niedziela, 28 lipca 2013

Just one kiss and I will be hooked to her fire ♥

Potem podszedł do nas policjant. To co powiedział wstrząsnęło nami wszystkimi.
- Pani Sullivan? - zapytał mnie gliniarz.
- Tak, to ja. - potwierdziłam.
- Zapewne pani wie, że pani ojciec nie żyje prawda?
- Tak, wiem. - powiedziałam ze spuszczoną głową.
- To nie był zwykły wypadek. Auto pani ojca było niesprawne. Przewód hamulcowy został przecięty. Gdyby pojazd był w pełni sprawny, pani ojciec by żył. - powiedział policjant. Nie mogłam w to uwierzyć. Wpatrywałam się w funkcjonariusza i nie docierały do mnie te słowa. Ktoś chciał śmierci mojego taty. Tylko kto? Od razu przyszedł mi do głowy Adam. Przecież mógł to zrobić tylko dlatego, żebym ja cierpiała. W końcu ma nierówno pod sufitem.
- Chyba wiem, kto mógłby to zrobić. - powiedziałam po chwili ciszy.
- Zna pani tę osobę osobiście?
- Tak, znam. Wydaje mi się, że mógłby to być Adam Jones. To ten, który przed chwilą chciał mnie porwać.
- Mogłoby tak być, on przecież chce tylko tego, żebyś cierpiała. - powiedziała Emi.
- No właśnie. - przytaknął Louis.
- Chodzi państwu o Adama Jonesa lat 23 prawda? Dwa lata temu miał sprawę w sądzie o porwanie,a potem morderstwo. Wyrok odbywał w szpitalu psychiatrycznym. Znamy go. I to bardzo dobrze. Teraz musimy go znaleźć. To była kolejna próba porwania i jeszcze do tego ucieczka przed policją. Pewnie trochę zajmie nad przeszukanie całej okolicy. Wtedy jeśli go nie znajdziemy, to przeszukamy cały Londyn. Jest teraz głównym podejrzanym w śledztwie, które prowadzimy na temat śmierci pani ojca. Musimy go przesłuchać. A na razie, na wszelki wypadek, lepiej będzie jeśli pani nie będzie zostawała sama i nigdzie nie wychodziła sama. On zapewne będzie próbował jeszcze raz panią porwać.
- Nie dopuścimy do tego. - powiedział Lou. Policjant odszedł i ruszył w stronę swoich współpracowników. Gdy funkcjonariusze odjechali, zostałam przewieziona do mojej sali. Pielęgniarka zajęła się podłączeniem maszyn do mojego ciała. Potem wszedł lekarz.
- Panno Sullivan. Bardzo mi przykro z powodu taty i tego co się przed chwilą stało. Ten człowiek na pewno nie zbliży się do pani sali. My to gwarantujemy.
- Dziękuję bardzo. - powiedziałam z uśmiechem. Byłam chwilę sama w sali i myślałam. Nad wszystkim. Co by było gdyby Adamowi udałoby się mnie porwać. Pewnie wszyscy by się martwili i po co im to? Tylko by cierpieli, bo wiedzieliby, że on mnie porwał. Gdybym jednak odeszła zanim mnie znajdzie, to pewnie myśleliby, że po prostu się ukrywam. Byłoby lepiej. No, ale w sumie złamałabym umowę między nami. A co by było gdyby Adam był uzbrojony, wtedy bez zawahania pozabijał by ich wszystkich. To zbyt duże zagrożenie. Tam gdzie ja, tam niedługo będzie Adam. Tak długo będzie mnie śledził, aż w końcu mnie znajdzie i wtedy się nade mną poznęca. Lepiej, żeby to stało się jak najszybciej. Nie zniosę tego życia w strachu. Poddam się. Leżałam i myślałam. Zastanawiałam się czy dobrze robię narażając najbliższe mi osoby na takie niebezpieczeństwo.
- Co tak siedzisz? - zapytał Harry wchodząc do mojej sali. Był sam.
- A tak, siedzę...i myślę.
- Nad czym? - usiadł na krzesełku obok mojego łóżka.
- Nas wszystkim, nad tym niebezpieczeństwem, które zagraża nie tylko mi, ale też wam. Myślę o tym czy dobrze robię wplątując was w to wielkie bagno. Myślę o... - wymieniałam wszystko.
- To nie myśl, co ma być to będzie. - powiedział Hazza przytulając mnie. - Będzie dobrze.
- Mam do ciebie pytanie.
- Możesz mnie zapytać o wszystko.
- No bo, wtedy w kawiarni, jak rozmawiałeś z Louisem, to mówiłeś o mnie jakieś zmyślone rzeczy, a teraz jesteś zupełnie inny. Co jest powodem tej nagłej zmiany?

                                              ***Oczami Harrego***
Co mam jej odpowiedzieć? Nie powiem prawdy. Gdybym powiedział, że to ona jest powodem mogłaby to odebrać na różne sposoby. Nie wiem co powiedzieć. Muszę szybko coś wymyślić.
- No wiesz, czasem ludzie zmieniają zdanie. - powiedziałem starając się wybrnąć z tej krępującej sytuacji.
- No dobra, jak chcesz. - usłyszałem w odpowiedzi. Mam nadzieję, że się nie domyśliła. Siedzieliśmy chwilę i rozmawialiśmy na różne błahe tematy. Potem przyszedł Louis razem z Zaynem.
                                              ***Oczami Elizabeth***
- A gdzie reszta? - zapytałam ze śmiechem.
- Liam jest w toalecie, a Emilie została zabrana na przesłuchanie w sprawie Adama. W końcu to jego siostra, pewnie co nieco wie. No a Niall pojechał z nią. - powiedział Zayn.
- Mam nadzieję, że złapią tego dupka jak najszybciej. - powiedział Lou.
- A ja mam nadzieję, że wypiszą mnie ze szpitala jak najszybciej. Nie wytrzymam tu zbyt długo. Chcę już wrócić do domu.
- Do domu to ty kochana na razie nie wrócisz. - powiedział Zayn.
- Jak to?
- Po pierwsze będziesz za blisko domu tego wariata, a po drugie to zamieszkasz z nami. Na razie i tak ktoś się musi tobą opiekować, bo nie możesz chodzić i jeszcze do tego będziemy mogli cię ochronić jakby co. - powiedział Louis.
- Ale to dom ma stać pusty?
- Możesz go sprzedać i zamieszkać z nami. Spakujesz swoje rzeczy, a to co będzie ci niepotrzebne to sprzedasz. Mamy kilka dodatkowych pokoi, zamieszkasz w jednym z nich.
- Ale ja nie mogę, będziecie mieli mnie dość po paru dniach.
- Oj, uwierz mi. Nie będziemy mieli.
- No dobra, ale jeśli tylko będę wam przeszkadzać to macie mi mówić jasne?
- Ależ oczywiście. - potwierdził Louis. Jestem szczęśliwa, że mam takich przyjaciół.
- Dziękuję wam. Za wszystko, ale nie wiem czy to dobry pomysł. A co jeśli przyjdzie Adam i wszystkich pozabija? Chyba lepiej będzie, żeby zabił tylko jedną osobę niż siedem co nie?
- Eli... - powiedział Louis i spojrzał na mnie bardzo zdenerwowanym wzrokiem. - Ty się już zamknij. My wiemy co robimy.
- No dobra dobra. - powiedziałam ze śmiechem. Wtedy wszedł lekarz aby sprawdzić mój stan zdrowia.
- Witam ponowie panno Sullivan, oraz witam panów. - powiedział mężczyzna średniego wieku w biały kitlu. - Pani stan się poprawia. Jest już stabilny, ale musimy zrobić jeszcze rutynowe badania i jak wszystko pójdzie dobrze, to jutro dostanie pani wypis ze szpitala.
- Bardzo dziękuję doktorze. - powiedziałam i uśmiechnęłam się sama do siebie. Koniec mojej męczarni w tym więzieniu.
- Aha, panno Sullivan, zaraz przyjdą pielęgniarki i zabiorą panią na pobieranie krwi. Do zobaczenia
- Do widzenia. - odpowiedziałam. - Dobra chłopaki, ja się zbieram na badania. - powiedziałam w momencie wejścia pielęgniarek do mojej sali. Kolejne badania, sprawiły, że nie cierpię szpitali. Były bardzo bolesne. Miałam pobieraną krew, ale nieudolna pielęgniarka musiała kilka razy nakłuwać moją skórę wielką igłą, bo nie mogła trafić w żyłę. Cała ręka mnie bolała. Potem okazało się, że ta sama pielęgniarka zgubiła moją krew. Jak, ja się pytam, można zgubić cudzą krew?! Musiała mi pobierać jeszcze raz. Udało jej się za czwartym razem. Nie cierpię szpitali. Na szczęście to był koniec mojej męczarni. Zostałam odwieziona z powrotem do mojej sali. Ten dzień jest zdecydowanie zbyt męczący. Położyłam się wygodnie w szpitalnym łóżku mając nadzieję, że śpię tu ostatni raz. Chłopcy pojechali na chwilę do domu, więc wykorzystałam tę sytuację i się zdrzemnęłam. Śnił mi się Louis. Nie wiem dlaczego, ale płakał. Chciałam go pocieszyć, ale w momencie gdy podeszłam do niego, obudziłam się. Był późny wieczór. Sięgnęłam po mój telefon, który leżał na małej szafeczce nocnej obok mojego łóżka. Dostałam SMS: ,,El, zaraz przyjadę do ciebie z Zaynem i Harrym. Emilie jest jeszcze przesłuchiwana i z tego co wiem od Nialla zapewne skończą nad ranem, a Liam pojechał do Danielle, bo bardzo za nią tęsknił. Będziemy za jakieś 5 minut. Lou xx ''
Dobrze, że się wyspałam. Teraz nie będę zmęczona i będę mogła z nimi gadać. Jakiś czas później Louis razem z Harry i Zaynem wparowali do mojej sali. Lou trzymał wielkiego, pluszowego misia, Harry trzymał masę balonów, a Zayn pełno jedzenia, w tym mnóstwo czekolady, którą uwielbiam.
- Ta-da! - krzyknął Louis. - Niespodziewanka! - na to słowo zareagowałam gwałtownym śmiechem. Przypomniał mi się mały Louis, który krzyczy :,,Niespodziewanka'' do swojej mamy gdy miała urodziny.
- Dla kogo to wszystko?! - zapytałam.
- Dla ciebie. Są trzy powody: wychodzisz ze szpitala, zamieszkasz z nami i jutro masz.. uwaga... URODZINY! - powiedział Louis.
- Spokojnie, ale ja nie mogę tego przyjąć.
- Jak to nie?! To jest dla ciebie! Dziękuj, a nie marudzisz. - powiedział Harry.
- Dziękuję. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nie ma za co... - powiedział z Louis, ale przerwał patrząc na zegarek. - teraz 20 latko!
- Co jak to? Jutro mam urodziny.
- Spójrz na zegar w telefonie. - spojrzałam jednym okiem. Faktycznie, jest 00:01. Już jest 29 lipca. Od dzisiaj mam 20 lat. Chciałabym, aby tata mógł być teraz przy mnie, ale wiem, że nieważne co zrobię, nie przywrócę mu życia. Całą noc, aż do 7:30 rano, rozmawialiśmy. Praktycznie o wszystkim. Żartowaliśmy, opowiadaliśmy straszne historie i piliśmy kakałko. Rano przyszedł lekarz.
- Dzień dobry, panno Sullivan, witam panów. - powiedział z uśmiechem.
- Dzień dobry panie doktorze. - odpowiedziałam.
- Mam pani wyniki. - powiedział wyciągając kartkę z teczki. Mimo to, że wiedziałam, że wszystko jest w porządku, bałam się. - Pani wyniki są w normie, więc może pani opuścić nasz szpital. Jednakże proszę jeszcze nas odwiedzić za trzy miesiące, na kontrolę. Jest możliwość, że wtedy zdejmiemy pani gips, ale na początku nie będzie pani do do końca sprawna. Będzie pani musiała chodzić na rehabilitację. To chyba na tyle, do zobaczenia za trzy miesiące, ale jeśli będzie coś się działo takiego niepokojącego, proszę przyjechać. Do widzenia.
- Do widzenia panie doktorze i dziękuję. - powiedziałam z uśmiechem. Byłam szczęśliwa. Lekarz wyszedł z sali, a Louis przyniósł mi torbę, w której były czyste ciuchy.
- W torbie masz wszystko, tylko nie mogłem znaleźć żadnej twojej koszulki, bo ta, którą miałaś na biwaku była do wyrzucenia. Tak więc dałem ci jedną swoją. - powiedział z uśmiechem od ucha do ucha wręczając mi pakunek.
- Dziękuję Lou, ale nie mogłeś jechać do mnie do domu i wziąć jakiejś koszulki?
- Y... no mogłem, ale chciałbym zobaczyć jak wyglądasz w moich ciuchach. - powiedział pomagając mi usiąść na wózku inwalidzkim.
- Oj, Eli. Ty na niego uważaj. On chyba woli zobaczyć cię bez jakichkolwiek ciuchów, jeśli wiesz o co mi chodzi... - powiedział Zayn poruszając brwiami.
- Tak, wiem o co ci chodzi Zayn. No wiecie, jeśli chcecie mnie zobaczyć nago, to wystarczy poprosić. - powiedziałam ze śmiechem.
- Proszę! - powiedzieli chórem. Spojrzałam na nich, a oni na siebie.
- Żartowałam, ale dzięki, moja samoocena podniosła się. - powiedziałam z wielkim bananem na twarzy i ruszyłam w stronę drzwi. Czułam się jak inwalidka, no w sumie nią byłam.
- To nie fair, nie można tak kłamać... - powiedział Zayn z miną zbitego psa.
- Dobra, dobra. Ja idę, a właściwie jadę do łazienki. Zaraz wracam. - powiedziałam wyjeżdżając z sali.
- Zabierzemy wszystko już do samochodu. - powiedział Louis. Dojechałam do łazienki i zaczęłam się ubierać. No w sumie założyłam jedynie bieliznę i koszulkę Louisa, bo przez mój gips nie ma mowy nawet na krótkie spodenki. W życiu nie dałabym rady ich założyć. Na szczęście koszulka Louisa była na mnie aż tak za duża, że nie czułam się skrępowana, bo zakrywała moje dolne partie ciała. Gdy opuszczałam łazienkę zobaczyłam, że Louis rozmawia z lekarzem. Moja sala była już pusta. Podjechałam bliżej doktora i Lou. Na jego twarzy widziałam przerażenie.
- Louis? Co się stało?
- Nic, a co się miało stać? - powiedział z nerwowym uśmiechem. - Dziękuję doktorze,
- Lou, co tu się dzieje, czemu jesteś taki zdenerwowany?
- No dobra i tak będę musiał ci to powiedzieć prędzej czy później. Eli, jest 90% szans, ze nigdy nie wstaniesz z wózka. To wszystko przeze mnie. Boże, zniszczyłem ci życie! - Lou, zaczął płakać. Nie mogłam na to patrzeć. Złapałam go za rękę i poprosiłam, żeby się zniżył do mojego poziomu.
- Louis, nie zniszczyłeś mi życia. Mam wspaniałych przyjaciół, którzy mnie wspierają. Jestem na prawdę szczęśliwa, że mam jeszcze was. Straciłam w życiu już tak wiele, że cieszę się, że w moim życiu jesteście jeszcze wy. - powiedziałam przytulając zapłakanego już Louisa. Potem trzymając go za rękę dotarliśmy do samochodu. Zayn zrobił mi odpowiednio dużo miejsca, Harry wziął mnie na ręce i wpakował do samochodu, a Lou włożył mój wózek do bagażnika. Tak właśnie w czwórkę dojechaliśmy do mojego starego domu. Po wjechaniu do środka usłyszałam szczekanie.
- Slenderku chodź do mamy! - krzyczałam i wzięłam psiaka na kolana. Na początku trochę bał się mojego wózka, ale potem się przyzwyczaił. Chciałam wbiec na górę, do mojego wymarzonego pokoju, ale nie mogłam. Pojechałam do salonu, zaczęłam płakać. Każda rzecz w tym domu przypominała mi o tacie. On był jedyną moją rodziną. Poprosiłam chłopców, aby przynieśli mi wszystkie walizki, które były w garażu. Zaczęłam do nich wkładać wszystkie rzeczy, których nie mogłabym sprzedać. Spakowałam wszystkie zdjęcia, wszystkie pamiątki i wszystko co kojarzyło mi się z rodzicami. Pojechałam do kuchni i spakowałam wszystko co było do jedzenia, bo w końcu jedzenie nie może się zmarnować. Spakowałam karmę Slendera, jego miską, mój ulubiony kubek i pojechałam dalej. W garażu nie było prawie nic, tylko jakieś narzędzia i opony.
- Mam do was prośbę. - zwróciłam się do chłopców.
- Zrobimy wszystko. - zapewnił Zayn.
- Moglibyście zabrać mnie na górę? Bardzo mi na tym zależy. - Nikt nic nie powiedział. Lou wziął walizkę, w którą miałam zamiar spakować resztę swoich rzeczy. Zayn natomiast wziął mnie na ręce, a Hazza wziął mój wózek. Na górze najpierw pojechałam do łazienki. Tam wzięłam wszystko co należało do mnie. Dobrze, że nie mam tego wszystkiego tak dużo. Następnym miejscem była sypialnia taty. Wtedy uświadomiłam sobie na prawdę, że nigdy go nie ujrzę, nie będę mogła go przytulić, powiedzieć, jak bardzo go kocham. Chwyciłam ramkę ze zdjęciem całej naszej rodziny. Pamiętam, zrobiliśmy je kilka godzin przed wypadkiem, w którym zginęła mama. Słone łzy spływały po moim policzku. Spakowałam zdjęcie do walizki. Rozejrzałam się jeszcze chwilę po pokoju i wyjechałam. Następnym miejscem był mój pokój. Cała czerwona i opuchnięta od płaczu przekroczyłam próg. Spakowałam moje ciuchy, mojego laptopa, moją gitarę, moje kosmetyki i płyty, oraz sporo innych rzeczy. Na końcu podjechałam pod półkę z książkami. Wzięłam je wszystkie. Kocham książki, są niesamowite. Wprowadzają nas w świat wyobraźni i pozwalają odpocząć od problemów.
- To chyba wszystko. - powiedziałam do siebie. Jednak nie. Spojrzałam pod łóżko. Wyjęłam małego pluszowego króliczka, którego dostałam kiedyś od rodziców na urodziny. Przytuliłam go i starając się potrzymać łzy włożyłam go do prawie zapełnionej walizki.
- To by było na tyle, żegnaj domku. Będę tęskniła. - powiedziałam przekraczając próg domu ostatni raz. Wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy. Nie żałuję, że sprzedaję dom. Zbyt wiele wspomnień. Po dojechaniu do mojego nowego domu Hazza wyniósł mnie z samochodu i posadził w salonie. Lou i Zayn w tym czasie wnosili moje walizki na piętro. Potem we czwórkę siedzieliśmy na kanapie i zajadaliśmy chipsy.
- Wiecie, co. Zapomniałam o czymś. - powiedziałam po chwili.
- Czego zapomniałaś? - zapytał Louis.
- Chodźcie to wam powiem. - powiedziałam z uśmiechem. Cała trójka była na wyciągnięcie mojej ręki. Przytuliłam ich i powiedziałam ciche: ,,Dziękuję''.
- Eli, jesteś dla mnie, to znaczy dla nas bardzo ważna. Jesteś naszą przyjaciółką. - powiedział Lou. Chwilę posiedzieliśmy i pogadaliśmy, ale miłą atmosferę zniszczył dźwięk telefonu Louisa.
- Dzień dobry... tak to ja... dobrze...dobrze...aha...rozumiem, zaraz będę. - mówił Louis.
- Wybaczcie, ale muszę was opuścić. Dzwonili z policji. Mam jechać na przesłuchanie. - oznajmił Lou.
- To ja pojadę z tobą. - powiedział Mulat.
- Jak chcesz. Jakby miało się coś przedłużyć to zadzwonię. - rzucił Louis i wyszedł z domu. Zostałam sam na sam z chłopakiem, którego kocham. Spędziliśmy razem wspaniały czas wygłupiając się. Potem Hazza zaproponował spacer. Zgodziłam się i wtedy chodziliśmy po parku i okolicach przez prawię trzy godziny. No znaczy on chodził, a ja jechałam. Poszliśmy nawet na lody z automatu. Było świetnie. Do czasu... Podążaliśmy już w stronę domu, ale Harry w jednym momencie stanął jak wryty. Spojrzałam w kierunku obiektu. Zauważyłam całującą się parę. Przyjrzałam się lepiej i nie mogłam w to uwierzyć. To była Pamela z jakimś mięśniakiem. Harry podbiegł do nich i zaczął coś krzyczeć. Niestety byłam zbyt daleko i nic nie rozumiałam. Nagle ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam, że zaczęli się bić. Musiałam zainterweniować. Podjechałam i rozdzieliłam ich.
- Harry, ten półgłówek razem z tą dzi*ką nie są tego warci. Chodź. - powiedziałam łapiąc Hazzę za rękę.
- O, pani inwalidka się odezwała! Ty sobie tak nie pozwalaj mała, bo ktoś ci kiedyś zrobi krzywdę! - krzyknął za mną ten pusty osiłek. Ja momentalnie zatrzymałam się i ruszyłam w jego stronę. Wiem, że jestem inwalidką, ale to nie oznacza, że ten tępy mięśniak może mnie tak nazywać.
- Co ty powiedziałeś?! - zapytałam.
- Jesteś głupią inwalidką, która udaje odważną. Lepiej uciekaj bo jeszcze ci krzywdę zrobię. - zaśmiał się de*ilnie.
- Sam tego chciałeś. - powiedziałam cicho i najechałam mu na nogę, potem z całej siły uderzyłam do łokciem w czułe miejsce, a na końcu lewym sierpowym złamałam mu szczękę. Wszystko trwało góra 15 sekund. Nie zdążył nawet zareagować, a już leżał na ziemi. Spojrzałam na niego. Z pogardą oplułam czubek jego głowy i odjechałam. Zbliżyłam się do Harrego, który najwyraźniej był w szoku. Najpierw dziewczyna go zdradziła z tępym osiłkiem, a potem jego niepełnosprawna  hm.. przyjaciółka go pobiła.
 - Jak, ty to zrobiłaś?! - wykrzyczał Harry.
- Nie mam pojęcia, szłam na żywioł. - powiedziałam ze śmiechem.
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty to pewnie nadal bym się z nim bił. - powiedział Hazza zniżając się do mojego poziomu. Spojrzałam w jego piękne tęczówki i poczułam, że się rumienię.
- Pięknie się rumienisz wiesz? - powiedział Harry cichym głosem. Zauważyłam, że nasze usta są coraz bliżej. Chciałam tego, chciałam jak cholera. Nasze twarze dzieliły jedynie milimetry.

                                                      ***Oczami Harrego***
,,O mój boże. To się dzieje na prawdę. Nasze usta prawie się stykają. Dlaczego to robię? Może chcę tylko odreagować zdradę, albo po prostu tego chcę. Teraz jestem pewny, że tego chcę. Nigdy nie pragnąłem nikogo ani niczego, aż tak bardzo. Chcę już się wpić w jej malinowe usta. Chcę tego...'' myślałem podczas tej wspaniałej chwili.

                                                      ***Oczami Elizabeth***
Jesteśmy coraz bliżej. Zaczynam delikatnie muskać jego usta. On odwzajemnia mój pocałunek bardziej zachłannie. Zaczynamy całować się tak, że w grę wchodzą też nasze języki. To był najlepszy pocałunek mojego życia. Nic innego się nie liczyło. Czułam się jak w niebie. Wtedy właśnie przypomniałam sobie mój pocałunek z Louisem. Nie mam pojęcia czemu pomyślałam o nic podczas takiej chwili. Szybko o tym zapomniałam i wróciłam do całowania  Harrego. Złapał mnie za tył głowy, a ja wplątałam palce w jego cudowne loki. Nie ważne, że ludzie się na nas gapią. Tą przecudowną chwilę przerwał pisk opon i huk. Odkleiliśmy się od siebie i ruszyliśmy w stronę prawdopodobnego wypadku. Dwa samochody się zderzyły. W jednym z nich byli Louis i Zayn!

---------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wybaczcie, że tak długo go pisałam, ale jakoś nie miałam weny,a chciałam się postarać. Dziękuję za każdy komentarz. Co wam się najbardziej podobało w tym rozdziale?  :**
Kocham was siostrzyczki i mam nadzieję, że pisanie dla was szybko się nie skończy :3
♥♥♥

11 komentarzy:

  1. suuuuper!!! niue mogę się doczekać następnego!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy będzie następny??? oby jak najszybciej czekam na odpowiedź i nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się jeszcze dzisiaj :) wstawić następny :)

      Usuń
  3. Świetny! Czekam na następną część!
    Wbijaj do mnie http://foreveronedirectionboys.blogspot.com/ ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny jak zwykle poleciały mi 2 łzy jak przeczytałam ze Zayn i Lou mieli wypadek czekam na następną część

    OdpowiedzUsuń

  5. Zapraszam na opowiadanie o Zaynie ;)
    Podczas każdego tańca, któremu oddajemy się z radością, umysł traci swoją zdolność kontroli, a ciałem zaczyna kierować serce . Taniec jako dziedzina sztuki daje możliwości tworzenia, jako element życia pozwala się zatracić . Te energiczne zmysłowe zajęcie zawładnęło ciałem nastolatki Grace Evans. Na­wet jeśli nie jest od ra­zu wza­jem­na, miłość zdoła przet­rwać je­dynie wte­dy, jeśli is­tnieje is­kier­ka nadziei - bo­daj naj­mniej­sza - że zdobędziemy z cza­sem ukochaną osobę. A reszta jest czystą fantazją. Na jednych zajęciach poznaję osobę której się boi a zarówno zaczyna coś czuć ale czy na pewno ? Nikt tego pewien nie jest oprócz zagubionej dziewczyny ...
    http://in-the-place-there-is-no-happiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń