piątek, 9 sierpnia 2013

Take my hand, we’ll get there ♥

Nowa Bohaterka!

Aurelia (Ariel, Arielka, Ariela) Wilk, 21 lat. Mieszka w małej wiosce pod Warszawą. Przyjaciółka Elizabeth. Directioner. Uzależniona od papierosów. Jej marzeniem jest zostać profesjonalną tancerką i mieszkać w Londynie razem z Eli. Uparta, ma trudny charakter, ale jest bardzo wrażliwa na krzywdę innych, słabszych. Czasem chodzi z głową w chmurach. Jest typową buntowniczką.

------------------------------------------------------------------------------------                    
Tą przecudowną chwilę przerwał pisk opon i huk. Odkleiliśmy się od siebie i postanowiliśmy, że będziemy
udawać. Jakby kompletnie nic się nie stało.
- Wybacz, ale to był impuls. - powiedział Loczek. - Przepraszam.
- Spokojnie, to nic dla mnie nie znaczy. Niczego do ciebie nie czuję. Jeśli chcesz możemy o tym zapomnieć. - powiedziałam oszukując sama siebie. Jestem jakaś głupia. Mogłam mu wyznać prawdę. Przynajmniej upewniłam się, że Harry nie odczuwa tego co ja. On mnie nie kocha.
- Jasne, zapomnijmy o tym.
 Poszliśmy na miejsce prawdopodobnego wypadku. Dwa samochody się zderzyły. W jednym z nich byli Louis i Zayn!
- O mój boże! - krzyknęłam i podjechałam jak najszybciej do Lou i Zayna. Byli cali poobijani i mieli rany na całym ciele. Powstały na skutek wybitej przedniej szyby. I samochód idzie do naprawy. Rany były malutkie, ale krew leciała z nich wartko.
- Nic wam się nie stało? - zapytałam Lou i przytuliłam go.
- Spokojnie, nic nam nie jest. Nie denerwuj się tak. Wszystko w porządku. - uspokajał mnie Louis. Mimo, że minęła tylko chwila, ja już byłam zapłakana. Bałam się o przyjaciół. Bałam się jak nie wiem co.
- A co z tym drugim kierowcą?
- Nie wiem, po zderzeniu od razu uciekł. Nawet nie widziałem jego twarzy. - powiedział Zayn. - Kto normalny po stłuczce, zostawia samochód i ucieka? - zapytał Lou.
- Ktoś, kto chciał, żebyście go nie zobaczyli. - powiedział Harry. Wszyscy skierowali wzrok w jego stronę. - No co? Po prostu głośno myślę.
- Dobra, nie myślmy o tym. Chodźmy do lekarza. - powiedziałam po chwili ciszy.
- Ale po co? Nic nam nie jest. - powiedział Louis.
- Jak to nie? Spójrzcie na siebie! - powiedziałam podniesionym tonem.
- Eli, ja nigdzie nie idę, do żadnego lekarza. - zaprzeczał Lou.
- Chcesz, żebym przez ciebie płakała?
- Dlaczego miałabyś płakać? - zapytał.
- Bo się o was martwię i nie chcę, żeby coś wam się stało, a jak nie pójdziecie do lekarza, a okaże się, że to coś poważnego? Co ja wtedy zrobię? Ja się załamię... - zaczęłam panikować. Wiedziałam, że wtedy wymiękną.
- No dobra dobra. Pójdziemy do tego lekarza. - poddał się Louis.
- Ale.. - dopowiedział Zayn.
- Co chcecie w zamian? - zapytałam z nutką strachu w głosie. Co oni mogą wymyślić?
- Musisz mnie pocałować, chociaż w policzek. Mnie i Louisa.
- Ej, a ja? - oburzył się Harry. Spojrzałam się na niego znacząco. ,,Ty już dostałeś'' - pomyślałam.
- Też byś dostał całusa, ale jesteś zajęty. Masz tego swojego pustaczka. - zaśmiał się Louis. Hazza rozpłakał się i pobiegł w stronę parku.
- Co ty zrobiłeś? Ona go zdradziła i prawie pobił się z jakimś wielkim tępym osiłkiem, ale na szczęścia ja wkroczyłam do akcji. Pobiłam go. Hehehe. Pewnie bylibyśmy w drodze do szpitala - powiedziałam z nutką dumy w głosie.
- Jak to? Biłaś się, będąc na wózku, z wielkim tępym osiłkiem? Czyś ty oszalała?!- zapytał Lou. Opowiedziałam mu całą historię, a on zaczął na mnie krzyczeć. Postanowiłam go ignorować i pojechałam szukać Harrego.
- A gdzie ty się wybierasz młoda panno? Jeszcze z tobą nie skończyłem! - krzyknął za mną Lou.
- Ta, ta, ty se tu kończ, Zayn cię wysłucha. Ja idę szukać mojego przyjaciela, który gdzieś tam siedzi i płacze. Będę za około pół godziny. W tym czasie macie jechać do lekarza jasne? - rozkazałam.
- Jak słońce, ale co z naszymi całusami? - zapytał Zayn zabawnie poruszając brwiami.
- Spotkamy się w domu, to dostaniecie nagrodę.
- No dobra... uważaj na siebie El. - powiedział Louis patrząc mi w oczy. Ja w odpowiedzi pokiwałam głową i odjechałam. Lou jest bardzo opiekuńczy. To takie słodkie. Przejechałam już prawie cały park w poszukiwaniu loczka, ale na daremno. Miałam już najgorsze przeczucia. A co jak zrobił sobie krzywdę? Nagle za mną usłyszałam ciche popłakiwanie. Odwróciłam się. Zobaczyłam Hazze, całego i zdrowego przynajmniej fizycznie, bo z psychiką było gorzej. Był załamany.
- Harry, nie płacz. Proszę cię, nie płacz, bo ja się rozpłaczę. - powiedziałam błagalnym głosem. Nie potrafiłam patrzeć na płaczącego Hazzę.
- Jak ona mogła mi to zrobić? Była całym moim życiem. Kochałem ją najbardziej na świecie. Może na nią nie zasługiwałem. - płakał Hazza. Podjechałam bardzo blisko i podniosłam mu lekko głowę przecierając łzy. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
- To ona na ciebie nie zasługiwała. Miała taki skarb, nawet nie zdawała sobie sprawy jaki jest cenny. Miała twoją bezgraniczną miłość, ale wolała ją odrzucić. Teraz ona będzie cierpieć i żałować, a ty nie możesz się poddać. Pokaż jej, że potrafisz się po tym podnieść. Wiem, że to jest bardzo ciężkie, wiem, że to bardzo boli, bo sama kiedyś byłam w o wiele gorszej sytuacji, ale nie poddałam się i znów jestem szczęśliwa. Nawet się zakochałam, ale wiem, że z tej miłości nic nie wyjdzie. Wiem, że jest nie odwzajemniona. - pocieszałam go.
- Rozmawiałaś już z tym chłopakiem? Może on też cię kocha? - zapytał przecierając łzy i pociągając nosem.
- Ale ja nie potrafię. W tych sprawach jestem nieśmiała. - zaczerwieniłam się.
- Spróbuj na mnie. No dajesz. - powiedział siadając prosto i uśmiechając się. Westchnęłam głośno i zaczęłam mówić.
- Słuchaj, bo jest taka sprawa... odkąd cię poznałam, wiedziałam, że jesteś moim ideałem. Na początku nasze relacje były okropne, ale potem się poprawiły. Teraz wiem, że to co czuję do ciebie to w 100% miłość. Wiem też, że ty nie czujesz tego samego, ale chciałam, żebyś zdawał sobie sprawę z tego, że kocham cię. Po prostu cię kocham.- powiedziałam cały czas patrząc Hazzie w oczy.

                                                             ***Oczami Harrego***
Mówiła to wszystko tak, że zacząłem zazdrościć temu chłopakowi. Będzie miał wspaniałą dziewczynę. Jak ją odrzuci to będzie totalnym frajerem. Szkoda tylko, że Eli nigdy się nie dowie co do niej czuję. Co czułem od pierwszego spotkania. Dlatego byłem dla niej taki okropny. Nie mogłem dopuścić myśli, że kocham inną dziewczynę. Jest mi z tym źle, że ją tak potraktowałem. Ona jest wspaniała. Czuję się okropnie z tym, że pomogę jej w wyznaniu miłości innemu chłopakowi, ale w końcu to moja przyjaciółka. Muszę jej pomóc. Na początku miałem malutkie nadzieje, ale po naszym pocałunku, Eli rozwiała je podczas słów: ,,Nic do ciebie nie czuję'', które z resztą zabolały.Zaczynałem się zatracać w jej pięknych oczach. Po chwili wstałem.
- No to chodź, jedziemy do tego chłopaka. Gdzie on mieszka? Powiesz mu to od razu. - powiedziałem z uśmiechem, ale w środku pękało mi serce.
- Harry nie trzeba.
- A dlaczego nie? Przecież im szybciej...
- Ale ten chłopak już o tym wie. - przerwała mi. Byłem kompletnie skołowany. Widziała moją zdziwioną minę.
- Tym chłopakiem jesteś ty! - powiedziała i zaczęła płakać. Bez wahania podszedłem do niej i wpiłem się w jej malinowe usta. Złapałem jej policzki i ocierałem z łez. Boże jak ja długa na to czekałem. Chciałem jej to wyznać wcześniej, ale nie umiałem. Nasz pierwszy pocałunek był inny. Był taki z zaskoczenia, w sumie bez emocji, a ten był pełen miłości.
- Kocham cię Eli, kocham jak cholera. Kocham cię od naszego pierwszego spotkania, ale nie umiałem ci tego powiedzieć. Nie dopuszczałem myśli o tym, że mogę kochać inną dziewczynę niż Pamela. Dlatego taki byłem. Przepraszam. - powiedziałem patrząc jej w oczy.
- Też cie kocham i to bardzo, ale mam jedną prośbę.
- Jaką? -zapytałem bez chwili zawahania.
- Nie bądź taki jak niektórzy chłopacy, błagam chociaż ty mnie nie zrań i nie zostawiaj mnie z byle powodu, albo całkowicie bez powodu. Nie chcę być kolejną zabawką na jakiś czas. Nie przetrwałabym tego. Możesz mi to obiecać?
- Mogę ci nawet przysiąc, że nigdy cię nie zranię, zawsze będę przy tobie i zawsze będę cie wspierał i pomagał ci we wszystkim. - powiedziałem nie spuszczając wzroku z jej pięknej twarzy.
- Dlaczego mnie okłamałaś? Po naszym pierwszym pocałunku? - zapytałem po chwili.
- Bałam się twojej reakcji.
- Nie musiałaś. - pocałowałem ją delikatnie w czoło. Ona w odpowiedzi podarowała mi najpiękniejszy na świecie uśmiech i przytuliła mnie. Czułem się jakbym był w niebie.

                                                        ***Oczami Elizabeth***
Czuję się wspaniale. Wspólnie, podjęliśmy decyzję. Jesteśmy parą. Razem wróciliśmy do domu. Przekroczyliśmy próg, a chłopcy zaczęli nas zasypywać pytaniami.
- Harry, już ok? - zapytał Zayn.
- Tak, już w porządku. W jak najlepszym porządku. - odpowiedział Harry zerkając ukradkiem.
- Gdzie wy byliście tak długo? - zapytał zdenerwowany Louis.
- A właśnie. Musimy wam coś powiedzieć. -skierowałam słowa do Lou i Zayna.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał Louis podejrzliwie.
- No, bo ja i Harry. - powiedziałam łapiąc go za rękę. Cała się zarumieniłam, bałam się ich reakcji. Staliśmy chwilę w ciszy, potwornej ciszy.
- Uhuu! Szczęścia, moje gołąbeczki! Dlatego was tak długo nie było! - wykrzyczał Zayn i mnie przytulił. Tak samo postąpił Louis.
- A, co u lekarza? - zapytałam po chwili.
- Nic poważnego, gorzej z samochodem. A właśnie, to co z tymi całusami? - poruszył brwiami Lou.
- Się koleś nie zapędzaj, ona jest moja. - powiedział Hazza obejmując mnie ramieniem.
- Ale Harry, obiecałam im.
- No dobra, ale chcę przy tym być. Widzę, że Louisa już korci. - uśmiechnął się poprawiając swoje cudowne loki. Chwilę siedzieliśmy na kanapie, a potem wparował Niall z torbą pełną jedzenia z Nandos, pobiegł od razu do kuchni, a za nim szła zmęczona Emilie.
- O, cześć Eli. Jak się czujesz? Wszystko ok? A właśnie miałam się zapytać, co lekarze ci powiedzieli? Mówili, kiedy będziesz chodzić? - zapytała Emilie.
- Prawdopodobnie nigdy. - odpowiedziałam spuszczając głowę.
- Kochanie, nie przejmuj się, poradzimy sobie. Będzie dobrze. - powiedział Hazza łapiąc mnie za rękę.
- Kochanie? - zapytała Emilie unosząc brew znacząco. Ja się uśmiechnęłam. Chyba zrozumiała o co chodzi.
- Dobra, ludziska, kto jest głodny? - krzyknął Niall wychodząc z kuchni. Trzymał wielką torbę z żarciem. Po pół godzinie, każdy był najedzony i oglądaliśmy jakiś beznadziejny program w telewizji.
- Jak było na przesłuchaniu?
- Ciężko, ale nie traktowali mnie źle. Po prostu potrzebowali jak najwięcej informacji o Adamie. Jak to w ogóle się stało? - powiedziała pijąc wodę.
- Ale co? - zapytał Niall.
- No, że Eli z Hazzą są razem. A ty co myślałeś? - zaśmiała się Emi.
- Co?! Dlaczego ja zawsze dowiaduję się ostatni?! To nie fair! - powiedział zdenerwowany Niall.
- Spokojnie Nialler, bez nerwów. Następnym razem obiecuję, że ty o wszystkim dowiesz się pierwszy. Ok? - starałam się o udobruchać.
- No dobra. - powiedział, ale w jego głosie słyszałam nutkę niezadowolenia. Opowiedziałam Emilie całą historię, a ona zareagowała cichym: ,,Ooo''. Uważała, że to jedna ze słodszych historii jakie słyszała.
- Mam do was pytanie. Mógłby ktoś zaprowadzić mnie do pokoju, bo chciałabym się zacząć rozpakowywać. No skoro mam z wami mieszkać. - powiedziałam z uśmiechem. Louis wstał i szepnął coś do ucha Harremu. Loczek kiwnął głową, a Lou zaniósł mnie na górę. Stwierdziłam, że mój pokój jest bardzo przestronny. Miałam w nim własną łazienkę, dwuosobowe łóżko, wielką szafę, toaletkę i tym podobne. Siedząc na wózku rozpakowywałam swoje bambetle, a przyjaciel uważnie mi się przyglądał.
- No dobra, walnę prosto z mostu, o co ci chodzi? Czemu się tak na mnie patrzysz? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Czas przeprowadzić rozmowę. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Jaką rozmowę?
- No wiesz, w zaistniałej sytuacji. No wiesz, chodzi o to, że teraz zapewne no wiesz...
- Nie nie mam pojęcia. - powiedziałam śmiejąc się z zakłopotania Louisa.
- No bo, kurde, ale to trudne, no chciałbym ci powiedzieć, że... hmm - chyba Louisowi plątał się język, bo bełkotał jak nigdy.
- No gadaj! Nie jestem małym dzieckiem! - wykrzyczałam.
- No bo ja nie chcę... - zawiesił głos.
- Ale czego nie chcesz do cholery?! - krzyczałam coraz głośniej. Wiedziałam,  że Louisa najlepiej zmusić do gadania krzykiem. Tylko tak się da go zmusić, no i jeszcze płaczem.
- Nie chcę, żebyś za szybko została matką. - powiedział ledwie słyszalnym szeptem. Na jego słowa wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Moje rozbawienie sprawiło, że rozbolał mnie brzuch i moje mięśnie twarzy też ucierpiały. Długo nie mogłam powstrzymać śmiechu. Przestałam jednak, bo zauważyłam minę Louisa.
- Ty mówisz poważnie? Bo ja osobiście myślałam, że tu jest ukryta kamera czy coś. - powiedziałam ocierając łzy ze śmiechu.
- Ja mówię śmiertelnie poważnie. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Oj. No dobra, zapomnijmy o tym, ale wiedz, że na razie nie planuję tego robić z Hazzą, ani z nikim innym. Spokojnie. - powiedziałam cały czas się śmiejąc.
- To dobrze, trochę mi ulżyło. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się słodko.
- No to ok, ja wracam do rozpakowywania. - oznajmiłam, po czym zabrałam się do wcześniej przerwanej pracy. Louis wyszedł z pokoju, a na jego miejsce przyszedł Harry. Szepnęli sobie coś i Lou zamknął drzwi. Nagle na dnie walizki zobaczyłam coś, czego szukałam od dawna. Mój zeszyt, w którym pisałam moje piosenki. Zaczęłam w wieku 14 lat. Otwieram na ostatniej zapisanej stronie i od razu powracają okropne wspomnienia. Wtedy, gdy przy życiu trzymały mnie tylko codzienne rozmowy z Louisem przez skypa. Mimo, że ja nie miała kamerki i tak rozmawialiśmy. Gdybym go nie miała, to nie byłoby mnie tu. Tylko Lou przytrzymywał mnie przy życiu.
- Nie wierzę, znalazł się... - powiedziałam szeptem sama do siebie.
- Co się znalazło? - zapytał Hazza z ciekawością. Podszedł do mnie, a ja momentalnie schowałam zeszyt poza jego zasięgiem wzroku.
- Nie nic, nic ciekawego. Po prostu dzięki tej przeprowadzce, znalazłam coś co wiele dla mnie znaczy. - powiedziałam wracając do przeszłości. Niestety ta chwila zamyślenia sprawiła, że Harry wziął mój zeszyt i otworzył na pierwszej stronie.
- Harry, nie, proszę. Oddaj mi to! No weź! - krzyczałam starając się go dogonić.
- Chcę tylko poczytać. Proszę... - powiedział z miną kota w butach ze shreka.
- No dobra, ale ostrzegam, że większość jest taka, jak ja. Inna na swój sposób.  - Hazza pilnie studiował cały mój zeszyt.
- Łał, masz talent i to wielki. - powiedział po przeczytaniu od dechy do dechy.
- Piszę to co czuję i jakoś leci. - uśmiechnęłam się, ale po chwili poczułam, że pieką mnie policzki, nie lubię się rumienić.
- Najbardziej mi się podoba ten ostatni.
- Drzewo wisielców? - zapytała ze zdziwieniem. - Ten utwór jest trochę... hmm jakby to ująć. Dość ciężki.
- Tak, ale też bardzo piękny. O, jest po polsku i po angielsku?
- No tak, najpierw napisałam po angielsku, a potem po polsku. Po prostu czułam taką potrzebę. Musiałam jakoś wyrazić swoje emocje. - posmutniałam na wspomnienie o mojej głębokiej depresji.
- Mogłabyś mi to zaśpiewać?
- Nie wiem, czy pamiętam melodię, ale mogę spróbować. Specjalnie dla ciebie. - powiedziałam i pojechałam po gitarę. Chwyciłam ją i od razu poczułam się lepiej. Gitara zawsze mnie uspokaja. Spokojnie wsłuchałam się w swój głos, śpiewający to jakieś 1,5 roku temu. Przypomniałam sobie tekst i nawet nie zauważyłam, jak zaczęłam śpiewać:

Are you, are you
Coming to the tree?
Where they strung up a man they say murdered three.
Strange things did happen here
No stranger would it seem
If we met up at midnight in the hanging tree.

Are you, are you
Coming to the tree?
Where the dead man called out for his love to flee.
Strange things did happen here
No stranger would it seem
If we met up at midnight in the hanging tree.

Are you, are you
Coming to the tree?
Where I told you to run so we’d both be free.
Strange things did happen here
No stranger would it seem
If we met up at midnight in the hanging tree.

Are you, are you
Coming to the tree?
Wear a necklace of rope, and again leave me
Strange things did happen here
No stranger would it seem
If we met up at midnight in the hanging tree.

- A teraz po polsku! Błagaam, uwielbiam jak śpiewasz. - zamknęłam oczy i śpiewałam raz jeszcze:

Czy ty, czy ty
Przy drzewie się pojawisz
Gdzie powiesili mężczyznę
Co troje ludzi zabił
Dziwne rzeczy się tu zdarzyły
Przed obcymi obaw nie miej i
Spotkajmy się o północy
Na wisielczym drzewie.

Czy ty, czy ty
Przy drzewie się pojawisz
Skąd martwy mężczyzna
Miłość swą odprawił
Dziwne rzeczy się tu zdarzyły
Przed obcymi obaw nie miej i
Spotkajmy się o północy
Na wisielczym drzewie.

Czy ty, czy ty
Przy drzewie się pojawisz
Gdzie kazałam ci biec
By oboje nas wybawić
Dziwne rzeczy się tu zdarzyły
Przed obcymi obaw nie miej i
Spotkajmy się o północy
Na wisielczym drzewie.

Czy ty, czy ty
Przy drzewie się pojawisz
Założysz naszyjnik z liny
I znów mnie zostawisz
Dziwne rzeczy się tu zdarzyły
Przed obcymi obaw nie miej i
Spotkajmy się o północy
Na wisielczym drzewie.

- I jak? Może ta polska wersja, nie jest dosłownym tłumaczeniem, ale to właśnie czułam w sobie. Wiedziałam, że ta piosenka odzwierciedla moje uczucia idealnie.
- To jest... piękne. Nigdy w życiu nie słyszałem tak pięknej i wzruszającej piosenki. Na prawdę to wszystko czułaś?
- Niestety tak. Napisałam tę piosenkę w czasie mojej poważnej depresji, ale na szczęście dzięki pomocy psychologa, przyjaciół i taty, poradziłam sobie.
- To po prostu cudowne, wszystkie twoje piosenki są cudowne, nawet już nie mówię o twoim anielskim głosie, który sprawia, że mam ciarki. Dlaczego ukrywasz swoje talenty? Powinnaś pokazać je światu.
- Ale ja nie jestem na tyle utalentowana, żeby to pokazać. Jest pełno ludzi, którzy są lepsi, a i tak jest im trudno się utrzymać. Ja bym sobie nie poradziła.
- Oj, Eli. Brak ci wiary w siebie. Jesteś lepsza niż inni, jesteś wyjątkowa i niezwykle utalentowana. Twój głos jest taki, że nawet trudno go opisać. Powinnaś chociaż spróbować.
- Raczej wątpię. - powiedziałam z lekkim zdenerwowaniem. Nie lubię jak ktoś mnie przekonuje. Jak coś sobie postanowię, coś sobie wbiję do głowy, to nie dam się przekonać. Po skończeniu rozpakowywania reszty swoich rzeczy usłyszałam krzyk z dołu.
- Gotowe! - krzyczała Emilie.
- Ale co gotowe? - zwróciłam do Hazzy.
- Zobaczysz. - uśmiechnął się w odpowiedzi. Wziął mnie na ręce razem z moim nierozłącznym przyjacielem wózkiem i zszedł na dół. Cały salon był w balonach, a na ścianie wisiał wielki napis: ''Wszystkiego najlepszego Eli!''. Na stole leżała sterta prezentów razem z wielkim tortem. Byłam zaskoczona. Krzyknęłam z radości i wszystkich zaczęłam ściskać. Z głośników leciała muzyka, a za oknem zgromadził się cały tłum  ludzi, śpiewających urodzinowe piosenki. Moi przyjaciele urządzili najlepszą imprezę urodzinową na świecie. Godzinę później po domu kręciło się pełno ludzi, a impreza trwała w najlepsze. W salonie goście szaleli na parkiecie, w kuchni spokojnie rozmawiali, a niektórzy przenieśli imprezę na podwórko. Większość tych ludzi znałam. Głównie dlatego, że byli moimi sąsiadami, a niektórzy to starzy znajomi z dzieciństwa. Chwilę później słyszę dzwonek do drzwi. Dziwię się, bo dotychczas nikt nie pukał, ale mimo to popędziłam, żeby je otworzyć.
- Eli! - krzyknęła Aurelia.
- Boże, Aurelia. Jak ja za tobą tęskniłam. - powiedziałam przytulając przyjaciółkę.
- Wszystkiego najlepszego kochana! - powiedziała starając się przekrzyczeć zbyt głośną muzykę.
- Dzięki, zapewne chłopcy cię tu ściągnęli prawda? - zapytałam w tle słysząc jedną z moich ulubionych piosenek: ,,Up all night''.
- Taak, a tak w ogóle, to co ci się stało?
- No, wiesz, mam połamane obie nogi, jak widać. - oznajmiłam z uśmiechem starając się ukryć ból. - Chodźmy do środka i zabawmy się. - poszłyśmy w głąb domu. Zaproponowałam Aurelii coś mocniejszego, a ona z przyjemnością zaczęła się opijać. Potem sama się obsługiwała, a ja pojechałam do salonu i przyglądałam się świetnie bawiącym się gościom. Co ja bym dała, aby znowu stanąć na nogi? Zapewne bardzo dużo, ale teraz nie mogę o tym myśleć. Muszę się bawić. Pojechałam do kuchni i chwyciłam po zamkniętą butelkę Jacka Danielsa. Jednym sprawnym ruchem otworzyłam butelkę i bez wahania zaczęłam ją opróżniać. Zaczęłam myśleć o tacie. Powinnam teraz przeżywać żałobę, ale pamiętam jak kiedyś mój psycholog powiedział, żebym ignorowała żałoby, bo jest zbyt duże prawdopodobieństwo powrotu depresji tylko tym razem znacznie silniejszej i trudniejszej do pokonania. Nie chcę tego przechodzić od nowa. Czuję się z tym parszywie, wiem, że nie powinnam teraz uczestniczyć w tej imprezie. Nie minęło nawet 15 minut, a cała butelka była pusta. Piłam bez opamiętania. Potem rozmawiałam chwilę z Aurelią i przedstawiłam ją chłopakom.
- O właśnie was szukałam, to jest Aurelia. Pewnie ją znacie skoro ją tu ściągnęliście, ale lubię przedstawiać ludzi. - powiedziałam ze śmiechem. Aurelia też jest directionerką, więc chłopcy nie musieli się przedstawiać. Poznałam Aurelię z Emi. We trójkę, w babskim gronie, siedziałyśmy w kuchni i piłyśmy dość silny alkohol. Z tego co zauważyłam to wypiłam najwięcej. Pierwszy raz opróżniłam prawie 4 butelki czystego Danielsa. Podszedł do nas Harry.
- Dziewczyny, jest już późno. Może położycie się na górze? Widzę, że sporo już wypiłyście, trochę dużo zostało butelek, więc będzie lepiej jak pójdziecie spać. - powiedział zatroskany Hazza. Spojrzałam na zegarek.
- Ale Harry, jest dopiero... 3:32. Wcale dużo nie wypiłyśmy. Powinieneś się odprężyć. W ogóle coś dzisiaj wypiłeś? - odezwałam się.
- Ze dwa piwa i chyba trzy czy cztery drinki, ale nic poza tym. Widzę, że ty wypiłaś trochę więcej. Jak sądzę, samego Jack'a Danielsa prawda?
- Może, ale czuję się doskonale. Są moje urodziny, trzeba się bawić! Czuję się tak dobrze, że mogę nawet stanąć na nogi. Mogę wstać z tego pie*rzonego wózka. - powiedziałam wstając. Od razu gips oraz zbyt duża ilość alkoholu sprawiła, że straciłam równowagę. Harry złapał mnie i zanósł do sypialni. Aurelia razem z Emilie posłusznie podążały za Hazzą. Całą trójkę wprowadził do pokoju z wielki łóżkiem. Mogłoby pomieścić chyba z 6 osób. Loczek dał nam coś do spania, a my przebierałyśmy się w to. Ułożyłam się wygodnie pomiędzy przyjaciółkami, a mój kochany loczek przykrył nas delikatną kołdrą.
- Dobranoc. - powiedział wychodząc z pokoju.
- Dobranoc. - odpowiedziały Aurelia i Emi.
- Harry! - wydarłam się na cały głos. Sekundę później był z powrotem w pokoju. Wyciągnęłam do niego ręce i przytuliłam najmocniej jak byłam w stanie. Potem pocałowałam go soczyście.
- Dobranoc. - powiedziałam patrząc w jego oczy. - Wiesz, że cię kocham?
- Ja cię kocham bardziej. - oznajmił i wychodził z pokoju. - Dobranoc.
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy! I to ja cię kocham bardziej. - wykrzyczałam tak, aby Harry to usłyszał. Z trudem przekręciłam się na bok i spokojnie zasnęłam. Nie przeszkadzała mi głośna muzyka. Byłam zbyt zmęczona. Gdy się obudziłam, było dość późne popołudnie. Bolała mnie głowa. Miałam okropnego kaca. Z trudem wpakowałam się na mój wózek i skierowałam się ku schodom. W pobliżu nie było nikogo, więc pomyślałam, że zjadę sama na dół. Zjechałam z pierwszego stopnia i straciłam panowanie nad całą sytuacją. Skutkiem był zjazd ze schodów i poturbowanie się. Trochę narobiłam hałasu. Na samym końcu wypadłam z mojego pojazdu i chwilę leżałam na podłodze. Nagle z salonu usłyszałam, że ktoś się zbliża.
- Ktoś wie co to było? - zapytał Zayn.
- Pójdę sprawdzić na górze, czy coś się nie stało. - oznajmił Harry i ruszył w moją stronę. Spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałam sama ledwie wytrzymując ze śmiechu. Hazza opanował się i posadził mnie z powrotem na wózek. Pojechałam do chłopaków.
- Znam już przyczynę tego hałasu. - oznajmił Hazza. - No, pochwal się Eli.
- Spadłam ze schodów. - powiedziałam ściszonym głosem. Zayn razem z Harrym wybuchnęli śmiechem, a Louis z trudem zasłaniał ręką usta. Myślał, że nie zobaczę jego miny. Akurat. Głupia nie jestem. Nie mam pojęcia dlaczego tak zareagowałam. Najbardziej działa na mnie świadomość, że prawdopodobnie nigdy sama nie zejdę za schodów, takie typowe czynności sprawią, że stanę się zależna od drugiego człowieka. To wszystko mnie dołuje.
- To wcale nie jest śmieszne! Jesteście wredni! Nie myślałam trzeźwo ani racjonalnie! Nie odzywam się do was, a z waszego wynagrodzenia za pójście do lekarza nici! Nawet o tym nie myślcie! - powiedziałam podniesionym głosem i pojechałam do kuchni. Wkurzyli mnie. Nie powinni się śmiać. To nie moja wina, że nie zbyt radzę sobie z kalectwem i kacem jednocześnie. Podjechałam koło blatu i zaczęłam zbierać butelki. Trochę się ich nazbierało. Cały dom był posprzątany, ale kuchnia nie. Zbierałam butelki, aż nagle poczułam delikatne dłonie na moich ramionach.
- Spadaj Harry, idź się ze mnie pośmiać gdzie indziej. - oznajmiłam nie zwracając na niego uwagi.
- No weź, nie bądź taka. To tylko żarty. Musiało się stać coś innego. Normalnie, to byś się śmiała równie głośno. - powiedział stając przed moimi oczyma. - Mów.
- Ale co?
- No to co ci na wątrobie leży.
- Ja się boję Harry, strasznie się boję. Nie chcę spędzić reszty życia na tym de*ilnym wózku. Ja się na nim duszę, chcę znowu biegać i skakać i schodzić po schodach. Chcę znowu stanąć na nogi, ale wiem, że to praktycznie nie możliwe. - zaczęłam płakać. Hazza natychmiast mnie przytulił. - Nie chcę całe życie być zależna od kogoś innego. Ja chcę być normalna.
- Masz trochę niskie wymagania, inni chcą latać, a ty schodzić po schodach. Nie denerwuj się skarbie. Wszystko będzie dobrze. Zrobię wszystko, żebyś jak najszybciej stanęła na nogi. Pamiętaj, że zawsze masz mnie. Bez względu na wszystko. - uspokajał mnie Harry i głaskał delikatnie po włosach. Kocham jego dotyk.
- Kochasz mnie? - zapytałam prosto z mostu.
- Co to za pytanie, kocham cię najbardziej na świecie.
- Jak możesz kochać taką kalekę jak ja? - zapytałam, ale dlaczego to nie mam pojęcia.
- Wiesz co? To pytanie jest bez sensu. G*wno mnie obchodzi czy jesteś na wózku, czy nie. Kocham twój charakter, twoją osobowość, ale to nie moja wina, że tak wspaniała dziewczyna z wielkim talentem i niezwykłym, buntowniczym charakterze jest tak piękna, że mógłbym się w nią wpatrywać godzinami. Kocham cię za to kim jesteś. I nigdy nie przestanę cię kochać. Pamiętaj. - powiedział czule wycierając mi łzy z policzka. Chwycił mnie delikatnie i zaniósł do mojego pokoju. Tam utulił mnie i powiedział, że powinnam się wyspać.
- Kocham cię, bardzo, bardzo, bardzo, najbardziej na świecie. Dziękuję ci. Jesteś dla mnie ogromnym wsparciem. - powiedziałam całując Harrego w usta. Jestem szczęśliwa. Może nie znam go za długo, ale myślę, że znam go dostatecznie dobrze. Wiem, że go kocham. Całym moim sercem. Hazza wyszedł, a ja momentalnie zasnęłam. Obudziłam się następnego dnia rano. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wyciągnęłam się.
- Wyglądasz tak słodko kiedy śpisz. - usłyszałam głos loczka. Spojrzałam w jego stronę. Był bez koszulki, miał całe poczochrane włosy i zaspaną twarz. Boże, on ze mną spał.
- Od kiedy śpimy w jednym łóżku? - zapytałam z uśmiechem.
- Od wczoraj. Nie mogłem spać i przyszedłem do ciebie.
- Oj, wujek Louis będzie zły. - zaśmiałam się.
- No to mamy przechlapane. - wybuchnęliśmy śmiechem. W tym momencie do pokoju wszedł Louis.
- Wiedziałem. Ja ku*wa wiedziałem. Styles rozmawialiśmy o tym prawda? Tak więc teraz mi powiedzcie co tutaj zaszło? Czekam na wyjaśnienia. - powiedział wyraźnie wnerwionym tonem.
- Spokojnie tato, nic tu nie zaszło. Po prostu... Harry wyjaśnij proszę Louisowi całą tą sytuację. - powiedziałam z uśmiechem.
- Dlaczego ja?
- Bo to ty wlazłeś mi do łóżka kiedy spałam, a nie odwrotnie. - wysyczałam, przez zęby.
- No dobra. Louis ty się przyjacielu nie denerwuj, bo nic nie zaszło. Nie mogłem w nocy spać to przyszedłem tu, a Eli tak słodko spała, że się położyłem obok niej i zasnąłem. To wszystko. - oznajmił Harry.
- Nie wierzę wam, ale dobra, uznajmy, że to prawda. Jeszcze o tym pogadamy. Teraz Eli dostanie swój prezent. - powiedział Louis puszczając oko Harremu.
- Jaki prezent? O co wam chodzi?
- Nie możesz na razie nic jeść.  Pojedziemy do Milton Keynes. Wyjeżdżamy za godzinę. Za jakieś pięć godzin masz operację. - powiedział Harry patrząc na zegarek.- Znaleźliśmy lekarza, który zrobi ci operację nóg. Będziesz w szpitalu około dwa tygodnie, a potem będziesz mogła chodzić. Przez pierwsze 5 dni będziesz odpoczywała po operacji, a resztę czasu spędzisz na rehabilitacji. Wrócisz do domu na własnych nogach. - po tych słowach rzuciłam się na szyję Loczka. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Nawet nie zauważyłam tego, że płaczę.
- Boże dziękuję wam, ale trochę mi głupio. Tyle już dla mnie zrobiliście, a ja dla was nic. Normalnie mnie rozpieszczacie. Do końca życia będę wam wdzięczna. Moje marzenie się spełni. Nie mogę w to uwierzyć.
- Marzenia są marzeniami, dopóki nie zdecydujesz się ich spełnić. - powiedział Harry. Usiadłam na wózek i jeszcze chwilę ściskałam Hazzę i Lou. Potem pojechałam do łazienki i ubrałam się oraz umyłam. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 10:30. Mam pół godziny. Wyjechałam z łazienki i zaczęłam się pakować. Chwyciłam mój kochany plecak, który miałam na biwaku. Włożyłam do niego telefon, ładowarkę, słuchawki, książkę ,,Echo Park'', kosmetyczkę, bieliznę, piżamę oraz dokumenty. W plecaku nie zabrakło oczywiście mojego kochanego pluszowego króliczka. Chwilę później usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Do mojego pokoju wszedł Niall.
- Cześć Eli. Co tam u ciebie? - zapytał blondas.
- U mnie w porzą...
- O mój boże!!! - krzyknął Niall, przerywając mi. - Skąd masz tę gitarę?!
- Dostałam od taty. - uśmiechnęłam się.
- Ja nigdzie nie mogę jej znaleźć. Ona jest legendarna normalnie. Mogę spróbować?
- Jasne, że tak. - powiedziałam czochrając jego jasne włosy. Niall chwycił gitarę i grał cudowne rzeczy, a potem dołączył jego wspaniały głos. Wszystko zgrywało się w jedną wielką i piękną harmonię. O 10:50 wraz z pomocą Niallera znaleźliśmy się na dole. W siódemkę wpakowaliśmy się do siedmioosobowego Vana, który Emilie pożyczyła od taty. Prowadziła Emi, a obok niej siedział Niall. Za nimi siedzieli Zayn i Aurelia, a na samym końcu siedziałam ja z Hazzą i Louisem. Liam został w domu z Danielle, z którą umówił się już wcześniej. Każdy zajął swoje miejsce i ruszyliśmy. Cały czas się wygłupialiśmy.
- Jestem głodnyy! - po chwili krzyknął Niall. - Zatrzymajmy się gdzieś. Zaraz umrę z głodu.
- Ja też jestem głodna i to jak. - powiedziałam.
- Niall, wytrzymaj jeszcze pół godziny. Dojedziemy na miejsce i kupię ci coś. Ok? - odezwała się Emilie.
- No dobra. - powiedział udobruchany Niall. Nie minęło 20 minut i byliśmy na miejscu. Chłopcy z Aurelią odprowadzili mnie do lekarza, a Emilie z Niallem poszli kupić coś do jedzenia.
- Dzień dobry doktorze. To jest Elizabeth Sullivan. - przedstawił mnie Louis.
- A więc to jest ta słynna Eli. Witam panią, jestem dr.Smith. Podczas pani operacji zastosujemy nowej generacji sprzęt, który zagwarantuje pani możliwość chodzenia.
- Dzień dobry. Nawet nie zdaje sobie pan sprawy z tego jak bardzo się cieszę. - powiedziałam z uśmiechem i uścisnęłam rękę lekarzowi.
- Pielęgniarka zaraz zaprowadzi panią do sali i udzieli wszelkich informacji. - odezwał się doktor i odszedł. Zostałam zaprowadzona do czystej, białej sali. Pielęgniarka przekazała mi wszystkie informacje i oznajmiła, że za pół godziny przyjdzie z tabletką delikatnie usypiającą, a potem zabiorą mnie na sale operacyjną i zastosują narkozę ogólną. Ubrałam wyznaczoną dla mnie hmm.. odzież szpitalną i położyłam się na łóżku. Miałam pół godziny, żeby się pożegnać. W końcu to mogą być ostatnie chwile mojego życia. Zawsze coś może pójść nie tak jak powinno. Zanim się obejrzałam, już wszyscy pakowali się do mojej sali. Wszyscy oprócz Harrego. Najpierw przytuliłam Zayna, potem Nialla, a następnie Arielkę. Następna była Emilie, a na końcu Lou. Nadal nie było Harrego.
- A co z Hazzą? Gdzie on polazł? - zapytałam zmartwiona.
- Poszedł do toalety. Zaraz przyjdzie. - powiedział Zayn.
- Dobra, mniejsza o to. Jeśli coś mi się stanie... - zaczęłam.
- Eli... - warknął Louis.
- Ty się zamknij i mnie słuchaj jasne. No, to chciałabym wam wszystkim bardzo podziękować, za to co dla mnie zrobiliście i robicie cały czas. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Jeśli coś mi się stanie, to chciałabym, aby moją gitarę wziął Niall. - wymieniałam wszystkie rzeczy, które chciałabym podarować przyjaciołom w ,,spadku'' czy jakoś tak. - A właśnie. Louis i Harry, którego jeszcze tutaj nie ma. Chciałabym abyście zostali rodzicami zastępczymi dla Slenderka.
W tym momencie Harry wszedł do sali.
- Harry, będziesz tatusiem. - odezwał się Lou. Wszyscy momentalnie wybuchnęli śmiechem. - No w sumie nie zostaniesz, bo Eli wyjdzie z tego cała i zdrowa, ale wolę, żebyś się na to przygotował.
- Co? Ale jak tatusiem? - zapytał zdezorientowany Harry.
- No bo gdy coś mi się stanie...
- Ale nie stanie... - przerwał mi Louis.
- Ale gdyby coś mi się stało, to chciałabym, abyś ty Hazza razem z Louisem zaopiekowali się Slenderkiem.
- Jezu, a już się przestraszyłem. - odetchnął Harry z ulgą.
- Ale, czego się przestraszyłeś. Przecież, jak mi wmawiasz, nie robiłeś niczego niestosownego z Eli. Do niczego nie doszło, więc czego się bać? - zapytał Lou unosząc brew.
- Zamknij się Tomlinson. - powiedział Harry przymrużając oczy. Pożegnałam się jeszcze ze wszystkimi. Zostałam sama z moim kochanym Harrym.
- Hazza, posłuchaj mnie uważnie. Jeśli coś mi się stanie, to pod żadnym pozorem nie możesz robić bezmyślnych rzeczy. Żyj tak, jakbyś nigdy mnie nie spotkał. Nie załamuj się, nie próbuj się zabijać i nie odwołujcie koncertów, ani nic. Po prostu zapomnijcie. Jakbym nigdy nie istniała. - mówiłam patrząc w jego cudownie zielone oczy, które przeszkliły się łzami.
- Ty chyba sobie żartujesz. Nie potrafiłbym o tobie zapomnieć. Kocham cię jak nigdy nikogo nie kochałem. Do normalnego funkcjonowania potrzebuję ciebie jak tlenu. Zawsze będziesz żyła w nas wszystkich. Nikt o tobie nie zapomni. W ogóle po co ja to gadam. Jutro obudzisz się i wszystko będzie w porządku jasne? Zabraniam ci robienia czegokolwiek innego! Masz się jutro obudzić. Nie ma innej opcji. - powtarzał Harry. Zauważyłam, że po jego policzku spływają pojedyncze łzy. Przetarłam je delikatnie i pocałowałam loczka tak jakby jutro miałby być koniec. Koniec wszystkiego.
- Żegnaj Harry. - powiedziałam po połknięciu tabletki.
- Raczej do zobaczenia jutro. - poprawił mnie Hazza.
- Kocham cię, pamiętaj o tym bez względu na wszystko. Kocham najbardziej na świecie. - wyszeptałam odpływając w krainę snów. Zasnęłam z nadzieją, że jutro zobaczę uśmiechnięte twarze moich przyjaciół. Zasnęłam z nadzieją, że przeżyję.
------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie, po mojej nieobecności, wreszcie jest 13 rozdział! <3
Mam nadzieję, że się podoba. Starałam się bardzo.
Jak myślicie, co się stanie w następnym rozdziale?
Co wam się podobało, a co nie w tym rozdziale?
Jeszcze jutro wstawię następny rozdział. Oczywiście jeśli chcecie :**
♥♥♥

4 komentarze:

  1. cudowne ! prosze wstaw nastepny !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam cię do Liebster Awards!
    Szczegóły tutaj ;) >>> http://what-about-love-jb.blogspot.com/p/libster-awards.html

    OdpowiedzUsuń