niedziela, 28 lipca 2013

Just one kiss and I will be hooked to her fire ♥

Potem podszedł do nas policjant. To co powiedział wstrząsnęło nami wszystkimi.
- Pani Sullivan? - zapytał mnie gliniarz.
- Tak, to ja. - potwierdziłam.
- Zapewne pani wie, że pani ojciec nie żyje prawda?
- Tak, wiem. - powiedziałam ze spuszczoną głową.
- To nie był zwykły wypadek. Auto pani ojca było niesprawne. Przewód hamulcowy został przecięty. Gdyby pojazd był w pełni sprawny, pani ojciec by żył. - powiedział policjant. Nie mogłam w to uwierzyć. Wpatrywałam się w funkcjonariusza i nie docierały do mnie te słowa. Ktoś chciał śmierci mojego taty. Tylko kto? Od razu przyszedł mi do głowy Adam. Przecież mógł to zrobić tylko dlatego, żebym ja cierpiała. W końcu ma nierówno pod sufitem.
- Chyba wiem, kto mógłby to zrobić. - powiedziałam po chwili ciszy.
- Zna pani tę osobę osobiście?
- Tak, znam. Wydaje mi się, że mógłby to być Adam Jones. To ten, który przed chwilą chciał mnie porwać.
- Mogłoby tak być, on przecież chce tylko tego, żebyś cierpiała. - powiedziała Emi.
- No właśnie. - przytaknął Louis.
- Chodzi państwu o Adama Jonesa lat 23 prawda? Dwa lata temu miał sprawę w sądzie o porwanie,a potem morderstwo. Wyrok odbywał w szpitalu psychiatrycznym. Znamy go. I to bardzo dobrze. Teraz musimy go znaleźć. To była kolejna próba porwania i jeszcze do tego ucieczka przed policją. Pewnie trochę zajmie nad przeszukanie całej okolicy. Wtedy jeśli go nie znajdziemy, to przeszukamy cały Londyn. Jest teraz głównym podejrzanym w śledztwie, które prowadzimy na temat śmierci pani ojca. Musimy go przesłuchać. A na razie, na wszelki wypadek, lepiej będzie jeśli pani nie będzie zostawała sama i nigdzie nie wychodziła sama. On zapewne będzie próbował jeszcze raz panią porwać.
- Nie dopuścimy do tego. - powiedział Lou. Policjant odszedł i ruszył w stronę swoich współpracowników. Gdy funkcjonariusze odjechali, zostałam przewieziona do mojej sali. Pielęgniarka zajęła się podłączeniem maszyn do mojego ciała. Potem wszedł lekarz.
- Panno Sullivan. Bardzo mi przykro z powodu taty i tego co się przed chwilą stało. Ten człowiek na pewno nie zbliży się do pani sali. My to gwarantujemy.
- Dziękuję bardzo. - powiedziałam z uśmiechem. Byłam chwilę sama w sali i myślałam. Nad wszystkim. Co by było gdyby Adamowi udałoby się mnie porwać. Pewnie wszyscy by się martwili i po co im to? Tylko by cierpieli, bo wiedzieliby, że on mnie porwał. Gdybym jednak odeszła zanim mnie znajdzie, to pewnie myśleliby, że po prostu się ukrywam. Byłoby lepiej. No, ale w sumie złamałabym umowę między nami. A co by było gdyby Adam był uzbrojony, wtedy bez zawahania pozabijał by ich wszystkich. To zbyt duże zagrożenie. Tam gdzie ja, tam niedługo będzie Adam. Tak długo będzie mnie śledził, aż w końcu mnie znajdzie i wtedy się nade mną poznęca. Lepiej, żeby to stało się jak najszybciej. Nie zniosę tego życia w strachu. Poddam się. Leżałam i myślałam. Zastanawiałam się czy dobrze robię narażając najbliższe mi osoby na takie niebezpieczeństwo.
- Co tak siedzisz? - zapytał Harry wchodząc do mojej sali. Był sam.
- A tak, siedzę...i myślę.
- Nad czym? - usiadł na krzesełku obok mojego łóżka.
- Nas wszystkim, nad tym niebezpieczeństwem, które zagraża nie tylko mi, ale też wam. Myślę o tym czy dobrze robię wplątując was w to wielkie bagno. Myślę o... - wymieniałam wszystko.
- To nie myśl, co ma być to będzie. - powiedział Hazza przytulając mnie. - Będzie dobrze.
- Mam do ciebie pytanie.
- Możesz mnie zapytać o wszystko.
- No bo, wtedy w kawiarni, jak rozmawiałeś z Louisem, to mówiłeś o mnie jakieś zmyślone rzeczy, a teraz jesteś zupełnie inny. Co jest powodem tej nagłej zmiany?

                                              ***Oczami Harrego***
Co mam jej odpowiedzieć? Nie powiem prawdy. Gdybym powiedział, że to ona jest powodem mogłaby to odebrać na różne sposoby. Nie wiem co powiedzieć. Muszę szybko coś wymyślić.
- No wiesz, czasem ludzie zmieniają zdanie. - powiedziałem starając się wybrnąć z tej krępującej sytuacji.
- No dobra, jak chcesz. - usłyszałem w odpowiedzi. Mam nadzieję, że się nie domyśliła. Siedzieliśmy chwilę i rozmawialiśmy na różne błahe tematy. Potem przyszedł Louis razem z Zaynem.
                                              ***Oczami Elizabeth***
- A gdzie reszta? - zapytałam ze śmiechem.
- Liam jest w toalecie, a Emilie została zabrana na przesłuchanie w sprawie Adama. W końcu to jego siostra, pewnie co nieco wie. No a Niall pojechał z nią. - powiedział Zayn.
- Mam nadzieję, że złapią tego dupka jak najszybciej. - powiedział Lou.
- A ja mam nadzieję, że wypiszą mnie ze szpitala jak najszybciej. Nie wytrzymam tu zbyt długo. Chcę już wrócić do domu.
- Do domu to ty kochana na razie nie wrócisz. - powiedział Zayn.
- Jak to?
- Po pierwsze będziesz za blisko domu tego wariata, a po drugie to zamieszkasz z nami. Na razie i tak ktoś się musi tobą opiekować, bo nie możesz chodzić i jeszcze do tego będziemy mogli cię ochronić jakby co. - powiedział Louis.
- Ale to dom ma stać pusty?
- Możesz go sprzedać i zamieszkać z nami. Spakujesz swoje rzeczy, a to co będzie ci niepotrzebne to sprzedasz. Mamy kilka dodatkowych pokoi, zamieszkasz w jednym z nich.
- Ale ja nie mogę, będziecie mieli mnie dość po paru dniach.
- Oj, uwierz mi. Nie będziemy mieli.
- No dobra, ale jeśli tylko będę wam przeszkadzać to macie mi mówić jasne?
- Ależ oczywiście. - potwierdził Louis. Jestem szczęśliwa, że mam takich przyjaciół.
- Dziękuję wam. Za wszystko, ale nie wiem czy to dobry pomysł. A co jeśli przyjdzie Adam i wszystkich pozabija? Chyba lepiej będzie, żeby zabił tylko jedną osobę niż siedem co nie?
- Eli... - powiedział Louis i spojrzał na mnie bardzo zdenerwowanym wzrokiem. - Ty się już zamknij. My wiemy co robimy.
- No dobra dobra. - powiedziałam ze śmiechem. Wtedy wszedł lekarz aby sprawdzić mój stan zdrowia.
- Witam ponowie panno Sullivan, oraz witam panów. - powiedział mężczyzna średniego wieku w biały kitlu. - Pani stan się poprawia. Jest już stabilny, ale musimy zrobić jeszcze rutynowe badania i jak wszystko pójdzie dobrze, to jutro dostanie pani wypis ze szpitala.
- Bardzo dziękuję doktorze. - powiedziałam i uśmiechnęłam się sama do siebie. Koniec mojej męczarni w tym więzieniu.
- Aha, panno Sullivan, zaraz przyjdą pielęgniarki i zabiorą panią na pobieranie krwi. Do zobaczenia
- Do widzenia. - odpowiedziałam. - Dobra chłopaki, ja się zbieram na badania. - powiedziałam w momencie wejścia pielęgniarek do mojej sali. Kolejne badania, sprawiły, że nie cierpię szpitali. Były bardzo bolesne. Miałam pobieraną krew, ale nieudolna pielęgniarka musiała kilka razy nakłuwać moją skórę wielką igłą, bo nie mogła trafić w żyłę. Cała ręka mnie bolała. Potem okazało się, że ta sama pielęgniarka zgubiła moją krew. Jak, ja się pytam, można zgubić cudzą krew?! Musiała mi pobierać jeszcze raz. Udało jej się za czwartym razem. Nie cierpię szpitali. Na szczęście to był koniec mojej męczarni. Zostałam odwieziona z powrotem do mojej sali. Ten dzień jest zdecydowanie zbyt męczący. Położyłam się wygodnie w szpitalnym łóżku mając nadzieję, że śpię tu ostatni raz. Chłopcy pojechali na chwilę do domu, więc wykorzystałam tę sytuację i się zdrzemnęłam. Śnił mi się Louis. Nie wiem dlaczego, ale płakał. Chciałam go pocieszyć, ale w momencie gdy podeszłam do niego, obudziłam się. Był późny wieczór. Sięgnęłam po mój telefon, który leżał na małej szafeczce nocnej obok mojego łóżka. Dostałam SMS: ,,El, zaraz przyjadę do ciebie z Zaynem i Harrym. Emilie jest jeszcze przesłuchiwana i z tego co wiem od Nialla zapewne skończą nad ranem, a Liam pojechał do Danielle, bo bardzo za nią tęsknił. Będziemy za jakieś 5 minut. Lou xx ''
Dobrze, że się wyspałam. Teraz nie będę zmęczona i będę mogła z nimi gadać. Jakiś czas później Louis razem z Harry i Zaynem wparowali do mojej sali. Lou trzymał wielkiego, pluszowego misia, Harry trzymał masę balonów, a Zayn pełno jedzenia, w tym mnóstwo czekolady, którą uwielbiam.
- Ta-da! - krzyknął Louis. - Niespodziewanka! - na to słowo zareagowałam gwałtownym śmiechem. Przypomniał mi się mały Louis, który krzyczy :,,Niespodziewanka'' do swojej mamy gdy miała urodziny.
- Dla kogo to wszystko?! - zapytałam.
- Dla ciebie. Są trzy powody: wychodzisz ze szpitala, zamieszkasz z nami i jutro masz.. uwaga... URODZINY! - powiedział Louis.
- Spokojnie, ale ja nie mogę tego przyjąć.
- Jak to nie?! To jest dla ciebie! Dziękuj, a nie marudzisz. - powiedział Harry.
- Dziękuję. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nie ma za co... - powiedział z Louis, ale przerwał patrząc na zegarek. - teraz 20 latko!
- Co jak to? Jutro mam urodziny.
- Spójrz na zegar w telefonie. - spojrzałam jednym okiem. Faktycznie, jest 00:01. Już jest 29 lipca. Od dzisiaj mam 20 lat. Chciałabym, aby tata mógł być teraz przy mnie, ale wiem, że nieważne co zrobię, nie przywrócę mu życia. Całą noc, aż do 7:30 rano, rozmawialiśmy. Praktycznie o wszystkim. Żartowaliśmy, opowiadaliśmy straszne historie i piliśmy kakałko. Rano przyszedł lekarz.
- Dzień dobry, panno Sullivan, witam panów. - powiedział z uśmiechem.
- Dzień dobry panie doktorze. - odpowiedziałam.
- Mam pani wyniki. - powiedział wyciągając kartkę z teczki. Mimo to, że wiedziałam, że wszystko jest w porządku, bałam się. - Pani wyniki są w normie, więc może pani opuścić nasz szpital. Jednakże proszę jeszcze nas odwiedzić za trzy miesiące, na kontrolę. Jest możliwość, że wtedy zdejmiemy pani gips, ale na początku nie będzie pani do do końca sprawna. Będzie pani musiała chodzić na rehabilitację. To chyba na tyle, do zobaczenia za trzy miesiące, ale jeśli będzie coś się działo takiego niepokojącego, proszę przyjechać. Do widzenia.
- Do widzenia panie doktorze i dziękuję. - powiedziałam z uśmiechem. Byłam szczęśliwa. Lekarz wyszedł z sali, a Louis przyniósł mi torbę, w której były czyste ciuchy.
- W torbie masz wszystko, tylko nie mogłem znaleźć żadnej twojej koszulki, bo ta, którą miałaś na biwaku była do wyrzucenia. Tak więc dałem ci jedną swoją. - powiedział z uśmiechem od ucha do ucha wręczając mi pakunek.
- Dziękuję Lou, ale nie mogłeś jechać do mnie do domu i wziąć jakiejś koszulki?
- Y... no mogłem, ale chciałbym zobaczyć jak wyglądasz w moich ciuchach. - powiedział pomagając mi usiąść na wózku inwalidzkim.
- Oj, Eli. Ty na niego uważaj. On chyba woli zobaczyć cię bez jakichkolwiek ciuchów, jeśli wiesz o co mi chodzi... - powiedział Zayn poruszając brwiami.
- Tak, wiem o co ci chodzi Zayn. No wiecie, jeśli chcecie mnie zobaczyć nago, to wystarczy poprosić. - powiedziałam ze śmiechem.
- Proszę! - powiedzieli chórem. Spojrzałam na nich, a oni na siebie.
- Żartowałam, ale dzięki, moja samoocena podniosła się. - powiedziałam z wielkim bananem na twarzy i ruszyłam w stronę drzwi. Czułam się jak inwalidka, no w sumie nią byłam.
- To nie fair, nie można tak kłamać... - powiedział Zayn z miną zbitego psa.
- Dobra, dobra. Ja idę, a właściwie jadę do łazienki. Zaraz wracam. - powiedziałam wyjeżdżając z sali.
- Zabierzemy wszystko już do samochodu. - powiedział Louis. Dojechałam do łazienki i zaczęłam się ubierać. No w sumie założyłam jedynie bieliznę i koszulkę Louisa, bo przez mój gips nie ma mowy nawet na krótkie spodenki. W życiu nie dałabym rady ich założyć. Na szczęście koszulka Louisa była na mnie aż tak za duża, że nie czułam się skrępowana, bo zakrywała moje dolne partie ciała. Gdy opuszczałam łazienkę zobaczyłam, że Louis rozmawia z lekarzem. Moja sala była już pusta. Podjechałam bliżej doktora i Lou. Na jego twarzy widziałam przerażenie.
- Louis? Co się stało?
- Nic, a co się miało stać? - powiedział z nerwowym uśmiechem. - Dziękuję doktorze,
- Lou, co tu się dzieje, czemu jesteś taki zdenerwowany?
- No dobra i tak będę musiał ci to powiedzieć prędzej czy później. Eli, jest 90% szans, ze nigdy nie wstaniesz z wózka. To wszystko przeze mnie. Boże, zniszczyłem ci życie! - Lou, zaczął płakać. Nie mogłam na to patrzeć. Złapałam go za rękę i poprosiłam, żeby się zniżył do mojego poziomu.
- Louis, nie zniszczyłeś mi życia. Mam wspaniałych przyjaciół, którzy mnie wspierają. Jestem na prawdę szczęśliwa, że mam jeszcze was. Straciłam w życiu już tak wiele, że cieszę się, że w moim życiu jesteście jeszcze wy. - powiedziałam przytulając zapłakanego już Louisa. Potem trzymając go za rękę dotarliśmy do samochodu. Zayn zrobił mi odpowiednio dużo miejsca, Harry wziął mnie na ręce i wpakował do samochodu, a Lou włożył mój wózek do bagażnika. Tak właśnie w czwórkę dojechaliśmy do mojego starego domu. Po wjechaniu do środka usłyszałam szczekanie.
- Slenderku chodź do mamy! - krzyczałam i wzięłam psiaka na kolana. Na początku trochę bał się mojego wózka, ale potem się przyzwyczaił. Chciałam wbiec na górę, do mojego wymarzonego pokoju, ale nie mogłam. Pojechałam do salonu, zaczęłam płakać. Każda rzecz w tym domu przypominała mi o tacie. On był jedyną moją rodziną. Poprosiłam chłopców, aby przynieśli mi wszystkie walizki, które były w garażu. Zaczęłam do nich wkładać wszystkie rzeczy, których nie mogłabym sprzedać. Spakowałam wszystkie zdjęcia, wszystkie pamiątki i wszystko co kojarzyło mi się z rodzicami. Pojechałam do kuchni i spakowałam wszystko co było do jedzenia, bo w końcu jedzenie nie może się zmarnować. Spakowałam karmę Slendera, jego miską, mój ulubiony kubek i pojechałam dalej. W garażu nie było prawie nic, tylko jakieś narzędzia i opony.
- Mam do was prośbę. - zwróciłam się do chłopców.
- Zrobimy wszystko. - zapewnił Zayn.
- Moglibyście zabrać mnie na górę? Bardzo mi na tym zależy. - Nikt nic nie powiedział. Lou wziął walizkę, w którą miałam zamiar spakować resztę swoich rzeczy. Zayn natomiast wziął mnie na ręce, a Hazza wziął mój wózek. Na górze najpierw pojechałam do łazienki. Tam wzięłam wszystko co należało do mnie. Dobrze, że nie mam tego wszystkiego tak dużo. Następnym miejscem była sypialnia taty. Wtedy uświadomiłam sobie na prawdę, że nigdy go nie ujrzę, nie będę mogła go przytulić, powiedzieć, jak bardzo go kocham. Chwyciłam ramkę ze zdjęciem całej naszej rodziny. Pamiętam, zrobiliśmy je kilka godzin przed wypadkiem, w którym zginęła mama. Słone łzy spływały po moim policzku. Spakowałam zdjęcie do walizki. Rozejrzałam się jeszcze chwilę po pokoju i wyjechałam. Następnym miejscem był mój pokój. Cała czerwona i opuchnięta od płaczu przekroczyłam próg. Spakowałam moje ciuchy, mojego laptopa, moją gitarę, moje kosmetyki i płyty, oraz sporo innych rzeczy. Na końcu podjechałam pod półkę z książkami. Wzięłam je wszystkie. Kocham książki, są niesamowite. Wprowadzają nas w świat wyobraźni i pozwalają odpocząć od problemów.
- To chyba wszystko. - powiedziałam do siebie. Jednak nie. Spojrzałam pod łóżko. Wyjęłam małego pluszowego króliczka, którego dostałam kiedyś od rodziców na urodziny. Przytuliłam go i starając się potrzymać łzy włożyłam go do prawie zapełnionej walizki.
- To by było na tyle, żegnaj domku. Będę tęskniła. - powiedziałam przekraczając próg domu ostatni raz. Wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy. Nie żałuję, że sprzedaję dom. Zbyt wiele wspomnień. Po dojechaniu do mojego nowego domu Hazza wyniósł mnie z samochodu i posadził w salonie. Lou i Zayn w tym czasie wnosili moje walizki na piętro. Potem we czwórkę siedzieliśmy na kanapie i zajadaliśmy chipsy.
- Wiecie, co. Zapomniałam o czymś. - powiedziałam po chwili.
- Czego zapomniałaś? - zapytał Louis.
- Chodźcie to wam powiem. - powiedziałam z uśmiechem. Cała trójka była na wyciągnięcie mojej ręki. Przytuliłam ich i powiedziałam ciche: ,,Dziękuję''.
- Eli, jesteś dla mnie, to znaczy dla nas bardzo ważna. Jesteś naszą przyjaciółką. - powiedział Lou. Chwilę posiedzieliśmy i pogadaliśmy, ale miłą atmosferę zniszczył dźwięk telefonu Louisa.
- Dzień dobry... tak to ja... dobrze...dobrze...aha...rozumiem, zaraz będę. - mówił Louis.
- Wybaczcie, ale muszę was opuścić. Dzwonili z policji. Mam jechać na przesłuchanie. - oznajmił Lou.
- To ja pojadę z tobą. - powiedział Mulat.
- Jak chcesz. Jakby miało się coś przedłużyć to zadzwonię. - rzucił Louis i wyszedł z domu. Zostałam sam na sam z chłopakiem, którego kocham. Spędziliśmy razem wspaniały czas wygłupiając się. Potem Hazza zaproponował spacer. Zgodziłam się i wtedy chodziliśmy po parku i okolicach przez prawię trzy godziny. No znaczy on chodził, a ja jechałam. Poszliśmy nawet na lody z automatu. Było świetnie. Do czasu... Podążaliśmy już w stronę domu, ale Harry w jednym momencie stanął jak wryty. Spojrzałam w kierunku obiektu. Zauważyłam całującą się parę. Przyjrzałam się lepiej i nie mogłam w to uwierzyć. To była Pamela z jakimś mięśniakiem. Harry podbiegł do nich i zaczął coś krzyczeć. Niestety byłam zbyt daleko i nic nie rozumiałam. Nagle ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam, że zaczęli się bić. Musiałam zainterweniować. Podjechałam i rozdzieliłam ich.
- Harry, ten półgłówek razem z tą dzi*ką nie są tego warci. Chodź. - powiedziałam łapiąc Hazzę za rękę.
- O, pani inwalidka się odezwała! Ty sobie tak nie pozwalaj mała, bo ktoś ci kiedyś zrobi krzywdę! - krzyknął za mną ten pusty osiłek. Ja momentalnie zatrzymałam się i ruszyłam w jego stronę. Wiem, że jestem inwalidką, ale to nie oznacza, że ten tępy mięśniak może mnie tak nazywać.
- Co ty powiedziałeś?! - zapytałam.
- Jesteś głupią inwalidką, która udaje odważną. Lepiej uciekaj bo jeszcze ci krzywdę zrobię. - zaśmiał się de*ilnie.
- Sam tego chciałeś. - powiedziałam cicho i najechałam mu na nogę, potem z całej siły uderzyłam do łokciem w czułe miejsce, a na końcu lewym sierpowym złamałam mu szczękę. Wszystko trwało góra 15 sekund. Nie zdążył nawet zareagować, a już leżał na ziemi. Spojrzałam na niego. Z pogardą oplułam czubek jego głowy i odjechałam. Zbliżyłam się do Harrego, który najwyraźniej był w szoku. Najpierw dziewczyna go zdradziła z tępym osiłkiem, a potem jego niepełnosprawna  hm.. przyjaciółka go pobiła.
 - Jak, ty to zrobiłaś?! - wykrzyczał Harry.
- Nie mam pojęcia, szłam na żywioł. - powiedziałam ze śmiechem.
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty to pewnie nadal bym się z nim bił. - powiedział Hazza zniżając się do mojego poziomu. Spojrzałam w jego piękne tęczówki i poczułam, że się rumienię.
- Pięknie się rumienisz wiesz? - powiedział Harry cichym głosem. Zauważyłam, że nasze usta są coraz bliżej. Chciałam tego, chciałam jak cholera. Nasze twarze dzieliły jedynie milimetry.

                                                      ***Oczami Harrego***
,,O mój boże. To się dzieje na prawdę. Nasze usta prawie się stykają. Dlaczego to robię? Może chcę tylko odreagować zdradę, albo po prostu tego chcę. Teraz jestem pewny, że tego chcę. Nigdy nie pragnąłem nikogo ani niczego, aż tak bardzo. Chcę już się wpić w jej malinowe usta. Chcę tego...'' myślałem podczas tej wspaniałej chwili.

                                                      ***Oczami Elizabeth***
Jesteśmy coraz bliżej. Zaczynam delikatnie muskać jego usta. On odwzajemnia mój pocałunek bardziej zachłannie. Zaczynamy całować się tak, że w grę wchodzą też nasze języki. To był najlepszy pocałunek mojego życia. Nic innego się nie liczyło. Czułam się jak w niebie. Wtedy właśnie przypomniałam sobie mój pocałunek z Louisem. Nie mam pojęcia czemu pomyślałam o nic podczas takiej chwili. Szybko o tym zapomniałam i wróciłam do całowania  Harrego. Złapał mnie za tył głowy, a ja wplątałam palce w jego cudowne loki. Nie ważne, że ludzie się na nas gapią. Tą przecudowną chwilę przerwał pisk opon i huk. Odkleiliśmy się od siebie i ruszyliśmy w stronę prawdopodobnego wypadku. Dwa samochody się zderzyły. W jednym z nich byli Louis i Zayn!

---------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wybaczcie, że tak długo go pisałam, ale jakoś nie miałam weny,a chciałam się postarać. Dziękuję za każdy komentarz. Co wam się najbardziej podobało w tym rozdziale?  :**
Kocham was siostrzyczki i mam nadzieję, że pisanie dla was szybko się nie skończy :3
♥♥♥

sobota, 27 lipca 2013

♥♥♥

Boże moje kociaki wy kochane. Jestem szczęśliwa jak nigdy. Nigdy nie przypuszczałabym, że wszystko się aż tak rozwinie. Kochane wy moje jak czytam wasze komentarze, to po prostu myślę, że czytam cudzego bloga. Komentujecie tak pięknie, takie cudowne rzeczy o moim opowiadaniu piszecie. Na moim pierwszym blogu pisałam tylko dla siebie, bo kocham pisać. Byłam pewna, że wszyscy mnie wyśmieją, że się do tego nie nadaję. Pierwszy blog na szczęście był bardziej neutralny. Nikt go nie komentował. Potem nadszedł czas na ten. Myślałam, że to wszystko skończy się tak jak z tym pierwszym, ale nie. Teraz liczba wyświetleń cały czas rośnie. W zeszłym tygodniu nie przypuszczałam nawet, że będzie 1000 wyświetleń, a teraz jest prawie 1500. Jesteście po prostu wspaniałe, każdy komentarz sprawia, że się uśmiecham. Zaczynałam od kompletnego zera, a teraz piszecie mi, że mam talent, że moje opowiadanie jest wspaniałe. Na początku trudno było mi w to uwierzyć. Teraz robię to co kocham i widzę, że ktoś mnie docenia. Od zawsze chciałam być pisarką. Nocami w głowie rysowały się różne historie, które zawsze chciałam komuś opowiedzieć, ale nie miałam odwagi. Bałam się tego, że ktoś mnie wyśmieje, odrzuci. Pisanie tego bloga, już nie tylko dla siebie, ale też dla wszystkich moich czytelniczek to coś co kocham, to moja pasja. Bez tego wszystkiego byłabym zwykłą nudną i nic nie umiejącą szarą nastolatką. Praktycznie odmieniłyście moje życie tym jak bardzo mnie wspieracie. Nigdy nikt we mnie nie wierzył, nawet rodzice. Myśleli, że nic z tego nie będzie, a tu bach! wszystko rozwija się w zadziwiająco szybkim tempie i jeszcze do tego zostałam nominowana do The versatile blogger. Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Chciałabym wam podziękować. Dla was zapewne to niewiele pozostawić po sobie komentarz, czy chociaż wejść na mojego bloga i poczytać moje wypociny, ale chciałabym, żebyście wiedziały, że to co robicie dla mnie zmieniło moje życie. Trochę się rozpisałam, ale mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Dziękuję jeszcze raz :3
♥♥♥

czwartek, 25 lipca 2013

Cuz you changed the way you kiss me ♥

Chłopcy zawiązali mi oczy czarnym materiałem i podnieśli mnie. Wcześniej odłączyli te wszystkie kabelki, nie było to zbyt rozsądne, ale Emilie pilnowała aby potem każdy kabelek trafił na swoje miejsce w mojej skórze. Moja sala była na pierwszym piętrze więc nie było wysoko. Chłopcy zanieśli mnie koło okna i rozwiązali mi oczy. To co zobaczyłam było niesamowite. Pod szpitalem stała chyba z setka dziewczyn. Na widok mnie z Louisem i Harrym zaczęły piszczeć. Prawie każda trzymała kartkę z napisem: ,,Wracaj do zdrowia Elizabeth'', ,, Jesteśmy z tobą'' albo ,,Zdrowiej dla nas'', a czasem nawet: ,,Kochamy cię!''. Stałam przy oknie i nie mogłam w to uwierzyć. To wszystko było dla mnie. Otworzyłam okno i zaczęłam machać do tych wszystkich dziewczyn i im dziękować. One natomiast zaczęły śpiewać ,, What Makes You Beautiful ''. Poprosiłam Emilie, aby podała mi telefon. Za wszelką cenę chciałam to nagrać. Pięć minut później, filmik już był na moim telefonie. Miałam ochotę resztę życia spędzić przy tym oknie. Nawet nie zauważyłam, jak podjechały media i paparazzi. Nie obchodziło mnie to. Niech se robią co chcą, ja cieszyłam się chwilą. Od ponad pół godziny stałam i byłam podtrzymywana przez Harrego i Louisa. Jakiś czas później, w tłumie zobaczyłam kogoś, kogo się nie spodziewałam. Na samym końcu stał Adam i trzymał kartkę z napisem: ,,Jesteś martwa''. Zrobiłam się blada i zaczęło mi się robić słabo. Od tej chwili nie słyszałam kompletnie nic. Jakby wszystko wokół ucichło. Ze strachu przed Adamem zaczęłam się trząść. Powoli traciłam równowagę. Wtedy Harry na mnie spojrzał i powiedział coś chyba do Louisa. Prawie niczego nie słyszałam. Wtedy Louis i Harry zanieśli mnie z powrotem na łóżko. Emilie zajęła się podłączaniem wszystkich kabelków. Widziałam, że chłopcy coś do mnie mówili, ale ja nic nie słyszałam. Leżałam około dziesięć minut i powoli zaczęłam się czuć lepiej. Zobaczyłam, że Louis siedzi z twarzą ukrytą w dłoniach
- I co tam chłopcy? - powiedziałam z uśmiechem.
- Jak mogłaś mnie tak wystraszyć? - powiedział patrząc w moją stronę.
- Nie jestem małym dzieckiem. Nie musisz się tak o mnie martwić. - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach.
- Muszę, muszę. Uwierz mi. - powiedział podchodząc do okna. - Twoje fanki się martwią.
- Jak wyście je tu sprowadziły?! - zapytałam ze zdziwieniem.
- Harry napisał na Twitterze, że jesteś w szpitalu no to one zaczęły pisać w którym. Potem Hazza podał adres szpitala. - opowiadał Lou.
- One mnie w ogóle znają? - zapytałam.
- Tak. - potwierdził Louis.
- Skąd one mnie znają?! - powiedziałam ze zdenerwowanym wzrokiem.
- Zaczęło się od tego, że napisałem, że moja najlepsza przyjaciółka wraca do Londynu. No to fanki się pytały kim jesteś i w ogóle. No to ja na Twitterze pisałem o tobie. Hazza i reszta też. Wszyscy cię opisywaliśmy i opowiadaliśmy o tobie, że jesteś wspaniała i tak dalej. Stąd cię znają. - powiedział Lou z uśmiechem.
- O boże... ***facepalm***  - powiedziałam. - Co wy o mnie pisaliście?
- No wiesz... - powiedział Harry z tajemniczym uśmiechem.
- No dobra nie chcecie to nie mówcie. - powiedziałam obrażona. Siedziałam chwilę z Emilie, bo chłopcy poszli na chwilę przed szpital spotkać się z fankami. Gadałam z Emi cały czas.
- Eli, wiesz co? No bo chcę ci coś powiedzieć, ale nie wiem czy mogę. - powiedziała Em.
- No gadaj no, nic się nie stanie.
- No bo wiesz, jak ty byłaś nieprzytomna to do szpitala przyszła Pamela i pokłóciła się z Harrym. No w sumie Hazza pierwszy raz się jej postawił. No i z ich rozmowy wynikało, że zrobił to dla ciebie.
- Jak to dla mnie? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Wydaje mi się, że nie jesteś mu obojętna. No to było tak. Pamela weszła do szpitala i zaczęła się drzeć na Harrego. On jej na to, że nigdzie nie idzie, bo jego przyjaciółka, czyli ty, jest w szpitalu, a ona jeszcze bardziej się darła to on jej zagroził, że z nią zerwie i wtedy wyprowadzili ją lekarze i przyjechała policja. - opowiadała Emi. Ja nadal tkwiłam przy tym jak Harry nazwał mnie przyjaciółką. Najpierw powiedział, że mi pomoże podczas tej sytuacji z Adamem, potem chciał, żebym nagrała z nimi piosenkę, oddał mi krew, a teraz nazwał mnie swoją przyjaciółką. To bardzo miłe. Chwilę później wszedł lekarz.
- Witam panią panno Sullivan. Ma pani gościa. - powiedział z uśmiechem. Za jego plecami pojawił się Adam z bukietem róż.
- Cześć kwiatuszku. - powiedział Adam i podszedł do mnie próbując pocałować mnie w policzek. Ja natychmiastowo zobaczyłam, że lekarz wyszedł więc byłam praktycznie bez szans. - Przepraszam cię za tamto. Może zaczniemy wszystko od początku?
- Adam, nie wiem jak mam ci to delikatnie powiedzieć. Nigdy nie było początku. My nigdy nie byliśmy i nie będziemy razem. Zrozum to wreszcie. - starałam się powiedzieć to jak najdelikatniej.
- Skoro nigdy nie będziesz ze mną, to z nikim innych też nie! - wykrzyczał Adam i uderzył mnie w twarz. Potem odepchnął Emilie i zaczął odłączać ode mnie wszystkie kabelki. Wziął mnie na ręce, a ja nie miałam siły się wyrywać. Najpierw próbowałam, ale bez skutku. Biłam go po twarzy i po rękach, ale to nic nie dawało. On otworzył drzwi od mojej sali i wyszedł. Podszedł do recepcji powiadamiając, że mnie wypisuje. Ja krzyczałam cały czas krzyczałam. Recepcjonistka zadzwoniła na policje i wtedy weszli chłopcy. Louis razem z Harrym rzucili się na Adama, a Zayn wziął mnie na ręce i zaniósł z powrotem do mojej sali. Położył mnie na łóżku i pomógł wstać Emilie. Potem wybiegł. Jedyne co słyszałam to syrenę policyjną. Emilie pomogła mi usiąść na wózku inwalidzkim, który stał w kącie sali. Pojechałam w stronę chłopców. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Adam uciekł. Udało mu się uciec policji. Nadal biega na wolności. Louis podszedł do mnie.
- Nic ci się nie stało? Wszystko w porządku? - zaczął przyglądać się mojej twarzy.
- Mnie się nic nie stało, a u was wszystko w porządku? Nic wam się nie stało? - pytałam patrząc na resztę. Każdy był skołowany. To było straszne. Miałam wtedy wrażenie, że to wszystko było jedynie snem. Takie rzeczy dzieją się w filmach. Potem podszedł do nas policjant. To co powiedział wstrząsnęło nami wszystkimi.

------------------------------------------------
Kolejny rozdział już za nami ♥♥♥
Mam nadzieję, że się podoba i dziękuję za każdy komentarz. Jesteście wspaniałe. Bardzo mnie wspieracie w prowadzeniu tego bloga. Kocham was siostrzyczki :**
Jak myślicie, co powie im policjant? Co najbardziej podobało wam się w tym rozdziale?
Następny rozdział wstawię, jak będą pod tym rozdziałem minimum 3 komentarze.
Kocham was siostry wy moje
♥♥♥

środa, 24 lipca 2013

I can't find no silver lining ♥

- Dobra, muszę wam to powiedzieć. Dłużej nie wytrzymam. - odezwała się Emi. - Jest pewna sprawa. Ona jest bardzo ważna, ale czekałam aż ty Eli się obudzisz. W sumie dotyczy Adama. - zaczęła opowiadać. W momencie gdy usłyszałem imię Adam wszystko się we mnie zagotowało. Byłem wściekły.
- Pamiętasz Eli, jak opowiadałam ci, że Adam wyjechał do Ameryki dwa lata temu i mówiłam, że wrócił w zeszłym roku. Wam chłopcy też tak mówiłam. No bo Adam tak na prawdę był w szpitalu psychiatrycznym. Był tam przez rok. Wypuścili go za to, że jego zachowanie było już normalne i wyniki jego badań były normie. - powiedziała Emilie ze spuszczoną głową. Wszyscy byli wstrząśnięci.
- Za co siedział? - zapytałem bez żadnego uczucia, jakby to wszystko jeszcze do mnie nie docierało.
- On tak serio to miał siedzieć w więzieniu, ale uznano go a niepoczytalnego. No dobra, opowiem wam. Adam kiedyś poznał dziewczynę i się w niej zakochał. Ona po pewnym czasie go odrzuciła. Zaczęło się od tego, że Adam wysyłał jej pogróżki i ją zastraszał. - opowiadała Emilie. Ja spojrzałem się na Eli. - Potem jak zobaczył ją z innym chłopakiem to ją porwał. Zaczął ją torturować i żądał aby ona z nim była. Wtedy ona się nie zgodziła on wysyłał filmy jak ją torturuje i gwałci jej chłopakowi. Później zaczął żądać okupu. Wynosił sto milionów funtów. Nikt chyba takiej kasy nie ma. Wtedy zabił tą biedną dziewczynę i poćwiartował jej ciało. Wszystko nagrał i wysłał do rodziny. Złapała go policja i była sprawa w sądzie. Uznano go za niepoczytalnego, a wręcz z dużym zaburzeniem psychicznym, więc trafił do psychiatryka. W zeszłym roku wyszedł i było wszystko w porządku. Ale znowu zwariował... - opowiadała Emi.
- ... zwariował kiedy mu się postawiłam prawda? - wtrąciła Eli. - Prawda?! On chce mnie zabić? - widziałem, że płacze.
- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? - zapytałem Emi.
- Bałam się, Adam mnie straszył, że mnie i was zabije. Teraz nawet nie wiem gdzie jest. Uciekł z domu i jeszcze nie wrócił. Ostatni raz widziałam go jak z Eli poszłyśmy po moje rzeczy co wszyscy u niej nocowaliśmy.
- Czyli psychopatyczny wariat biega na wolności i chce mnie najpierw torturować, a potem mnie zabić? - zapytała Eli z pustym wzrokiem.
- Wychodzi na to, że tak. - potwierdziła Emi. Miałem ochotę wybiec ze szpitala i zacząć go szukać. Jakbym go znalazł to bym go zabił gołymi rękami. Nigdy nawet nie zbliży się do Eli. Nie pozwolę na to. Jak długo żyję, nie pozwolę na to.

                                              ***Oczami Elizabeth***
On chce mnie zabić. Teraz do momentu jego złapania bądź jego śmierci będę się bała. I jeszcze do tego jest prawdopodobieństwo, że on teraz czeka na mnie pod szpitalem. Czeka aż wyjdę, a wtedy będzie mnie śledził, a potem zabije. Okropne.
- Eli, a ty coś pamiętasz z śmierci klinicznej? - zapytał Niall.
- Dlaczego zawsze dowiaduję się ostatnia? Ja przeżyłam śmierć kliniczną?
- Pamiętasz coś? - ciągnął blondas.
- Coś tam pamiętam. Pamiętam jedynie tyle, że widziałam tatę. Wyciągał rękę w moją stronę, ale ja odmówiłam. Tata wtedy uśmiechnął się i odszedł. Potem było wszędzie czarno i usłyszałam cichy szept jeszcze się zobaczymy córeczko. To wszystko co pamiętam. - zaczęłam opowiadać.
- A teraz ja mam coś do powiedzenia. - odezwał się Harry wstając z krzesła.
- Słuchamy pana panie Styles. - powiedziałam ze śmiechem.
- Chciałbym, wszech i wobec, przy wszystkich przeprosić cię panno Elizabeth Sullivan, za to, że bezpodstawnie, krytycznie i niesłusznie osądziłem się o chęć wykorzystania mojego przyjaciela obecnego tu Louisa Tomlinsona oraz chciałbym prosić o wybaczenie z twojej strony. - zwrócił się do mnie. Wszyscy wybuchnęli śmiechem łącznie ze mną. - Wiecie co? Ja tu się przed wami otwieram, a wy mnie wyśmiewacie. Jak wy możecie? - powiedział Harry z pretensjami.
- Oj Hazza, nie obrażaj się. Przyjmuję twoje przeprosiny i wybaczam ci. - powiedziałam z uśmiechem. Harry podszedł i mnie przytulił. Wyszeptał mi do ucha ciche: ,,Dziękuję''. Od reszty usłyszałam: ,,oooo''. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Eli, wiesz co? - powiedział Louis.
- Co się stało Lou? - zapytałam.
- Mamy dla ciebie niespodziankę, ale musisz zamknąć oczy. Pozwolisz, że zaniesiemy cię do okna? - zapytał Lou.
- Z tym gipsem jestem o wiele cięższa, ale jak chcecie. - powiedziałam. Chłopcy zawiązali mi oczy czarnym materiałem i podnieśli mnie. Wcześniej odłączyli te wszystkie kabelki, nie było to zbyt rozsądne, ale Emilie pilnowała aby potem każdy kabelek trafił na swoje miejsce w mojej skórze. Moja sala była na pierwszym piętrze więc nie było wysoko. Chłopcy zanieśli mnie koło okna i rozwiązali mi oczy. To co zobaczyłam było niesamowite...

----------------------------------------
Już kolejny rozdział :**
Mam nadzieję, że się podoba <3
Wybaczcie, że taki krótki, ale musiałam jakoś tajemniczo skończyć :D
Dzięki za każdy komentarz ♥
Jak myślicie?
- Co się stanie w następnym rozdziale?
- Co jest tą niespodzianką?
Zapraszam na następny rozdział, który opublikuję jutro :3
Kocham was siostrzyczki wy moje
♥♥♥

Dziękuję ♥♥♥

Jest już ponad 1000 wyświetleń. Bardzo was kocham moje siostrzyczki. Dziękuję wam z całego mojego małego serducha. :**
Zapraszam na 10 rozdział, który pojawi się dziś wieczorem ♥♥♥
Jeszcze raz dziękuję, bardzo was kocham. Jesteście po prostu wspaniałe :**
♥♥♥

Smile on your face even though your heart is sad ♥

Eli umiera. Emilie zaczęła wołać lekarzy, a ja uparcie próbowałem ją ocucić. Grupa pielęgniarek wraz z lekarzami wyprowadzili nas z pokoju. Przykleiłem się do szyby i płakałem. Widziałem jak ją reanimują. Trwało to może ze dwie minuty. Potem lekarze wyszli z sali, a pielęgniarki grzebały coś przy sprzęcie. Obawiałem się najgorszego. W momencie gdy białe drzwi zamknęły się za plecami lekarzy, ruszyli w naszą stronę.
- Wszystko z nią w porządku prawda? - zaczęła krzyczeć Emilie. Cały czas widziałem jak słone łzy spływały jej po policzku.  - Niech pan powie, że wszystko dobrze, błagam!
- Na razie opanowaliśmy sytuację, ale jej stan się pogarsza. Przeżyła śmierć kliniczną, ale dzięki szybkiej reakcji prawdopodobnie nie wystąpią stałe powikłania. Tak więc pacjentka żyje, ale jej stan jest bardzo ciężki. Przed tym atakiem jej stan się poprawiał, ale teraz w każdej chwili może się pogorszyć, a nawet doprowadzić do zgonu. Niedługo powinna odzyskać przytomność. Na razie proszę aby państwo nie odwiedzali pacjentki dopóki się nie obudzi i jej stan nie będzie się poprawiał dobrze? - opisywał wszystko lekarz. Miałem straszne wyrzuty sumienia. To przez nas. Byłem lekko przerażony tym wszystkim, ale prawdę mówiąc odetchnąłem z ulgą. Jednak ona żyje. Teraz będę czekać. Czekać aż się obudzi.
- Dobrze, więc będziemy czekać. - przytaknęła Emi, a potem szlochając przytuliła się do smutnego Nialla.
- Wszystko będzie dobrze, spokojnie. - powtarzał Niall.
- To może pojadę z Zaynem i przywieziemy trochę ciuchów i innych potrzebnych rzeczy co? No bo zapewne nikt się stąd nie rusza dopóki Eli się nie obudzi prawda? - zapytał Liam. I miał rację wszyscy chcieli zostać aż do momentu wyjścia Eli ze szpitala. Teraz nie można jej zostawić, nie w takiej chwili. Ona potrzebuje naszego wsparcia. Liam i Zayn pojechali. Nie było ich prawie 3 godziny. Wrócili z torbami i poduszkami. Nie wiadomo ile tu będziemy siedzieć.
- Jakby ktoś chciał się umyć to mogę iść do wujka, który mieszka na przeciwko. Na pewno się zgodzi abyśmy się u niego wykąpali. Nawet pozwoli przenocować. Ma spory dom, ale mieszka sam. - opowiadała Emi.
- Dzięki, pewnie skorzystamy, ale ja chcę tu spać. Chcę być tu cały czas. - powiedziałem. Wszyscy potem potwierdzili, że też chcą tu zostać. Nadeszła pora obiadowa więc Niall wraz z Liamem pojechali do jakieś knajpy. Przywieźli nam ciepły posiłek. Trudno było tak siedzieć i czekać. Prawie w ogóle nikt nic nie mówił. Wszytko wokół mnie dołowało. Najbardziej męczył brak informacji, co się z nią działo, czy stan się poprawia czy pogarsza. Czas płynął wolno i nieubłaganie. Nadszedł wieczór. Każdy po kolei szedł do wujka Emilie by się umyć. Spędziliśmy całą noc na korytarzu przed wejściem do sali, w której leżała Elizabeth. Rano Liam zadzwonił do Danielle i wszystko jej opowiedział. Dan znała Eli tylko z opowiadań, ale chyba się przejęła jej losem. Niestety nie mogła z nami być, ponieważ była na wakacjach z Perrie-najlepszą przyjaciółką. Kolejny dzień spędziliśmy tak samo. Jedyną zmianą była rozmowa Emilie z mamą przez telefon. Mijały kolejne godziny. Gdy wybiła 22:00 do szpitala wparowała wściekła Pamela.
- Harry! Dlaczego ty tu siedzisz?! Powinieneś spędzać czas ze mną! To ja jestem twoją dziewczyną! Wychodzimy! - zaczęła krzyczeć. Harry wstał i podszedł do niej.
- Po pierwsze siedzę tu ponieważ moja... przyjaciółka miała wypadek nad jeziorem. - zaczął Harry. Był stanowczy, pierwszy raz odkąd był z Pamelą. Gdy usłyszałem słowo przyjaciółka zamurowało mnie. Chyba wszyscy byli jak zamurowani. Harry właśnie nazwał Eli swoją przyjaciółką?! - Po drugie nie wtrącaj się w moje życie, a tak w ogóle to sama się na mnie obraziłaś wtedy w sklepie. - już się chciał usiąść.
- Harry, wychodzimy!!! - wykrzyczała Pamela. On natomiast wstał i z poważną miną podszedł do niej.
- Nie. - powiedział. Wszyscy przyglądali się uważnie całemu zdarzeniu.
- Harry! - wydarła się na cały szpital.
- Jeszcze raz tak się wydrzesz na mnie bez powodu to przestaniemy być parą. - powiedział Harry poważnym i opanowanym tonem, ale jednak stanowczy był. Ona zaczęła krzyczeć. Darła się bez opamiętania. Wbiegli lekarze i wyprowadzili ją. Chwilę później przyjechała policja. Spojrzałem na Harrego z delikatnym uśmiechem i miną pełną zdziwienia.
- Czy ty właśnie postawiłeś się Pamelci?! - zapytałem.
- Taak, chyba tak. - odpowiedział Harry. Chyba był w szoku.
- Ja mam inne pytanie. - odezwała się Emilie.- Czy właśnie nazwałeś Eli swoją przyjaciółką?! - zapytała Emi. Harry nic nie odpowiedział tylko zarumienił się tak mocno, że nie dało się tego ukryć.
- Dobra nic nie odpowiadaj, kłamczuchu. - zaśmiała się Emilie.
- Ja nie kłamię. - powiedział Hazza.
- Powiedziałeś, że nienawidzisz Elizabeth, to dlaczego nazwałeś ją przyjaciółką? - wtrąciłem się. Harry kolejny raz nie odpowiedział.

                                                     ***Oczami Harrego***
Po co to powiedziałem? Teraz będą mi wygadywać. Na pewno się teraz nie przyznam do  błędu. Najpierw przeproszę Eli, a potem powiem reszcie. To będzie najlepsze najlepsze rozwiązanie. Teraz muszę jak najszybciej zasnąć. Myślałem chwilę nad tym wszystkim, czy dobrze zrobiłem stawiając się Pameli i co będzie dalej. Potem zasnąłem.

                                                   ***Oczami Emilie***
Nie mogłam spać. Leżałam wtulona w Nialla i myślałam. Może powinnam im powiedzieć? Nie jeszcze nie... Elizabeth powinna dowiedzieć się o tym pierwsza. Czuję się okropnie to jest okropna tajemnica. Nikomu nie mogę jej wyznać. Dopiero gdy będzie odpowiedni moment. Minęło 10 minut i zobaczyłam, że Lou nie śpi. Chwilę później wstał i wyszedł. Poszłam za nim.

                                                 ***Oczami Louisa***
Nie wytrzymałem. Nie umiem tak siedzieć i czekać. Spać też nie mogę. Wyszedłem się przewietrzyć. Poczułem, że ktoś za mną idzie. Wyszedłem na świeże powietrze. Podszedłem do barierki i odwróciłem się. Zobaczyłem Emilie.
- Lou, wszystko w porządku? - zapytała.
- Miałaś kiedyś taką tajemnicę, której nie możesz powiedzieć... - zacząłem.
- ...dopiero odpowiedniej osobie w odpowiednim czasie, ale masz wrażenie, że zaraz wybuchniesz i chcesz komukolwiek wyznać ten sekret? Tak znam to uczucie. - przerwała mi Emilie. Ja myślałem o tym, że kocham Eli, a o czym ona myślała? Mam nadzieję, że się nie domyśliła o mojej tajemnicy.
- Skąd wiedziałaś?
- Po prostu mam teraz ten sam problem. Jest pewna sprawa, która jest ważna, ale ja nie mogę jej nikomu powiedzieć. Dopiero w odpowiednim czasie czyli jak będziemy mogli zabrać Eli do domu. Wtedy powiem to wszystkim. - opowiadała wpatrując się w gęste krzaki przed szpitalem.
- Dobra, chodź do środka, spróbujemy zasnąć. - powiedziałem wchodząc do środka. Emi weszła ze mną do budynku. Usiadłem na swoim miejscu, a Emilie wtuliła się w Horana. Postanowiłem, że się zdrzemnę chociaż na chwilę.

                                                   ***Oczami Elizabeth***
Strasznie boli mnie głowa. Praktycznie wszystko mnie boli. Przetarłam delikatnie oczy. Zobaczyłam, że jestem w szpitalu. Czyli to wszystko było prawdą. Spojrzałam na swoje nogi, które były w gipsie od biodra aż do palców u stóp. Spojrzałam na ręce. Były całe poranione. Rozejrzałam się po dużym i przestronnym pokoju. Po lewej stronie była szyba, a za nią zobaczyłam moich przyjaciół. Wszyscy spali. Tak słodko spali. Całe moje ciało połączone było z dziwnymi maszynami. Po chwili zaczęłam sobie wszystko uświadamiać. Miałam transfuzję, Harry oddał mi trochę swojej krwi, skoro to wszystko jest prawdą to prawdą jest też to, że mój tata... nie żyje. Momentalnie zaczęłam płakać. To niemożliwe. Mój tata musi żyć. Płakałam jakiś czas, a potem przyszła pielęgniarka.
- O, widzę, że się pani obudziła. Mam zawołać pani przyjaciół? - powiedziała z uśmiechem.
- Tak, poproszę i dziękuję. - odpowiedziałam również z uśmiechem, ale nie był szczery. Tak w głębi siebie chciałam umrzeć. Kobieta wyszła i widziałam jak budzi Louisa. Lou spojrzał przez szybę i po tym jak mnie zobaczył uśmiechnął się i zaczął wszystkich budzić. Chłopcy wraz z Emilie spojrzeli na mnie, a ja im pomachałam. Praktycznie wbiegli do mojej sali. Zaraz po nich weszły trzy pielęgniarki przynosząc dodatkowe krzesła. Zaczęliśmy rozmawiać, ale ja byłam bardzo smutna.

                                                       ***Oczami Louisa***
 Byłem szczęśliwy, że Eli już się obudziła, ale ona była smutna.
- Co się stało? - zapytałem.
- Po co mnie ratowałeś? - powiedziała ze smutkiem na twarzy.
- Miałem pozwolić ci się utopić? Jesteś moją przyjaciółką. - nie chciałem mówić więcej, bo mogliby się domyśleć.
- Mogłeś mnie tam zostawić, nie musielibyście teraz siedzieć przy mnie w szpitalu, nie byłoby kłopotów z Adamem i... - zawahała się i oczy przeszkliły jej się łzami. - i mój tata by żył. - powiedziała szeptem i wybuchnęła płaczem. Usiadłem do niej na łóżku i przytuliłem ją.
- Będzie dobrze... - pocieszaliśmy ją, ale ona nie uspokajała się.
- To wszystko przeze mnie. Gdybym nie wymyśliła tego debilnego biwaku, nikomu nic by się nie stało. Proszę niech ktoś mnie zabije, ja nie chcę żyć. - powtarzała.
- Nikt cię nie zabije. Jesteśmy przyjaciółmi i pomożemy ci. Damy sobie radę. - pocieszałem ją.
- Louis my nie damy sobie rady. Zostałam sama, nie mam nikogo, nie mam rodziny. Wolę umrzeć, tam będzie mi lepiej. - płakała.
- Nie jesteś sama, masz nas. My możemy być twoją rodziną. Będzie dobrze obiecuję. - powiedziała Emilie. Elizabeth przytuliła mnie i Emilie a potem resztę.
- Dziękuję, jesteście wspaniali.
- Dobra, muszę wam to powiedzieć. Dłużej nie wytrzymam. - odezwała się Emi. - Jest pewna sprawa. Ona jest bardzo ważna, ale czekałam aż ty Eli się obudzisz. W sumie dotyczy Adama. - zaczęła opowiadać. W momencie gdy usłyszałem imię Adam wszystko się we mnie zagotowało. Byłem wściekły.
- Pamiętasz Eli, jak opowiadałam ci, że Adam wyjechał do Ameryki dwa lata temu i mówiłam, że wrócił w zeszłym roku. Wam chłopcy też tak mówiłam. No bo Adam tak na prawdę...

--------------------------------------------------
No dobra kociaki, wstawiłam 9 rozdział. Jest możliwość, że jeszcze dzisiaj wstawię 10, ale tylko jak będziecie chciały siostrzyczki wy moje kochane ♥♥♥
Dzięki za każdy komentarz :**
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :3
Jak myślicie?
- Co się wydarzy w następnym rozdziale?
- Co wyjdzie na jaw o Adamie?
Zapraszam na następny rozdział, który pojawi się prawdopodobnie jeszcze dziś. Kocham was moje skarby ♥♥♥

wtorek, 23 lipca 2013

We are able to love and to dream this makes all of us the winners... ♥

Tak więc od tego zależy życie dziewczyny. - oznajmił lekarz, po czym chciał odejść.
- Ja mam grupę krwi B i chciałbym oddać ją do przetoczenia. - powiedział ku zdziwieniu wszystkich Harry. Nie powiedział nic więcej, tylko wstał i poszedł za doktorem. Przecież on jej tak nienawidzi? Czemu chce uratować jej życie? Może miałby poczucie winy? Nie mam pojęcia.
                                                   ***Oczami Harrego***
Właściwie dlaczego się na to zgodziłem? Sam nie rozumiem mojej decyzji. Może to dlatego, że... ? Nie to niemożliwe. Wszedłem do sali, czystej, białej sali. Usiadłem na specjalnym fotelu. Jakaś pielęgniarka pobrała mi trochę krwi, do badania, czy na pewno krew się zgadza. Mimo, że pokój był czysty i wyglądał niewinnie to śmierdziało tu strachem i śmiercią. W całym szpitalu było czuć napięcie. Chwilę się zamyśliłem o tym czy postępuję właściwie. No w sumie ode mnie zależy życie osoby, której nienawidzę. Nie mogę tego pojąć. Z zamyślenia wyrwał mnie lekarz.
- Na szczęście pańska krew jest zgodna z krwią pacjentki. Teraz za pana pozwoleniem pobierzemy odpowiednią ilość dobrze? - zapytał.
- Tak oczywiście. - powiedziałem z uśmiechem. Tak na prawdę to nie było to takie oczywiste. Nie jestem do końca świadomy tego co robię. Pobrali mi odpowiednią ilość krwi i zaprowadzili z powrotem do Emilie i chłopaków. Lekarz z moją krwią wszedł do sali gdzie leżała Elizabeth. Czuję się trochę nieswojo. Wszyscy mi dziękują, że uratowałem jej życie. W niej będzie płynęła moja krew.
- Ile to może trwać?! - powiedział Louis po tym jak od ostatniego kontaktu z lekarzem minęło półtorej godziny.
- Spokojnie, zaraz wyjdzie lekarz. - zapewniał go Liam. Faktycznie, chwilę później zza białych drzwi wyszedł lekarz.
- Mam dobre wieści. Transfuzja się udała, stan pacjentki nadal jest poważny, ale staramy się to kontrolować.
- Kiedy będzie można ją odwiedzić? - zapytała zapłakana Emilie.
- Możecie wejść teraz, ale pojedynczo, nie próbujcie jej budzić i nie za długo, dobrze? - powiedział wprost do nas.
- Dobrze dobrze. - powiedział natychmiastowo Lou. Pierwsza weszła Emilie, za nią Louis, potem Niall, Zayn, Liam a na końcu ja. Po tym jak otworzyłem śnieżno białe drzwi, oślepił mnie blask bijący po oczach. Biel była wszędzie, wcześniej jakoś nie zwracałem na to uwagi, ale teraz wręcz dobijała mnie ta biel. Jedynie delikatne detale w kolorach między błękitem a szarością ratował ten pokój. Podszedłem do łóżka i spojrzałem na jej twarz. Wyglądała na spokojną, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, że w każdej chwili może umrzeć. Usiadłem na stołku przy czystym łóżku i złapałem Elizabeth za rękę. W sumie nic mnie z nią nie łączyło, a wręcz powinienem patrzeć z daleka, ale coś we mnie pękło. Nie potrafię jej nienawidzić. Nie mam żadnych dowodów na to, że jest zła i chce wykorzystać Louisa. Chyba źle ją oceniłem, ale niestety nie mogę się teraz do tego przyznać. Będzie jeszcze czas, żeby ją przeprosić, na pewno. Poczekałem aż pielęgniarka wyjdzie z pokoju i posiedziałem jeszcze chwilę patrząc na jej wyczerpaną twarz i na ten cały sprzęt podłączony do jej delikatnego ciała, pozbawionego chęci życia. Potem pożegnałem się i odszedłem. Wychodząc na korytarz przypomniało mi się co jeszcze musimy zrobić dla Eli.
- Słuchajcie ludzie, musimy zadzwonić do taty El. On jeszcze o niczym nie wie. - powiedziałem zamykając za sobą drzwi.
- Harry, trochę już za późno, zadzwonimy rano. W końcu stan Eli się nie pogarsza. - powiedziała Emilie przerywając wypowiedź ziewnięciem. Wszyscy pokładali się do snu. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu i zobaczyłem, że już 02:30 nad ranem. Usiadłem obok Zayna i Nialla. Postanowiliśmy się zdrzemnąć. Ze snu wybudził mnie wstający Niall. Chyba poszedł do automatu. Wszyscy inni już nie spali. Mieli przerażone miny.
- Co się stało? - zapytałem ze strachem.
- Tata Eli, zadzwoniłam do niego. Pędził do szpitala o 7:45 i miał wypadek. - powiedziała Emilie z pustym wzrokiem wlepionym w ścianę. - Zgon stwierdzono na miejscu. Zderzył się z tirem.
- Nie możemy jej tego powiedzieć. Załamie się. - zauważył Louis. Faktycznie coś takiego powinna usłyszeć w odpowiednim momencie.
- A co mamy mówić, jak się obudzi i będzie chciała porozmawiać z tatą? - zapytał Liam.
- Wtedy nie będzie wyjścia. Wiecie co? Musimy to zrobić jak najszybciej. - westchnął Lou.
Jakiś czas siedzieliśmy w ciszy, a potem doktor wyszedł z sali, w której leżała Eli.
- Mam wspaniałą wiadomość pacjentka się wybudziła. Jej stan się poprawia. Możecie ją odwiedzić. - powiedział i odszedł.
- Dziękujemy doktorze. - odezwał się Louis. Weszliśmy do sali.

                                                 ***Oczami Louisa***
Weszliśmy do sali. Na łóżku leżała Elizabeth. Miała wory pod oczami i obie nogi w gipcie od biodra aż po palce u stóp. Wyglądała na wykończoną, ale się uśmiechała.
- Jak sie cieszę, że was widzę. No to wracamy do domu. - zaczęła się śmiać, ale nikomu innemu nie było do śmiechu. Jej tata nie żyje. Jak jej to powiedzieć?
- Czujesz się jakoś inaczej? - zapytał Niall zapychając się ciastkami z automatu, który stał w holu.
- Nie, a co?
- No wiesz, po przetoczeniu krwi nie czujesz się jakoś inaczej? - powtórzył pytanie.
- Przetoczeniu? Miałam przetoczenie krwi? Kogo ja mam krew? Czy ja mam krew jakiejś obcej osoby? - mówiła nie mając zamiaru kończyć zadawania pytań.
- Masz krew Harrego. - powiedziałem z lekkim zawahaniem. Elizabeth patrzyła się na nas jak zahipnotyzowana. Nie mówiła nic. Spojrzałem na Harrego. Był czerwony jak burak. Potem trochę ochłonął i wrócił jego naturalny kolor.
- Uratowałeś mnie, uratowałeś mi życie. - powiedziała szeptem Eli. - Dziękuję. - zaczęła płakać. Ja momentalnie spojrzałem do Harrego i wzrokiem kazałem mu podejść i ją przytulić. Hazza podszedł, usiadł na łóżku obok Elizabeth i ją objął. Cudowny tworzyli obrazek. Eli jeszcze przez kilka minut dziękowała Harremu, a ja trochę byłem zniecierpliwiony tą sytuacją. W sumie byłem trochę zazdrosny, ale mniejsza o to. Nadszedł czas, żeby powiedzieć jej prawdę.
- Harry, musimy jej to powiedzieć. - powiedziała Emilie jakby czytała mi w myślach. Harry wstał i podszedł do nas.
- Co się stało? - zapytała Eli przecierając łzy.
- Twój tata... - zacząłem z przeszklonymi oczami.
- Co z nim? A właśnie, kiedy on przyjedzie? - zapytała.
- On już nie przyjedzie... - powiedział Harry. Każdy już płakał, a Eli nadal nie pojmowała tego co się dzieje. - Jak jechał do szpitala to...
- Wykrztuście to z siebie no! - powiedziała Elizabeth z zaniepokojeniem.
- Jak jechał do szpitala to zderzył się z tirem... zginął na miejscu. - wyszeptała Emilie. Na tą wiadomość Elizabeth zaczęła krzyczeć, płakała bez opamiętania. Razem z Emi podeszliśmy do niej i zaczęliśmy ją przytulać i chcieliśmy ją uspokoić. Jednak nam się nie udało. Rzucała się krzyczała, płakała tak długo dopóki starczyło jej sił. Trwało to dłuższą chwilę, a potem do moich uszu dotarł straszliwy pisk. Pisk wydawany przez maszynę, która kontrolowała bicie serca Eli. W tym momencie zobaczyłem jak Elizabeth bezwładnie upada na łóżko. Nie słyszałem nic więcej oprócz pisku maszyny. Na ekranie zobaczyłem linię, prostą długą linię. O mój boże. To wszystko dzieje się na prawdę. Eli umiera. Emilie zaczęła wołać lekarzy, a ja uparcie próbowałem ją ocucić. Grupa pielęgniarek wraz z lekarzami wyprowadzili nas z pokoju. Przykleiłem się do szyby i płakałem. Widziałem jak ją reanimują. Trwało to może ze dwie minuty. Potem...

------------------------------------------------
Hejka skarby ♥♥♥
Wybaczcie, że rozdział krótki i trochę długo go pisałam, ale mam pewne problemy i to trochę utrudniło.
Dzięki za wszystkie wspaniałe komentarze ♥♥♥
Jak myślicie?
- Co się stanie w następnym rozdziale?
- Czy Elizabeth umrze?
Mam nadzieję, że rozdział was nie zawiódł i się choć trochę podoba ♥♥♥
Wy moje siostrzyczki kochane :**
♥♥♥

niedziela, 21 lipca 2013

And I break down as you walk away, so plase stay with me ♥

W oddali słyszałam krzyki radości i wiwatów. Mnie nie było do śmiechu. Ja jedyna wiedziałam, że ten pomost ma całe spróchniałe deski i w każdej chwili może się połamać. Ostrzegałam go, ale Louis jedynie biegł po pomoście i nagle usłyszałam jak deski pękają. Tak zaczął się mój koszmar, który niestety nie okazał się snem. Deski pod nogami Louisa pękły. Ja z całej siły spadłam i cała się poobijałam. Louis od razu wpadł do wody. Miałam nadzieję, że nic mu się nie stało. W tle znowu słyszałam krzyki, tym razem przerażenia. Nie wiedziałam co zrobić. Kilka sekund później mojego nogi zakleszczyły się pomiędzy porozrywanymi deskami. Nie chciałam wpaść do wody razem z ciężarem, który zapewne sprawiłby, że utonęłabym. Chciałam za wszelką cenę wydostać się z tej pułapki, ale nie mogłam. Podczas próby wyciągnięcia nóg, wykręcania ich we wszystkie strony poczułam przeszywający ból i usłyszałam dźwięk pękających kości. Cały pomost w kawałkach pływał w wodzie. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Nagle poczułam kolejny przeszywający ból, tym razem atakował moją głowę. Byłam kompletnie skołowana. Powoli tonęłam pozbawiona jakichkolwiek chęci do walki z tym groźnym żywiołem. Traciłam kontakt z rzeczywistością, ale cały czas słyszałam krzyki i nadal nie wiedziałam co z Louisem. Miałam głęboką nadzieję, że wyszedł na brzeg i nic mu nie jest. Gdybym miała taką pewność, że nikomu nic się nie stało to mogłabym spokojnie umrzeć. Wierzyłam, że to ostatnie chwilę mojego życia.

                                                ***Oczami Louisa***
Znowu przeze mnie cierpi. Nie wiem nawet gdzie ona jest. Po tym jak z pomostu wpadłem do wody, nie widziałem jej. Pływałem w około miejsca wypadku i szukałem jej. Nie chciałem się poddać. Nie zważałem na to, że z brzegu mnie wołają. W tamtym momencie myślałem tylko i wyłącznie o Eli. Obawiałem się najgorszego. Wtem ujrzałem aksamitną dłoń wychyloną delikatnie ponad taflę wody. Wiedziałem, że to Elizabeth. Podpłynąłem najszybciej jak mogłem, ale alkohol w moim organizmie utrudniał sprawę. Złapałem ją i starałem się dopłynąć jak najszybciej do brzegu. Gdy Niall i Harry zobaczyli, że sobie nie radzę rzucili się do wody aby mi pomóc. Mnie na szczęście nic nie było oprócz kilku drzazg, zadrapań i trochę byłem poobijany, więc mogłem zająć się wyłącznie Eli. Wyciągnęliśmy ją na brzeg. To co ujrzałem sprawiło, że zrobiło mi się słabo.

                                                ***Oczami Elizabeth***
Poczułam ciepłą skórę. Była delikatna i wyciągała mnie z wody. Czyli mnie znaleźli. Wyciągnęli mnie na brzeg. Krztusiłam się wodą w moim ciele. Potem zaczęłam odzyskiwać przytomność. Kawałek dalej stała Emi. Dzwoniła na pogotowie. Było ze mną aż tak źle? Chciałam usiąść i obejrzeć moje nogi, które z bólu przyprawiały mnie o mdłości. Ból był niewyobrażalny. Spojrzałam na nie. Z prawej nogi wystawała mi kość. Skóra była rozerwana i wokoło mnie było pełno krwi. Druga noga wyglądała nieco lepiej, ale bolała równie potworne. Na twarzy poczułam krew. Czerwona substancja pochodziła z mojej rany na głowie, którą prawdopodobnie zrobiła spadająca deska. Miałam szum w uszach i mroczki przed oczami. Ciężko mi było oddychać. Wiedziałam, że jesteśmy daleko od cywilizacji, więc trochę to zajmie nim przyjedzie ambulans. Usłyszałam rozdzieranie tkaniny. Spojrzałam na Louisa. Owijał miejsce nad moją raną, swoją rozdartą koszulką. Cały czas płakał, widziałam to. Chciał zatamować krew, żebym się nie wykrwawiła, przynajmniej tak myślę. Potem nie pamiętam już nic.

                                                ***Oczami Emilie***
Widziałam jak Lou wyciąga Elizabeth. W tym momencie dzwoniłam na pogotowie. Chwilę to zajęło zanim udzieliłam wszystkich informacji. Gdy skończyłam tłumaczyć miejsce naszego pobytu, podeszłam do Eli. Była już nieprzytomna. Łzy cisnęły mi się do oczu. Dlaczego to wszystko, te wszystkie okropne rzeczy dzieją się tak wspaniałej osobie jaką jest Elizabeth. Tego nie potrafię zrozumieć. Odkąd skończyła 13 lat, życie daje jej w kość. Najpierw śmierć mamy, potem wyprowadzka, incydent ze złamanym sercem, teraz Adam, atak astmy i jeszcze to. Mam ochotę rzucić się w jej ramiona i płakać, ale muszę zachować zimną krew. Długo tak nie wytrzymam, ale postaram się. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

                                                ***Oczami Louisa***
Była blada, oddychała płytko i niespokojnie. Jeszcze do tego ta okropna kość, która wystawała jej z nogi. To był najokropniejszy widok w moim życiu. Emilie dzwoniła na pogotowie, a ja starałem się zatamować krwotok. Chwilę później straciła przytomność. Nie zwracałem uwagi na nic innego. Chciałem tylko, żeby Eli jak najszybciej otrzymała fachową opiekę. Cały czas płakałem, ale wiedziałem, że panika tylko szkodzi. Musiałem się więc opanować, ale trudno mi było w takiej sytuacji.
- Mamy wyjść na drogę, żeby mogli trafić. Sami do tego jeziora nie trafią, bo nawet o nim nie słyszeli. Jak z Eli? - zapytała Em po rozmowie z pracowniczką szpitala.
- Straciła przytomność. Staram się zatamować krwotok, ale ciężko jest. Za ile będą? - powiedziałem z niepokojem.
- Powiedzieli, że za około 15 minut. To może ja wyjdę na drogę i na nich poczekam. Nie mogę patrzeć na to. Chce mi się płakać. - powiedziała praktycznie już płacząc.
- Pójdę z tobą. - odezwał się Niall. Razem poszli w stronę drogi. Każda minuta była na wagę złota. Jedna chwila mogła zaważyć o jej życiu albo śmierci. Miałem wrażenie, że czekanie trwa wieki. Jakieś dziesięć może piętnaście minut później przyjechał ambulans. Zabrali ją na nosze, a potem zapytali czy ktoś jeszcze jest ranny. Emi od razu powiedziała, że ja. Wcale nie byłem ranny. Miałem jedynie tylko małe rany, ale ratownicy medyczni uparli się na badania. Siedziałem w pojeździe i liczyłem na cud.
- Będzie żyła prawda? Będzie wszystko w porządku? - zapytałem się ratownika, który cały czas kontrolował jej stan.
- W tej chwili nie mogę nic powiedzieć. Właściwie nie mogę nic powiedzieć jeżeli nie jesteś z rodziny. No, ale chyba ci na niej zależy. No dobra, ale tylko dlatego, że jest ci bliska. Lepiej, żeby to zostało między nami. Jest stan cały czas się pogarsza i straciła mnóstwo krwi. Potrzebna będzie transfuzja. Najbliższa doba będzie decydująca, ale radzę się przygotować do najgorszego. Ma grupę krwi B, która jest dość rzadka w naszym rejonie. Jest możliwość oddania krwi kogoś bliskiego do transfuzji, ale musi się zgadzać z grupą pacjenta. Powiem tyle, że szanse na przetrwanie tej nocy są bardzo małe, ale będziemy robić wszystko co w naszej mocy. Jeszcze do tego wdało się zakażenie w nodze. Będzie ciężko, ale bądźmy dobrej myśli. - powiedział sanitariusz, a ja słuchałem, ale w prawdzie nie mogłem przyjąć tego do wiadomości. Ona nie może umrzeć. Ja bez niej nie przeżyję, będę nikim. Ja ją kocham, muszę się do tego przyznać przed samym sobą. Niestety nie wiem czy będę miał szanse jeszcze jej to powiedzieć. Eli może umrzeć i to przeze mnie. Przez moją głupotę osoba, którą tak kocham teraz umiera. Jeżeli tak się stanie to mam nadzieję, że tam będzie jej lepiej, że będzie szczęśliwa. Wreszcie po tej męczarni jaką była droga, dojechaliśmy. Elizabeth natychmiast została zawieziona do specjalnej sali. Mnie zaprowadzono w zupełnie inną stronę. Pielęgniarka opatrzyła mi rany i poprosiła o autograf oraz zdjęcie. Gdy wszystkie drzazgi zostały wyjęte z mojej skóry, wyszedłem przed szpital. Chwilę później zobaczyłem czarną Kię. Pierwsza wysiadła Emilie. Była cała zapłakana i krzyczała.
- Co z Eli?! Kiedy wyjdzie?! Co się z nią dzieje?! Można się z nią zobaczyć?! - krzyczała do mnie.
- Emi spokojnie. Panika w niczym nie pomoże. Musimy czekać. - uspokajałem ją, ale sam miałem ochotę w krzyku wbiec na salę i płakać. Muszę jednak się uspokoić. Całą szóstką usiedliśmy na korytarzu i czekaliśmy. Nikt nie chciał jeść, pić ani spać. Mijały godziny, a nikt nie wychodził z sali. Już przysypiałem, ale zobaczyłem, że ktoś łapie za klamkę. Momentalnie wstałem i ruszyłem w stronę wychodzących lekarzy. Grupa pielęgniarek wywozła Eli do sali z wielką szybą dzięki, której widzieliśmy ją.
- Wszytko z nią w porządku? - zapytałem od razu.
- A pan jest z rodziny? - spojrzał na mnie jeden z lekarzy.
- Nie, jestem przyjacielem.
- No dobrze, skoro pacjentka jest nieprzytomna, a pan jest przyjacielem, to proszę tylko pokazać dowód osobisty. - powiedział lekarz, a ja bez zawahania wyciągnąłem dokument. Wtedy zaczął mi udzielać informacji.
- Więc tak. Zakażenie już nie zagraża, operacja nóg też się udała. Niestety obie są połamane przynajmniej w 7 miejscach, więc przez jakiś czas będzie musiała jeździć na wózku inwalidzkim, o ile przeżyje dzisiejszą noc. Najgorsze jest to, że pacjentka ma grupę krwi B, a w naszym szpitalu niema takiej krwi. Potrzebne jest natychmiastowe przetoczenie krwi. Jedyny ratunek w kimś bliskim, który ma taką samą grupę krwi i oddałby trochę do transfuzji. Mówię z góry, że dla dawcy jest na bezpieczne. Tak więc od tego zależy życie dziewczyny. - oznajmił lekarz, po czym chciał odejść.
- Ja mam grupę krwi B i chciałbym oddać ją do przetoczenia. - powiedział...

----------------------------------------------
Hejka skarby. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Trochę krótki, ale musiałam skrócić, żeby zrobić odpowiednie zakończenie. Z góry dziękuję za każdy komentarz. Niedługo wstawię następny rozdział. :*
Jak myślicie? ♥
- Kto zgodził się na oddanie krwi do transfuzji?
- Czy Elizabeth umrze?
- Co jeszcze stanie się w następnym rozdziale?
Zapraszam do czytania następnego rozdziału.
Kocham was siostrzyczki wy moje kochane ♥♥♥

sobota, 20 lipca 2013

All systems go, the sun hasn't died ♥

Chwilę potem zadzwonił telefon Hazzy. Przeprosił i wyszedł do kuchni. Po powrocie usiadł jakby nic się nie stało i śmiał się razem z nami. Piętnaście minut później do domu niespodziewanie wlazła jakaś plastikowa blondyna z kilogramem tapety na twarzy i wypchanymi cyckami, a tak w ogóle ubrana jak dzi*ka. Wlazła bez pukania i w szpileczkach podeszła do Harrego i ...
- Idziemy na zakupy! - wykrzyczała mu prosto w twarz. On posłusznie wstał, pożegnał się i wyszedł.
- Co to było za babsko?! - powiedziałam po tym jak Harry z tą dziwaczką wyszli już z mojego domu.
- To była Pamela, najobrzydliwsza, najbardziej nie szanująca się s*ka ją znam. Nienawidzimy jej. A właśnie i jest dziewczyną Harrego. - powiedział Louis.
- O, fuj! - powiedziałam oglądając się w ich stronę patrząc czy na pewno wyszli.
- Dobra zbierajcie się dziewczyny. - powiedział Niall wstając i ruszają w stronę wyjścia chwycił torbę z rzeczami reszty chłopców. - Teraz jedziemy do nas.
- I że ja też? -powiedziałam ze zdziwieniem.
- A jak ty myślałaś?! - zaśmiał się Horan. - Przecież nie możesz zostać teraz sama co nie?
- Ale ja nie chcę sprawiać problemu i... - zaczęłam wymieniać dlaczego nie mogę jechać.
- Zamknij się i chodź. - powiedział Louis na odchodne. Ja posłusznie wyszłam i zamknęłam drzwi zostawiając Slendera na podwórku za domem. Jechaliśmy czarną Kią około 20 minut, a potem dojechaliśmy do domu chłopców. Siedzieliśmy u nich w pokoju i zajadaliśmy chipsy. Dobrze to nie zrobi mojej figurze, ale raz się żyje, a chłopcy potrafią mnie przekonać do wszystkiego. Oglądaliśmy telewizję,a ja wpadłam na genialny pomysł. Stanęłam przed chłopcami i Emi.
- Słuchajcie, pojedźmy na jezioro, nad dzikie jezioro. Weźmiemy namioty, śpiwory, rozpalimy ognisko, popływamy. Taki biwak. Chociaż na jedną noc, żeby oderwać się od rzeczywistości. Nawet wiem gdzie możemy pojechać. - zaproponowałam.
- To świetny pomysł Eli, ale my nie mamy namiotów. - powiedział Zayn.
- No, ale ja mam. Trzy chyba wystarczą co nie? - powiedziałam śmiejąc się.
- Zawsze chciałam pojechać z tobą na biwak! - krzyknęła Emilie i jej twarz rozpromieniła się.
- No to wszystko załatwione, ja zaproponowałam to ja wszystko skombinuję, tylko musimy jeszcze przekonać mojego tatę. - powiedziałam zrezygnowana na wieść o tym, że będę musiała walczyć o to z tatą.
- No, ale przecież jesteś pełnoletnia. Możesz robić co ci się żywnie podoba. - zauważył Liam.
- No tak, ale tata traktuje mnie jak małą dziewczynkę od śmierci mamy i chce żebym była szczęśliwa. A w ogóle to nie chciałby mnie stracić, bo wtedy załamałby się na maksa i nikt nie mógłby go pocieszyć dlatego dba o mnie bardziej niż przedtem. Nie chcę zrobić mu przykrości. - powiedziałam ze spuszczoną głową.
- No dobra, to przekonamy twojego tatę i możemy jechać. - powiedziała Emi z fascynacją w głosie. Po tych słowach wybiegliśmy w szóstkę z domu i pobiegliśmy w kierunki czarnej Kii. Niall usiadł za kierownicą i popędził w stronę mojego domu. Miałam nadzieję, że tata już wrócił. Spojrzałam na zegar w telefonie, była 16:30. Tata na pewno był już w domu. Gdy podjechaliśmy pod mój dom byłam trochę zestresowana. Wyszłam z samochodu pierwsza i powiedziałam, że chłopcy mają przyjść na znak Emilie. Razem z Em wkroczyłyśmy do mojego domu.
- Cześć tato! - krzyknęłam na wejściu. Tata wyszedł z salonu i przyszedł się przywitać.
- Dzień dobry panie Sullivan. - powiedziała Emi, chociaż wiedziała, że ma mówić wujek, ona jednak nie potrafiła. Razem z tatą poszłam do salonu, a Emilie zawołała chłopców, ale ostrzegła ich, że mają się zachowywać normalnie.
- Tatusiu, wiesz, że cię kocham prawda? - zaczęłam.
- Czego chcesz?
- Chciałabym jechać na biwak, nad to dzikie jezioro gdzie jeździliśmy z mamą. - walnęłam prosto z mostu.
- Sama?! - zapytał tata.
- No nie, chciałabym jechać z Emilie...
- I z kim jeszcze? - zapytał tata spode łba
- No z Louisem i z Liamem i Zaynem i Niallem i Harrym. - zaczęłam wymieniać.
- Z pięcioma chłopakami?! - powiedział tata ze złością.
- Chcesz ich poznać? - zapytała z nadzieją.
- Jasne, przyprowadź ich. - powiedział tata wzruszając ramionami z obojętnością.
- No chodźcie. - powiedziałam w stronę chłopców. Oni weszli zestresowani, a Emilie popychała ich tylko, bo stali zbyt daleko. Tata wstał i szedł w ich stronę.
- Dzień dobry panie Sullivan. - powiedział Lou z czarującym uśmiechem.
- Witaj Louis. - powiedział mój tata bez żadnego wyrazu na twarzy.
- Dzień dobry panie Sullivan, jestem Niall. Miło mi pana poznać. - powiedział Niall z wielkim bananem na twarzy. Wszyscy przedstawili się prawie tak samo. No prócz Harrego, bo on był ze swoją dziewczyną.
- Czemu oni są tacy drętwi? - zaśmiał się tata zwracając się w moją stronę.
- Bo oni... się ciebie boją tato... - powiedziałam. Faktycznie. Chłopcy obawiali się spotkania z moim tatą.
- Już ich lubię, z takimi porządnymi chłopcami możesz jechać. Bierzecie nasze namioty?
- Kocham cię tato! Dziękuję ! - krzyknęłam,przytuliłam, podziękowałam i pobiegłam się spakować. Poprosiłam, żeby Louis z chłopakami poszli po namioty , które były w piwnicy, a sama poszłam do mojego pokoju. W tym czasie Emilie poszła do siebie i spakowała swoje rzeczy. Wzięłam mój plecak w azteckie wzory, ze względu na to, że jest dość pakowny i spakowałam telefon, słuchawki, strój kąpielowy, ręcznik, pieniądze, żebyśmy po drodze kupili sobie coś do jedzenia i picia, oraz spakowałam bieliznę i jakieś ciuchy na przebranie i inne potrzebne rzeczy. Zeszłam na dół i pomogłam chłopcom zapakować śpiwory i namioty do bagażnika samochodu. Pobiegłam do taty.
- Dziękuję tato, dam ci znać kiedy będę wracała do domu ok?
- Chyba zwariowałem puszczając moją córkę na biwak nad dzikim jeziorem z pięcioma chłopakami. Teraz widzę czterech, ale pewnie ten piąty dojedzie potem. No dobra to daj mi znać i bawcie się dobrze. Tylko wiesz Elizabeth, przyzwoicie, przyzwoicie. - powiedział tata, a ja pocałowałam go w policzek w wsiadłam do samochodu obok Emilie. Pomachałam mu jeszcze i odjechaliśmy. Po drodze do Louisa zadzwonił Harry. Lou zrobił go na głośnomówiący
- Louis, gdzie wy jesteście? - zapytał Harry.
- Jedziemy jeszcze na chwilę do domu, a potem wyjeżdżamy. - powiedział Lou.
- Gdzie wy jedziecie? Czemu ja nic o tym nie wiem?
- Jedziemy na biwak nad dzikie jezioro. A ty nic o tym nie wiesz, bo wolisz latać z tą swoją wypindrzoną niunią po sklepach. - powiedział Louis ze śmiechem.
- To jest nie fair! Też chcę jechać.
- No ale nie mamy już miejsca dla twojej Pamelki.
- Toż ona nie jedzie, pokłóciłem się z nią. - powiedział Harry ze smutkiem w głosie. Chyba na prawdę kocha ten wybryk natury, tą zdzirowatą zołzę. Szkoda mi go. Nie! Wcale mi go nie szkoda! Nie mogę tak o nim myśleć. Muszę zapomnieć o tym co do niego czuję.
- Dobra, to spotykamy się w domu. - powiedział Louis i rozłączył się. Resztę drogi spędziliśmy na śmiechu i opowiadaniu śmiesznych historyjek. Jak dojechaliśmy do domu chłopców oni pobiegli się spakować, a ja z Harrym i Emilie zostaliśmy w samochodzie, bo we trójkę byliśmy już spakowani.
- I jak tam twoja dziewczyna? - zapytała Emi prawie nie wybuchając ze śmiechu. Ta cała sytuacja bawiła nas wszystkich z wyjątkiem Harrego.
- Pokłóciłem się z nią. No znaczy ona się na mnie wściekła jak powiedziałem, że nie chcę już chodzić po sklepach. - powiedział Harry prawie płacząc.
- Wiesz co? Rozumiem cię. Wiem jak to jest gdy kogoś się kocha, a ta druga osoba traktuje ciebie i twoje uczucia jak śmieci. To nie jest łatwe, ale można się przyzwyczaić. - powiedziałam. Hazza zapewne nie zdawał sobie sprawy, że myślę o nim. Po części to jak mnie potraktował w Nandos było chamskie i czułam się jak śmieć.
- Myślisz o kimś konkretnym? - zapytał zdziwionym głosem.
- Tak myślę, ale o kim to już ci nie powiem. - uśmiechnęłam się do Emilie, ale nie miałam dobrego humoru. Ale dlaczego? Przecież powinnam być szczęśliwa naszym wyjazdem. Jednak trudno mi patrzeć jak Harry cierpi. Może on mnie nienawidzi, nie chce na mnie patrzeć, ale bądź co bądź ja go kocham i z dnia na dzień jestem tego bardziej pewna. Im więcej czasu spędzamy razem tym silniejszym uczuciem go darzę. Pewnie inni sądzą, że miłość się kształtuje latami. Ja zakochałam się w jedną małą chwilę i jestem pewna, że to nie zauroczenie, to coś więcej. Harry na pewno tak by nie zareagował gdybym ja była w takiej sytuacji, ale nie patrzę na to. Nie potrafię go wyrzucić z mojej głowy i z mojego serca. Muszę to sobie uświadomić i  nie wmawiać sobie, że nic do niego nie czuję, że muszę zapomnieć. Ja po prostu nie potrafię. Mam ochotę płakać razem z nim, ale nie mogę. To trudne dusić w sobie emocje, ale nie mam wyjścia. Czekaliśmy jakieś 5 minut w ciszy, a potem chłopcy wybiegli z domu, zamknęli drzwi i z rozbiegu wpadli do samochodu. Za kierownicą znowu usiadł Niall i ruszył z piskiem opon. Najpierw zatrzymaliśmy się pod sklepem i kupiliśmy trochę jedzonka i coś do picia, a potem Louis poszedł do monopolowego. Niezbyt podobał mi się ten pomysł. Wiedziałam, że to zły wybór, że coś się przez to stanie. No i nie myliłam się. Niestety. W trakcie drogi Niall zjechał na pobocze i zamienił się ze mną miejscami, bo tylko ja wiedziałam gdzie jedziemy. Dojechaliśmy nad piękne jezioro ukryte daleko za Lodynem. Całą plażę pokrywały drzewa, ale został jeden fragment, dość spory fragment gdzie nie było ani jednej rośliny i właśnie tam rozbiliśmy namioty. Podzieliliśmy się na 3 grupy kto z kim będzie spał, bo były 3 namioty. Ja spałam z Emilie, Louis, Zayn i Harry razem no a Liam spał z Niallem. Liamowi było trochę smutno, bo Dan, jego dziewczyna nie mogła przyjechać, no ale postanowił się trochę wyluzować i spędzić czas z nami. Najpierw razem z Emilie poszłyśmy popływać. Było świetnie, potem dołączyli też chłopcy i wszyscy nawzajem chlapaliśmy się jak małe dzieci w wodzie. Po wyjściu każdy opatulił się ręcznikiem i poszliśmy do bagażnika po coś do jedzenia. Wszystko co było do jedzenia picia itd. trzymaliśmy w bagażniku. Reszta była w namiotach. Każdy trochę pojadł i nim się obejrzeliśmy, już był wieczór. Louis zaczął wyciągać z bagażnika butelki z piwami. Miałam złe przeczucie. Każdy wypił dość sporo, nawet ja pomimo tego, że nie byłam przekonana, niestety dałam się namówić. Żałuję tego do dziś. Po tym jak każdy był już trochę wstawiony postanowiliśmy zagrać w prawda lub wyzwanie. Kręciliśmy pustą butelką po piwie. Pierwszy kręcił Niall. Wypadło na Emilie.
- No dobra Emi. Prawda czy wyzwanie. - zapytał Niall z uśmiechem.
- Wyzwanie. - powiedziała z zawahaniem.
- Całuj się ze mną przez pięć minut. Bez przerwy. - ostatnie słowa wypowiadał poruszając brwiami. Pocałunek faktycznie trwał dokładnie pięć minut. Potem były inne zadania. Najróżniejsze. Następny był Louis, który wybrał wyzwanie. Zayn powiedział mu na ucho co ma zrobić. Lou uśmiechnął się, biegiem wziął mnie na ręce, a ja nawet nie zdążyłam zaprotestować i pobiegł ze mną na bardzo stary pomost kawałek dalej od naszego biwaku. Pomost był wyjątkowo długi, prowadził prawie na środek jeziora. Lou wbiegł na pomost. Cały czas krzyczałam, że pomost się zawali, ale on mnie nie słuchał. W oddali słyszałam krzyki radości i wiwatów. Mnie nie było do śmiechu. Ja jedyna wiedziałam, że ten pomost ma całe spróchniałe deski i w każdej chwili może się połamać. Ostrzegałam go, ale Louis jedynie biegł po pomoście i nagle usłyszałam jak deski pękają. Tak zaczął się mój koszmar, który niestety nie okazał się snem.

 -------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Chciałabym aby pod tym rozdziałem były przynajmniej 3 komentarze. Jeszcze raz bardzo dziękuję za tak miłe słowa, które są kierowane do mnie i mojego opowiadania. Jak myślicie?
- Co się stanie w następnym rozdziale?
- Czy Eli wyzna Harremu prawdę o swoich uczuciach?
Zapraszam do komentowania. Następny rozdział już niebawem.
Kocham was moje wy siostrzyczki najukochańsze ♥♥♥

piątek, 19 lipca 2013

And we danced all night to the best song ever ♥

  *** Oczami Elizabeth***
Widziałam jego minę. Była okropna. Podeszłam do niego, no oczywiście z pomocą Emilie i wtuliłam się w jego szaro-niebieską koszulkę. Wyszeptałam tylko ciche: ,,Przepraszam''. W odpowiedzi uzyskałam jedynie uścisk. Wiedziałam, że on płacze. Moje wybryki sprawiają, że on cierpi. Nie mogłam na to patrzeć. Po chwili znowu zrobiło mi się niedobrze. Louis zaprowadził mnie pod drzwi łazienki, a potem oddał mnie Em.
- Rozgość się na dole na kanapie. - rzuciła Emilie do Lou przez ramię. Ja w toalecie znowu zaczęłam wymiotować.
- Eli, może ja zadzwonię na pogotowie? - zapytała Emilie z troską wypisaną na twarzy.
- Nie, tylko nie pogotowie. Zaraz mi przejdzie. - zapewniałam przyjaciółkę. Faktycznie po jakiś kolejnych 10 minutach męczarni, poczułam się lepiej. Krew z nosa przestała mi już lecieć więc postanowiłam, że wstanę i zejdę do Louisa. Zeszłam na dół z pomocą Emilie i usiadłam obok Louisa.
- Emi? Mogłabyś mi przynieść szklankę wody i jakiś lek przeciwbólowy?
- Oczywiście. - uśmiechnęła się i pobiegła na górę po lek.
- Lou? - zapytałam niepewnie, lecz on nie odpowiadał. - Lou? Jesteś zły?
- Tak, jestem i to bardzo. - powiedział nawet się na mnie nie patrząc. Rozpłakałam się.
- Louis ja przepraszam, ja cię bardzo przepra...
- Nie na ciebie jestem zły, tylko na siebie. - wycedził przez zęby.
- Dlaczego?
- Bo pozwoliłem ci iść bez żadnego wsparcia, ochrony, po tym co się stało w lesie, mogłem takie coś przewidzieć. To tylko i wyłącznie moja wina.
- Lou, błagam nie obwiniaj się. To moja wina, mogłam to wszystko rozegrać inaczej, wtedy nic nikomu by się nie stało, mogłam uciec razem z Emi, ale ja wybrałam źle i dlatego teraz cierpię. To jest dla mnie kara, za to ile przeze mnie cierpisz, cierpiałeś i wycierpisz. Dlatego zdecydowałam, że nie chcę, żebyś cierpiał, więc przestańmy się widywać.
- Po pierwsze: Eli nie zaczynaj znowu tego tematu, który jest zamknięty, a po drugie: Jak to ,,Mogłaś to rozegrać inaczej'' ? - zapytał z ciekawością i po raz pierwszy od tego incydentu spojrzał mi w oczy. Opowiedziałam mu wszystko, a on bezustannie płakał.
- Louis nie płacz, to ja powinnam płakać, a nie ty. - wytarłam mu łzę z policzka.
- Ale jak ty cierpisz, to ja cierpię jeszcze bardziej. - po tych słowach, rzuciłam się na szyję Louisowi. Emilie zeszła na dół z lekarstwami i szklanką wody. Ja połknęłam tabletkę, popiłam wodą i poczułam, że jest coraz lepiej.
- To ja pójdę po moje rzeczy i wracam za sekundę. - krzyknęła Emi w drodze do swojego pokoju. Louis spojrzał na mnie, a ja powoli zatracałam się w jego oczach.
- Eli, mam do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Po pierwsze: Nigdy więcej nie pakuj się w kłopoty, a po drugie: pocałuj mnie. Tylko jeden niezobowiązujący pocałunek, potem o nim zapomnimy, jakby nic się nie stało i wrócimy do normal... - nie skończył, bo przerwałam mu wypowiedź delikatnym pocałunkiem moimi malinowymi ustami. Lou odwzajemnił pocałunek, a z czasem delikatne przemieniło się w bardziej namiętne. Wplątałam palce w jego włosy, a on jedną ręką głaskał mnie po policzku. Nigdy w życiu nie czułam czegoś takiego. W tym pocałunku, w złączeniu naszych ust było tyle miłości. Nasze języki działały coraz bardziej zachłannie. Nigdy nie przypuszczałabym, że mogę całować się z Louisem. Nigdy nie dochodziło między nami do chemii chyba, że byłam ślepa. Taa... na pewno byłam ślepa. Przecież Lou był przy mnie zawsze jak potrzebowałam pomocy on zawsze mi pomagał. Bardzo chciałam z nim być, ale bałam się, że przez te wszystkie kłótnie między dwójką zakochanych w sobie ludzi, nasza przyjaźń się rozpadnie. Tego bym nie zniosła. Całowaliśmy się tak długo dopóki starczyło nam tchu. Potem Lou spojrzał mi w oczy i wyszeptał ciche: ,,Dziękuję''. Siedzieliśmy chwilę i uśmiechaliśmy się do siebie. Zgodnie postanowiliśmy, że to będzie nasza słodka tajemnica. Nagle do domu wbiegł Niall.
- Louis, przeczytałem SMS od ciebie, sorka, że tak długo nie przychodziłem, ale musiałem wybrać jaką pizzę zamówić. Elizabeth, wszystko w porządku, a gdzie jest Emi? - biegał po całym piętrze w poszukiwaniu swojej dziewczyny. Chwilę później Emilie zeszła na dół ze swoją torbą. Niall ją przytulił i słodko pocałował.
- Chodźmy. - powiedziała Em po czym chciała mi pomóc wstać, ale Lou jej przeszkodził.
- Ja się nią zajmę. - powiedział po czym wziął mnie na ręce. Zaczęłam protestować, ale on nie dawał za wygraną. Emilie zamknęła dom po czym ruszyliśmy do mnie. Długa była ta wyprawa, aż na drugą stronę ulicy. Lou wparował do domu, ze mną na rękach i posadził na kanapie obok chłopców, którzy byli już w piżamach, a sam gdzieś pobiegł. Razem z Emilie poszłyśmy do łazienki aby się przebrać w piżamy. Sama bym sobie nie poradziła, jeszcze nie do końca odzyskałam sprawność, a tak w ogóle to z Emi znamy się od dziecka i nie wstydzimy się przy sobie przebierać itd. Wróciłyśmy wolno trzymając masę poduszek. Pomyślałam, że lepiej będzie jak wszyscy razem będziemy spali na wielkiej rogówce na przeciwko telewizora, co umożliwiało nam oglądanie filmu. Po rozłożeniu łóżka, usłania go poduszkami i kołdrami każdy zajął swoje miejsce. Siedzieliśmy mniej więcej tak patrząc od lewej: Niall, Emilie, Ja, Louis, Zayn, Liam, Harry. Chłopcy zaczęli się mnie wypytywać co się działo, więc razem w Emi opowiedziałyśmy wszystko od początku do końca, ich miny były bezcenne. W chwili wybierania filmu byłam przerażona. Każdy chciał obejrzeć jakiś horror. Zdecydowaliśmy, że obejrzymy ,,rec''. W trakcie napisów początkowych, Harry pobiegł do kuchni i wrócił z niebieskimi drinkami i każdego poczęstował. Był mega mocny. Od razu rzuciło mi się na głowę. Rzadko piję alkohol więc nie jestem przyzwyczajona do takiej ilości. Harry przyniósł nam jeszcze z 4 czy 5 takich drinków, a ja, Emilie i Zayn byliśmy już lekko wstawieni, no znaczy nie aż tak, żebym była nachlana i urwał mi się film czy coś, po prostu trochę, za dużo wypiłam. W trakcie filmu przytulałam się do Lou, przy nim czuję się bezpiecznie. Potem przyjechała zamówiona wcześniej pizza. Zjedliśmy ją ze smakiem, a potem urządziliśmy karaoke party. Każdy musiał zaśpiewać chociaż jedną piosenkę. Ja wybrałam Radioactive zespołu Imagine Dragon. Zaśpiewałam najlepiej jak umiałam. Najwyraźniej alkohol z środkami przeciwbólowymi zadziałały, bo ból brzucha z czasem ustąpił.
- O boże, Elizabeth. Ty śpiewasz pięknie, po prostu wspaniale. Dlaczego ty jeszcze nie nagrywasz żadnej płyty? Producenci zabiliby się o taki talent. Musisz pokazać światu twój talent, musisz. - powiedział Liam.
- Słodki jesteś, ale trochę wypiłeś więc ci wybaczę to małe kłamstewko. - uśmiechnęłam się i rozczochrałam mu włosy.
- Ale on ma całkowitą rację. - powiedziała Emilie, co potem potwierdził Louis, Niall i Zayn.
- Oj tam, żadna ze mnie piosenkarka, śpiewam dla zabawy. - zaśmiałam się.
- Ty nie zmyślaj tylko następnym razem jedziesz z nami do studia nagraniowego i nagrywasz z nami piosenkę jasne? - powiedział ku moim zdziwieniu Harry.
- Dobra kończmy ten temat. Kto następny? - powiedziałam patrząc na Nialla. Irlandczyk zaśpiewał Little Things dla Emilie, potem Zayn zaśpiewał Family Portret P!nk, a następnie Liam zaśpiewał Little Talks zespołu Of monsters and men. Harry poszedł następny i zaśpiewał Perfect wykonawcy Hedley. Louis zaśpiewał Stay, a oryginalnym wykonawcą tej piosenki jest Hurts. Na końcu miała zaśpiewać Emilie, ale postanowiłyśmy, że razem zaśpiewamy Read all about this Emeli Sande. Po skończonych śpiewach Harry przyniósł jeszcze trochę czystej wódki, którą rozdzieliliśmy na 7 części. Spojrzałam na zegarek, była 4:15 nad ranem. Wszyscy byli zmęczeni, a Niall i Emilie już spali. Poszłam zgasić światło i wgramoliłam się pod kołdrę między Emilie a Louisem.
- Przepraszam, że twój wspaniały dzień stał się prawdopodobnie jednym z najgorszych. - powiedział szeptem do mnie Louis.
- No oprócz mojego ataku na kole młyńskim, spotkania Adama nad rzeką, incydentu przed samochodem w lesie i podczas powrotu do domu no i tego incydentu w domu Emilie są też pozytywne strony tego dnia: chcieliście mi zrobić niespodziankę co było wprost urocze, przejechałam się rollercoasterem i innymi super kolejkami, spędziliśmy miło czas nad rzeką, teraz spędziliśmy czas po prostu zaje*iście no i przede wszystkim najmilszą rzeczą tego dnia jest nasza mała tajemnica. - uśmiechnęłam się do Louisa. Przez jakiś czas leżeliśmy twarzą w twarz, uśmiechając się do siebie, ale potem przekręciłam się na drugi i wtedy Lou mnie objął swoim silnym ramieniem. Czułam się jakbym była w niebie. Potem zasnęłam.

                                                     ***Oczami Louisa***
Jak mogłem, jak mogłem to zrobić? Jak mogłem się zakochać w przyjaciółce, przecież traktuję ją jak siostrę. To tylko zniszczy naszą przyjaźń. Teraz jak leży tak bezbronnie mam ochotę ją przytulić i właśnie tak zrobiłem, leżymy tak jakbyśmy byli jednością. Piękne jest to uczucie, ale zapewne nie potrwa długo.

                                                     ***Oczami Elizabeth***
Obudziłam się, brzuch mnie już nie bolał tak jak wczoraj, ale miałam największego kaca w moim życiu. Rozejrzałam się po pokoju, na szczęście wszyscy jeszcze spali. Rozejrzałam się jeszcze raz, chyba niedokładnie pamiętam co działo się poprzedniej nocy, wszędzie leżała pizza, a moje spodnie od piżamy wisiały na żyrandolu, na szczęście zawsze zakładam majtki pod spodnie od piżamy,  cały stolik do kawy był w ketchupie i majonezie, a ja leżę wtulona w Louisa, mojego przyjaciela. Tylko przyjaciela.  Spojrzałam na zegar wybiła 11:30. Wstałam tak, aby nikogo nie obudzić i na palcach podreptałam do kuchni. Pomyślałam, że zrobię gofrów na śniadanie. Z lodówki powyciągałam wszystkie potrzebne składniki i dodatki, które potem przydadzą się do gotowych gofrów. Ciasto zrobiłam bardzo szybko, więc zostało tylko użyć gofrownicy. Podczas samoczynnego przyrządzania gofrów przez maszynę, nakryłam do stołu. Poustawiałam 7 talerzy, 7 szklanek 7 noży i 7 widelców na wszelki wypadek jakby ktoś chciał jeść gofry sztućcami. Poukładałam dodatki na stole po czym czekałam na zrobienie się pierwszego gofra. Stałam tyłem do wejścia. Po chwili poczułam ciepłe ręce na moich biodrach, znajome ręce.
- Moje słoneczko już wstało? - zapytał Louis i cmoknął mnie w policzek. Lou usiadł na miejscu przy stole, a ja dokańczałam robienie gofrów. Po 10 minutach, gofry stały ciepłe na stole, a nikt oprócz Louisa jeszcze nie wstał. Leniwie poszłam do salonu gdzie spali moi przyjaciele, z garnkiem i chochlą po czym zaczęłam uderzać w garnek tak mocno, że od hałasu rozbolała mnie głowa. Wszyscy wyskoczyli jak oparzeni na wieść, że na śniadanie są gofry. Do stołu usiadłam jako ostatnia, ponieważ wyciągałam z lodówki lody waniliowe, które uwielbiałam jeść do gofrów. Podczas stania przy lodówce byłam w samych majtkach i bluzce od piżamy, która zakrywała mi jedynie górne partie ciała. Wiedziałam, że tego widoku chłopcy nie przeoczą. Szczególnie dlatego, że moje nogi, po diecie wyglądały wręcz wspaniale, byłam z nich dumna.
- Chłopcy, może przestaniecie się ślinić na widok El i zaczniecie jeść co? - zapytała Emi ze śmiechem. Oni nie odpowiedzieli, stawiam, że nawet tego nie usłyszeli. Odwróciłam się i spiorunowałam ich wzrokiem, a całą piątkę oblał rumieniec.
- Eli, ty idź się ubierz co? - zapytał Louis. - Tak na pół nago latasz, a my się skupić nie możemy.
- A co? przeszkadza ci coś? - zapytałam ze śmiechem.
- Eli no weź się ubierz. - powiedział Zayn nawet na mnie nie patrząc. Widziałam, że oblał go rumieniec większy niż resztę.
- A dlaczego?
- Bo kusisz. - powiedział Zayn i Louis to potem potwierdził.
- Niestety nie mogę, bo moje spodnie, nie wiadomo jakim cudem - spojrzałam na chłopców. - wiszą teraz na żyrandolu, który jest hen wysoko, a ja ich nie sięgam. No ale dobra jak wolicie, postaram się je ściągnąć. - powiedziałam na odchodne i poszłam po spodnie. Wróciłam po kilku minutach ubrana w pełny strój piżamowy (XD). Zjedliśmy gofry, a potem posprzątałam salon w oczekiwaniu na przyjazd taty. Slenderek cały czas siedział na podwórku za domem, ponieważ było gorąco, więc spędzał tak całe dnia. Zawołałam go i dałam mu małe ciasteczko dla psa.
- Ale słodki piesek. - pisnął Niall. Faktem jest, że nikt oprócz Emilie i mojego taty nie widział Slenderka. - Jak się wabi?
- To jest Slender. Ma 1,5 miesiąca. - powiedziałam patrząc jak Horan ściska i głaszcze Slenderka. Potem wszyscy zaczęli go głaskać. Zostawiając chłopców z moim skarbem ostrzegłam, że jak coś mu zrobią to pourywam im głowy, wtedy razem z Emilie poszłyśmy do mojego pokoju aby ubrać się w coś porządnego. Ja ubrałam krótkie jaskrawo różowe spodenki, a do tego jeansową koszulę diy z ćwiekami i białe trampki. Emi ubrała krótkie spodenki wykonane z jasnego jeansu, a do tego delikatnie prześwitującą białą bluzkę i jak ja założyła trampki. Zeszłyśmy na dół i zobaczyłyśmy jak chłopcy leżą na jeszcze nie złożonej rogówce i głaszczą śpiącego Slenderka. Miejmy nadzieję, że śpiącego. Podeszłam do Sledera, wzięłam go na kolana i zajęłam ostanie wolne miejsce, między Louisem i Harrym. Potem Niall włączył nam Kac Vegas. Wszyscy mieli wspaniałe humory. Chwilę potem zadzwonił telefon Hazzy. Przeprosił i wyszedł do kuchni. Po powrocie usiadł jakby nic się nie stało i śmiał się razem z nami. Piętnaście minut później do domu niespodziewanie wlazła jakaś plastikowa blondyna z kilogramem tapety na twarzy i wypchanymi cyckami, a tak w ogóle ubrana jak dzi*ka. Wlazła bez pukania i w szpileczkach podeszła do Harrego i ...

------------------------------------------------------------
Jak myślicie? Kim jest ta dziewczyna? Może między Eli a Louisem zaiskrzy coś więcej niż przyjaźń?
Mam nadzieję, że się podoba i liczę na komentarze.
3 komentarze = kolejny rozdział <3
Lista kochanych sióstr które koocham *_*
- Zuzia Wichert
- Wiktoria Dec
- Brygida Krasowska
- Natalia Zwolińska
- Martyna Abramowicz
- Natalia Kinast
- Oliwia Paul
- Natalia Iracka
- Victoria Grew
i wiele wiele innych.
Każdej osobie z tej listy chciałabym najserdeczniej podziękować za przemiłe, cudowne i wspaniałe komentarze, które doprowadziły mnie do łez. Dzięki wam spełniły się moje marzenia. Dziękuję z całego serca. Kocham was moje kochane siostrzyczki <3
♥♥♥

I feel so lost, but what can I do?

Harry podszedł do samochodu, złapał za klamkę i jednym ruchem otworzył drzwi. W tym momencie usłyszałam dźwięk zbitego szkła. Ktoś wybił okno z drugiej strony i zaczął uciekać. Bez zawahania pobiegłam za nim. W oddali słyszałam krzyki, że mam wracać, że nie mam nigdzie biec, ale ja byłam zaślepiona nienawiścią do tego kogoś. Byłam prawie pewna, że to Adam. Było już ciemno bo była prawie 21:00, więc było duże zagrożenie, że się potknę. Na szczęście biegam dosyć szybko, więc dogoniłam go i rzuciłam się na niego. On upadł na brzuch. Ja go odwróciłam na plecy i zobaczyłam, że ma kominiarkę. Zdjęłam ją po czym ujrzałam Adama. Adam zaczął się szarpać, więc nie miałam wyboru, musiałam go zatrzymać do momentu kiedy przyjedzie policja. Musiałam na nim usiąść. To był najlepszy sposób na zatrzymanie go. Adam zaczął się wyrywać, ale ze mną nie jest tak łatwo. Chwilę potem usłyszałam krzyk Louisa za swoimi plecami.
- Elizabeth! Gdzie jesteś?!
- Tutaj! - krzyknęłam i na chwilę odwróciłam głowę i spojrzałam za siebie.  Już miałam wrócić do pilnowania Adama, ale on w momencie gdy odwróciłam się w jego stronę, z całej siły uderzył mnie w twarz pięścią. Pod wpływem jego siły spadłam z niego i upadłam na trawę. Sekundę później Louis już pomagał mi wstać. Chyba wszystko widział.
-  Mogłem za sku*wielem pobiec! I po co pakujesz się w kłopoty?! A co by się stało gdyby był uzbrojony?! A co gdyby... - prawił mi kazania. W sumie miał rację. -  I co pomyślałaś o tym? A co by było gdyby...
- Dziękuję. - powiedziałam cicho po czym go przytuliłam. On uśmiechnął się tylko i też mnie przytulił.
- Już się bałem, że coś ci się stanie. No w sumie się stało. Pokaż się. - powiedział zatroskany. Obejrzał moją spuchniętą twarz. - Nieźle ci dowalił. - zaczął się śmiać. Ja też wybuchnęłam śmiechem, ale trochę to bolało.
- Mocno spuchłam? - zapytałam z nadzieją.
- Nie, na szczęście nie. Przyłożymy coś zimnego i będzie dobrze. - ruszyliśmy w stronę samochodu. Zobaczyłam, że wszyscy stoją przy nim i ścierają z niego coś czerwonego. Przyjrzałam się lepiej i zobaczyłam, że cały lewy bok jest od czerwonej farby w spray'u. Adam napisał farbą na samochodzie: ,,To już twój koniec s*ko'' Chyba wpadł w jakiś szał po naszym spotkaniu nad rzeką. Zaczęłam mieć podejrzenia, że jest chory psychicznie. Nagle Emilie podeszła do mnie i wręczyła mi jakąś kopertę. Zobaczyłam, że jest zaadresowana do mnie. W środku był list, dość krótki, ale przerażający: ,,Twoja śmierć jest bliska. Popamiętasz mnie. Mam spore znajomości. Zabiję cię ku*wo. Mnie się nie odrzuca. Mnie się kocha, bo jestem najwspanialszy! Już nie masz dokąd uciec. Już nie żyjesz tak samo jak ci twoi przyjaciele! Pożałujesz tego!'' i takie tam. Czytałam to ze łzami w oczach.
- Eli, kto to był? Widziałaś jego bądź jej twarz? - powiedział Zayn.
- To był... - zawahałam się.
- No dajesz El.
- To był Adam. - powiedziałam ze spuszczoną głową.
- Zabije sukinkota! - krzyknęła Emilie.
- Em! Jaka agresja. - zauważył Niall.
- Ktoś krzywdzi moją przyjaciółkę to krzywdzi też mnie. Kto zadrze z nią zadziera i ze mną. - Emilie podeszła do mnie i mnie przytuliła. Ja się rozpłakałam.
- Przepraszam was, że przeze mnie wasz samochód jest zniszczony. Chyba będzie lepiej jak przestaniemy się widywać. Nie chcę, żeby komukolwiek cokolwiek się stało przeze mnie. Tak będzie lepiej. - powiedziałam. Bardzo mi na nich wszystkich zależało i właśnie dlatego nie chcę, żeby coś im się stało. Nie wiem co bym wtedy zrobiła.
- Eli, ty chyba za mocno oberwałaś co? - zapytał Louis.
- Jak to oberwałaś?! - zapytała się Emilie.
- Adam ją uderzył. Pięścią w twarz. - powiedział Lou.
- Ale nic ci nie jest prawda? - zapytał zatroskany Zayn.
- Nie, spokojnie nic mi nie jest. - uśmiechnęłam się, ale sprawiało mi to ból. Postanowiłam wrócić do poprzedniego tematu. - Najlepiej będzie, jak spakuję się i wyjadę. Na zawsze. Pewnie tata nie będzie chciał mnie puścić. Wtedy ucieknę. Mówię  wam, tak będzie lepiej. Przykre jest to, że musimy zerwać wszystkie kontakty. Z Harrym wiem, że problemów nie będzie. Bardzo chętnie o mnie zapomni. A co z resztą?
- W życiu nie pozwolę ci wyjechać. - powiedział Louis. - Emilie na pewno też.
- Nikt ci na to nie pozwoli. - powiedział Niall. - El, zrozum to. Zbyt wiele dla nas znaczysz. Jesteś naszą przyjaciółką.
- Ale, ja nie pytam o zgodę. - powiedziałam. Przełknęłam ślinę w obawie jak zareagują na to co mam zamiar im powiedzieć. - Pytam czy możecie o mnie zapomnieć, jakbym w ogóle nie istniała? Zróbcie to dla mnie. Nie chcę, żebyście cierpieli przez mnie. Nie zniosłabym tego. W liście było napisane, że pożałuję ja i wy, że on nas  wszystkich pozabija.- zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
- Jak nas zostawisz będziemy cierpieć jeszcze bardziej, niż przez to co ten dupek może nam zrobić. - powiedział Zayn. Oczy miał przeszklone od łez. Zauważyłam, że wszyscy prawie płaczą. Nawet zobaczyłam, że Harry przeciera sobie oczy. Chociaż stał całkowicie z tyłu zobaczyłam to. Chyba jedna aż tak mnie nie nienawidzi. Pomyślałam, że może zostanę. Ale od razu wybiłam sobie to z głowy. Nie pozwolę dać temu dupkowi Adamowi satysfakcji z tego, że zrobi mi krzywdę, a nawet moim przyjaciołom. Muszę wyjechać. Nastąpiła długa cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Żegnajcie. - powiedziałam i chciałam odejść, ale Louis poszedł za mną i złapał mnie za rękę. Odwróciłam się, a on mnie przytulił. Potem patrzył mi w oczy.
- Elizabeth, ja bez ciebie nie przeżyję. Nie zniosę kolejnej rozłąki z tobą. Bez ciebie jestem nikim, a ty jesteś dla mnie wszystkim. Błagam zostań. - powtarzał cicho tak, abym tylko ja usłyszała.- Jak ty odejdziesz to ja się zabiję. Nie żebym ci groził, ale ostrzegam cię.
- Lou, ja nie mogę. - płakałam jeszcze bardziej. Chciałam jeszcze raz odejść. Tym razem zatrzymała mnie Emilie.
- El, siedzimy w tym razem, wszyscy razem. Pomożemy ci. Będzie dobrze, ale jest jeden warunek. Nie zostawiaj nas. Jak któremuś z nas się coś stanie, będziesz mogła odejść. Tylko wtedy będziesz mogła. Inaczej zgłosimy twoje zaginięcie na policje i wtedy na pewno cię znajdą. - zaproponowała Em. -  Zaufaj nam pomożemy ci. Prawda? Ja na pewno. Wspólnymi siłami sobie z tym wszystkim, z Adamem, z moim bratem... poradzimy sobie. Nawet się do nas słowem nie odezwie. Zobaczysz
- Mnie się nawet nie pytaj, oczywiście, że ja też. - powiedział Lou.
- Ja też pomogę. - odparł Zayn.
- I ja też. - uśmiechnął się Niall przez łzy.
- No oczywiście ja też. - dopowiedział Liam.
- Ja też ci pomogę. - usłyszałam i nie mogłam w to uwierzyć. To był Harry. Podszedł do nas i stanął koło Louisa, a Louis stał obok mnie. Wszyscy się na niego spojrzeli z niedowierzaniem. Wybuchłam płaczem. Podeszłam do Louisa i go przytuliłam.
- Dziękuję. - powiedziałam mu do ucha. Potem podeszłam do Harrego. Zawahałam się, ale w końcu pomyślałam: ,,A co mi tam?'' i przytuliłam go. Najpierw był chyba zdezorientowany, ale potem poczułam, że on też mnie obejmuje. Podziękowałam mu tak jak Louisowi. Potem przytuliłam Zayna. Tak samo z Liamem. Gdy podeszłam do Nialla on już się do mnie szczerzył z rozłożonymi ramionami gotowymi do przytulenia. Przytuliłam go i już miałam lepszy humor. Potem podeszłam do Emilie.
- Jak ja cię kocham! - krzyknęłam i rzuciłam jej się na szyję. Ją przytulałam najdłużej. Potem zrobiliśmy grupowego misiaczka i przyrzekliśmy sobie, że nigdy siebie nawzajem nie zostawimy i zawsze będziemy dla siebie wsparciem. Wsiedliśmy do samochodu. Postanowiłam, że poprowadzę. Chociaż Louis i reszta... właściwie dlaczego Louis i reszta? Dlaczego pomyślałam najpierw o Louisie a nie na przykład o Emilie? Mój mózg zaczyna nie działać poprawnie. A to nowość... Usiadłam za kierownicą, po mojej lewej usiadł Louis a z tyłu usiadła reszta. Byłam szczęśliwa, że mam takich wspaniałych przyjaciół. Jechaliśmy ciemną drogę przez las w stronę mojego domu. Najpierw miałam dziwne zwidy, że Adam stoi przy drodze, a potem, że biegnie za nami, ale nikt poza mną tego nie widział, więc uznałam, że wszystko jest OK. Jechaliśmy w spokoju przez około 10 minut. Z moich obliczeń wynikało, że do mnie dojedziemy za około 20-25 minut. Spojrzałam się na chwilę na Louisa, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Uśmiechnęłam się po czym skupiłam się na prowadzeniu samochodu. Potem zaczęłam się zastanawiać, co będziemy jedli. Zamyśliłam się i to był mój błąd. Nagle z lasu coś wybiegło. Coś lub ktoś. Usłyszałam krzyk: ,,Eli! Uważaj!''. W tym momencie z całej siły nacisnęłam hamulec. Mocno nami zarzuciło, bo jechaliśmy dość szybko. Wszyscy w szoku przyglądaliśmy się jak coś wstaje po zderzeniu z samochodem. Coś bądź ktoś. Przyjrzałam się twarzy, która zgubiła kominiarkę. To był Adam. Stał chwilę na środku drogi po czym pomachał tak, że przeszedł mnie dreszcz i uciekł. Wtedy zrozumiałam, że się go boję. Boję jak cholera. Sparaliżowana strachem nie mogłam się ruszyć. Poczułam, jak strużka krwi spływa mi po czole, ale nie zwracałam na to uwagi. Skupiłam się tylko i wyłącznie na tej sytuacji.
- Nic się nikomu nie stało?! - spytał się Louis. Odpiął pasy. Najpierw poszedł do tyłu zobaczyć co tam z chłopakami, potem zapytał się Nialla i Emilie. Na samym końcu przyszedł z powrotem do przodu.
- Elizabeth, na szczęście nikomu nic się nie stało. Wszyscy mieli zapięte pasy bezpieczeństwa.  - uśmiechnął się do mnie uroczo. Ja trochę się już uspokoiłam. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się.
- O boże, El! Jesteś ranna! - powiedział Louis.
- Jaka tam ranna. To tylko małe zadrapanie. - zaczęłam się śmiać, ale bardzo sztucznie. Nie byłam jeszcze na tyle uspokojona, żeby sobie żartować.
- Jak to się stało?! - zapytał wyciągając apteczkę. - Przecież nikt inny nie jest ranny.
- No bo ja... - zawahałam się. Wiedziałam, że Louis na mnie nakrzyczy. On zawsze był troskliwy.
- No co ty?! -Louis zaczął naciskać.
- No nie zapięłam pasów i trochę się poobijałam jak wcisnęłam hamulec. - spuściłam głowę.
- Czyś ty oszalała?! To było bardzo nieodpowiedzialne z pani strony panno Sullivan. - Louis próbował być poważny, ale jakoś mu to nie wyszło. Wszyscy od razu wybuchnęli śmiechem.
- Ależ panie Tomlinson niech, że kara będzie łagodna. - zaśmiałam się. Louis spojrzał na mnie poważną miną.
- Do tyłu. - powiedział stanowczo.
- Co? - nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło.
- Idziemy na ostatnie siedzenia. W takim stanie nie będziesz prowadzić. Muszę opatrzyć twoją ranę. - rozkazał Louis. Wiem, że on nie lubi sprzeciwu.
- Posłuchaj mnie, ja jestem w normalnym stanie, nic mi nie jest. Możemy jechać dalej? - zapytałam.
- Możemy, ale ty nie prowadzisz. - upierał się Louis.
- Ludzie! Niall prowadzi, po lewej siedzi Emilie. Za nimi ja i Liam, a z tyłu Louis, Eli i Zayn. Pasuje?! - powiedział Harry. Nikt nie protestował, więc przeszłam na tyły razem z Louisem. On zaczął oglądać moją ranę, która znajdowała się w górnej partii czoła,  a Niall ruszył.
- Muszę ją zdezynfekować. - powiedział po chwili.
- Nie tylko nie to. - zaprotestowałam. - Ja tego nienawidzę.
- Ale, Eli, ja muszę, wiem, że tego nienawidzisz, ale muszę. To dla twojego dobra.
- No dobra, ale to mnie będzie bolało, a ja nie lubię jak mnie coś boli. - zrobiłam minę smutnego szczeniaczka.
- No ok, to zrobimy tak. Lewą ręką weźmiesz chusteczkę i przyłożysz sobie trochę poniżej rany, a prawą ręką złapiesz mnie za rękę i jak będzie bolało to ściśnij ok? Spróbuję jakoś ci to przemyć jedną ręką. Jesteś gotowa? - zapytał Louis. Niezbyt spodobał mi się jego plan, ale nie miałam wyjścia. Złapałam Louisa za rękę i przytaknęłam na znak, że jestem gotowa. Lou w tym momencie polał mi ranę spirytusem. Piekło, bolało, szczypało i wszystko co najgorsze. Ściskałam dłoń Louisa z całej siły. Myślałam, że zaraz się rozpłaczę. Nagle poczułam jak zabiera mi z ręki chusteczkę i delikatnie dotyka rany. Potem przykleił mi plaster. Czułam się o wiele lepiej. Szczególnie po tym jak pocałował moją ranę. To było słodkie.
- Ej, ludzie, po drodze podjedziemy pod nasz dom i spakujemy trochę ciuchów ok? - zapytał Niall. Wszyscy zgodnie przytaknęli.  Podjechaliśmy pod dom chłopców. Wszyscy wysiedli oprócz mnie i Emilie. Siedziałyśmy i gadałyśmy.
- Czyli ty na prawdę zakochałaś się w Harrym? - zapytała Em.
- Błaagam, nie chcę o tym rozmawiać. To jest jeden z moich największych błędów.
- A dlaczego błędów. Przecież miłość jest piękna. - rozmarzyła się Emilie.
- Taa... jest piękna, szczególnie wtedy gdy ta druga osoba cię nienawidzi. On mnie nie cierpi i ja to wiem, widać to w jego oczach. A taka miłość, tak bardzo nieodwzajemniona wiąże się z wielkim cierpieniem. Dlatego to jest tak duży błąd. A tak w ogóle on ma dziewczynę. Ja nie mam szans. W ogóle o czym ja myślę. Muszę to wszystko wyrzucić z pamięci, jakby to się nie stało.
- Możesz przegapić wielką szansę na miłość. Będziesz tego potem żałować.
- Wątpię. - powiedziałam krótko, bo zauważyłam, że chłopcy już idą w stronę samochodu. Wsiedli i wszyscy zajęliśmy swoje miejsca. Niall ruszył w stronę mojego domu. Po drodze zatrzymaliśmy przy stacji benzynowej, bo Louis musiał iść do toalety. czekaliśmy na niego dobre 10 minut. Wreszcie wrócił i mogliśmy spokojnie jechać dalej. Niall zaparkował samochód w naszym garażu, bo przecież tata swój samochód zabrał w delegację. Wszyscy wysiedli z samochodu i weszli do domu. Liam, Harry i Zayn rozgościli się na kanapie, Niall grzebał w lodówce, a ja i Emilie rozmawiałyśmy, jak to dziewczyny, o wszystkim i o niczym.
- Eli, będziemy mogli potem zamówić pizzę? - Niall spojrzał na mnie wzrokiem małego szczeniaczka.
- Jasne, że tak. - razem z Emilie i Niallem usiedliśmy na kanapie, ale gdzie jest Louis? Nagle z kuchni dobiega łomot. Ja wystraszyłam się i pobiegłam tam. Zobaczyłam Lou z patelnią w ręce.
- Lou, nie za późno na gotowanie? - zapytałam.
- Widziałem na blacie wielkiego pająka i chciałem go zabić, bo przecież ty nie lubisz pająków.
- To takiee słodkie, ale idź już na kanapę do reszty, a ja zaraz przyjdę ok?
- No doobra... - powiedział Louis i doczłapał się do pokoju. Chwilę później przyszła do mnie do kuchni Em.
- Eli, ja idę na chwilę do domu. Wezmę najpotrzebniejsze rzeczy i wracam ok?
- Poczekaj pójdę z tobą. - powiedziałam pośpiesznie. Weszłyśmy do salonu, żeby powiedzieć chłopakom, że wychodzimy.
- Dobra chłopaki, macie się zachowywać, nie zrobić mi tu jakiegoś burdelu itd. Tu macie pieniądze na pizzę, zamówcie sobie a ja z Emilie wychodzimy. - oznajmiłam poważnym głosem.
- Gdzie się to panny wybierają? - równie poważnie powiedział Lou.
- Idziemy stać przy drodze i składać nieprzyzwoite propozycje a co? - powiedziałam, po czym razem z Emilie wybuchnęłyśmy śmiechem. Louis spojrzał na mnie obrażony.
- Ej, no gdzie wy idziecie? - powiedział jak małe siedmioletnie dziecko.
- Idziemy na chwilę do Em, żeby wzięła najpotrzebniejsze rzeczy typu piżama ok, wystarczy tego wywiadu, chodź Em idziemy. - powiedziałam.
- Eli, czy ty na pewno chcesz tam iść sama? - zapytał Louis
- Przecież nie idę sama tylko z Emilie. - stwierdziłam z uśmiechem.
- Louis chyba ma rację, powinnaś zostać. - po chwili stwierdziła Emilie.
- A dlaczego? - zapytałam. Na prawdę o tym nie pomyślałam.
- A co z Adamem? - gdy usłyszałam to imię wydostające się z ust Em, zrobiło mi się słabo. Faktycznie, chciałam sama z siebie wejść w paszczę lwa. Jednak postanowiłam, że nie dam po sobie poznać, że się boję. Zaczęłam udawać, że o tym pamiętałam.
- No, a co może być. Chyba nie będzie tak, że wejdę do was, a on rzuci się na mnie i mnie zabije co nie? - z chwili na chwilę byłam coraz bardziej niepewna tego co powiedziałam. Emilie spojrzała na mnie i natychmiast spuściła wzrok.
- Eli, chyba będzie lepiej jak zostaniesz, dla twojego bezpieczeństwa. - powiedział Lou wstając z kanapy i idąc w moją stronę.
- Lou, dobrze wiesz, że nie jestem już małą dziewczynką. Ja wiem co robię. - powiedziałam.
- No dobra, ale ja idę z wami, inaczej cię nie puszczę. - spojrzał na mnie wzrokiem, który może zabijać.
- Nie. - powiedziałam stanowczo. - Bo wtedy ty tam wparujesz i się z tym dupkiem pobijesz. Wybacz Em, że obrażam twojego brata. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy, sama chętnie go obrażę. - powiedziała Em ze śmiechem.
- Lou, posłuchaj mnie. Nie mogę teraz do końca życia ukrywać się przed jednym popaprańcem. Muszę stanąć z nim twarz w twarz, bez pomocy innych. Zaufaj mi, nic mi się nie stanie. - obiecywałam Louisowi, ale nie byłam taka pewna czy wrócę stamtąd cało. No ale musiałam go uspokoić inaczej by mnie nie puścił.
- Jak nic ci się nie stanie to możesz. - uśmiechnął się Louis po czym mnie przytulił.
- Dobra, dobra gołąbeczki, koniec tych uścisków. - z kuchni krzyknął Zayn.
- A co? Zazdrosny jesteś? - powiedział Lou ruszając brwiami.
- Tak, jestem. - powiedział Zayn na co Lou rzucił się na niego i zaczęli się bić, no ale bić po swojemu. Co prędzej doprowadza do śmiechu niż do strachu. W momencie największego zamieszania razem z Em wymknęłyśmy się. W głębi duszy miałam nadzieję, że jednak Adama nie będzie w domu. Szłam niepewnym krokiem w stronę drzwi domu mojej przyjaciółki. Podeszłyśmy pod wejściowe drzwi, a Emilie złapała za klamkę.

                                                           *** Oczami Lou***
Cały czas wygłupiamy się z Zaynem. Po chwili zauważyłem, że Eli i Em już wyszły. Ciekawe kiedy. Cały czas mam złe przeczucie. Pomyślałem, że Em mieszka na przeciwko, więc jak cokolwiek się stanie to od razu przybiegną. Minęło 10 minut, one nie wracały. Zacząłem się trochę niepokoić, ale potem się uspokoiłem.

                                                         ***Oczami Elizabeth***
Po wejściu do domu, na kanapie zobaczyłam jego. Tego, który groził mi śmiercią. Ma teraz świetną okazję, żeby mnie zabić w końcu nikt mnie nie broni. Razem z Em wiele byśmy nie zdziałały. Nadszedł ten moment. Zobaczył mnie. Wstał i ruszył w moją stronę. Stanął niebezpiecznie blisko i swoim przeszywającym spojrzeniem sprawiał, że chciałam uciec, ale postanowiłam pokazać mu, że się go nie boję. Emilie chciała zainterweniować, ale ja dałam jest sygnał, że sobie radzę.
- Gdzie ten twój Louisek? - zapytał mierząc mnie lodowatym spojrzeniem.
- A co cię to?! - powiedziałam udając odważną, lecz w głębi siebie krzyczałam: ,,Nie krzywdź mnie!''
- O... to takie smutne... zerwał z tobą?! Biedna Elizabeth... - chciał pogłaskać mnie po włosach.
- Nie dotykaj jej! - wykrzyczała do niego Emilie. Jego mina wskazywała na to, że trochę się zdenerwował.
- Zapłacisz za to s*ko. - powiedział z delikatnym uśmiechem zwracając się w kierunku Emilie. Gdy to usłyszałam z całej siły uderzyłam go w twarz, to był błąd, duży błąd. Zauważyłam, że Adam chce się zamachnąć na Em. W tym momencie mój instynkt kazał mi uciekać, ale postanowiłam zadziałać i rzuciłam się na niego. Zaczęłam krzyczeć: ,,Nie waż się jej tknąć!'' po czym kopnęłam go w krocze. On upadł na ziemię, ja chciałam uciec, ale on złapał mnie za nogę, więc upadłam na ziemię uderzając głową o podłogę. Adam złapał mnie za włosy po czym zaczął uderzać moją głową o podłogę. Chciała mu się wyrwać, ale nie dałam rady. Potem postanowiłam zrezygnować z walki i tak już jestem praktycznie martwa. Po chwili zobaczyłam, że odchodzi. Próbowałam wstać, ale bardzo kręciło mi się w głowie. Gdy Adam zobaczył, że jeszcze jestem przytomna podbiegł i kopnął mnie w brzuch. Poczułam niemożliwy do opisania ból, był po prostu okropny. Wtedy usłyszałam krzyk straszny krzyk, okropnie głośny. Rozpoznałam go, to był głos Emilie. Chciałam zobaczyć co się stało, ale nie miałam siły podnieść głowy. Po chwili Adam wybiegł z domu. Emilie zamknęła za nim drzwi na klucz. Pomogła mi wstać i zaprowadziła do łazienki. Ja w łazience zaczęłam wymiotować. Czułam się fatalnie. Na szczęście nic na twarzy mi nie było, tylko krew mi leciała z nosa, ale to taki drobiazg. Najgorszy był ten ból. Cały mój brzuch przeszywał straszliwy ból.

                                                          ***Oczami Louisa***
Wszyscy siedzieliśmy już na kanapie gdy nagle usłyszeliśmy krzyk. Przeraźliwy krzyk od którego miałem dreszcze. Wiedziałem, że coś się stało. Bez zastanowienia pobiegłem w stronę domu Emilie, a Niallowi kazałem poczekać z chłopakami. Po drodze minąłem się z tym de*ilem. Chciałem wbiec do domu, ale były zamknięte na klucz. Zacząłem pukać i krzyczeć do drzwi:
- Otwierać! Wszystko w porządku? Jesteście całe? No otwórzcie no!!! - krzyczałem bez opamiętania. Ze 2 minuty stałem pod wejściem. Pod drzwiami usłyszałem szepty.
- Lou, mógłbyś przyjść za chwilę? - zapytała Em.
- O nie! Macie mnie teraz i natychmiast wpuścić! - krzyczałem dalej. Byłem bardzo zestresowany.
- Ale Louis, ja złamałam daną ci obietnicę. - usłyszałem cichy i pełen bólu głos Eli. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Wiedziałem, że stało się coś bardzo poważnego. Zdenerwowałem się jeszcze bardziej niż przedtem.
- Błagam, otwórzcie te drzwi. - zacząłem rezygnować z tego czy w ogóle kiedykolwiek stamtąd wyjdą.
- Skoro chcesz mnie zobaczyć w takim stanie to proszę. - powiedziała pod nosem Eli. Usłyszałem przekręcanie klucza. Otworzyła drzwi, a ja momentalnie się rozpłakałem. Twarz miała poobijaną, z nosa leciała jej krew, a nawet nie mogła samodzielnie stać prosto. W ogóle nie mogła stać prosto, cały czas była zgięta w pół i trzymała się za brzuch. Wyglądała jakby miała zaraz skonać. Jej twarz z sekundy na sekundę robiła się bledsza.

                                                 *** Oczami Elizabeth***
Widziałam jego minę. Była okropna. Podeszłam do niego, no oczywiście z pomocą Emilie i wtuliłam się w jego szaro-niebieską koszulkę. Wyszeptałam tylko ciche: ,,Przepraszam''.

--------------------------------------------------------
No i kolejny rozdział, tym razem 4. Bardzo się cieszę. Jest już 386 wyświetleń jestem mega szczęśliwa.
CHCIAŁABYM BARDZO SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ CZYTELNICZCE Rosesylla ZA CUDOWNY KOMENTARZ, KTÓRY SPRAWIŁ, ŻE Z CHĘCIĄ BĘDĘ PISAŁA KOLEJNE ROZDZIAŁY, BO WIEM, ŻE MAM DLA KOGO PISAĆ I KOMUŚ SIĘ JEDNAK TO WSZYSTKO PODOBA. Chciałabym abyście komentowali mojego bloga, bo każdy komentarz sprawia, że się uśmiecham. Wszystkich, którzy lubią moje opowiadanie zapraszam do obserwowania mojego bloga <33
2 komentarze = kolejny rozdział <3
♥♥♥