piątek, 19 lipca 2013

I feel so lost, but what can I do?

Harry podszedł do samochodu, złapał za klamkę i jednym ruchem otworzył drzwi. W tym momencie usłyszałam dźwięk zbitego szkła. Ktoś wybił okno z drugiej strony i zaczął uciekać. Bez zawahania pobiegłam za nim. W oddali słyszałam krzyki, że mam wracać, że nie mam nigdzie biec, ale ja byłam zaślepiona nienawiścią do tego kogoś. Byłam prawie pewna, że to Adam. Było już ciemno bo była prawie 21:00, więc było duże zagrożenie, że się potknę. Na szczęście biegam dosyć szybko, więc dogoniłam go i rzuciłam się na niego. On upadł na brzuch. Ja go odwróciłam na plecy i zobaczyłam, że ma kominiarkę. Zdjęłam ją po czym ujrzałam Adama. Adam zaczął się szarpać, więc nie miałam wyboru, musiałam go zatrzymać do momentu kiedy przyjedzie policja. Musiałam na nim usiąść. To był najlepszy sposób na zatrzymanie go. Adam zaczął się wyrywać, ale ze mną nie jest tak łatwo. Chwilę potem usłyszałam krzyk Louisa za swoimi plecami.
- Elizabeth! Gdzie jesteś?!
- Tutaj! - krzyknęłam i na chwilę odwróciłam głowę i spojrzałam za siebie.  Już miałam wrócić do pilnowania Adama, ale on w momencie gdy odwróciłam się w jego stronę, z całej siły uderzył mnie w twarz pięścią. Pod wpływem jego siły spadłam z niego i upadłam na trawę. Sekundę później Louis już pomagał mi wstać. Chyba wszystko widział.
-  Mogłem za sku*wielem pobiec! I po co pakujesz się w kłopoty?! A co by się stało gdyby był uzbrojony?! A co gdyby... - prawił mi kazania. W sumie miał rację. -  I co pomyślałaś o tym? A co by było gdyby...
- Dziękuję. - powiedziałam cicho po czym go przytuliłam. On uśmiechnął się tylko i też mnie przytulił.
- Już się bałem, że coś ci się stanie. No w sumie się stało. Pokaż się. - powiedział zatroskany. Obejrzał moją spuchniętą twarz. - Nieźle ci dowalił. - zaczął się śmiać. Ja też wybuchnęłam śmiechem, ale trochę to bolało.
- Mocno spuchłam? - zapytałam z nadzieją.
- Nie, na szczęście nie. Przyłożymy coś zimnego i będzie dobrze. - ruszyliśmy w stronę samochodu. Zobaczyłam, że wszyscy stoją przy nim i ścierają z niego coś czerwonego. Przyjrzałam się lepiej i zobaczyłam, że cały lewy bok jest od czerwonej farby w spray'u. Adam napisał farbą na samochodzie: ,,To już twój koniec s*ko'' Chyba wpadł w jakiś szał po naszym spotkaniu nad rzeką. Zaczęłam mieć podejrzenia, że jest chory psychicznie. Nagle Emilie podeszła do mnie i wręczyła mi jakąś kopertę. Zobaczyłam, że jest zaadresowana do mnie. W środku był list, dość krótki, ale przerażający: ,,Twoja śmierć jest bliska. Popamiętasz mnie. Mam spore znajomości. Zabiję cię ku*wo. Mnie się nie odrzuca. Mnie się kocha, bo jestem najwspanialszy! Już nie masz dokąd uciec. Już nie żyjesz tak samo jak ci twoi przyjaciele! Pożałujesz tego!'' i takie tam. Czytałam to ze łzami w oczach.
- Eli, kto to był? Widziałaś jego bądź jej twarz? - powiedział Zayn.
- To był... - zawahałam się.
- No dajesz El.
- To był Adam. - powiedziałam ze spuszczoną głową.
- Zabije sukinkota! - krzyknęła Emilie.
- Em! Jaka agresja. - zauważył Niall.
- Ktoś krzywdzi moją przyjaciółkę to krzywdzi też mnie. Kto zadrze z nią zadziera i ze mną. - Emilie podeszła do mnie i mnie przytuliła. Ja się rozpłakałam.
- Przepraszam was, że przeze mnie wasz samochód jest zniszczony. Chyba będzie lepiej jak przestaniemy się widywać. Nie chcę, żeby komukolwiek cokolwiek się stało przeze mnie. Tak będzie lepiej. - powiedziałam. Bardzo mi na nich wszystkich zależało i właśnie dlatego nie chcę, żeby coś im się stało. Nie wiem co bym wtedy zrobiła.
- Eli, ty chyba za mocno oberwałaś co? - zapytał Louis.
- Jak to oberwałaś?! - zapytała się Emilie.
- Adam ją uderzył. Pięścią w twarz. - powiedział Lou.
- Ale nic ci nie jest prawda? - zapytał zatroskany Zayn.
- Nie, spokojnie nic mi nie jest. - uśmiechnęłam się, ale sprawiało mi to ból. Postanowiłam wrócić do poprzedniego tematu. - Najlepiej będzie, jak spakuję się i wyjadę. Na zawsze. Pewnie tata nie będzie chciał mnie puścić. Wtedy ucieknę. Mówię  wam, tak będzie lepiej. Przykre jest to, że musimy zerwać wszystkie kontakty. Z Harrym wiem, że problemów nie będzie. Bardzo chętnie o mnie zapomni. A co z resztą?
- W życiu nie pozwolę ci wyjechać. - powiedział Louis. - Emilie na pewno też.
- Nikt ci na to nie pozwoli. - powiedział Niall. - El, zrozum to. Zbyt wiele dla nas znaczysz. Jesteś naszą przyjaciółką.
- Ale, ja nie pytam o zgodę. - powiedziałam. Przełknęłam ślinę w obawie jak zareagują na to co mam zamiar im powiedzieć. - Pytam czy możecie o mnie zapomnieć, jakbym w ogóle nie istniała? Zróbcie to dla mnie. Nie chcę, żebyście cierpieli przez mnie. Nie zniosłabym tego. W liście było napisane, że pożałuję ja i wy, że on nas  wszystkich pozabija.- zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
- Jak nas zostawisz będziemy cierpieć jeszcze bardziej, niż przez to co ten dupek może nam zrobić. - powiedział Zayn. Oczy miał przeszklone od łez. Zauważyłam, że wszyscy prawie płaczą. Nawet zobaczyłam, że Harry przeciera sobie oczy. Chociaż stał całkowicie z tyłu zobaczyłam to. Chyba jedna aż tak mnie nie nienawidzi. Pomyślałam, że może zostanę. Ale od razu wybiłam sobie to z głowy. Nie pozwolę dać temu dupkowi Adamowi satysfakcji z tego, że zrobi mi krzywdę, a nawet moim przyjaciołom. Muszę wyjechać. Nastąpiła długa cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Żegnajcie. - powiedziałam i chciałam odejść, ale Louis poszedł za mną i złapał mnie za rękę. Odwróciłam się, a on mnie przytulił. Potem patrzył mi w oczy.
- Elizabeth, ja bez ciebie nie przeżyję. Nie zniosę kolejnej rozłąki z tobą. Bez ciebie jestem nikim, a ty jesteś dla mnie wszystkim. Błagam zostań. - powtarzał cicho tak, abym tylko ja usłyszała.- Jak ty odejdziesz to ja się zabiję. Nie żebym ci groził, ale ostrzegam cię.
- Lou, ja nie mogę. - płakałam jeszcze bardziej. Chciałam jeszcze raz odejść. Tym razem zatrzymała mnie Emilie.
- El, siedzimy w tym razem, wszyscy razem. Pomożemy ci. Będzie dobrze, ale jest jeden warunek. Nie zostawiaj nas. Jak któremuś z nas się coś stanie, będziesz mogła odejść. Tylko wtedy będziesz mogła. Inaczej zgłosimy twoje zaginięcie na policje i wtedy na pewno cię znajdą. - zaproponowała Em. -  Zaufaj nam pomożemy ci. Prawda? Ja na pewno. Wspólnymi siłami sobie z tym wszystkim, z Adamem, z moim bratem... poradzimy sobie. Nawet się do nas słowem nie odezwie. Zobaczysz
- Mnie się nawet nie pytaj, oczywiście, że ja też. - powiedział Lou.
- Ja też pomogę. - odparł Zayn.
- I ja też. - uśmiechnął się Niall przez łzy.
- No oczywiście ja też. - dopowiedział Liam.
- Ja też ci pomogę. - usłyszałam i nie mogłam w to uwierzyć. To był Harry. Podszedł do nas i stanął koło Louisa, a Louis stał obok mnie. Wszyscy się na niego spojrzeli z niedowierzaniem. Wybuchłam płaczem. Podeszłam do Louisa i go przytuliłam.
- Dziękuję. - powiedziałam mu do ucha. Potem podeszłam do Harrego. Zawahałam się, ale w końcu pomyślałam: ,,A co mi tam?'' i przytuliłam go. Najpierw był chyba zdezorientowany, ale potem poczułam, że on też mnie obejmuje. Podziękowałam mu tak jak Louisowi. Potem przytuliłam Zayna. Tak samo z Liamem. Gdy podeszłam do Nialla on już się do mnie szczerzył z rozłożonymi ramionami gotowymi do przytulenia. Przytuliłam go i już miałam lepszy humor. Potem podeszłam do Emilie.
- Jak ja cię kocham! - krzyknęłam i rzuciłam jej się na szyję. Ją przytulałam najdłużej. Potem zrobiliśmy grupowego misiaczka i przyrzekliśmy sobie, że nigdy siebie nawzajem nie zostawimy i zawsze będziemy dla siebie wsparciem. Wsiedliśmy do samochodu. Postanowiłam, że poprowadzę. Chociaż Louis i reszta... właściwie dlaczego Louis i reszta? Dlaczego pomyślałam najpierw o Louisie a nie na przykład o Emilie? Mój mózg zaczyna nie działać poprawnie. A to nowość... Usiadłam za kierownicą, po mojej lewej usiadł Louis a z tyłu usiadła reszta. Byłam szczęśliwa, że mam takich wspaniałych przyjaciół. Jechaliśmy ciemną drogę przez las w stronę mojego domu. Najpierw miałam dziwne zwidy, że Adam stoi przy drodze, a potem, że biegnie za nami, ale nikt poza mną tego nie widział, więc uznałam, że wszystko jest OK. Jechaliśmy w spokoju przez około 10 minut. Z moich obliczeń wynikało, że do mnie dojedziemy za około 20-25 minut. Spojrzałam się na chwilę na Louisa, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Uśmiechnęłam się po czym skupiłam się na prowadzeniu samochodu. Potem zaczęłam się zastanawiać, co będziemy jedli. Zamyśliłam się i to był mój błąd. Nagle z lasu coś wybiegło. Coś lub ktoś. Usłyszałam krzyk: ,,Eli! Uważaj!''. W tym momencie z całej siły nacisnęłam hamulec. Mocno nami zarzuciło, bo jechaliśmy dość szybko. Wszyscy w szoku przyglądaliśmy się jak coś wstaje po zderzeniu z samochodem. Coś bądź ktoś. Przyjrzałam się twarzy, która zgubiła kominiarkę. To był Adam. Stał chwilę na środku drogi po czym pomachał tak, że przeszedł mnie dreszcz i uciekł. Wtedy zrozumiałam, że się go boję. Boję jak cholera. Sparaliżowana strachem nie mogłam się ruszyć. Poczułam, jak strużka krwi spływa mi po czole, ale nie zwracałam na to uwagi. Skupiłam się tylko i wyłącznie na tej sytuacji.
- Nic się nikomu nie stało?! - spytał się Louis. Odpiął pasy. Najpierw poszedł do tyłu zobaczyć co tam z chłopakami, potem zapytał się Nialla i Emilie. Na samym końcu przyszedł z powrotem do przodu.
- Elizabeth, na szczęście nikomu nic się nie stało. Wszyscy mieli zapięte pasy bezpieczeństwa.  - uśmiechnął się do mnie uroczo. Ja trochę się już uspokoiłam. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się.
- O boże, El! Jesteś ranna! - powiedział Louis.
- Jaka tam ranna. To tylko małe zadrapanie. - zaczęłam się śmiać, ale bardzo sztucznie. Nie byłam jeszcze na tyle uspokojona, żeby sobie żartować.
- Jak to się stało?! - zapytał wyciągając apteczkę. - Przecież nikt inny nie jest ranny.
- No bo ja... - zawahałam się. Wiedziałam, że Louis na mnie nakrzyczy. On zawsze był troskliwy.
- No co ty?! -Louis zaczął naciskać.
- No nie zapięłam pasów i trochę się poobijałam jak wcisnęłam hamulec. - spuściłam głowę.
- Czyś ty oszalała?! To było bardzo nieodpowiedzialne z pani strony panno Sullivan. - Louis próbował być poważny, ale jakoś mu to nie wyszło. Wszyscy od razu wybuchnęli śmiechem.
- Ależ panie Tomlinson niech, że kara będzie łagodna. - zaśmiałam się. Louis spojrzał na mnie poważną miną.
- Do tyłu. - powiedział stanowczo.
- Co? - nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło.
- Idziemy na ostatnie siedzenia. W takim stanie nie będziesz prowadzić. Muszę opatrzyć twoją ranę. - rozkazał Louis. Wiem, że on nie lubi sprzeciwu.
- Posłuchaj mnie, ja jestem w normalnym stanie, nic mi nie jest. Możemy jechać dalej? - zapytałam.
- Możemy, ale ty nie prowadzisz. - upierał się Louis.
- Ludzie! Niall prowadzi, po lewej siedzi Emilie. Za nimi ja i Liam, a z tyłu Louis, Eli i Zayn. Pasuje?! - powiedział Harry. Nikt nie protestował, więc przeszłam na tyły razem z Louisem. On zaczął oglądać moją ranę, która znajdowała się w górnej partii czoła,  a Niall ruszył.
- Muszę ją zdezynfekować. - powiedział po chwili.
- Nie tylko nie to. - zaprotestowałam. - Ja tego nienawidzę.
- Ale, Eli, ja muszę, wiem, że tego nienawidzisz, ale muszę. To dla twojego dobra.
- No dobra, ale to mnie będzie bolało, a ja nie lubię jak mnie coś boli. - zrobiłam minę smutnego szczeniaczka.
- No ok, to zrobimy tak. Lewą ręką weźmiesz chusteczkę i przyłożysz sobie trochę poniżej rany, a prawą ręką złapiesz mnie za rękę i jak będzie bolało to ściśnij ok? Spróbuję jakoś ci to przemyć jedną ręką. Jesteś gotowa? - zapytał Louis. Niezbyt spodobał mi się jego plan, ale nie miałam wyjścia. Złapałam Louisa za rękę i przytaknęłam na znak, że jestem gotowa. Lou w tym momencie polał mi ranę spirytusem. Piekło, bolało, szczypało i wszystko co najgorsze. Ściskałam dłoń Louisa z całej siły. Myślałam, że zaraz się rozpłaczę. Nagle poczułam jak zabiera mi z ręki chusteczkę i delikatnie dotyka rany. Potem przykleił mi plaster. Czułam się o wiele lepiej. Szczególnie po tym jak pocałował moją ranę. To było słodkie.
- Ej, ludzie, po drodze podjedziemy pod nasz dom i spakujemy trochę ciuchów ok? - zapytał Niall. Wszyscy zgodnie przytaknęli.  Podjechaliśmy pod dom chłopców. Wszyscy wysiedli oprócz mnie i Emilie. Siedziałyśmy i gadałyśmy.
- Czyli ty na prawdę zakochałaś się w Harrym? - zapytała Em.
- Błaagam, nie chcę o tym rozmawiać. To jest jeden z moich największych błędów.
- A dlaczego błędów. Przecież miłość jest piękna. - rozmarzyła się Emilie.
- Taa... jest piękna, szczególnie wtedy gdy ta druga osoba cię nienawidzi. On mnie nie cierpi i ja to wiem, widać to w jego oczach. A taka miłość, tak bardzo nieodwzajemniona wiąże się z wielkim cierpieniem. Dlatego to jest tak duży błąd. A tak w ogóle on ma dziewczynę. Ja nie mam szans. W ogóle o czym ja myślę. Muszę to wszystko wyrzucić z pamięci, jakby to się nie stało.
- Możesz przegapić wielką szansę na miłość. Będziesz tego potem żałować.
- Wątpię. - powiedziałam krótko, bo zauważyłam, że chłopcy już idą w stronę samochodu. Wsiedli i wszyscy zajęliśmy swoje miejsca. Niall ruszył w stronę mojego domu. Po drodze zatrzymaliśmy przy stacji benzynowej, bo Louis musiał iść do toalety. czekaliśmy na niego dobre 10 minut. Wreszcie wrócił i mogliśmy spokojnie jechać dalej. Niall zaparkował samochód w naszym garażu, bo przecież tata swój samochód zabrał w delegację. Wszyscy wysiedli z samochodu i weszli do domu. Liam, Harry i Zayn rozgościli się na kanapie, Niall grzebał w lodówce, a ja i Emilie rozmawiałyśmy, jak to dziewczyny, o wszystkim i o niczym.
- Eli, będziemy mogli potem zamówić pizzę? - Niall spojrzał na mnie wzrokiem małego szczeniaczka.
- Jasne, że tak. - razem z Emilie i Niallem usiedliśmy na kanapie, ale gdzie jest Louis? Nagle z kuchni dobiega łomot. Ja wystraszyłam się i pobiegłam tam. Zobaczyłam Lou z patelnią w ręce.
- Lou, nie za późno na gotowanie? - zapytałam.
- Widziałem na blacie wielkiego pająka i chciałem go zabić, bo przecież ty nie lubisz pająków.
- To takiee słodkie, ale idź już na kanapę do reszty, a ja zaraz przyjdę ok?
- No doobra... - powiedział Louis i doczłapał się do pokoju. Chwilę później przyszła do mnie do kuchni Em.
- Eli, ja idę na chwilę do domu. Wezmę najpotrzebniejsze rzeczy i wracam ok?
- Poczekaj pójdę z tobą. - powiedziałam pośpiesznie. Weszłyśmy do salonu, żeby powiedzieć chłopakom, że wychodzimy.
- Dobra chłopaki, macie się zachowywać, nie zrobić mi tu jakiegoś burdelu itd. Tu macie pieniądze na pizzę, zamówcie sobie a ja z Emilie wychodzimy. - oznajmiłam poważnym głosem.
- Gdzie się to panny wybierają? - równie poważnie powiedział Lou.
- Idziemy stać przy drodze i składać nieprzyzwoite propozycje a co? - powiedziałam, po czym razem z Emilie wybuchnęłyśmy śmiechem. Louis spojrzał na mnie obrażony.
- Ej, no gdzie wy idziecie? - powiedział jak małe siedmioletnie dziecko.
- Idziemy na chwilę do Em, żeby wzięła najpotrzebniejsze rzeczy typu piżama ok, wystarczy tego wywiadu, chodź Em idziemy. - powiedziałam.
- Eli, czy ty na pewno chcesz tam iść sama? - zapytał Louis
- Przecież nie idę sama tylko z Emilie. - stwierdziłam z uśmiechem.
- Louis chyba ma rację, powinnaś zostać. - po chwili stwierdziła Emilie.
- A dlaczego? - zapytałam. Na prawdę o tym nie pomyślałam.
- A co z Adamem? - gdy usłyszałam to imię wydostające się z ust Em, zrobiło mi się słabo. Faktycznie, chciałam sama z siebie wejść w paszczę lwa. Jednak postanowiłam, że nie dam po sobie poznać, że się boję. Zaczęłam udawać, że o tym pamiętałam.
- No, a co może być. Chyba nie będzie tak, że wejdę do was, a on rzuci się na mnie i mnie zabije co nie? - z chwili na chwilę byłam coraz bardziej niepewna tego co powiedziałam. Emilie spojrzała na mnie i natychmiast spuściła wzrok.
- Eli, chyba będzie lepiej jak zostaniesz, dla twojego bezpieczeństwa. - powiedział Lou wstając z kanapy i idąc w moją stronę.
- Lou, dobrze wiesz, że nie jestem już małą dziewczynką. Ja wiem co robię. - powiedziałam.
- No dobra, ale ja idę z wami, inaczej cię nie puszczę. - spojrzał na mnie wzrokiem, który może zabijać.
- Nie. - powiedziałam stanowczo. - Bo wtedy ty tam wparujesz i się z tym dupkiem pobijesz. Wybacz Em, że obrażam twojego brata. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy, sama chętnie go obrażę. - powiedziała Em ze śmiechem.
- Lou, posłuchaj mnie. Nie mogę teraz do końca życia ukrywać się przed jednym popaprańcem. Muszę stanąć z nim twarz w twarz, bez pomocy innych. Zaufaj mi, nic mi się nie stanie. - obiecywałam Louisowi, ale nie byłam taka pewna czy wrócę stamtąd cało. No ale musiałam go uspokoić inaczej by mnie nie puścił.
- Jak nic ci się nie stanie to możesz. - uśmiechnął się Louis po czym mnie przytulił.
- Dobra, dobra gołąbeczki, koniec tych uścisków. - z kuchni krzyknął Zayn.
- A co? Zazdrosny jesteś? - powiedział Lou ruszając brwiami.
- Tak, jestem. - powiedział Zayn na co Lou rzucił się na niego i zaczęli się bić, no ale bić po swojemu. Co prędzej doprowadza do śmiechu niż do strachu. W momencie największego zamieszania razem z Em wymknęłyśmy się. W głębi duszy miałam nadzieję, że jednak Adama nie będzie w domu. Szłam niepewnym krokiem w stronę drzwi domu mojej przyjaciółki. Podeszłyśmy pod wejściowe drzwi, a Emilie złapała za klamkę.

                                                           *** Oczami Lou***
Cały czas wygłupiamy się z Zaynem. Po chwili zauważyłem, że Eli i Em już wyszły. Ciekawe kiedy. Cały czas mam złe przeczucie. Pomyślałem, że Em mieszka na przeciwko, więc jak cokolwiek się stanie to od razu przybiegną. Minęło 10 minut, one nie wracały. Zacząłem się trochę niepokoić, ale potem się uspokoiłem.

                                                         ***Oczami Elizabeth***
Po wejściu do domu, na kanapie zobaczyłam jego. Tego, który groził mi śmiercią. Ma teraz świetną okazję, żeby mnie zabić w końcu nikt mnie nie broni. Razem z Em wiele byśmy nie zdziałały. Nadszedł ten moment. Zobaczył mnie. Wstał i ruszył w moją stronę. Stanął niebezpiecznie blisko i swoim przeszywającym spojrzeniem sprawiał, że chciałam uciec, ale postanowiłam pokazać mu, że się go nie boję. Emilie chciała zainterweniować, ale ja dałam jest sygnał, że sobie radzę.
- Gdzie ten twój Louisek? - zapytał mierząc mnie lodowatym spojrzeniem.
- A co cię to?! - powiedziałam udając odważną, lecz w głębi siebie krzyczałam: ,,Nie krzywdź mnie!''
- O... to takie smutne... zerwał z tobą?! Biedna Elizabeth... - chciał pogłaskać mnie po włosach.
- Nie dotykaj jej! - wykrzyczała do niego Emilie. Jego mina wskazywała na to, że trochę się zdenerwował.
- Zapłacisz za to s*ko. - powiedział z delikatnym uśmiechem zwracając się w kierunku Emilie. Gdy to usłyszałam z całej siły uderzyłam go w twarz, to był błąd, duży błąd. Zauważyłam, że Adam chce się zamachnąć na Em. W tym momencie mój instynkt kazał mi uciekać, ale postanowiłam zadziałać i rzuciłam się na niego. Zaczęłam krzyczeć: ,,Nie waż się jej tknąć!'' po czym kopnęłam go w krocze. On upadł na ziemię, ja chciałam uciec, ale on złapał mnie za nogę, więc upadłam na ziemię uderzając głową o podłogę. Adam złapał mnie za włosy po czym zaczął uderzać moją głową o podłogę. Chciała mu się wyrwać, ale nie dałam rady. Potem postanowiłam zrezygnować z walki i tak już jestem praktycznie martwa. Po chwili zobaczyłam, że odchodzi. Próbowałam wstać, ale bardzo kręciło mi się w głowie. Gdy Adam zobaczył, że jeszcze jestem przytomna podbiegł i kopnął mnie w brzuch. Poczułam niemożliwy do opisania ból, był po prostu okropny. Wtedy usłyszałam krzyk straszny krzyk, okropnie głośny. Rozpoznałam go, to był głos Emilie. Chciałam zobaczyć co się stało, ale nie miałam siły podnieść głowy. Po chwili Adam wybiegł z domu. Emilie zamknęła za nim drzwi na klucz. Pomogła mi wstać i zaprowadziła do łazienki. Ja w łazience zaczęłam wymiotować. Czułam się fatalnie. Na szczęście nic na twarzy mi nie było, tylko krew mi leciała z nosa, ale to taki drobiazg. Najgorszy był ten ból. Cały mój brzuch przeszywał straszliwy ból.

                                                          ***Oczami Louisa***
Wszyscy siedzieliśmy już na kanapie gdy nagle usłyszeliśmy krzyk. Przeraźliwy krzyk od którego miałem dreszcze. Wiedziałem, że coś się stało. Bez zastanowienia pobiegłem w stronę domu Emilie, a Niallowi kazałem poczekać z chłopakami. Po drodze minąłem się z tym de*ilem. Chciałem wbiec do domu, ale były zamknięte na klucz. Zacząłem pukać i krzyczeć do drzwi:
- Otwierać! Wszystko w porządku? Jesteście całe? No otwórzcie no!!! - krzyczałem bez opamiętania. Ze 2 minuty stałem pod wejściem. Pod drzwiami usłyszałem szepty.
- Lou, mógłbyś przyjść za chwilę? - zapytała Em.
- O nie! Macie mnie teraz i natychmiast wpuścić! - krzyczałem dalej. Byłem bardzo zestresowany.
- Ale Louis, ja złamałam daną ci obietnicę. - usłyszałem cichy i pełen bólu głos Eli. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Wiedziałem, że stało się coś bardzo poważnego. Zdenerwowałem się jeszcze bardziej niż przedtem.
- Błagam, otwórzcie te drzwi. - zacząłem rezygnować z tego czy w ogóle kiedykolwiek stamtąd wyjdą.
- Skoro chcesz mnie zobaczyć w takim stanie to proszę. - powiedziała pod nosem Eli. Usłyszałem przekręcanie klucza. Otworzyła drzwi, a ja momentalnie się rozpłakałem. Twarz miała poobijaną, z nosa leciała jej krew, a nawet nie mogła samodzielnie stać prosto. W ogóle nie mogła stać prosto, cały czas była zgięta w pół i trzymała się za brzuch. Wyglądała jakby miała zaraz skonać. Jej twarz z sekundy na sekundę robiła się bledsza.

                                                 *** Oczami Elizabeth***
Widziałam jego minę. Była okropna. Podeszłam do niego, no oczywiście z pomocą Emilie i wtuliłam się w jego szaro-niebieską koszulkę. Wyszeptałam tylko ciche: ,,Przepraszam''.

--------------------------------------------------------
No i kolejny rozdział, tym razem 4. Bardzo się cieszę. Jest już 386 wyświetleń jestem mega szczęśliwa.
CHCIAŁABYM BARDZO SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ CZYTELNICZCE Rosesylla ZA CUDOWNY KOMENTARZ, KTÓRY SPRAWIŁ, ŻE Z CHĘCIĄ BĘDĘ PISAŁA KOLEJNE ROZDZIAŁY, BO WIEM, ŻE MAM DLA KOGO PISAĆ I KOMUŚ SIĘ JEDNAK TO WSZYSTKO PODOBA. Chciałabym abyście komentowali mojego bloga, bo każdy komentarz sprawia, że się uśmiecham. Wszystkich, którzy lubią moje opowiadanie zapraszam do obserwowania mojego bloga <33
2 komentarze = kolejny rozdział <3
♥♥♥


4 komentarze:

  1. ten blog iimagin jest wspaniały nie raz uroniłam łze czytając go i czekam na naztępny rozdział z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, nie myślałam, że moje Imaginy aż tak się podobają <3
      :3
      ♥♥♥

      Usuń
  2. jeeeny , kochana, o jest boskie ...: *
    czekam już z niecierpliwością na kolejną część xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Każdy taki komentarz sprawia, że na mojej twarzy maluje się wielki banan <3
      Kocham was
      ♥♥♥

      Usuń