wtorek, 31 grudnia 2013

If you ever love somebody put your hands up ♥

Muzyka: klik


Z zamkniętymi oczami wspominałam wszystkie dobre i złe chwile. Wszystko jak film wyświetlało się po kolei w mojej głowie. Widziałam uśmiechniętego Harrego gdy oglądaliśmy jakąś denną komedię w telewizji. Chwilę potem ukazał mi się zapłakany Hazz, wymawiający te okropne słowa: '' Eli, my nie możemy już być razem... [...] Musimy zerwać.'' Te słowa jak echo rozchodziły się po mnie i wyciskały ze mnie kolejne krople słonych łez. Otworzyłam oczy i przetarłam je, żeby cokolwiek zobaczyć. Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra. Byłam blada, potargana, w pogniecionych ciuchach, cała opuchnięta od łez, nienaturalnie chuda. W środku mnie, było jeszcze gorzej. Stałam się oziębła, nie chciałam z nikim rozmawiać, cierpiałam jak jeszcze nigdy. Nie spędzałam z nikim czasu, tylko sama siedziałam w pokoju, płakałam i opijałam się wódką.
- Nie jestem już taka jak kiedyś. - szepnęłam sama do siebie. - Zniszczyłeś mnie Harry. Co ja gadam, sama siebie zniszczyłam. - powtarzałam. - Ale to ty mnie kurwa zostawiłeś! - krzyknęłam i uderzyłam pięścią w lustro, w efekcie czego rozbiło się na maleńkie kawałeczki. - Obiecałeś, że mnie nie skrzywdzisz...
Wybuchnęłam spazmatycznym płaczem i opadłam na podłogę. Gwałtownie wciągałam i wydychałam powietrze dusząc się łzami. Chciałam zastąpić czymś ból psychiczny. Leżąc na podłodze przeturlałam się w miejsce gdzie wylądowały kawałki potłuczonego przeze mnie lustra. Poczułam pierwsze ukłucia i przecięcia na skórze. Zaczęłam się uśmiechać. Nie myślałam o bólu, nie myślałam o krwi. Zaczęłam myśleć o śmierci. Co by było gdybym teraz umarła? Kolejny raz myślę o śmierci. Nie powinno tak być. Wstałam ze szkła i ruszyłam pod prysznic. Muszę wyjść wreszcie z pokoju. Odkąd Harry mnie zostawił minęło już 10 dni. Od tego czasu siedziałam u siebie. Gdy krople ciepłej wody otulały moje ramiona, odprężyłam się. Chciałam już na zawsze zostać pod tym prysznicem, ale niestety, trzeba było wyjść. Opuściłam kabinę i owinęłam swoje mokre ciało w ręcznik. Wyszłam z łazienki, a z szafy wyjęłam czystą bieliznę. Po nałożeniu jej, ubrałam to. Poprawiłam sobie jeszcze włosy, a rzęsy przeczesałam maskarą i byłam już gotowa. Spojrzałam na zegar, była 10:17. Sięgnęłam po mojego iPhona, włożyłam go do kieszeni i zeszłam na dół. Czułam się dziwnie wychodząc z pokoju, ale to musiało kiedyś nastąpić. Podeszłam do schodów i usłyszałam głosy pełne zniechęcenia i smutku. Zeszłam na dół i jakby nigdy nic weszłam do kuchni, gdzie wszyscy już siedzieli. No prawie wszyscy, nie było Lou.
- Cześć. - powiedziałam do chłopców i wstawiłam sobie wodę na kawę. Patrzyli na mnie jakbym była nie wiadomo czym. Ich miny były przekomiczne. Gdybym była w nastroju, roześmiałabym się. Ale niestety nie jestem. Nawet nie mogę się uśmiechnąć. Po chwili Niall wstał i przytulił mnie mocno.
- Tęskniliśmy za tobą mała. - szepnął mi blondyn do ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie i odwzajemniłam uścisk. Wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że potrzebuję bliskości. Odkleiłam się od Irlandczyka i zrobiłam sobie kawę. Usiadłam przy stole razem z chłopcami i popijałam ciemną ciecz. Obok mnie siedział Harry, nie byłam z tego powodu zadowolona, ale cóż mogę zrobić. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Mijały kolejne minuty i nic się nie działo. Wtedy do pomieszczenia wszedł zaspany Louis. Nie spojrzał na nas, tylko podszedł do szafki i wyciągnął z niej szklankę.
- Cześć Lou. - powiedziałam do przyjaciela. Oczekiwałam odpowiedzi, ale w zamian usłyszałam tłuczone szkło. - Boo Bear, czemu zbiłeś szklankę? - zaśmiałam się delikatnie. Na widok przyjaciela poprawił mi się humor. Louis podszedł do mnie i przytulił mnie równie mocno, co Niall chwilę wcześniej.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. - powiedział cicho przyjaciel. Łzy kolejny raz zaczęły napływać do moich oczu. Postanowiłam jednak opanować się. Chciałam pokazać wszystkim, że jestem twarda. Lou tulił mnie jeszcze jakiś czas, a potem sprzątnął kawałki szkła i zaczął robić sobie śniadanie.
- Dobra, ja się zbieram. - powiedziałam wstając od stołu.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał Liam.
- Dzwonili do mnie ci małżonkowie, którzy chcą kupić mój dom. Umówiliśmy się na dzisiaj. - wyjaśniłam krótko.
- Umawiają się dzień przed Wigilią?!
- Tak wyszło. - powiedziałam szybko i ruszyłam w stronę drzwi.
- Czekaj podwiozę cię. - odezwał się Harry, który jako jedyny z chłopaków był ubrany. Spojrzałam w jego piękne oczy w których widziałam, ból? Tęsknotę? Nie, to przecież nie możliwe. Moja wyobraźnia zaczęła płatać mi figle.
- Nie dzięki, obejdzie się. - rzuciłam krótko i wyszłam z domu w ręku trzymając kurtkę. Zamknęłam za sobą drzwi. Całe miasto okryte było białym puchem. Nawet nie wiedziałam, że spadł śnieg. Wyjście z domu w trampkach nie było dobrym pomysłem, ale trudno. Założyłam kurtkę i ruszyłam przed siebie. Do mojego domu nie jest zbyt blisko, ale spacer dobrze mi zrobi. Nim się obejrzałam byłam już pod drzwiami. Weszłam do środka i podeszłam do komody, na której leżała gotowa umowa. Usiadłam na kanapie i czekałam. Po 10 minutach, zjawili się. Zaczęła się rozmowa.

                                                                        ***Oczami Harrego***
Gdy El wyszła z domu wróciłem do kuchni. Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłonie.
- Jestem totalnym kretynem. Kurwa. - powiedziałem do siebie. - Jestem debilem.
- Potwierdzam. - powiedział Zayn. Spojrzałem na niego ze zrezygnowaną miną.
- Co ja mam zrobić?! - zapytałem cicho z nadzieją, że ktoś mi pomoże.
- Stary, popełniłeś strasznie głupi błąd i jest tylko jedno rozwiązanie. - odezwał się Lou.
- Jakie?
- Porozmawiaj z nią. Szczerze. Powiedz jej całą prawdę.
- A co jeśli ona mi nie uwierzy? Albo nie wybaczy? Albo już w ogóle mnie nie kocha? - mówiłem ze łzami w oczach.
- Ona nadal cię kocha. Kocha cię bardziej niż możesz to sobie wyobrazić. - powiedział Liam.
- Skąd to wiesz?
- Płacze w łazience, płacze w nocy, płacze bardzo dużo. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo za tobą tęskni.
- Jak mogłem ją tak skrzywdzić? - łzy zaczęły spływać po moim policzku.
- Nie mam pojęcia, ale jedno jest pewne. Nie możecie bez siebie żyć. Musisz z nią porozmawiać. - odezwał się Zayn.
- Boję się, że już jest za późno.
- Nie poznasz prawdy, gdy nie spróbujesz.

                                                                      ***Oczami Elizabeth***
Zakończyliśmy naszą rozmowę i podpisaliśmy umowę. Teraz oficjalnie ten dom nie jest mój. Opuściłam budynek i powolnym krokiem zmierzałam do mojego innego celu. Wyjęłam mój telefon z kieszeni i wpisałam numer Louisa, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Lou?
- El, gdzie ty jesteś?
- Idę na cmentarz. Powiesz mi gdzie dokładnie leży mój tata?
- ...  leży obok twojej mamy. - westchnął cicho.
- Dzięki.
- Kiedy wrócisz?
- Kiedyś na pewno. - rzuciłam i rozłączyłam się. Przyśpieszyłam kroku i po 25 minutach byłam na miejscu. Krążyłam między alejkami, aż wreszcie dotarłam. Usiadłam na ławce i spojrzałam na nagrobki moich rodziców. Stały obok siebie. Uśmiechnęłam się lekko myśląc o tym, że teraz pewnie patrzą na mnie, są gdzieś tu. Są razem, są szczęśliwi. U nich nie ma już cierpienia i bólu. Jest im tam dobrze. Łzy zaczęły wyciekać spod zamkniętych powiek. Wybuchnęłam płaczem i uklęknęłam na ziemi. Płakałam coraz bardziej, nawet nie zauważyłam, że zaczął padać śnieg. Dotykałam delikatnie płyt z granitu, a słone krople nawet nie chciały przestać kreślić kresek na mojej twarzy. Bezwładnie położyłam się na śniegu i oddychałam nieregularnie. Nie chciałam wstawać, chciałam tu zostać na zawsze.
- Tu jest moje miejsce, z rodzicami. - szeptałam cicho do siebie. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Dokładnie obmyślając każdy jego szczegół, leżałam na miękkim śniegu. Nagle poczułam, że ktoś dotyka mojego ramienia.
- Proszę pani, wszystko w porządku? Dobrze się pani czuje? Mam dzwonić po karetkę? - pytała się młoda dziewczyna mniej więcej w moim wieku. Na jej widok podniosłam się lekko, a potem wstałam.
- Nie trzeba, już w porządku. Chwila słabości. - powiedziałam przez łzy.
- Na pewno? - dopytywała się.
- Tak, na pewno. Dziękuję bardzo. - powiedziałam. - Przepraszam, ale muszę już iść. Jeszcze raz dziękuję. - pożegnałam się i odeszłam. Szłam w stronę domu chyba jakieś 15 może 20 minut. Otworzyłam drzwi i w holu zdjęłam buty i ośnieżoną kurtkę. Chciałam iść prosto na górę i wprowadzić swój plan w życie, ale już na wejściu zatrzymał mnie Harry. Kurwa.
- Czego chcesz Styles?
- Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym. Nie rozumiesz tego?! - krzyknęłam ze łzami w oczach. Nadal zastanawiam się dlaczego on mnie tak zranił?
- Proszę cię, pozwól mi to wszystko wyjaśnić.
- Nie ma czego wyjaśniać. Kurwa, co ja ci zrobiłam?! Nie miałeś prawa bawić się moimi uczuciami! - wyrzuciłam z siebie to co chowałam już za długo.
- Daj mi dojść do słowa. - powiedział spokojnie Hazz, ale widziałam, że słone łzy kapią z jego policzków. Dlaczego on płacze?
- Nie! Powiedziałeś już za dużo. Teraz na mnie kolej. Zachowałeś się jak pieprzony egoista, świnia, która nie ma uczuć. A mnie kurwa potraktowałeś jak śmiecia. Tyle w tym temacie. Żegnam. - powiedziałam na odchodne i od razu pobiegłam do siebie do pokoju. Wbiegłam do pomieszczenia, a następnie weszłam do łazienki. Zamknęłam się od środka.
- Im szybciej to zrobię, tym szybciej tam będę. - szepnęłam do siebie cicho. Byłam pewna swojej decyzji. Otworzyłam małą szafeczkę, w której trzymałam kosmetyczkę. Wyjęłam z niej małego, zimnego potwora. Żyletka.
- Lekarstwo na wszystkie problemy świata, śmierć. - powiedziałam równie cicho co przedtem. Usiadłam na brzegu wanny, która stała obok zlewu. Przystawiłam żyletkę do mojej delikatnej skóry nadgarstka i zrobiłam pierwsze cięcie. Nie było zbyt głębokie. Nie byłam pewna czy chcę umrzeć. Już miałam zrobić drugie cięcie, ale usłyszałam kroki.
- Eli, jesteś tam?
- Wypierdalaj Styles! Chcę być sama. - odkrzyknęłam.
- Błagam cię.
- Nie! - odpowiedziałam i kolejny raz zrobiłam cięcie. Byłam wściekła, a poziomych kresek było coraz więcej. W pewnym momencie odłożyłam żyletkę na zlew i obserwowałam jak czerwone krople krwi kapią do odpływu. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Cięcie się mnie odpręża. Spłukałam krew i na nowo patrzyłam jak kapie.
- Eli, jak nie otworzysz tych drzwi, to sam je otworze! - krzyknął Harry.
- Powodzenia. - zaśmiałam się nieco arogancko, ale uśmiech natychmiast opuścił moją twarz gdy usłyszałam otwieranie zamka. Szybko chwyciłam żyletkę w rękę i schowałam ręce za plecami. Krwawiące rany przykładałam do tylnej części mojego sweterka. W tym momencie wszedł Hazz.
- I co jesteś z siebie dumny? Otworzyłeś drzwi, ale nadal nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
- Ale ty niczego nie... - przerwał nagle i spojrzał na zlew. Mój wzrok powędrował w tamtym kierunku. Cholera. Nie spłukałam krwi. - Co to jest? Co to ma znaczyć?
- Niech cię to nie interesuje. Okres mam kurwa. - odgryzłam się.
- Pokaż mi rękę. - powiedział i zamknął za sobą drzwi.
- Spierdalaj.
- Pokaż mi tą rękę. - wycedził przez zęby. Był zły, nawet bardzo. Postanowiłam nie walczyć z nim dłużej. Wyciągnęłam czystą prawą rękę trzymającą żyletkę. Harry spojrzał na metalowy przedmiot, a w jego oczach pojawić się strach? Nie mam pojęcia.
- Mam nadzieję, że tego nie zrobiłaś. Nie zrobiłaś tego prawda?! - łzy zbierały się w jego oczach. Nie zareagowałam. - Pokaż mi drugą rękę. - zrezygnowana szybko wysunęłam i z powrotem schowałam pocięty lewy nadgarstek. Hazz chwycił moją dłoń i przyciągnął ją do siebie. Spojrzał na moje rany. Słone kropelki wypływały z jego oczu. Usiadł na podłodze i patrzył na mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał nagle. Odpowiedziałam mu ciszą. - Proszę cię, powiedz coś.
- A co mam ci kurwa powiedzieć?! - krzyknęłam w odpowiedzi. - Że zrobiłam to dlatego, że nie chcę żyć bez rodziców?! Nie chcę żyć bez ciebie?! Co ci jeszcze powiedzieć?! Że czuję się totalnie beznadziejna? Że marnuje swoje życie, bo kocham kogoś kogo już w ogóle nie obchodzę?! Że żyję głupią nadzieją na niemożliwe?! Że ciągle jestem smutna i płaczę?! Że to wszystko dzieje się tylko dlatego, że chcę być szczęśliwa właśnie z tobą?! To chcesz wiedzieć?! - krzyczałam zalewając się łzami, a Harry płakał razem ze mną.
- Proszę cię...
- Lubisz mnie ranić? Tak szczerze. - przerwałam mu.
- Nie i nigd..
- To dlaczego to robisz?
- El, ja na prawdę nie chciałem. Miało być zupełnie inaczej. Kurwa, znowu wszystko spieprzyłem. Zrobię wszystko, żebyś znowu mnie pokochała.
- Nigdy nie przestałam cię kochać.
- ... - Harry patrzył na mnie w ciszy.
- Spotkasz ludzi ładniejszych ode mnie, lepszych, ale zapamiętaj, że oni nigdy nie pokochają cię tak jak ja.
- El, ja tak na prawdę nie chciałem tego robić. Nie chciałem kończyć czegoś tak pięknego co było między nami, ale myślałem, że to jest najlepsze rozwiązanie. Chciałem dla ciebie dobrze. Chciałem cię chronić.
- Wyrywając mi serce, nie ochroniłeś mnie. Nie rozumiesz tego.
- Wiem, ale nie chciałem, żebyś cierpiała, przez mój udawany ''związek'' z Suzanne. Nie chciałem, żebyś cierpiała przez hejterów. Nie chciałem tego.
- A ja nie chcę żyć bez ciebie. - po tym zdaniu uświadomiłam sobie jaka jest słaba. Nie mogę bez niego żyć. Nie umiałabym sobie poradzić. Uświadomiłam sobie też to, że kocham go bardziej niż siebie, swoje życie. Dla niego mogłabym skoczyć w ogień.
- Chcesz się męczyć? - zapytał Hazz.
- Z tobą tak.
- Zastanów się. Masz czas. Nie ważne jak długo, zawsze będę na ciebie czekać. Kocham cię najbardziej na świecie, zapamiętaj to.
- Nie potrzebuję czasu. Proszę cię tylko o jedno.
- O co chcesz moja księżniczko.
- Nigdy więcej nie podejmuj takich decyzji sam. Lepiej ze mną porozmawiaj na ten temat. Ok?
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo cię kocham. Dziękuję ci za wszystko, za szczęście które mi dajesz, za każdy uśmiech. Dziękuję ci za to, że po prostu jesteś. Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej. - uśmiechnęłam się delikatnie, podeszłam do Hazzy i wtuliłam się w jego ciało. Znowu poczułam jego wspaniały zapach. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego piękne zielone oczy, w których rozpływałam się. - Tęskniłam.
- Ja też kochanie, ja też. - odpowiedział i delikatnie wpił się w moje usta. Pogłębiłam nasz pocałunek, ale szybko go zakończyliśmy. Wtedy przypomniało mi się o mojej ręce, która cały czas krwawiła.
- Harry, pobrudzę ci koszulkę. - powiedziałam odklejając się od mojego ukochanego. Podeszłam do zlewu i spojrzałam w lustro. W tym momencie Harry wziął mnie na ręce i posadził na łóżku w moim pokoju.
- Zaraz wracam. - powiedział i poszedł do łazienki. Wrócił z apteczką i żyletką. - To już nie będzie ci potrzebne. - powiedział wskazując na metalowe narzędzie. Potem zajął się opatrywaniem moich ran. Najpierw je dokładnie przemył wodą, a potem zdezynfekował. Na koniec delikatnie pocałował moje cięcia i owinął je bandażem. - Nie tnij się księżniczko. Nie rób z ciała pamiętnika. - wstał z łóżka i pocałował moją dłoń, a potem czoło. Tak jak on, wstałam i kolejny raz wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Brakowało mi tego. Wtedy usłyszałam kroki. Chwilę później ukazał nam się Liam. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i zmienił temat.
- Czy wy... wy się pogodziliście? Już wszystko Ok? - zapytał z niepewnością.
- Sądzę, że tak. Prawda kochanie? - zapytałam.
- Prawda. Najprawdziwsza prawda. - odpowiedział Hazz. Uśmiechnęłam się, przebrałam sweter, bo ten był cały od krwi, i wraz z Harrym i Liamem zeszliśmy na dół. Powiedzieliśmy wszystkim o tym, że znowu jesteśmy razem, a chłopcy, jak to u nich bywa, postanowili to uczcić ''małym'' drinkiem wieczorem. Siedzieliśmy razem na kanapie rozmawiając o przeszłości. Opowiadałam chłopakom wszystkie śmieszne historie z małym Louisem w roli głównej, a on o małej Eli. Było śmiesznie. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Nie spodziewaliśmy się nikogo, więc nieco zmieszana podeszłam i przekręciłam klamkę. Moim oczom ukazali się dwaj mężczyźni w czarnych garniturach.
- Tak?
- Panna Elizabeth Sullivan?
- Tak, a co się stało?
- Mamy nakaz aresztowania pani pod zarzutem morderstwa.
- To chyba jakieś żarty.
- Przykro mi, ale nie. Zapraszam do samochodu.
------------------------------------------------------------------------------------------------


Hejka skarby!
Przepraszam wam z całego serca, że nie złożyłam wam życzeń na święta. Strasznie mi głupio ;c
Przepraszam jeszcze raz, ale chce, żebyście wiedziały, że w głębi serca cały czas życzę wam wszystkiego co najlepsze :)  
Ze względu na to, że jutro nowy rok życzę wam, szczęścia, miłości, jak najwięcej One Direction, prawdziwych przyjaciół, jak najmniej łez smutku, a jak najwięcej szczęścia, spełnienia marzeń i wszystkiego najlepszego ♥♥♥
Przechodząc do rozdziału przepraszam, że tak długo go nie dodawałam i mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Nie chciałam was zanudzać przez kurcze 5 rozdziałów tym jak bardzo Elizabeth cierpi, dlatego trochę przyspieszyłam akcję, mam nadzieję, ze się nie gniewacie :)
Następny rozdział niestety pojawi się trochę później niż było zamierzone, ale niestety mam karę na internet, ale dostałam pozwolenie na wstawienie tego rozdziału. Tak więc pewnie nowy rozdział pojawi się w połowie stycznia  ;c
Będę miała dużo czasu do pisania rozdziałów, więc zapewne pojawią się 2 od razu :)
To chyba na tyle :)
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i żeby nowy rok był lepszy od tego.
Kocham was skarby ♥♥♥

Ps. Zapraszam do udziału w konkursie (kilka postów niżej), jak na razie zgłosiła się jedna osoba!

6 komentarzy:

  1. Jezuu jesteś zajebista. Piszesz zajebiście. I wgl. to wszystko jest zajebiste. Nie mogę się doczekać nexta już umieram z ciekawości. Kocham Cię Siostro. <3
    Pozdro z Sulechowa. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to opowiadanie ^^ Jest świetne ♥ Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej ! Mam taką małą prośbę. Czy mogłabyś mi powiedzieć jak na prawdę nazywa się dziewczyna, grana przez Elizabeth?

    OdpowiedzUsuń