- Nigdy więcej mi się nie sprzeciwiaj. - powiedział i wyszedł, a ja straciłam przytomność. Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna i nie wiem co się wtedy za mną działo. Przebudziłam się z okropnym bólem w klatce piersiowej, brzuchu i głowie. W sumie bolało mnie wszystko. Podniosłam się delikatnie i sycząc z bólu, ułożyłam się w wygodniejszej pozycji. Obolałymi plecami dotknęłam zimnej ściany i poczułam ulgę. Patrząc w małe okienko stwierdziłam, że jest noc. Siedziałam i rozmyślałam nad tym wszystkim. Im dłużej myślałam tym bardziej się bałam. Najprawdopodobniej już nigdy nie zobaczę moich przyjaciół, nigdy nie zobaczę głupiego teleturnieju, nigdy nie zjem pysznych naleśników Harry'ego. Może jakoś przemówię Adamowi do rozumu. Haha, przecież on jest świrnięty, nawet ze mną nie porozmawia. Może warto spróbować? Z transu wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w ich stronę i zobaczyłam Adama. Patrzył na mnie pustym wzrokiem jakby o czymś myślał. Ale to trwało tylko chwilę, bo po kilku sekundach arogancki uśmieszek znów wpełzł na jego twarz.
- Elizabeth. Obudziłaś się.
- Dlaczego mi to robisz? - zapytałam ze łzami w oczach. - Na prawdę aż tak mnie nienawidzisz? Aż tak bardzo chcesz mnie zniszczyć?
- Ja to robię z miłości. Kocham cię więc jesteś moja, tylko moja.
- Tak kurwa oczywiście! Kochasz mnie i dlatego próbujesz mnie zabić?!
- Jeśli nie będziesz moja, nie będziesz nikogo! - krzyknął Adam i wyjął pistolet. Zaczął strzelać w ścianę, a ja skuliłam się i zaczęłam płakać. Gdy tylko świr wyszedł z pomieszczenia, położyłam się na podłodze i wybuchnęłam płaczem. Leżałam tak przez następne godziny w ciszy i spokoju. Wtedy do pomieszczenia wszedł jakiś chłopak, którego nie znałam. Podał mi laptopa i wyszedł. No tak mój czas na rozmowę. Połączyłam się z Harry'm.
*- Hazz - powiedziałam cicho na widok jego zmartwionej twarzy.
- El, kochanie. Co ci się stało? - dopiero wtedy zobaczyłam jak bardzo jestem poturbowana. Podbite oko, zaschnięta krew z nosa, cała twarz sina. Przeraziłam się gdy to zobaczyłam.
- To nic takiego. - odpowiedziałam.
- Zabiję sukinsyna, zabiję go kurwa! - podniósł głos.
- Nie denerwuj się. Mam nadzieję, że przemyślałeś to wszystko i odpuścicie sobie.
- Nigdy w życiu!
- Harry, proszę cię!
- To ja cię proszę! Przecież wiesz, że nigdy cię nie zostawię. Zawsze będę przy tobie, jak nie ciałem to duszą. Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Zawsze będzie mi na tobie zależeć. Będę walczył o ciebie, tak długo jak długo będę żył, a nawet dłużej. Zrobię dla ciebie wszystko. Będę walczyć i zwyciężę zobaczysz. Zrobię to dla ciebie, bo jesteś dla mnie wszystkim.
- Harry ty czegoś nie rozumiesz, ja już nie wrócę. Musisz to sobie uświadomić i żyć dalej. Nie chcę, żebyś za mną płakał, żebyś tęsknił. Chcę tylko, żebyś pamiętał, że w twoim życiu była taka jedna Elizabeth, która gotowa była dla ciebie wskoczyć pod pociąg bez żadnego zawahania. Chcę, żebyś mnie zapamiętał taką jaka byłam i chce, żebyś wiedział, że spotkasz osoby ładniejsze ode mnie, mądrzejsze, ale nikt nigdy nie pokocha cię tak jak ja.
- Kurwa El, to ty czegoś nie rozumiesz! Wydostaniemy cię stąd i umrzesz jako staruszka w swoim ciepłym łóżku. Na pewno nie w tym okropnym miejscu, na pewno nie teraz.
- Nie dojdziemy do porozumienia... - stwierdziłam smutno. - Nie chcę, żebyś się potem rozczarował. Chciałabym abyś był gotowy na moją śmierć.
- Nigdy nie będę gotowy. - odpowiedział cicho. Popatrzyłam w jego oczy.
- Kocham cię. - szepnęłam ze łzami w oczach.
- Ja ciebie też kochanie, nawet nie wiesz jak bardzo. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Chyba będę musiała już kończyć. - odezwałam się gdy Adam wszedł do pomieszczenia.
- Pa skarbie, do jutra. - pożegnał się Hazz.
- Do jutra kochanie. - odpowiedziałam. Gdy tylko połączenie zostało przerwane, zaczęło się moje piekło...
***Oczami Harry'ego***
Cieszę się, że chociaż mogę rozmawiać z El. Wtedy wiem, że żyje. Zamknąłem laptopa i zszedłem na dół do salonu. Byli tam wszyscy. Lou, Liam, Niall, Zayn, Emilie, Ariel, Pezz, Dan, Finn, Jake, Mick, Dave i Oz. Wszyscy siedzieli w salonie. Em była cała zapłakana, Perrie też, a Ariel i Dan były bliskie wybuchnięcia słonymi łzami. W sumie wszyscy mieli łzy w oczach.
- Rozmawiałem z nią znowu. Wszystko w porządku oprócz tego, że skurwiel ją pobił. - zacisnąłem pięści w gniewie. Usiadłem na kanapie obok Liam'a i schowałem twarz w dłonie. Siedzieliśmy w ciszy dość długi czas. Każdy starał się wymyślić jakiś plan, ale jak dotąd żaden nie był dostatecznie dobry. Minęły już 2 godziny, a nikt się nie odzywał. Ciszę przerwał dzwoniący telefon. Wyjąłem urządzenie z kieszeni i odebrałem.
*- Witaj Styles. - odezwał się Adam.
- Czego chcesz?
- Za pół godziny połączę się z tobą, mam dla was ważną informację. Najlepiej będzie gdy przy tej rozmowie będą wszyscy. Jasne?
- Jasne. - odpowiedziałem i rozłączyłem się. *
Przekazałem reszcie informacje i włączyłem laptopa. Gdy na ekranie pokazała mi się obrzydliwa twarz Adama, omal nie rozwaliłem komputera.
*- Czego od nas chcesz?
- To koniec. - powiedział spokojnie świr.
- Jak to koniec? - zapytał Finn.
- Elizabeth nie żyje. Zabiłem ją. - kolejne łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. To przecież niemożliwe, niedawno z nią rozmawiałem. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Kłamiesz, chcesz żebyśmy przestali walczyć. Ona musi żyć! - podniósł głos Finnick, ale w jego przeszklonych oczach widać było strach.
- Nie chcecie wierzyć to proszę. - powiedział Adam i kamerką najechał na ciało. Nieruchome, bezwładne ciało Elizabeth. Leżała na ziemi, wokół było pełno krwi, a jej oczy były zamknięte. - Nadal mi nie wierzycie? - zaśmiał się arogancko. *
Wtedy rozłączyłem nas. Nie mogłem na to patrzeć. Wybuchnąłem spazmatycznym płaczem. Wstałem z kanapy i rzucając poduszką krzyczałem różne niecenzuralne słowa. Wszyscy płakali jakby byli opętani.
- Nie mogę w to uwierzyć! Kurwa to nie może być prawda! - krzyczałem.
- Musimy się uspokoić! - krzyknęła Ariel. - Rozpacz nic tu nie pomoże.
- Jeszcze 2 godziny temu rozmawialiśmy, ostatnie jej słowa to było: ''Do jutra kochanie''. - łkałem żałośnie.
- Nie wierzę, że jej już nie ma... - powiedział Liam.
- Nie kurwa, ona musi żyć. Musi! - krzyknął Louis.
- Ale nie żyje Lou! Eli nie żyje... - krzyknąłem również zalewając się łzami.
-------------------------------------------------------------------------------
Witam was po sporej przerwie ;c
Trochę za długiej przerwie, wybaczcie...
Na wstępie chcę odpowiedzieć na pytanie ~Directioner na temat mojego pobytu w szpitalu.
Otóż 19 lutego po lekcjach mieliśmy próbę taneczną z nauczycielką W-F. No więc tak sobie tańczyłam i w pewnym momencie noga mi się w jakiś dziwny sposób wykręciła i w efekcie moja rzepka wyskoczyła mi z kolana. Od razu trafiłam do szpitala i miałam operację, bo wszystkie więzadła w kolanie były pozrywane i trzeba było je duplikować. Po operacji musiałam leżeć w szpitalu jeszcze 5 dni, a potem wróciłam do domu, ale byłam tak tym wszystkim wykończona, że aż szkoda gadać. Kilka dni temu zaczęłam rehabilitację, więc mam mniej czasu dla siebie, ale obiecuję, że każdą wolną chwilę przeznaczę na pisanie kolejnych rozdziałów :)
Następną sprawą jest to, że nie będę mogła już każdego z was indywidualnie informować o następnych rozdziałach, więc zaobserwujcie mnie na Twitterze, tam możecie też zadawać mi pytania związane z blogiem i będę tam pisała kiedy wstawię następny rozdział. Mój tt: @Wild_Youth17
To chyba wszystko, mam nadzieję, że rozdział się podobał, chociaż jest trochę dramatyczny i smutny. Dziękuję za każdy komentarz i każde przeczytanie.
Kocham was skarby
♥♥♥
Ps. Mam dla was niespodziankę, niedługo dowiecie się co to jest :)
Mam nadzieję, ze wam się spodoba ♥
Świetny jak zwykle popłakałam się jak nie wiem jak to ja czekam na następny i nie przejmuj się
OdpowiedzUsuńKocham Cię najmocniej