - starałam się o udobruchać.
- No dobra. - powiedział, ale w jego głosie słyszałam nutkę niezadowolenia. Opowiedziałam Emilie całą historię, a ona zareagowała cichym: ,,Ooo''. Uważała, że to jedna ze słodszych historii jakie słyszała.
- Mam do was pytanie. Mógłby ktoś zaprowadzić mnie do pokoju, bo chciałabym się zacząć rozpakowywać. No skoro mam z wami mieszkać. - powiedziałam z uśmiechem. Louis wstał i szepnął coś do ucha Harremu. Loczek kiwnął głową, a Lou zaniósł mnie na górę. Stwierdziłam, że mój pokój jest bardzo przestronny. Miałam w nim własną łazienkę, dwuosobowe łóżko, wielką szafę, toaletkę i tym podobne. Siedząc na wózku rozpakowywałam swoje bambetle, a przyjaciel uważnie mi się przyglądał.
- No dobra, walnę prosto z mostu, o co ci chodzi? Czemu się tak na mnie patrzysz? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Czas przeprowadzić rozmowę. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Jaką rozmowę?
- No wiesz, w zaistniałej sytuacji. No wiesz, chodzi o to, że teraz zapewne no wiesz...
- Nie nie mam pojęcia. - powiedziałam śmiejąc się z zakłopotania Louisa.
- No bo, kurde, ale to trudne, no chciałbym ci powiedzieć, że... hmm - chyba Louisowi plątał się język, bo bełkotał jak nigdy.
- No gadaj! Nie jestem małym dzieckiem! - wykrzyczałam.
- No bo ja nie chcę... - zawiesił głos.
- Ale czego nie chcesz do cholery?! - krzyczałam coraz głośniej. Wiedziałam,  że Louisa najlepiej zmusić do gadania krzykiem. Tylko tak się da go zmusić, no i jeszcze płaczem.
- Nie chcę, żebyś za szybko została matką. - powiedział ledwie słyszalnym szeptem. Na jego słowa wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Moje rozbawienie sprawiło, że rozbolał mnie brzuch i moje mięśnie twarzy też ucierpiały. Długo nie mogłam powstrzymać śmiechu. Przestałam jednak, bo zauważyłam minę Louisa.
- Ty mówisz poważnie? Bo ja osobiście myślałam, że tu jest ukryta kamera czy coś. - powiedziałam ocierając łzy ze śmiechu.
- Ja mówię śmiertelnie poważnie. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Oj. No dobra, zapomnijmy o tym, ale wiedz, że na razie nie planuję tego robić z Hazzą, ani z nikim innym. Spokojnie. - powiedziałam cały czas się śmiejąc.
- To dobrze, trochę mi ulżyło. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się słodko.
- No to ok, ja wracam do rozpakowywania. - oznajmiłam, po czym zabrałam się do wcześniej przerwanej pracy. Louis wyszedł z pokoju, a na jego miejsce przyszedł Harry. Szepnęli sobie coś i Lou zamknął drzwi. Nagle na dnie walizki zobaczyłam coś, czego szukałam od dawna. Mój zeszyt, w którym pisałam moje piosenki. Zaczęłam w wieku 14 lat. Otwieram na ostatniej zapisanej stronie i od razu powracają okropne wspomnienia. Wtedy, gdy przy życiu trzymały mnie tylko codzienne rozmowy z Louisem przez skypa. Mimo, że ja nie miała kamerki i tak rozmawialiśmy. Gdybym go nie miała, to nie byłoby mnie tu. Tylko Lou przytrzymywał mnie przy życiu.
- Nie wierzę, znalazł się... - powiedziałam szeptem sama do siebie.
- Co się znalazło? - zapytał Hazza z ciekawością. Podszedł do mnie, a ja momentalnie schowałam zeszyt poza jego zasięgiem wzroku.
- Nie nic, nic ciekawego. Po prostu dzięki tej przeprowadzce, znalazłam coś co wiele dla mnie znaczy. - powiedziałam wracając do przeszłości. Niestety ta chwila zamyślenia sprawiła, że Harry wziął mój zeszyt i otworzył na pierwszej stronie.
- Harry, nie, proszę. Oddaj mi to! No weź! - krzyczałam starając się go dogonić.
- Chcę tylko poczytać. Proszę... - powiedział z miną kota w butach ze shreka.
- No dobra, ale ostrzegam, że większość jest taka, jak ja. Inna na swój sposób.  - Hazza pilnie studiował cały mój zeszyt.
- Łał, masz talent i to wielki. - powiedział po przeczytaniu od dechy do dechy.
- Piszę to co czuję i jakoś leci. - uśmiechnęłam się, ale po chwili poczułam, że pieką mnie policzki, nie lubię się rumienić.
- Najbardziej mi się podoba ten ostatni.
- Drzewo wisielców? - zapytała ze zdziwieniem. - Ten utwór jest trochę... hmm jakby to ująć. Dość ciężki.
- Tak, ale też bardzo piękny. O, jest po polsku i po angielsku?
- No tak, najpierw napisałam po angielsku, a potem po polsku. Po prostu czułam taką potrzebę. Musiałam jakoś wyrazić swoje emocje. - posmutniałam na wspomnienie o mojej głębokiej depresji.
- Mogłabyś mi to zaśpiewać?
- Nie wiem, czy pamiętam melodię, ale mogę spróbować. Specjalnie dla ciebie. - powiedziałam i pojechałam po gitarę. Chwyciłam ją i od razu poczułam się lepiej. Gitara zawsze mnie uspokaja. Spokojnie wsłuchałam się w swój głos, śpiewający to jakieś 1,5 roku temu. Przypomniałam sobie tekst i nawet nie zauważyłam, jak zaczęłam śpiewać:

Are you, are you
Coming to the tree?
Where they strung up a man they say murdered three.
Strange things did happen here
No stranger would it seem
If we met up at midnight in the hanging tree.

Are you, are you
Coming to the tree?
Where the dead man called out for his love to flee.
Strange things did happen here
No stranger would it seem
If we met up at midnight in the hanging tree.

Are you, are you
Coming to the tree?
Where I told you to run so we’d both be free.
Strange things did happen here
No stranger would it seem
If we met up at midnight in the hanging tree.

Are you, are you
Coming to the tree?
Wear a necklace of rope, and again leave me
Strange things did happen here
No stranger would it seem
If we met up at midnight in the hanging tree.

- A teraz po polsku! Błagaam, uwielbiam jak śpiewasz. - zamknęłam oczy i śpiewałam raz jeszcze:

Czy ty, czy ty
Przy drzewie się pojawisz
Gdzie powiesili mężczyznę
Co troje ludzi zabił
Dziwne rzeczy się tu zdarzyły
Przed obcymi obaw nie miej i
Spotkajmy się o północy
Na wisielczym drzewie.

Czy ty, czy ty
Przy drzewie się pojawisz
Skąd martwy mężczyzna
Miłość swą odprawił
Dziwne rzeczy się tu zdarzyły
Przed obcymi obaw nie miej i
Spotkajmy się o północy
Na wisielczym drzewie.

Czy ty, czy ty
Przy drzewie się pojawisz
Gdzie kazałam ci biec
By oboje nas wybawić
Dziwne rzeczy się tu zdarzyły
Przed obcymi obaw nie miej i
Spotkajmy się o północy
Na wisielczym drzewie.

Czy ty, czy ty
Przy drzewie się pojawisz
Założysz naszyjnik z liny
I znów mnie zostawisz
Dziwne rzeczy się tu zdarzyły
Przed obcymi obaw nie miej i
Spotkajmy się o północy
Na wisielczym drzewie.

- I jak? Może ta polska wersja, nie jest dosłownym tłumaczeniem, ale to właśnie czułam w sobie. Wiedziałam, że ta piosenka odzwierciedla moje uczucia idealnie.
- To jest... piękne. Nigdy w życiu nie słyszałem tak pięknej i wzruszającej piosenki. Na prawdę to wszystko czułaś?
- Niestety tak. Napisałam tę piosenkę w czasie mojej poważnej depresji, ale na szczęście dzięki pomocy psychologa, przyjaciół i taty, poradziłam sobie.
- To po prostu cudowne, wszystkie twoje piosenki są cudowne, nawet już nie mówię o twoim anielskim głosie, który sprawia, że mam ciarki. Dlaczego ukrywasz swoje talenty? Powinnaś pokazać je światu.
- Ale ja nie jestem na tyle utalentowana, żeby to pokazać. Jest pełno ludzi, którzy są lepsi, a i tak jest im trudno się utrzymać. Ja bym sobie nie poradziła.
- Oj, Eli. Brak ci wiary w siebie. Jesteś lepsza niż inni, jesteś wyjątkowa i niezwykle utalentowana. Twój głos jest taki, że nawet trudno go opisać. Powinnaś chociaż spróbować.
- Raczej wątpię. - powiedziałam z lekkim zdenerwowaniem. Nie lubię jak ktoś mnie przekonuje. Jak coś sobie postanowię, coś sobie wbiję do głowy, to nie dam się przekonać. Po skończeniu rozpakowywania reszty swoich rzeczy usłyszałam krzyk z dołu.
- Gotowe! - krzyczała Emilie.
- Ale co gotowe? - zwróciłam do Hazzy.
- Zobaczysz. - uśmiechnął się w odpowiedzi. Wziął mnie na ręce razem z moim nierozłącznym przyjacielem wózkiem i zszedł na dół. Cały salon był w balonach, a na ścianie wisiał wielki napis: ''Wszystkiego najlepszego Eli!''. Na stole leżała sterta prezentów razem z wielkim tortem. Byłam zaskoczona. Krzyknęłam z radości i wszystkich zaczęłam ściskać. Z głośników leciała muzyka, a za oknem zgromadził się cały tłum  ludzi, śpiewających urodzinowe piosenki. Moi przyjaciele urządzili najlepszą imprezę urodzinową na świecie. Godzinę później po domu kręciło się pełno ludzi, a impreza trwała w najlepsze. W salonie goście szaleli na parkiecie, w kuchni spokojnie rozmawiali, a niektórzy przenieśli imprezę na podwórko. Większość tych ludzi znałam. Głównie dlatego, że byli moimi sąsiadami, a niektórzy to starzy znajomi z dzieciństwa. Chwilę później słyszę dzwonek do drzwi. Dziwię się, bo dotychczas nikt nie pukał, ale mimo to popędziłam, żeby je otworzyć.
- Eli! - krzyknęła Aurelia.
- Boże, Aurelia. Jak ja za tobą tęskniłam. - powiedziałam przytulając przyjaciółkę.
- Wszystkiego najlepszego kochana! - powiedziała starając się przekrzyczeć zbyt głośną muzykę.
- Dzięki, zapewne chłopcy cię tu ściągnęli prawda? - zapytałam w tle słysząc jedną z moich ulubionych piosenek: ,,Up all night''.
- Taak, a tak w ogóle, to co ci się stało?
- No, wiesz, mam połamane obie nogi, jak widać. - oznajmiłam z uśmiechem starając się ukryć ból. - Chodźmy do środka i zabawmy się. - poszłyśmy w głąb domu. Zaproponowałam Aurelii coś mocniejszego, a ona z przyjemnością zaczęła się opijać. Potem sama się obsługiwała, a ja pojechałam do salonu i przyglądałam się świetnie bawiącym się gościom. Co ja bym dała, aby znowu stanąć na nogi? Zapewne bardzo dużo, ale teraz nie mogę o tym myśleć. Muszę się bawić. Pojechałam do kuchni i chwyciłam po zamkniętą butelkę Jacka Danielsa. Jednym sprawnym ruchem otworzyłam butelkę i bez wahania zaczęłam ją opróżniać. Zaczęłam myśleć o tacie. Powinnam teraz przeżywać żałobę, ale pamiętam jak kiedyś mój psycholog powiedział, żebym ignorowała żałoby, bo jest zbyt duże prawdopodobieństwo powrotu depresji tylko tym razem znacznie silniejszej i trudniejszej do pokonania. Nie chcę tego przechodzić od nowa. Czuję się z tym parszywie, wiem, że nie powinnam teraz uczestniczyć w tej imprezie. Nie minęło nawet 15 minut, a cała butelka była pusta. Piłam bez opamiętania. Potem rozmawiałam chwilę z Aurelią i przedstawiłam ją chłopakom.
- O właśnie was szukałam, to jest Aurelia. Pewnie ją znacie skoro ją tu ściągnęliście, ale lubię przedstawiać ludzi. - powiedziałam ze śmiechem. Aurelia też jest directionerką, więc chłopcy nie musieli się przedstawiać. Poznałam Aurelię z Emi. We trójkę, w babskim gronie, siedziałyśmy w kuchni i piłyśmy dość silny alkohol. Z tego co zauważyłam to wypiłam najwięcej. Pierwszy raz opróżniłam prawie 4 butelki czystego Danielsa. Podszedł do nas Harry.
- Dziewczyny, jest już późno. Może położycie się na górze? Widzę, że sporo już wypiłyście, trochę dużo zostało butelek, więc będzie lepiej jak pójdziecie spać. - powiedział zatroskany Hazza. Spojrzałam na zegarek.
- Ale Harry, jest dopiero... 3:32. Wcale dużo nie wypiłyśmy. Powinieneś się odprężyć. W ogóle coś dzisiaj wypiłeś? - odezwałam się.
- Ze dwa piwa i chyba trzy czy cztery drinki, ale nic poza tym. Widzę, że ty wypiłaś trochę więcej. Jak sądzę, samego Jack'a Danielsa prawda?
- Może, ale czuję się doskonale. Są moje urodziny, trzeba się bawić! Czuję się tak dobrze, że mogę nawet stanąć na nogi. Mogę wstać z tego pie*rzonego wózka. - powiedziałam wstając. Od razu gips oraz zbyt duża ilość alkoholu sprawiła, że straciłam równowagę. Harry złapał mnie i zanósł do sypialni. Aurelia razem z Emilie posłusznie podążały za Hazzą. Całą trójkę wprowadził do pokoju z wielki łóżkiem. Mogłoby pomieścić chyba z 6 osób. Loczek dał nam coś do spania, a my przebierałyśmy się w to. Ułożyłam się wygodnie pomiędzy przyjaciółkami, a mój kochany loczek przykrył nas delikatną kołdrą.
- Dobranoc. - powiedział wychodząc z pokoju.
- Dobranoc. - odpowiedziały Aurelia i Emi.
- Harry! - wydarłam się na cały głos. Sekundę później był z powrotem w pokoju. Wyciągnęłam do niego ręce i przytuliłam najmocniej jak byłam w stanie. Potem pocałowałam go soczyście.
- Dobranoc. - powiedziałam patrząc w jego oczy. - Wiesz, że cię kocham?
- Ja cię kocham bardziej. - oznajmił i wychodził z pokoju. - Dobranoc.
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy! I to ja cię kocham bardziej. - wykrzyczałam tak, aby Harry to usłyszał. Z trudem przekręciłam się na bok i spokojnie zasnęłam. Nie przeszkadzała mi głośna muzyka. Byłam zbyt zmęczona. Gdy się obudziłam, było dość późne popołudnie. Bolała mnie głowa. Miałam okropnego kaca. Z trudem wpakowałam się na mój wózek i skierowałam się ku schodom. W pobliżu nie było nikogo, więc pomyślałam, że zjadę sama na dół. Zjechałam z pierwszego stopnia i straciłam panowanie nad całą sytuacją. Skutkiem był zjazd ze schodów i poturbowanie się. Trochę narobiłam hałasu. Na samym końcu wypadłam z mojego pojazdu i chwilę leżałam na podłodze. Nagle z salonu usłyszałam, że ktoś się zbliża.
- Ktoś wie co to było? - zapytał Zayn.
- Pójdę sprawdzić na górze, czy coś się nie stało. - oznajmił Harry i ruszył w moją stronę. Spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałam sama ledwie wytrzymując ze śmiechu. Hazza opanował się i posadził mnie z powrotem na wózek. Pojechałam do chłopaków.
- Znam już przyczynę tego hałasu. - oznajmił Hazza. - No, pochwal się Eli.
- Spadłam ze schodów. - powiedziałam ściszonym głosem. Zayn razem z Harrym wybuchnęli śmiechem, a Louis z trudem zasłaniał ręką usta. Myślał, że nie zobaczę jego miny. Akurat. Głupia nie jestem. Nie mam pojęcia dlaczego tak zareagowałam. Najbardziej działa na mnie świadomość, że prawdopodobnie nigdy sama nie zejdę za schodów, takie typowe czynności sprawią, że stanę się zależna od drugiego człowieka. To wszystko mnie dołuje.
- To wcale nie jest śmieszne! Jesteście wredni! Nie myślałam trzeźwo ani racjonalnie! Nie odzywam się do was, a z waszego wynagrodzenia za pójście do lekarza nici! Nawet o tym nie myślcie! - powiedziałam podniesionym głosem i pojechałam do kuchni. Wkurzyli mnie. Nie powinni się śmiać. To nie moja wina, że nie zbyt radzę sobie z kalectwem i kacem jednocześnie. Podjechałam koło blatu i zaczęłam zbierać butelki. Trochę się ich nazbierało. Cały dom był posprzątany, ale kuchnia nie. Zbierałam butelki, aż nagle poczułam delikatne dłonie na moich ramionach.
- Spadaj Harry, idź się ze mnie pośmiać gdzie indziej. - oznajmiłam nie zwracając na niego uwagi.
- No weź, nie bądź taka. To tylko żarty. Musiało się stać coś innego. Normalnie, to byś się śmiała równie głośno. - powiedział stając przed moimi oczyma. - Mów.
- Ale co?
- No to co ci na wątrobie leży.
- Ja się boję Harry, strasznie się boję. Nie chcę spędzić reszty życia na tym de*ilnym wózku. Ja się na nim duszę, chcę znowu biegać i skakać i schodzić po schodach. Chcę znowu stanąć na nogi, ale wiem, że to praktycznie nie możliwe. - zaczęłam płakać. Hazza natychmiast mnie przytulił. - Nie chcę całe życie być zależna od kogoś innego. Ja chcę być normalna.
- Masz trochę niskie wymagania, inni chcą latać, a ty schodzić po schodach. Nie denerwuj się skarbie. Wszystko będzie dobrze. Zrobię wszystko, żebyś jak najszybciej stanęła na nogi. Pamiętaj, że zawsze masz mnie. Bez względu na wszystko. - uspokajał mnie Harry i głaskał delikatnie po włosach. Kocham jego dotyk.
- Kochasz mnie? - zapytałam prosto z mostu.
- Co to za pytanie, kocham cię najbardziej na świecie.
- Jak możesz kochać taką kalekę jak ja? - zapytałam, ale dlaczego to nie mam pojęcia.
- Wiesz co? To pytanie jest bez sensu. G*wno mnie obchodzi czy jesteś na wózku, czy nie. Kocham twój charakter, twoją osobowość, ale to nie moja wina, że tak wspaniała dziewczyna z wielkim talentem i niezwykłym, buntowniczym charakterze jest tak piękna, że mógłbym się w nią wpatrywać godzinami. Kocham cię za to kim jesteś. I nigdy nie przestanę cię kochać. Pamiętaj. - powiedział czule wycierając mi łzy z policzka. Chwycił mnie delikatnie i zaniósł do mojego pokoju. Tam utulił mnie i powiedział, że powinnam się wyspać.
- Kocham cię, bardzo, bardzo, bardzo, najbardziej na świecie. Dziękuję ci. Jesteś dla mnie ogromnym wsparciem. - powiedziałam całując Harrego w usta. Jestem szczęśliwa. Może nie znam go za długo, ale myślę, że znam go dostatecznie dobrze. Wiem, że go kocham. Całym moim sercem. Hazza wyszedł, a ja momentalnie zasnęłam. Obudziłam się następnego dnia rano. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wyciągnęłam się.
- Wyglądasz tak słodko kiedy śpisz. - usłyszałam głos loczka. Spojrzałam w jego stronę. Był bez koszulki, miał całe poczochrane włosy i zaspaną twarz. Boże, on ze mną spał.
- Od kiedy śpimy w jednym łóżku? - zapytałam z uśmiechem.
- Od wczoraj. Nie mogłem spać i przyszedłem do ciebie.
- Oj, wujek Louis będzie zły. - zaśmiałam się.
- No to mamy przechlapane. - wybuchnęliśmy śmiechem. W tym momencie do pokoju wszedł Louis.
- Wiedziałem. Ja ku*wa wiedziałem. Styles rozmawialiśmy o tym prawda? Tak więc teraz mi powiedzcie co tutaj zaszło? Czekam na wyjaśnienia. - powiedział wyraźnie wnerwionym tonem.
- Spokojnie tato, nic tu nie zaszło. Po prostu... Harry wyjaśnij proszę Louisowi całą tą sytuację. - powiedziałam z uśmiechem.
- Dlaczego ja?
- Bo to ty wlazłeś mi do łóżka kiedy spałam, a nie odwrotnie. - wysyczałam, przez zęby.
- No dobra. Louis ty się przyjacielu nie denerwuj, bo nic nie zaszło. Nie mogłem w nocy spać to przyszedłem tu, a Eli tak słodko spała, że się położyłem obok niej i zasnąłem. To wszystko. - oznajmił Harry.
- Nie wierzę wam, ale dobra, uznajmy, że to prawda. Jeszcze o tym pogadamy. Teraz Eli dostanie swój prezent. - powiedział Louis puszczając oko Harremu.
- Jaki prezent? O co wam chodzi?
- Nie możesz na razie nic jeść.  Pojedziemy do Milton Keynes. Wyjeżdżamy za godzinę. Za jakieś pięć godzin masz operację. - powiedział Harry patrząc na zegarek.- Znaleźliśmy lekarza, który zrobi ci operację nóg. Będziesz w szpitalu około dwa tygodnie, a potem będziesz mogła chodzić. Przez pierwsze 5 dni będziesz odpoczywała po operacji, a resztę czasu spędzisz na rehabilitacji. Wrócisz do domu na własnych nogach. - po tych słowach rzuciłam się na szyję Loczka. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Nawet nie zauważyłam tego, że płaczę.
- Boże dziękuję wam, ale trochę mi głupio. Tyle już dla mnie zrobiliście, a ja dla was nic. Normalnie mnie rozpieszczacie. Do końca życia będę wam wdzięczna. Moje marzenie się spełni. Nie mogę w to uwierzyć.
- Marzenia są marzeniami, dopóki nie zdecydujesz się ich spełnić. - powiedział Harry. Usiadłam na wózek i jeszcze chwilę ściskałam Hazzę i Lou. Potem pojechałam do łazienki i ubrałam się oraz umyłam. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 10:30. Mam pół godziny. Wyjechałam z łazienki i zaczęłam się pakować. Chwyciłam mój kochany plecak, który miałam na biwaku. Włożyłam do niego telefon, ładowarkę, słuchawki, książkę ,,Echo Park'', kosmetyczkę, bieliznę, piżamę oraz dokumenty. W plecaku nie zabrakło oczywiście mojego kochanego pluszowego króliczka. Chwilę później usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Do mojego pokoju wszedł Niall.
- Cześć Eli. Co tam u ciebie? - zapytał blondas.
- U mnie w porzą...
- O mój boże!!! - krzyknął Niall, przerywając mi. - Skąd masz tę gitarę?!
- Dostałam od taty. - uśmiechnęłam się.
- Ja nigdzie nie mogę jej znaleźć. Ona jest legendarna normalnie. Mogę spróbować?
- Jasne, że tak. - powiedziałam czochrając jego jasne włosy. Niall chwycił gitarę i grał cudowne rzeczy, a potem dołączył jego wspaniały głos. Wszystko zgrywało się w jedną wielką i piękną harmonię. O 10:50 wraz z pomocą Niallera znaleźliśmy się na dole. W siódemkę wpakowaliśmy się do siedmioosobowego Vana, który Emilie pożyczyła od taty. Prowadziła Emi, a obok niej siedział Niall. Za nimi siedzieli Zayn i Aurelia, a na samym końcu siedziałam ja z Hazzą i Louisem. Liam został w domu z Danielle, z którą umówił się już wcześniej. Każdy zajął swoje miejsce i ruszyliśmy. Cały czas się wygłupialiśmy.
- Jestem głodnyy! - po chwili krzyknął Niall. - Zatrzymajmy się gdzieś. Zaraz umrę z głodu.
- Ja też jestem głodna i to jak. - powiedziałam.
- Niall, wytrzymaj jeszcze pół godziny. Dojedziemy na miejsce i kupię ci coś. Ok? - odezwała się Emilie.
- No dobra. - powiedział udobruchany Niall. Nie minęło 20 minut i byliśmy na miejscu. Chłopcy z Aurelią odprowadzili mnie do lekarza, a Emilie z Niallem poszli kupić coś do jedzenia.
- Dzień dobry doktorze. To jest Elizabeth Sullivan. - przedstawił mnie Louis.
- A więc to jest ta słynna Eli. Witam panią, jestem dr.Smith. Podczas pani operacji zastosujemy nowej generacji sprzęt, który zagwarantuje pani możliwość chodzenia.
- Dzień dobry. Nawet nie zdaje sobie pan sprawy z tego jak bardzo się cieszę. - powiedziałam z uśmiechem i uścisnęłam rękę lekarzowi.
- Pielęgniarka zaraz zaprowadzi panią do sali i udzieli wszelkich informacji. - odezwał się doktor i odszedł. Zostałam zaprowadzona do czystej, białej sali. Pielęgniarka przekazała mi wszystkie informacje i oznajmiła, że za pół godziny przyjdzie z tabletką delikatnie usypiającą, a potem zabiorą mnie na sale operacyjną i zastosują narkozę ogólną. Ubrałam wyznaczoną dla mnie hmm.. odzież szpitalną i położyłam się na łóżku. Miałam pół godziny, żeby się pożegnać. W końcu to mogą być ostatnie chwile mojego życia. Zawsze coś może pójść nie tak jak powinno. Zanim się obejrzałam, już wszyscy pakowali się do mojej sali. Wszyscy oprócz Harrego. Najpierw przytuliłam Zayna, potem Nialla, a następnie Arielkę. Następna była Emilie, a na końcu Lou. Nadal nie było Harrego.
- A co z Hazzą? Gdzie on polazł? - zapytałam zmartwiona.
- Poszedł do toalety. Zaraz przyjdzie. - powiedział Zayn.
- Dobra, mniejsza o to. Jeśli coś mi się stanie... - zaczęłam.
- Eli... - warknął Louis.
- Ty się zamknij i mnie słuchaj jasne. No, to chciałabym wam wszystkim bardzo podziękować, za to co dla mnie zrobiliście i robicie cały czas. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Jeśli coś mi się stanie, to chciałabym, aby moją gitarę wziął Niall. - wymieniałam wszystkie rzeczy, które chciałabym podarować przyjaciołom w ,,spadku'' czy jakoś tak. - A właśnie. Louis i Harry, którego jeszcze tutaj nie ma. Chciałabym abyście zostali rodzicami zastępczymi dla Slenderka.
W tym momencie Harry wszedł do sali.
- Harry, będziesz tatusiem. - odezwał się Lou. Wszyscy momentalnie wybuchnęli śmiechem. - No w sumie nie zostaniesz, bo Eli wyjdzie z tego cała i zdrowa, ale wolę, żebyś się na to przygotował.
- Co? Ale jak tatusiem? - zapytał zdezorientowany Harry.
- No bo gdy coś mi się stanie...
- Ale nie stanie... - przerwał mi Louis.
- Ale gdyby coś mi się stało, to chciałabym, abyś ty Hazza razem z Louisem zaopiekowali się Slenderkiem.
- Jezu, a już się przestraszyłem. - odetchnął Harry z ulgą.
- Ale, czego się przestraszyłeś. Przecież, jak mi wmawiasz, nie robiłeś niczego niestosownego z Eli. Do niczego nie doszło, więc czego się bać? - zapytał Lou unosząc brew.
- Zamknij się Tomlinson. - powiedział Harry przymrużając oczy. Pożegnałam się jeszcze ze wszystkimi. Zostałam sama z moim kochanym Harrym.
- Hazza, posłuchaj mnie uważnie. Jeśli coś mi się stanie, to pod żadnym pozorem nie możesz robić bezmyślnych rzeczy. Żyj tak, jakbyś nigdy mnie nie spotkał. Nie załamuj się, nie próbuj się zabijać i nie odwołujcie koncertów, ani nic. Po prostu zapomnijcie. Jakbym nigdy nie istniała. - mówiłam patrząc w jego cudownie zielone oczy, które przeszkliły się łzami.
- Ty chyba sobie żartujesz. Nie potrafiłbym o tobie zapomnieć. Kocham cię jak nigdy nikogo nie kochałem. Do normalnego funkcjonowania potrzebuję ciebie jak tlenu. Zawsze będziesz żyła w nas wszystkich. Nikt o tobie nie zapomni. W ogóle po co ja to gadam. Jutro obudzisz się i wszystko będzie w porządku jasne? Zabraniam ci robienia czegokolwiek innego! Masz się jutro obudzić. Nie ma innej opcji. - powtarzał Harry. Zauważyłam, że po jego policzku spływają pojedyncze łzy. Przetarłam je delikatnie i pocałowałam loczka tak jakby jutro miałby być koniec. Koniec wszystkiego.
- Żegnaj Harry. - powiedziałam po połknięciu tabletki.
- Raczej do zobaczenia jutro. - poprawił mnie Hazza.
- Kocham cię, pamiętaj o tym bez względu na wszystko. Kocham najbardziej na świecie. - wyszeptałam odpływając w krainę snów. Zasnęłam z nadzieją, że jutro zobaczę uśmiechnięte twarze moich przyjaciół. Zasnęłam z nadzieją, że przeżyję.
------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie, po mojej nieobecności, wreszcie jest 13 rozdział! <3
Mam nadzieję, że się podoba. Starałam się bardzo.
Jak myślicie, co się stanie w następnym rozdziale?
Co wam się podobało, a co nie w tym rozdziale?
Jeszcze jutro wstawię następny rozdział. Oczywiście jeśli chcecie :**
♥♥♥

Koniec przerwy ♥

Zaszła pewna zmiana planów. Wróciłam wcześniej. Teraz będę z wami częściej kociaki wy moje :*
Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie. Wybaczcie mi tę chwilę nieobecności, ale przez pewną osobę musiałam chwilę odpocząć. Tęskniłam za wami to bardzo prze bardzo! :3
Przepraszam jeszcze raz ♥
PS. Wstawić dzisiaj 13 rozdział?
PS2. Idzie może ktoś z was na premierę This is us w Toruniu w CC?
♥♥♥