niedziela, 21 lipca 2013

And I break down as you walk away, so plase stay with me ♥

W oddali słyszałam krzyki radości i wiwatów. Mnie nie było do śmiechu. Ja jedyna wiedziałam, że ten pomost ma całe spróchniałe deski i w każdej chwili może się połamać. Ostrzegałam go, ale Louis jedynie biegł po pomoście i nagle usłyszałam jak deski pękają. Tak zaczął się mój koszmar, który niestety nie okazał się snem. Deski pod nogami Louisa pękły. Ja z całej siły spadłam i cała się poobijałam. Louis od razu wpadł do wody. Miałam nadzieję, że nic mu się nie stało. W tle znowu słyszałam krzyki, tym razem przerażenia. Nie wiedziałam co zrobić. Kilka sekund później mojego nogi zakleszczyły się pomiędzy porozrywanymi deskami. Nie chciałam wpaść do wody razem z ciężarem, który zapewne sprawiłby, że utonęłabym. Chciałam za wszelką cenę wydostać się z tej pułapki, ale nie mogłam. Podczas próby wyciągnięcia nóg, wykręcania ich we wszystkie strony poczułam przeszywający ból i usłyszałam dźwięk pękających kości. Cały pomost w kawałkach pływał w wodzie. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Nagle poczułam kolejny przeszywający ból, tym razem atakował moją głowę. Byłam kompletnie skołowana. Powoli tonęłam pozbawiona jakichkolwiek chęci do walki z tym groźnym żywiołem. Traciłam kontakt z rzeczywistością, ale cały czas słyszałam krzyki i nadal nie wiedziałam co z Louisem. Miałam głęboką nadzieję, że wyszedł na brzeg i nic mu nie jest. Gdybym miała taką pewność, że nikomu nic się nie stało to mogłabym spokojnie umrzeć. Wierzyłam, że to ostatnie chwilę mojego życia.

                                                ***Oczami Louisa***
Znowu przeze mnie cierpi. Nie wiem nawet gdzie ona jest. Po tym jak z pomostu wpadłem do wody, nie widziałem jej. Pływałem w około miejsca wypadku i szukałem jej. Nie chciałem się poddać. Nie zważałem na to, że z brzegu mnie wołają. W tamtym momencie myślałem tylko i wyłącznie o Eli. Obawiałem się najgorszego. Wtem ujrzałem aksamitną dłoń wychyloną delikatnie ponad taflę wody. Wiedziałem, że to Elizabeth. Podpłynąłem najszybciej jak mogłem, ale alkohol w moim organizmie utrudniał sprawę. Złapałem ją i starałem się dopłynąć jak najszybciej do brzegu. Gdy Niall i Harry zobaczyli, że sobie nie radzę rzucili się do wody aby mi pomóc. Mnie na szczęście nic nie było oprócz kilku drzazg, zadrapań i trochę byłem poobijany, więc mogłem zająć się wyłącznie Eli. Wyciągnęliśmy ją na brzeg. To co ujrzałem sprawiło, że zrobiło mi się słabo.

                                                ***Oczami Elizabeth***
Poczułam ciepłą skórę. Była delikatna i wyciągała mnie z wody. Czyli mnie znaleźli. Wyciągnęli mnie na brzeg. Krztusiłam się wodą w moim ciele. Potem zaczęłam odzyskiwać przytomność. Kawałek dalej stała Emi. Dzwoniła na pogotowie. Było ze mną aż tak źle? Chciałam usiąść i obejrzeć moje nogi, które z bólu przyprawiały mnie o mdłości. Ból był niewyobrażalny. Spojrzałam na nie. Z prawej nogi wystawała mi kość. Skóra była rozerwana i wokoło mnie było pełno krwi. Druga noga wyglądała nieco lepiej, ale bolała równie potworne. Na twarzy poczułam krew. Czerwona substancja pochodziła z mojej rany na głowie, którą prawdopodobnie zrobiła spadająca deska. Miałam szum w uszach i mroczki przed oczami. Ciężko mi było oddychać. Wiedziałam, że jesteśmy daleko od cywilizacji, więc trochę to zajmie nim przyjedzie ambulans. Usłyszałam rozdzieranie tkaniny. Spojrzałam na Louisa. Owijał miejsce nad moją raną, swoją rozdartą koszulką. Cały czas płakał, widziałam to. Chciał zatamować krew, żebym się nie wykrwawiła, przynajmniej tak myślę. Potem nie pamiętam już nic.

                                                ***Oczami Emilie***
Widziałam jak Lou wyciąga Elizabeth. W tym momencie dzwoniłam na pogotowie. Chwilę to zajęło zanim udzieliłam wszystkich informacji. Gdy skończyłam tłumaczyć miejsce naszego pobytu, podeszłam do Eli. Była już nieprzytomna. Łzy cisnęły mi się do oczu. Dlaczego to wszystko, te wszystkie okropne rzeczy dzieją się tak wspaniałej osobie jaką jest Elizabeth. Tego nie potrafię zrozumieć. Odkąd skończyła 13 lat, życie daje jej w kość. Najpierw śmierć mamy, potem wyprowadzka, incydent ze złamanym sercem, teraz Adam, atak astmy i jeszcze to. Mam ochotę rzucić się w jej ramiona i płakać, ale muszę zachować zimną krew. Długo tak nie wytrzymam, ale postaram się. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

                                                ***Oczami Louisa***
Była blada, oddychała płytko i niespokojnie. Jeszcze do tego ta okropna kość, która wystawała jej z nogi. To był najokropniejszy widok w moim życiu. Emilie dzwoniła na pogotowie, a ja starałem się zatamować krwotok. Chwilę później straciła przytomność. Nie zwracałem uwagi na nic innego. Chciałem tylko, żeby Eli jak najszybciej otrzymała fachową opiekę. Cały czas płakałem, ale wiedziałem, że panika tylko szkodzi. Musiałem się więc opanować, ale trudno mi było w takiej sytuacji.
- Mamy wyjść na drogę, żeby mogli trafić. Sami do tego jeziora nie trafią, bo nawet o nim nie słyszeli. Jak z Eli? - zapytała Em po rozmowie z pracowniczką szpitala.
- Straciła przytomność. Staram się zatamować krwotok, ale ciężko jest. Za ile będą? - powiedziałem z niepokojem.
- Powiedzieli, że za około 15 minut. To może ja wyjdę na drogę i na nich poczekam. Nie mogę patrzeć na to. Chce mi się płakać. - powiedziała praktycznie już płacząc.
- Pójdę z tobą. - odezwał się Niall. Razem poszli w stronę drogi. Każda minuta była na wagę złota. Jedna chwila mogła zaważyć o jej życiu albo śmierci. Miałem wrażenie, że czekanie trwa wieki. Jakieś dziesięć może piętnaście minut później przyjechał ambulans. Zabrali ją na nosze, a potem zapytali czy ktoś jeszcze jest ranny. Emi od razu powiedziała, że ja. Wcale nie byłem ranny. Miałem jedynie tylko małe rany, ale ratownicy medyczni uparli się na badania. Siedziałem w pojeździe i liczyłem na cud.
- Będzie żyła prawda? Będzie wszystko w porządku? - zapytałem się ratownika, który cały czas kontrolował jej stan.
- W tej chwili nie mogę nic powiedzieć. Właściwie nie mogę nic powiedzieć jeżeli nie jesteś z rodziny. No, ale chyba ci na niej zależy. No dobra, ale tylko dlatego, że jest ci bliska. Lepiej, żeby to zostało między nami. Jest stan cały czas się pogarsza i straciła mnóstwo krwi. Potrzebna będzie transfuzja. Najbliższa doba będzie decydująca, ale radzę się przygotować do najgorszego. Ma grupę krwi B, która jest dość rzadka w naszym rejonie. Jest możliwość oddania krwi kogoś bliskiego do transfuzji, ale musi się zgadzać z grupą pacjenta. Powiem tyle, że szanse na przetrwanie tej nocy są bardzo małe, ale będziemy robić wszystko co w naszej mocy. Jeszcze do tego wdało się zakażenie w nodze. Będzie ciężko, ale bądźmy dobrej myśli. - powiedział sanitariusz, a ja słuchałem, ale w prawdzie nie mogłem przyjąć tego do wiadomości. Ona nie może umrzeć. Ja bez niej nie przeżyję, będę nikim. Ja ją kocham, muszę się do tego przyznać przed samym sobą. Niestety nie wiem czy będę miał szanse jeszcze jej to powiedzieć. Eli może umrzeć i to przeze mnie. Przez moją głupotę osoba, którą tak kocham teraz umiera. Jeżeli tak się stanie to mam nadzieję, że tam będzie jej lepiej, że będzie szczęśliwa. Wreszcie po tej męczarni jaką była droga, dojechaliśmy. Elizabeth natychmiast została zawieziona do specjalnej sali. Mnie zaprowadzono w zupełnie inną stronę. Pielęgniarka opatrzyła mi rany i poprosiła o autograf oraz zdjęcie. Gdy wszystkie drzazgi zostały wyjęte z mojej skóry, wyszedłem przed szpital. Chwilę później zobaczyłem czarną Kię. Pierwsza wysiadła Emilie. Była cała zapłakana i krzyczała.
- Co z Eli?! Kiedy wyjdzie?! Co się z nią dzieje?! Można się z nią zobaczyć?! - krzyczała do mnie.
- Emi spokojnie. Panika w niczym nie pomoże. Musimy czekać. - uspokajałem ją, ale sam miałem ochotę w krzyku wbiec na salę i płakać. Muszę jednak się uspokoić. Całą szóstką usiedliśmy na korytarzu i czekaliśmy. Nikt nie chciał jeść, pić ani spać. Mijały godziny, a nikt nie wychodził z sali. Już przysypiałem, ale zobaczyłem, że ktoś łapie za klamkę. Momentalnie wstałem i ruszyłem w stronę wychodzących lekarzy. Grupa pielęgniarek wywozła Eli do sali z wielką szybą dzięki, której widzieliśmy ją.
- Wszytko z nią w porządku? - zapytałem od razu.
- A pan jest z rodziny? - spojrzał na mnie jeden z lekarzy.
- Nie, jestem przyjacielem.
- No dobrze, skoro pacjentka jest nieprzytomna, a pan jest przyjacielem, to proszę tylko pokazać dowód osobisty. - powiedział lekarz, a ja bez zawahania wyciągnąłem dokument. Wtedy zaczął mi udzielać informacji.
- Więc tak. Zakażenie już nie zagraża, operacja nóg też się udała. Niestety obie są połamane przynajmniej w 7 miejscach, więc przez jakiś czas będzie musiała jeździć na wózku inwalidzkim, o ile przeżyje dzisiejszą noc. Najgorsze jest to, że pacjentka ma grupę krwi B, a w naszym szpitalu niema takiej krwi. Potrzebne jest natychmiastowe przetoczenie krwi. Jedyny ratunek w kimś bliskim, który ma taką samą grupę krwi i oddałby trochę do transfuzji. Mówię z góry, że dla dawcy jest na bezpieczne. Tak więc od tego zależy życie dziewczyny. - oznajmił lekarz, po czym chciał odejść.
- Ja mam grupę krwi B i chciałbym oddać ją do przetoczenia. - powiedział...

----------------------------------------------
Hejka skarby. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Trochę krótki, ale musiałam skrócić, żeby zrobić odpowiednie zakończenie. Z góry dziękuję za każdy komentarz. Niedługo wstawię następny rozdział. :*
Jak myślicie? ♥
- Kto zgodził się na oddanie krwi do transfuzji?
- Czy Elizabeth umrze?
- Co jeszcze stanie się w następnym rozdziale?
Zapraszam do czytania następnego rozdziału.
Kocham was siostrzyczki wy moje kochane ♥♥♥

9 komentarzy:

  1. wspaniałe opowiadane ja zawsze ja mogę oddać krew hehe kochana siostrzyczko mam nadzieje że dodasz następną jeszcze dzisiaj Zuzia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dam radę wstawić jeszcze dzisiaj, ale nie wiem ♥♥♥
      Dzięki bardzo za komplement :*
      Kochana siostrzyczko ♥♥♥

      Usuń
  2. Nie było mnie 1 dzień, a tu już 2 rozdziały .. Tylko jeden dzień, rozumiesz?! Ale to taki szczegół xd. Rozdział, w ogóle, całe to opowiadanie jest niesamowicie interesujące i mnie zaciekawiłaś maksymalnie <33. Mam nadzieję, że nie jest to kolejne opowiadanie z typu tych, które się zaczyna, ale nigdy się ich nie kończy, co? ;oo Masz bowiem talent i pisanie wychodzi ci dobrze ;), widać, że się przy tym starasz i nie robisz tego na odczep się ;* . No i.. Aż w siedmiu miejscach?!. Pomysłowym trzeba być, nie ma co. W każdym razie, czekam z niecierpliwością na kontynuację.;** Kocham Cię <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a i wydaje mi się, że to Harry ;) mam nadzieje, że rozdział dodasz jak najszybciej kochana ♥

      Usuń
    2. Dzięki ♥♥♥
      Spokojnie to opowiadanie ma swój koniec :D
      Następny rozdział postaram się wstawić jutro albo jeszcze dzisiaj :D
      Kocham cię kochana siostrzyczko ♥♥♥

      Usuń
  3. wspaniałe...jak zawsze, dużo emocji i dużo się dzieje. ... : * kochana masz meega dar do pisania ...xD
    WYDAJE MI SIĘ, ŻE O BĘDZIE HARRY :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki bardzo :* Nie wiem czy nazwałabym to darem. Wiele jest osób lepszych ode mnie, ale dzięki za miłe słówko, aż mi się ciepło w serduchu zrobiło ♥♥♥
      Kochana moja ♥♥♥

      Usuń